Maksymilian Sitek to niewątpliwie jeden z najbardziej utalentowanych zawodników występujących na poziomie Fortuna 1. Ligi. Swoją przygodę piłkarską rozpoczynał w akademii Stali Rzeszów, choć w tym samym czasie jego tata był trenerem Resovii Rzeszów. W dzisiejszej rozmowie Maks opowiada o tradycjach sportowych w swojej rodzinie, pierwszych treningach, piłkarskich idolach oraz planach na najbliższą przyszłość. Zapraszamy na rozmowę.
Skąd wzięła się Twoja pasja do piłki nożnej?
Myślę, że tutaj nikogo nie zaskoczę swoją odpowiedzią. Mój tata jest trenerem i po prostu zawsze lubił piłkę nożną, więc zapisał mnie na treningi. Zresztą jeżeli tata jest trenerem jakiejś dyscypliny, to zazwyczaj zapisuje syna na ten sport. Ja złapałem bakcyla, kiedy po raz pierwszy kopnąłem piłkę. Może na początku nie miałem takiego entuzjazmu do gry w piłkę nożną jak mam dzisiaj i czasami nie chciało mi się chodzić na trening, ale zawsze podobał mi się ten sport.
Miałeś w dzieciństwie jakiś ulubiony klub, którego mecze regularnie oglądałeś?
W dzieciństwie na pewno była to FC Barcelona. Oglądałem nawet takie „szkółki” – nie pamiętam już, jak to się dokładnie nazywało, ale to były takie treningi z zawodnikami. Zawsze dziadziu z babcią mi to nagrywali na dekoderze. Pamiętam, jak oglądałem odcinki z Xavim, Deco, a nawet Messim. Długo kibicowałem właśnie Barcelonie, ale później jakoś mi się to znudziło.
W wieku trzynastu, może czternastu lat zacząłem kibicować Tottenhamowi, ale wiadomo, jaka jest ich gablota (śmiech). Przestałem im w końcu kibicować, bo nie wierzyłem dłużej w to, że w końcu coś wygrają. Nie mówię, że jestem sezonowcem, ale trochę mi się to znudziło. Teraz kibicuję po prostu dobrej piłce.
A miałeś ulubionego piłkarza?
Myślę, że tutaj po raz kolejny nikogo nie zaskoczę. Messi.
Przy okazji od razu zapytam, czy był jakiś piłkarz, którego grą się inspirowałeś lub nadal inspirujesz?
Tak jak wspominałem, zawsze zwracałem uwagę na Leo Messiego, bo tak jak on byłem mniejszy od swoich rówieśników, a jego gra cieszyła oko – tym bardziej że grałem z przodu, więc mogłem się nim inspirować. Myślę, że przede wszystkim imponował mi Messi, ale podobał mi się też Nani, jak grał w Manchesterze United, no i oczywiście Ronaldo. Na YouTube szukało się jakichś filmików i oglądało tych najlepszych graczy.
Teraz wróćmy do Twojej kariery juniorskiej. Swoją przygodę piłkarską rozpoczynałeś w Stali Rzeszów, dlaczego wybór padł właśnie na Stal? Warto zaznaczyć, że twój tata był w tamtym czasie trenerem Resovii Rzeszów.
Sam nie znam odpowiedzi na to pytanie albo nie mogę sobie przypomnieć. Tutaj musiałbyś zadzwonić do mojego taty i sam go o to zapytać. Myślę, że po prostu nie było mojej grupy wiekowej w Resovii i pewnie dlatego zapisał mnie do Stali. Musisz zapytać taty, bo to rzeczywiście jest bardzo ciekawe.
Z tego, co wiem, sport w Twojej rodzinie zawsze był ważnym elementem życia codziennego, ale czy jesteś pierwszym profesjonalnym sportowcem w rodzinie?
Czy profesjonalnym? Nie wiem. Wiem, że moja mama pływała w juniorach i miała spore osiągnięcia. Z tego, co pamiętam, miała trzecie miejsce na mistrzostwach Polski juniorów w pływaniu. Tata grał w drugiej lidze, ale nie zrobił profesjonalnej kariery. Dziadkowie również byli związani ze sportem, ponieważ oboje trenowali pływanie. Później mój dziadek był trenerem od przygotowania fizycznego w reprezentacji Polski. Trenował między innymi Otylię Jędrzejczak czy nawet Pawła Korzeniowskiego. To chyba na tyle, jeżeli chodzi o sport w mojej rodzinie. Chyba nikt czynnie nie uprawiał profesjonalnie sportu, ale co by nie mówić, moja rodzina jest mocno związana ze sportem przez całe życie.
Czy droga na szczyt piłkarskich marzeń kosztowała Cię wiele wyrzeczeń w dzieciństwie?
Wtedy tak się na to nie patrzyło. Jak byłem dzieckiem, grałem w piłkę, bo po prostu to lubiłem. Na początku na pewno były problemy, żebym chodził na treningi, bo trochę mi się nie chciało. Chyba na początku nie było aż takiego zamiłowania, ale później, jak już zacząłem grać lepiej, zaczęło mi to sprawiać ogromną przyjemność.
Czy kosztowało mnie to wiele wyrzeczeń w młodym wieku? Zależy, co masz na myśli, mówiąc w „młodym wieku”. W tym młodszym wieku – typowo dziecięcym, nie myślało się o żadnych imprezach i innych tego typu rozrywkach. Później na pewno kosztowało mnie to sporo zdrowia. Podczas treningów często kręciło się kostki i dochodziło do wielu mikrourazów mięśniowych. To było trochę uciążliwe dla zdrowia, ale mimo wszystko piłka nożna cały czas sprawiała mi radość i nie myślałem w takich kategoriach.
W wywiadzie dla Weszlo.com powiedziałeś, że był taki czas, kiedy dużo czytałeś. Czy można powiedzieć, że czytanie było Twoją drugą pasją?
Miałem taki moment, kiedy dużo czytałem. Zwłaszcza jak grałem w Niepołomicach i Tarnobrzegu. To było w wieku siedemnastu, osiemnastu, dziewiętnastu lat. Rzeczywiście jak grałem w Puszczy Niepołomice, była to dla mnie jakaś forma rozrywki. Teraz na pewno więcej czasu spędzam z dziewczyną, a oprócz tego lubię sobie pograć w jakieś gry na PS5 lub na komputerze w League of Legends. Dalej czytam sobie czasem jakieś książki, więc to nie jest tak, że zakończyłem swoją karierę czytelniczą.
W tym samym wywiadzie wspominałeś, że masz bardzo dobry kontakt z tatą. Za granicą jest taka praktyka, że tata zostaje agentem piłkarza. Myśleliście nad takim rozwiązaniem?
Chyba tylko w żartach rozmawialiśmy na ten temat, bo tato nie ma takich znajomości czy po prostu kompetencji, żeby zostać moim agentem. Żeby zostać agentem zawodnika, jednak trzeba w tym siedzieć i przede wszystkim mieć kontakty. Oczywiście w żartach padało, że mógłby zostać moim menadżerem, ale nie wiem, czy on byłby do końca z tego zadowolony, ponieważ spełnia się jako trener i chyba to mu najbardziej odpowiada.
Ustaliliśmy już, że swoje pierwsze kroki piłkarskie stawiałeś w akademii Stali Rzeszów. Stamtąd trafiłeś do akademii Legi Warszawa. Zacznijmy od tego, jak oceniasz ogólną organizację Legii?
Na pewno jak na tamte czasy była to jedna z najlepszych szkółek piłkarskich w Polsce. Nie ma co się czarować, Legia i Lech byli bezkonkurencyjni w tamtych czasach. Jeśli chodzi o organizację w klubie, na nic nie mogłem narzekać. Mieliśmy wszystko opłacone, a treningi były na najwyższym poziomie. Jedyny minus to sztuczne boiska, na których cały czas graliśmy. Na pewno teraz, kiedy powstało LTC, wszystko poszło do przodu, ale ja na nic nie mogłem narzekać. Krótko mówiąc – mieliśmy wszystko, czego potrzebowaliśmy do gry w piłkę i to było dla nas najważniejsze.
Mieszkaliśmy w internacie z księżmi, więc był dosyć wysoki rygor i czasem to mogło irytować. Jedyne co to mógłbym narzekać na posiłki, ale jeszcze w tym młodszym wieku nie zwracało się uwagi na dietę. To był dla mnie naprawdę bardzo dobry czas, bardzo dobrze go wspominam. Poznałem wtedy wielu znajomych, kolegów, świetnych ludzi i była to dla mnie świetna szkoła życia. Co by nie mówić, byłem od trzynastego roku życia w Warszawie bez rodziców i musiałem temu jakoś podołać. Myślę, że fajnie mi to wyszło i dobrze mi to zrobiło.
Wspomniałeś o mieszkaniu z księżmi i panującym w internacie rygorze. Jak z perspektywy czasu oceniasz ten rygor i czy uważasz, że był on dla Was niezbędny w tak młodym wieku?
Jak jest tylu chłopaków w jednym miejscu w takim wieku, wiadomo, że dużo będzie się działo, więc ten rygor był potrzebny. Mieliśmy codziennie modlitwy o 20:30 i księża cały czas kontrolowali, czy jesteśmy w pokojach i czy posprzątaliśmy, ale to jest chyba oczywiste. Byliśmy młodymi chłopcami, a odpowiedzialność spoczywała na księżach i na wychowawcach, więc wcale im się nie dziwię. Nam to wtedy na pewno nie przeszkadzało, wspólnie zawsze dobrze się bawiliśmy i naprawdę wspominam ten okres bardzo dobrze.
Wspomniałeś o codziennych modlitwach, więc wypadałoby zapytać, czy religia jest teraz ważnym elementem w Twoim życiu?
Nie. Na ten moment nie, kiedyś bardziej.
Powiedziałeś kiedyś, że w Legii Warszawa czułeś się przytłoczony. Dlaczego?
W Legii nie byłem podstawowym zawodnikiem, nie zawsze na mnie stawiano. Nie mówię, że to jest złe, bo na pewno nauczyło mnie to jakiejś pokory i czekania na swoją szansę, ale później był moment, kiedy mało co grałem i czasami miałem wrażenie, że co bym nie zrobił, to i tak nie będę grać. Z tego powodu po prostu czułem przytłoczenie.
Nie mówię, że trenerami czy chłopakami, tylko po prostu całą sytuacją. Każdy młody zawodnik na pewno musi grać, bo wtedy się najwięcej uczy. Praktyka czyni mistrza. Nic cię nie nauczy lepiej grać w piłkę niż mecz. Brakowało mi w dużym stopniu pewności siebie przez to, że nie zawsze byłem brany pod uwagę i potrzebowałem gry. To był jeden z kluczowych czynników, który wpłynął na transfer do Siarki Tarnobrzeg.
Nie udało Ci się przebić w barwach Legii Warszawa do pierwszego składu. Czego Twoim zdaniem Ci zabrakło?
To na pewno nie był mój czas, żeby się przebić. Po prostu nie grałem. Skoro nie występowałem na poziomie juniorskim, to nie grałem też w Legii II i analogicznie, jeżeli nie było mnie w „dwójce”, nie mogłem grać w pierwszej drużynie. W Legii była na pewno jeszcze bardzo długa droga przede mną, żeby myśleć o „jedynce”. Trzeba też pamiętać, że w Legii jest presja na wynik i czasami młodzi nie dostają szansy. Legia ma na sobie ogromną presję, co roku grają o mistrza Polski, więc można to zrozumieć, ale wiedziałem, że brakuje mi doświadczenia i umiejętności. Wtedy nawet nie myślałem o grze w pierwszej drużynie, bo jak już wolę sobie wyznaczać bardziej realne cele.
Nie uważasz, że wspomniana presja na wynik powoduje, że bardzo wielu młodych nie może pokazać swojego potencjału?
Bardzo dużo zależy od klubu. Patrząc na przykład na Lecha Poznań czy nawet Legię Warszawa – parę razy, na przykład jak wprowadzili Sebastiana Szymańskiego i paru innych zawodników, to byli oni po prostu dobrze wkomponowani. Według mnie to właśnie kwestia, żeby zawodnika dobrze wkomponować w zespół. Nie da się wprowadzić wszystkich młodych, bo zespół nie będzie wtedy grał dobrze, jednak to doświadczenie robi swoje i tego się nie kupi.
Bardzo często mówi się, że Legia Warszawa to najlepsze miejsce na rozwój młodych zawodników. Zgadzasz się z tym?
Nie wiem, jak było w innych szkółkach, ale idąc do Legii, na pewno zrobiłem dobrze, bo naprawdę dużo się nauczyłem i grałem z najlepszymi chłopakami w Polsce. Wiadomo, że jak gra się z najlepszymi, to robi się dużo większy postęp. Cały czas była rywalizacja i każdy musiał pracować, żeby być lepszym od konkurenta i to był na pewno duży plus. Jeśli chodzi o metody szkolenia i treningi, to też nie narzekałem, bo wszyscy trenerzy byli ogromnymi profesjonalistami. Na tamte czasy, kiedy ja trenowałem, była to jedna z najlepszych szkółek w Polsce.
Po nieudanej walce o pierwszy skład w barwach Legii Warszawa przetransferowałeś się do TS Podbeskidzia. Warto zaznaczyć, że w sezonie, w którym przyszedłeś do drużyny z Bielska, „Górale” występowali na poziomie PKO BP Ekstraklasy. Jak to jest, że w Legii Warszawa nie potrafisz się przebić do pierwszego składu, chociażby na ławkę rezerwowych, po czym trafiasz do ekstraklasowego zespołu?
Po prostu przeszedłem bardzo długą drogę, żeby wystąpić na najwyższym poziomie rozgrywkowym w Polsce. Konsekwentnie ciężko pracowałem i szedłem krok po kroku do przodu. Z juniorów trafiłem na wypożyczenie do eWinner 2. Ligi, później do Fortuna 1. Ligi, a z pierwszej ligi bezpośrednio do PKO BP Ekstraklasy. To nie było tak, że zostałem rzucony na głęboką wodę, tylko powoli, zdobywając doświadczenie, trafiłem do Podbeskidzia w ekstraklasie.
W takim razie porozmawiajmy o drodze, którą przeszedłeś przed transferem do PKO BP Ekstraklasy. Zanim dołączyłeś do TSP, występowałeś na rocznym wypożyczeniu w barwach Puszczy Niepołomice. Jak wspominasz grę w tym klubie?
Na pewno zdobyłem tam cenne doświadczenie. Przyszedłem tam z eWinner 2. Ligi i dużo się nauczyłem. Jednak każdy poziom rozgrywkowy różni się od siebie. Im wyższa liga, tym wyższy poziom, tak że było to dla mnie cenne doświadczenie. Grę w Niepołomicach wspominam bardzo dobrze, bo zagrałem tam bardzo dobrą końcówkę sezonu. Chyba nawet mogę powiedzieć, że końcówką sezonu w Niepołomicach zapracowałem sobie na transfer do ekstraklasy.
A trudno Ci było po kilku latach życia w Warszawie przeprowadzić się do mniejszego miasta?
Nie. Ja już miałem też doświadczenie z Tarnobrzegu, więc nie miałem z tym żadnego problemu, tym bardziej że skupiałem się na tym, żeby jak najwięcej grać w piłkę. Dużym plusem na pewno było to, że blisko Niepołomic był Kraków. Ja akurat mieszkałem w Niepołomicach, ale dużo chłopaków dojeżdżało z Krakowa, który też jest fantastycznym miejscem do życia. Życie w mniejszym mieście nie stanowiło dla mnie żadnego problemu, tym bardziej że mogłem się po prostu skupić na piłce.
Ostatnio miałem okazję rozmawiać z trenerem Puszczy Niepołomice – Tomaszem Tułaczem, i nie ukrywam, że jestem zafascynowany jego projektem. Jak Ty, jako zawodnik, oceniasz współpracę z panem Tomaszem i jak oceniasz jego umiejętności trenerskie?
Na pewno dobrze. Dzięki niemu się wypromowałem, dał mi szansę i uwierzył we mnie. Nie mówię, że było łatwo, bo początki w Puszczy też były dosyć trudne. Miałem taki okres, że chwilę nie grałem.
A jeśli miałbym ocenić trenera Tułacza, uważam, że jest to po prostu dobry, doświadczony trener, który jest bardzo charyzmatyczny i potrafi zmotywować zawodników. Dzięki niemu bardzo rozwinąłem się na poziomie emocjonalnym i zbudowałem swój boiskowy charakter. Trener Tułacz po prostu umiał tak nakręcić zawodnika, żeby dużo pracował i dawał z siebie sto procent. Dużo o umiejętnościach trenera mówi też fakt, że potrafi utrzymać się już od siedmiu lat w jednym klubie.
Podczas wywiadu pan Tomasz szeroko wypowiedział się również na temat polityki sprowadzania młodych zawodników do Puszczy Niepołomice, podkreślając przy tym ich późniejsze sukcesy na poziomie ekstraklasy. Rozważałeś transfer do Puszczy Niepołomice, żeby dłużej popracować z trenerem Tułaczem?
Dostałem ofertę z Puszczy Niepołomice, ale wiadomo, jak jest się młodym chłopakiem i dostaje się ofertę z ekstraklasy, to nie bierze się innych propozycji pod uwagę. Każdy celuje jak najwyżej.
Teraz wróćmy do Twojego aktualnego pracodawcy. Tak jak wspomniałem, przyszedłeś do Podbeskidzia, kiedy klub występował w ekstraklasie. Tym samym była to Twoja pierwsza styczność z najwyższym szczeblem rozgrywkowym w Polsce. Który z zawodników Podbeskidzia pomógł Ci wtedy najbardziej z aklimatyzacją w drużynie i poradzeniem sobie z obciążeniem psychicznym?
Chyba nie wymienię jednego zawodnika, ale cała drużyna bardzo dobrze mnie przyjęła i pomogła mi się wdrożyć do zespołu. W zespole było wtedy wielu doświadczonych zawodników, którzy chcieli pomóc tym młodym, bo wiadomo, że jak młody będzie dobrze grać, to w dużym stopniu pomoże zespołowi. Jak młody zawodnik wchodzi do ekstraklasy, może u niego występować jakaś trema, ale ja jakoś tej tremy nie odczuwałem. Płynąłem z prądem. Ciężko trenowałem i dostawałem wiele wskazówek od bardziej doświadczonych chłopaków. Nie miałem jakiegoś jednego mentora czy osoby, która nade mną czuwała, tylko wszyscy się spoko zachowali i pomogli mi się wdrożyć do drużyny.
Z tego, co wiem, miałeś dobry kontakt z Filipem Laskowskim. Czy to prawda?
Prawda. Był moim szoferem, bo zawsze podjeżdżał po mnie pod mieszkanie i woził mnie na treningi, tak że mieliśmy dobry kontakt. Chociaż poza tym wożeniem na treningi również spędzaliśmy razem dużo czasu.
Znalazłeś sobie teraz nowego szofera?
Teraz sam jestem swoim szoferem.
Jeśli już o Filipie mowa, muszę zapytać, czy doradzałeś mu przy transferze do Legii Warszawa?
Nie. Akurat nie mieliśmy wtedy kontaktu i nie doradzałem mu w tej kwestii.
Rozmawiając o Filipie, cofnijmy się na chwilę do Twojego pobytu w Warszawie. Presja w Legii Warszawa jest na pewno nieporównywalnie większa niż w Podbeskidziu. Czy właśnie ta wspomniana presja była czynnikiem, który Cię wcześniej ograniczał?
Nie patrzyłbym na to w ten sposób, bo prawdziwa presja zaczyna się dopiero w seniorach. Ja grałem w juniorach Legii, więc nie było aż takiej presji. Rzeczywiście, w pierwszej drużynie presja jest ogromna, ponieważ tam gra się co roku o mistrza Polski, a na dodatek Legia ma bardzo oddanych kibiców. W Podbeskidziu nie ma aż takiej presji, ponieważ tutaj nie gramy co roku o mistrzostwo. Nie mówię, że nie ma presji, bo każdy czuje presję. Na pewno w Podbeskidziu presja jest dużo mniejsza niż w Legii, ale to nie znaczy, że tej presji w ogóle nie ma. Presja jest naturalną i nieodłączną częścią każdego sportu.
Teraz niczym Liverpool z AC Milan wrócimy do tematu Podbeskidzia. W obecnym sezonie prezentujecie się naprawdę dobrze. W Fortuna 1. Lidze nie przegraliście od dziewięciu kolejek. Wiem też, że celem klubu w tym sezonie jest powrót do PKO BP Ekstraklasy. Czy uważasz, że już dzisiaj jesteście gotowi do gry w ekstraklasie?
Nie wiem, czy już dzisiaj jesteśmy gotowi, ale na pewno zmierzamy w dobrym kierunku, żeby awansować. W tym sezonie zrobiliśmy jako drużyna duży postęp i naprawdę dobrze to funkcjonuje. Teraz przed nami przygotowania do wznowienia ligi. Na pewno w rundzie wiosennej będziemy silniejsi, bo do zespołu dołączyło kilku nowych zawodników. Bez wątpienia ekstraklasa to jest nasz cel i wierzę, że możemy go zrealizować.
Zbliżamy się powoli do końca naszej rozmowy, więc zatrzymam się jeszcze na chwilę przy Twoim wypożyczeniu do Stali Mielec. Dlaczego zdecydowałeś się na takie wypożyczenie sezon po przyjściu do Podbeskidzia?
Dostałem wtedy drugą szansę od losu, żeby pokazać się w PKO BP Ekstraklasie. Trener Włodzimierz Gąsior znał mnie z Siarki Tarnobrzeg i to on mnie tam sprowadził. W formie ciekawostki mogę powiedzieć, że akurat jak przyszedłem do klubu, on odszedł. Na pewno dużo zawdzięczam trenerowi Włodzimierzowi, bo tak jak wspominałem na początku, to on dał mi tę drugą szansę w ekstraklasie, pomimo że ostatecznie razem nie pracowaliśmy. Tak jak mówiłem przy pytaniu dotyczącym Puszczy Niepołomice, kiedy dostaje się ofertę gry w ekstraklasie, po prostu trzeba z niej skorzystać.
W Stali Mielec pokazałeś się z dużo lepszej strony niż podczas pierwszego sezonu na poziomie ekstraklasy w Podbeskidziu. Czy Stal to klub, w którym grało Ci się najlepiej?
Zdecydowanie.
Zamierzasz w przyszłości wrócić do Stali?
Nie wiem, trudno powiedzieć. Ja na pewno traktuję Stal z dużym sentymentem i bardzo dobrze wspominam grę w Mielcu, ale wszystko zależy od tego, jakie inne oferty miałbym wtedy na stole.
Na koniec jeszcze przygotowałem dla Ciebie dwie tezy, na które chciałbym, żebyś odpowiedział „tak” lub „nie”. Oczywiście jeśli będziesz chciał, możesz uargumentować swoją odpowiedź.
Dobra.
Brak awansu do ekstraklasy w tym sezonie będzie oznaczać mój transfer do nowego klubu.
Nie.
Czuję się piłkarzem gotowym na grę w ekstraklasie.
Tak.
Tym pozytywnym akcentem chciałbym zakończyć tę rozmowę. Dziękuję za wywiad i życzę powodzenia w dalszej części sezonu.
Dzięki.