Futbol to rzecz piękna i zachwycająca. Zazwyczaj ekscytujemy się "wielką piłką" i meczami "Barcy" czy Realu, nie dostrzegając piękna w naszej polskiej, lokalnej piłce. Najlepszym przykładem fenomenu w lokalnych rozgrywkach jest drużyna Błękitnych Zabłocie, czyli szósty zespół zielonogórskiej A-klasy. Szóste miejsce w A-klasie to może i żadna rewelacja, jednak w Zabłociu rzeczy godnych podziwu z pewnością nie brakuje.
Oficjalnie Błękitnych założono w 1976 roku, jednak po kilkunastu latach działalności biznes przestał poprawnie funkcjonować. Zabłocie straciło futbol na kilka ładnych lat, których teraz można tylko żałować. Dopiero w 2013 roku Błękitni powrócili na ligowe salony. Wrócili praktycznie z niczym – goli. Bez pieniędzy, szatni, ławek rezerwowych, a nawet piłek do trenowania. W klubie nie brakowało za to czegoś, czego nie ma większość polskich kopaczy – ambicji! To dzięki niej w Zabłociu udało się skompletować optymalną grupę zawodników, która na B-klasę okazała się zdecydowanie za mocna.
Początek nie zapowiadał furory, jednak mentalność zwycięzców wiele zmieniła. Od czwartej kolejki spotkań Błękitni ogrywali wszystkich jak leci i do następnego sezonu przystępowali już jako beniaminek A-klasy. Sukces sportowy musiał pociągnąć za sobą gros kolejnych osiągnięć. W Zabłociu zbudowano szatnie, ławki dla rezerwowych – wszystko to w czynie społecznym. Każdy mecz, nawet najmniej ważny, przyciągał na trybuny mnóstwo ludzi. Futbol w Zabłociu stał się tematem numer 1, religią i rzeczą najświętszą z najświętszych, pochłaniając wszystko inne.
Mecze w A-klasie i kolejne zwycięstwa (a było ich trzynaście) tylko pogłębiły fanatyzm mieszkańców Zabłocia. Ekipa Błękitnych znakomicie wywiązała się z roli beniaminka i mimo najniższego budżetu w stawce uplasowała się na wysokim, szóstym, miejscu. Jak na pierwszy sezon w A-klasie drużyny opartej na zawodnikach miejscowych to spory wyczyn, tym bardziej że Błękitnych od samego początku rozgrywek trapiła plaga kontuzji. „Zastój” to w Zabłociu słowo kompletnie obce.
Kolejnym krokiem naprzód jest założenie drużyny młodzieżowej, która ma zakorzenić futbol w Zabłociu na kolejne, bardzo długie lata. Nie jest to co prawda duża miejscowość (ok. 500 mieszkańców), jednak młodych talentów nigdy tu nie brakowało. Do tej pory zabłockie narybki włóczyły się po nieodległych klubikach, dziś z dumą przywdziewają błękitną koszulkę z orłem na piersi. To, co wydarzyło się w Zabłociu przez ostatnie dwa lata, to po prostu rzecz nadzwyczajna. Co ważne, działacze wraz z zawodnikami z optymizmem spoglądają w przyszłość, otwarcie mierząc w kolejny awans. Zawodnikom nie brak zapału do gry, atmosfera w drużynie jest świetna, kwestia wyniku leży więc w ich nogach.
– Awans to sprawa prestiżowa, chcemy wygrać ligę z przytupem i zrobimy wszystko, by tak się stało – mówi obrońca Błękitnych Łukasz Jaszczyszyn.
Rozmawiając z pozostałymi zawodnikami, usłyszelibyśmy podobne sformułowania. Panowie z Lecha, Legii, Cracovii – bierzcie przykład! Świetną robotę w Zabłociu wykonują nie tylko działacze, ale i trener Ryszard Jeremicz, który dba o dobrą dyspozycję zawodników od dwóch lat. Sezon A-klasowy startuje 22 sierpnia i pewnie jest to najbardziej wyczekiwana data w miejscowości. Wszyscy liczą na udany start w lidze i ciekawą przygodę w Pucharze Polski. Podwójny sukces z pewnością byłby mile widziany.
Moszna prosić o teksty Marcinka Paczkowskiego?