ŁKS Łódź początek sezonu miał całkiem niezły. Zachwycano się dość przyjemnym dla oka stylem gry podopiecznych Kazimierza Moskala, co było oznaką świeżej krwi w ekstraklasie, a dodatkowo na ekstraklasowych boiskach zaczął brylować Dani Ramirez, który z marszu został okrzyknięty przyszłą gwiazdą ligi. Niestety nie trwało to długo. Na ostatnie ligowe zwycięstwo – nad Koroną – łodzianom przyszło czekać osiem kolejek…
Po pamiętnej porażce 1:4 u siebie z Arką Gdynia szkoleniowiec ŁKS-u otwarcie mówił, że była to kompromitacja. Zresztą nie ma się co dziwić, skoro gdynianie od początku sezonu byli ekipą regularnie dostarczającą punkty swoim rywalom. Wydawało się, że lepszego momentu na przełamanie w lidze znaleźć nie można było.
Pierwsza oznaka ewentualnego przełamania się w lidze przyszła w Pucharze Polski. Wówczas beniaminek ekstraklasy pokonał niedawnego spadkowicza – Zagłębie Sosnowiec – 3:0. Niestety kilka dni później łodzianie doznali kolejnej porażki w lidze, tym razem przeciwko Zagłębiu Lubin. Po raz kolejny doszło do tego, że choć na początku spotkania podopieczni Kazimierza Moskala prezentowali się całkiem nieźle, to ostatecznie w pierwszej połowie stracili dwa gole.
W następnej kolejce łodzianie podejmowali u siebie Koronę Kielce, która przyjechała do Łodzi po zwycięstwie nad mocnym Śląskiem Wrocław. Oczywiście zgodnie z ekstraklasową logiką ŁKS mający passę ośmiu porażek ligowych z rzędu pokonał kielczan 4:1.
– Każda seria kiedyś musi się skończyć, więc nie szukałbym tu przypadkowości. Zwłaszcza że sami zawodnicy oraz trener Moskal podkreślają, że trenują cały czas tak samo – tłumaczy dziennikarz WP Sportowe Fakty i TV Toya Krzysztof Sędzicki. – Takie samo myślenie przyświecało zespołowi w III, II i I lidze, więc nikt nie sili się na jakieś rewolucje. W meczu z Koroną po prostu wszystko w końcu zadziałało jak należy. Do tego wrócił na lewą obronę Adrian Klimczak, który okazuje się ważnym ogniwem w zespole. Do tego odrobina młodzieńczej fantazji Piotra Pyrdoła czy Michała Trąbki rozruszała trochę zespół – dodaje.
Wreszcie ładny styl przyniósł efekty
ŁKS od samego początku obecnych rozgrywek chciał być drużyną, która dominowałaby swoich rywali przez całe spotkanie. Rzecz w tym, że o ile faktycznie widać było, że łodzianie potrafią grać całkiem ładną ofensywną piłkę, o tyle bardzo często zapominają o defensywie. Tak było między innymi w meczu z Legią Warszawa, w którym podopieczni Kazimierza Moskala dwukrotnie obejmowali prowadzenie, by na koniec zejść z boiska na tarczy.
Zresztą na naszych łamach już pisaliśmy o tym, że obecni beniaminkowie – ŁKS oraz Raków – pragną grać przede wszystkim miłą dla oka piłkę, zapominając tak naprawdę, że w ekstraklasie nie zawsze ładny styl idzie w parze ze zdobyczą punktową. Najlepszym przykładem jest chociażby Wisła Płock, która pod wodzą Radosława Sobolewskiego nie gra nad wyraz porywająco, a mimo to regularnie punktuje, czego dowodem jest fakt, że przed obecną serią gier płocczanie znajdowali się na czwartej lokacie w tabeli. Tekst o pragmatyzmie ligowym można znaleźć, klikając TUTAJ.
Pierwsze zwycięstwo u siebie, 600. klubu w @_Ekstraklasa_. No i styl w końcu poszedł w parze z wynikiem #ŁKSKOR pic.twitter.com/FNHtxGody8
— Krzysztof Sędzicki (@ksedzicki) October 6, 2019
We wspomnianym już wcześniej wygranym meczu z Koroną trudno było nie odnieść wrażenia, że ów ładny dla oka styl gry łodzian wreszcie przyniósł zamierzony efekt. Nie dość, że ŁKS całkowicie zdominował koroniarzy, to dodatkowo grał całkiem przyzwoicie na tyłach, co skutecznie wytrącało z rytmu podopiecznych Mirosława Smyły.
Krzysztof Sędzicki nie ma wątpliwości, że ŁKS chce przede wszystkim grać ładny futbol. – Z takiego założenia wychodzi zarówno trener Kazimierz Moskal, jak i dyrektor sportowy Krzysztof Przytuła i mają na to pełną zgodę prezesa Tomasza Salskiego. Włodarze klubu podkreślają, że idą trochę pod prąd i dają kredyt zaufania zespołowi. Właśnie dlatego posady nie stracił trener Moskal. Klub patrzy długofalowo, a nie „tu i teraz”, czyli inaczej niż większość drużyn w Polsce. ŁKS będzie chciał tak grać. Może to trochę uparte, ale jeśli przyniesie oczekiwany efekt, wszyscy będą bić brawo – tłumaczy dziennikarz.
Zaufanie zaprocentowało
Jak już wielokrotnie wspominaliśmy, stabilizacja w polskim futbolu jest pojęciem incydentalnym. Zresztą nie od dziś wiadomo, że trener w typowym polskim klubie bardzo rzadko jest w stanie przepracować cały sezon. Zwłaszcza kiedy jego drużynę spotyka ogromny kryzys…
Inaczej jest w Łodzi. Tutaj włodarze ŁKS-u mają pełne zaufanie do pracy Kazimierza Moskala. Jak przekonywał nasz ekspert – zdają sobie sprawę, że drużynę należy budować długofalowo. Zresztą najlepszym potwierdzeniem tego niech będzie fakt, iż Moskal cały czas pozostaje szkoleniowcem Łódzkiego Klubu Sportowego, choć zdarzyło się jego drużynie w tym sezonie przegrać osiem meczów z rzędu. A warto dodać, że taka passa jest dla trenerów w Polsce jak wyrok.
🔜 #GÓRŁKS już jutro! Bądź na bieżąco z najważniejszymi informacjami przed tym meczem ▶️ https://t.co/qXcfBtv0ed pic.twitter.com/HOd8wq5hei
— ŁKS Łódź (@LKS_Lodz) October 19, 2019
– Kazimierz Moskal ma tak duże zaufanie, że już tego lata obowiązującą do końca 2020 roku umowę przedłużono o kolejne 24 miesiące – mówi łódzki dziennikarz. Jednocześnie podkreśla, iż do wspomnianych ośmiu porażek wcale nie musiało dojść. – Gdyby Maksymilian Rozwandowicz strzelił karnego z Piastem, tamto spotkanie pewnie zakończyłoby się inaczej – remisem lub może nawet wygraną ŁKS-u. Później pechowo stracone bramki z Wisłą Płock czy Pogonią też nie wpłynęły dobrze na zespół. Nikt nie lubi gdybać, ale na te przegrane złożyło się wiele czynników, łącznie z pechem i kontuzjami. Kumulacja wszystkiego nastąpiła w meczach z Arką i Zagłębiem, w których faktycznie była katastrofa. Ale na pewno ŁKS to drużyna, która potrafi utrzeć nosa każdemu. Ma tylko główny problem, gdy jako pierwsza straci bramkę. I tu najwięcej pracy czeka zarówno sztab, jak i piłkarzy – kończy Sędzicki.
Obecnie ŁKS znajduje się na ostatniej lokacie w tabeli, mając na koncie marne siedem punktów. Do bezpiecznego miejsca traci cztery oczka i niewykluczone, że podopieczni Kazimierza Moskala mogą wreszcie wyjść ze strefy spadkowej. Oczywiście, aby do tego doszło, muszą regularnie punktować, a to jak na razie w tym sezonie im nie wychodzi.