Liverpool wśród śmiertelników


Powody, dla których The Reds nie dominują już tak jak w poprzednim sezonie

17 grudnia 2020 Liverpool wśród śmiertelników
justanotherfootballblog.com

Zwykło się mawiać, że zwycięzców się nie sądzi. Nie sposób jednak zauważyć, że obecne rozgrywki dla podopiecznych Jürgena Kloppa, pomimo wyjścia na prowadzenie w tabeli są zdecydowania bardziej wymagające.


Udostępnij na Udostępnij na

W poprzednim sezonie Premier League Liverpool przejechał po rywalach niczym monster truck. Może tylko Manchesterowi City zdołał zgnieść jedynie bagażnik i tylne siedzenia. Rekordowe dla klubu zdobycie 99 punktów było potwierdzeniem kwintesencji filozofii „kloppizmu” prezentowanej przez piłkarzy.

Pierwsze symptomy zadyszki

Końcówka poprzedniego sezonu nadszarpnęła wizerunek wypracowywany przez jego dłuższą część. Ale wiadomo w jakiej rzeczywistości przyszło wszystkim dogrywać sezon do końca. Takie czasy przyszły, że przedsezonowe plany można było odłożyć na zapomnianą i zakurzoną półkę. Wyniki osiągane przez kluby były w dużej mierze bardziej przypadkowe niż wypracowane, co nie ominęło The Reds. Po wznowieniu rozgrywek w czerwcu na dziewięć rozegranych spotkań dwa zremisowali i dwa przegrali, co stanowiło 2/3 meczów bez zwycięstwa w przekroju całego sezonu.

W ogóle trzeba przyznać, że Liverpool ma pecha, bo jak nie poślizgnie się Gerrard, to koronawirus zostawia rysę na wizerunku i niweczy możliwość pobicia rekordu Premier League w ilości zdobytych punktów.

Wszyscy, którzy się spodziewali, że po Manchesterze City nadchodzi nowy dominator, muszą zweryfikować swoje poglądy. Ten sezon, mimo że wszystko dla Kloppa układa się zgodnie z planem, nie stawia pozostałych 19 drużyn w pozycji chłopców do bicia. Dlaczego dzieje się tak, że Liverpool dalej preferując swój bezkompromisowy heavymetalowy styl gry nie dominuje ligi tak jak w poprzednim sezonie?

Po pierwsze: sezon na wariackich papierach

Fakt, że poprzednie rozgrywki w wielu krajach zakończyły się dopiero wtedy, gdy powinny trwać już nowe, musiał przeorganizować cały terminarz. Nawarstwienie się spotkań ligowych i reprezentacyjnych, a do tego konieczność rozgrywania meczów pucharowych wymusza częste rotowanie składem. Kalendarz piłkarzy i tak przez ostatnie lata był przeładowany. Teraz częstotliwość meczów jeszcze wzrosła, a co za tym idzie również wzrosło ich zmęczenie.

Wiąże się to ze zmianami w składzie. Przez to przed kolejnymi spotkaniami trener nie mógł wystawiać najmocniejszej jedenastki, tylko najbardziej optymalną pod kątem ważności meczu oraz wyników zmęczenia piłkarzy. Oczywiście może to obecnie powiedzieć dziś każdy trener na świecie. Jednak w przypadku Liverpoolu widać na tym przykładzie wymierne straty punktowe.

Nawet jeżeli co spotkanie grałaby stała jedenastka, to nie da się rozgrywać na tym samym poziomie każdego meczu. W pewnym momencie obciążenie organizmu będzie miało wpływ na koncentrację, wydolność, ilość wykonanych w meczu sprintów i taki wzór można odnosić do wszystkich parametrów.

Po drugie: kontuzje

Powód częstych zmian w składzie wynika również z liczby kontuzji kluczowych zawodników, jaka dotknęła The Reds. Dotyczy to głównie formacji obronnej, która ma problem, żeby zagrać dwa mecze z rzędu w tym samym zestawieniu. Po dwunastu kolejkach zespół stracił 18 bramek, w poprzednim sezonie na tym samym etapie po stronie strat było tylko 10 goli.

Największą stratą jest kontuzja Virgila van Dijka, która wyeliminowała go na praktycznie cały sezon. Van Dijk, który jest kluczową postacią defensywy, jest już wprawdzie po operacji, ale przed nim jeszcze długa droga do pełni sprawności. Obrona straciła również kolejny ząb trzonowy w postaci Joe Gomeza, który też został wyłączony na dłużej. Kiedy dodamy, że co jakiś czas pomniejsze urazy eliminują następnych obrońców oraz bramkarza Alissona, widać, że przed Kloppem pojawia się konieczność zestawiania obrony z tych piłkarzy, których akurat ma do dyspozycji.

Przednia formacja również się nie uchroniła od urazów. Na chwilę obecną pod uwagę nie mogą być brani Oxlade-Chamberlain i James Milner, świetnie spisujący się Diogo Jota oraz Thiago. Przykład tego ostatniego najdobitniej pokazuje problemy, z którymi musi zmagać się sztab Liverpoolu. Do tej pory Brazylijczyk z hiszpańskim paszportem zagrał w dwóch meczach ligowych, w tym tylko z Evertonem od pierwszej minuty. Niedługo po przyjściu do klubu Thiago miał przerwę z powodu kwarantanny, a potem złapał kontuzję.

Obowiązek regularnych badań na obecność koronawirusa i związane z tym potrzeby izolacji piłkarzy to kolejny nieplanowany problem z kadrą. Tym bardziej, że z tego co już nam wszystkim wiadomo, po przebyciu choroby w niektórych przypadkach problematycznym staje się powrót do wcześniejszej formy fizycznej.

Po trzecie: Dr Jekyll i Mr Hyde

Liverpool z Anfield Road zrobił twierdzę. Na siedem spotkań u siebie w lidze zdobył komplet punktów. Gorycz porażki musiał przyjąć tylko po meczu Ligi Mistrzów z Atalantą Bergamo. Średnio przeciwnicy muszą trzykrotnie wyjmować piłkę z siatki i nawet brak kibiców na trybunach w tym nie przeszkadza.

Wyjazdy to zupełnie inna bajka. Z hegemona przeistacza się w ligowego przeciętniaka i nie przypomina siebie czy to z poprzedniego sezonu, czy z obecnego w roli gospodarza. W tabeli uwzględniającej same mecze w roli gości ekipa Kloppa zajmuje dopiero 16. miejsce, mając tylko jedno zwycięstwo, co ciekawe z mocną Chelsea. Siedem punktów w sześciu spotkaniach na pewno nie pozwala osiągać komfortu psychicznego menedżerowi Liverpoolu.

Jedyna porażka w tym sezonie nie będzie tylko kolejną wzmianką statystyczną. Porażka na Viila Park aż 2:7 nie była zwykłym zimnym prysznicem. To było zimne tsunami. Głównie to spotkanie wpływa na ujemny bilans bramkowy w meczach wyjazdowych.

Po czwarte: rywale nie śpią

Tak jak liga angielska nauczyła się Pepa Guardioli, tak wygląda na to, że to samo można odnieść do stylu gry drużyny Kloppa. Styl drużyny, który skupiony jest na dominacji i dynamicznej nieschematycznej grze na całej szerokości boiska jest coraz skuteczniej neutralizowany.

Wprawdzie Liverpool dominuje statystykami nad rywalem praktycznie w każdym spotkaniu, jednak w pewnych przypadkach jest to swoista sztuka dla sztuki. Rywale ustawiają się niżej wyczekując swojego przeciwnika, przez co prawie w każdym spotkaniu The Reds są zmuszeni do gry w ataku pozycyjnym. Ogranicza to dotychczasowe atuty w postaci uruchomienia szybkich i mobilnych piłkarzy z przodu. Najlepszy mecz w tym sezonie przeciw Liverpoolowi zagrała chyba Atalanta, która nie dała mu rozwinąć skrzydeł, sama dominując w wydarzeniach na boisku.

Jürgen Klopp oczywiście wie, że nie może zostać zakładnikiem własnego sukcesu. Dotychczasowe wręcz niezmienialne ustawienie 1-4-3-3 w ostatnich spotkaniach jest porzucane na rzecz jeszcze bardziej ofensywnego. Transfer i wyśmienita forma Diogo Joty, a także uniwersalność innych piłkarzy pozwala Kloppowi na grę ofensywną czwórką bazującą na zaskoczeniu rywala poprzez brak przypisanych pozycji przedniej formacji. Ma to być odpowiedź na coraz bardziej przewidywalną oraz miejscami ospałą grę.

Te wszystkie kwestie pojawiają się przed zbliżającym się jeszcze większym natężeniem sezonu w okresie świąteczno-noworocznym. Do tego w 1/8 Ligi Mistrzów czeka nas chyba najbardziej emocjonująca rywalizacja ze wszystkich par – Liverpoolu z RB Lipsk. Ten sezon, nawet jeśli nie okaże się rekordowy pod żadnym względem, to i tak stoi otworem przed The Reds.

Komentarze
AZARIASZ (gość) - 3 lata temu

Moim zdaniem problemem było też podejście Kloppa. Nie chciał on robić transferów nowych do klubu zapewne żeby nie doprowadzić do pewnej destabilizacji szatni ale nie da się katować jednego składu non stop. Później doszedł Covid i to stąd potem pospieszne ruchy na rynku jak ten z Jotą żeby skorygować błąd podejścia Kloppa ale niestety to było za późno i efekty widać zwłaszcza w formacji defensywnej. Po prostu po wygraniu LM coach FCL wpadł w syndrom ,, zidanizmu '' czyli mam chłopców swoich pupilków i z nimi dam sobie radę a co za tym idzie nie potrzebuję zmian. Szybko okazało się że Jurgen trochę się przeliczył...

Odpowiedz
(gość) - 3 lata temu

@AZARIASZ, te znaczące ruchy transferowe z każdym sezonem są coraz mniejsze. Pewnie masz rację, że doszło do pewnej stagnacji w składzie. Ja myślę, że może to jeszcze wynikać z relacji jaką tworzy Klopp z piłkarzami. Nawet taki Origi ciągle może liczyć na miejsce w drużynie, chociaż nikt by po nim nie płakał jakby odszedł.

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze