Luksemburski przepis na sukces, który nie jest przypadkiem


Czy piłka w Luksemburgu ma szansę liczyć się na arenie międzynarodowej?

31 lipca 2019 Luksemburski przepis na sukces, który nie jest przypadkiem

Liczący 600 tysięcy mieszkańców Luksemburg, kraj uznawany za finansowe eldorado coraz śmielej radzi sobie w futbolowej rzeczywistości. Ale czy piłka w tej części Europy jest w stanie zrobić znaczny krok do przodu? Czy nastaną czasy, w których przestaną nas dziwić zwycięstwa Luksemburczyków?


Udostępnij na Udostępnij na

Piłkarska federacja Luksemburga zajmuje obecnie 44. miejsce w rankingu UEFA oraz 91. w FIFA. Na pierwszy rzut oka nie wzbudza to podziwu, lecz poczynania tamtejszych klubów na tle innych malutkich państw uchodzących za „chłopców do bicia” dają do myślenia i wskazują na postęp i coraz śmielsze ambicje.

Pierwsze sukcesy

Za pierwszy przebłysk można uznać sensacyjne wtedy wyeliminowanie mistrza Austrii, Red Bull Salzburg, w 2. rundzie eliminacji do Ligi Mistrzów przez F91 Dudelange w sezonie 2012/2013. Kolejnym sukcesem była eliminacja szkockiego Glasgow Rangers przez Progres Niederkorn w sezonie 2017/2018. W obecnie trwających eliminacjach do LE los ponownie złączył ze sobą oba kluby, na półmetku Rangersi prowadzą 2:0.

W sezonie 2018/2019 pierwszy raz w historii mistrz Luksemburga F91 Dudelange zakwalifikował się do fazy grupowej Ligi Europy, wyrzucając wcześniej mistrza Polski Legię Warszawa, a w ostatniej rundzie rumuński CFR 1907 Cluj. Niewiele wskazywało na sukces Dudelange, tym bardziej że odpadli już w 1. rundzie eliminacji Ligi Mistrzów z węgierskim Fehervarem. Ostatecznie w Lidze Europy zdobyli jeden punkt, bezbramkowo remisując z hiszpańskim Betisem Sevilla.

Piłkarskie realia w Luksemburgu

Co stoi za coraz lepszymi wynikami luksemburskich klubów w Europie, kiedy to w Polsce od lat zastanawiamy się, co jest nie tak? Niejednokrotnie mogliśmy usłyszeć tłumaczenia polskich trenerów o za krótkim okresie przygotowawczym, o męczących podróżach na Kaukaz, a nawet o sztucznej murawie. W większości piłkarze występujący w lidze luksemburskiej łączą pracę z grą w piłkę. Niewielu gra wyłącznie w klubie. Tylko trzech szkoleniowców w tamtejszej ekstraklasie ma podpisany profesjonalny kontrakt.

Michał Mroch występujący obecnie w luksemburskim amatorskim klubie CS Grevenmacher w jednym z wywiadów powiedział: – Tutaj w Luksemburgu nie musisz grać dla pieniędzy, bo wszyscy je mają. Jeden z moich kolegów z czwartej ligi przyjeżdżał na treningi najnowszym Porsche Carrera, drugi miał Range Rovera, trzeci Audi A7. Przyjeżdżają z fajnych stanowisk w banku czy szpitalu i mają pieniądze. Oni nie muszą trenować, ale chcą. Mój kolega był jednym z szefów w Mercedesie, kończył pracę o 18 i codziennie jechał jak najszybciej do klubu. Nie musiał, ale chciał.

Byłem w drugoligowych szatniach jak w Bałtyku Gdynia, gdzie miałem podpisywać śmieszną umowę. Nie mówmy, że druga liga polska jest profesjonalna, skoro zaoferowali mi 500 złotych. Chłopakowi z Gdyni, wychowankowi… Śmiejesz się, ale tak to wygląda. Przecież nie starczyłoby mi nawet na paliwo. Gdy wchodziłem do szatni, widziałem ludzi z zegarkami wielkości ręki, wymalowane głowy, tak obcisłe spodnie, że nie powiem, co było widać. Oni wszyscy uważali się za wielkich piłkarzy! „Gram w drugiej lidze, jestem piłkarzem”. Tutaj chłopaki w trzecich ligach zarabiają po 30 tysięcy złotych – nie z piłki, z interesów. Oni to robią z miłości do piłki. Ciężko pracują, a potem ciężko trenują. Nawet w ekstraklasie piłkarze nie mówią, że są piłkarzami. To po prostu ich hobby.

Nie zapomnę swojego pierwszego treningu w Arce. Jeden ze starszych zawodników kopnął z woleja tak daleko, jak się dało i krzyknął: – Młody! Po piłkę! Oczywiście nie poszedłem, podpadłem. Dwa treningi i się skończył mój epizod w Arce.

Rozwój i szkolenie

Nad piłkarzami w Luksemburgu nie ciąży żadna presja. Grają dla przyjemności i oddają całe serce na boisku. Nie znajdziemy tam gwiazdeczek i królów szatni. Za rozwój rodzimych piłkarzy odpowiada reprezentacja, która ogranicza wolność szkolenia klubom w ekstraklasie i na szczeblu niżej. Prawo mówi o minimalnej liczbie siedmiu Luksemburczyków w klubie, którzy mogą być potencjalnymi reprezentantami kraju. W taki sposób federacja chce podnieść poziom piłkarski w kraju.

Wyniki reprezentacji narodowej również są coraz lepsze. Wygrane z Gruzją, Węgrami czy chociażby remis z Francją można uznać za spory sukces jak na tak malutkie państwo, gdzie piłka nożna odgrywa marginalną rolę.

Piłkarska organizacja w Luksemburgu wygląda na przemyślaną i konsekwentnie idzie to w kierunku coraz lepszych wyników na arenie międzynarodowej. Kto wie, czy za kilka lat zwycięstwa z innymi większymi klubami nie będą już żadną sensacją, lecz czymś powszechnym. Może polskie zespoły mogłyby się czegoś nauczyć od luksemburskich drużyn. Cierpliwość i zrzucenie presji pomogłyby naszym piłkarzom. Oczekiwania są za duże i z góry zakładamy, że musimy wygrać, a mijają lata i kraje, które kiedyś były piłkarskim trzecim światem, rozwinęły się i to teraz my musimy zacząć gonić resztę stawki.

Komentarze
Europejski socjalista (gość) - 5 lat temu

Luksemburg jest wciąż słaby, za to przypadek Islandii, która ma bardzo dobrą reprezentację i chyba 3 raz z rzędu zagra na wielkim turnieju jest bardzo ciekawy.

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze