Łyżka dziegciu w beczce miodu Macieja Skorży


Maciej Skorża już niemal całkowicie zakończył pobyt w Urawa Reds. Podsumowujemy jego dokonania

12 grudnia 2023 Łyżka dziegciu w beczce miodu Macieja Skorży
biznesiswiat.pl

To już przesądzone, że za kilka tygodni Maciej Skorża opuści Japonię. Polak w Kraju Kwitnącej Wiśni spędził zaledwie jeden sezon, ale taki czas w zupełności wystarczył, by zapisać się w historii klubu złotymi zgłoskami. Niemniej ostatnie tygodnie Urawy nie były udane, co odbiło się na końcowym obrazie tej przygody. Nie można powiedzieć, że Maciej Skorża zginął od własnej broni, którą były świetne wyniki rozpalające nadzieje kibiców. Aczkolwiek został nią trafiony i zaczął delikatnie krwawić.


Udostępnij na Udostępnij na

Azjatycka Liga Mistrzów

32 lata i 135 dni. Tak długo musieliśmy czekać, by jakikolwiek szkoleniowiec z Polski wygrał Ligę Mistrzów. Przed erą Macieja Skorży w Urawie Reds ostatnim, który tego dokonał, był Stefan Żywotko. Zwyciężył on w 1990 roku w afrykańskiej Champions League, dowodząc algierskim JS Kabylie. Do 6 maja 2023 roku nikt nawet nie zbliżył się do tego osiągnięcia.

Oczywiście, bardzo dużo się mówiło, że Maciej Skorża miał furę szczęścia. Podpisując kontrakt z japońskim klubem, dostał finał azjatyckiej Ligi Mistrzów „za darmo”. Urawa zakwalifikowała się do niego w sierpniu 2022, natomiast Polak zawarł umowę w listopadzie ówczesnego roku. Miał on zatem do wygrania tylko i aż jeden dwumecz. Tylko, patrząc z perspektywy, że prowadził Urawę wyłącznie w dwóch z czternastu rozegranych przez nią spotkań w tamtym sezonie Champions League. Aż, ponieważ jego rywalem była najbardziej utytułowana i zwyczajnie najlepsza drużyna w Azji ostatnich lat – saudyjskie Al-Hilal. Przeciwnicy byli faworytami dwumeczu, jednak spryt i taktyczny majstersztyk pozwoliły japońskiemu klubowi na sięgnięcie po trofeum.

W Azji panuje zasada, że zwycięzca Ligi Mistrzów nie ma zapewnionego awansu do następnej edycji. Z tego powodu Urawa musiała brać udział w kwalifikacjach, jednak je rozstrzygnęła w mniej więcej pięć minut. Tyle czasu wystarczyło japońskiej drużynie, by wyjść na dwubramkowe prowadzenie z Lee Man Warriors z Hongkongu. Mecz zakończył się wynikiem 3:0. Jednak z powodu gry w kwalifikacjach drużyna Macieja Skorży była losowana do kolejnej fazy z ostatniego, czwartego koszyka.

W grupie już tak kolorowo nie było. Do fazy play-off dostali się zwycięzcy swoich grup oraz trzy z pięciu drużyn z drugich miejsc z każdej z konferencji (podział na zachodnią i wschodnią). Urawa uplasowała się na 2. lokacie w grupie, a w kolejnym zestawieniu była piąta. Szansę na awans przekreśliła niespodziewana porażka w ostatniej kolejce z niegrającym o cokolwiek wietnamskim Hanoi FC.

Rozgrywki krajowe

Od momentu objęcia drużyny do rozpoczęcia ligi japońskiej Maciej Skorża miał parę miesięcy. Dzięki przepracowanemu okresowi przygotowawczemu mógł wystarczająco dobrze poznać zawodników i zdiagnozować wady i zalety drużyny. Mimo to na początku J-League Urawa zaliczyła mały falstart, zanotowawszy dwie porażki z rzędu. Jednak po tym maszyna ruszyła. Trzynaście kolejnych spotkań bez porażki we wszystkich rozgrywkach, jeden mecz przerwy i kolejnych czternaście pojedynków bez przegranej.

Polak stworzył kolektyw, który opierał się przede wszystkim na bardzo szczelnej defensywie. Zarząd Urawy nie był skory do inwestowania w drużynę, więc szkoleniowiec musiał lepić z tego, co miał pod ręką. I o ile formację obronną był w stanie poukładać na niesamowicie wysokim poziomie, o tyle braki z przodu były klarownie widoczne. Stąd wiele spotkań kończyło się remisem. Niemniej Urawa znajdowała się w samym czubie tabeli, przeplatając co kolejkę pozycje na podium. Kibice pierwszy raz od dawna uwierzyli, że klub w końcu może sięgnąć po mistrzostwo kraju, które ostatni raz wywalczył w 2006 roku.

Niestety, w drugiej części sezonu w bardzo dobrze funkcjonującej maszynie zaczęło coś skrzypieć i trzeć. W listopadzie Urawa zanotowała cztery porażki z rzędu we wszystkich rozgrywkach, które pogrzebały grę na kilku frontach. Przegrany finał Pucharu Ligi oraz jeden punkt w trzech meczach ligowych sprawiły, że fani zostali brutalnie wybudzeni z pięknego snu o jakimkolwiek krajowym trofeum w tym roku.

Walka o najwyższe cele trwała jednak do końca, co było widać w ligowym spotkaniu 32. kolejki z Kobe. Przy remisie 1:1 bramkarz Urawy – Shusaku Nishikawa – powędrował w pole karne przeciwnika na stały fragment gry. By być w walce o mistrzostwo, drużyna Skorży musiała mecz wygrać. Skończyło się czymś odwrotnym. Wyłapanie dośrodkowania, kontra, strzał do pustej bramki i przegrana. Po meczu zaczęły krążyć plotki, że pójście Nishikawy w pole karne było jego samodzielną decyzją, a nie zaleceniem trenera. Jak było rzeczywiście? To w tym momencie nie jest wiadome.

Maciej Skorża: paradoks łaknienia

Finalnie Urawa zakończyła ligę na 4. lokacie w tabeli. Nie da się ukryć, że miała niesamowitego pecha. Maciej Skorża wygrał swoje ostatnie spotkanie ligowe, lecz żeby zająć miejsce na podium, potknąć musiała się Hiroszima. Było tego niesamowicie blisko. Trzecia w końcowym rozrachunku drużyna wygrała swój ostatni mecz po bramce w 97. minucie.

Po zakończeniu rozgrywek w polskiej części internetu wylało się sporo komentarzy, że Maciej Skorża spuchł lub został zweryfikowany i tak naprawdę nie ma co się ekscytować jego przygodą, gdyż dostał samograja. W tym miejscu stanowczo będziemy bronić polskiego trenera. Oczywiście, patrząc przez pryzmat całego sezonu, 4. miejsce jest odbierane z niedosytem. Jednak Urawa w ostatnich latach nie była japońskim potentatem, bliżej jej do średniaka. Osiągnięta przez Skorżę lokata jest najwyższym miejscem klubu od sezonu 2015/2016. Doliczając do tego finał krajowego pucharu oraz wygranie azjatyckiej Ligi Mistrzów, zdecydowanie można powiedzieć, że osiągnął on wynik ponad stan.

Większość kibiców Urawy bez mrugnięcia okiem wzięłaby takie rezultaty w ciemno przed przyjściem Polaka. Maciej Skorża zdobył ich serca, co doskonale było widać podczas jego pożegnania z kibicami. Zadziałało to też w drugą stronę – Japonia zajęła specjalne miejsce w sercu polskiego szkoleniowca. Podczas owego pożegnania Maciej Skorża powiedział, że ma nadzieję jeszcze wrócić do pracy w Urawie, a odejście jest spowodowane zmianą priorytetów życiowych. Podsumowując, gdyby nie rezygnacja szkoleniowca ze stanowiska, trudno sobie wyobrazić, by jego kontrakt nie został przedłużony. To, co osiągnął, zasługuje na ogromny szacunek, nawet jeśli ostatnie tygodnie są małą plamką na dziele sztuki spod ręki polskiego trenera.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze