Liverpool przegrał 4:1 z Manchesterem City i traci już dziesięć punktów do lidera


Liverpool poległ w starciu z Manchesterem City i wydaje się, że o mistrzostwie „The Reds” mogą już tylko marzyć

7 lutego 2021 Liverpool przegrał 4:1 z Manchesterem City i traci już dziesięć punktów do lidera

Manchester City w niedzielę rozgromił Liverpool 4:1 na Anfield. Antybohaterem gospodarzy został Alisson, który popełnił dwa fatalne błędy przy rozegraniu. „The Reds” po tym meczu znaleźli się w bardzo trudnym położeniu. Strata do lidera jest już bardzo duża, a w najbliższym czasie podopieczni Jürgena Kloppa mają jeszcze do rozegrania spotkania z Leicester City, RB Lipsk i Evertonem.


Udostępnij na Udostępnij na

Mecze pomiędzy Liverpoolem a Manchesterem City zawsze miały wyjątkową atmosferę. Jednak za czasów Jürgena Kloppa i Pepa Guardioli stały się one prawdziwymi bataliami, na które czekano z niecierpliwieniem. W tych spotkaniach nigdy nie brakowało zwrotów akcji i emocji do samego końca, więc przed niedzielnym starciem właśnie tego wyczekiwano. Wagę meczu podnosił również fakt, że dla Liverpoolu mogło to być spotkanie kluczowe w kwestii walki o zwycięstwo w Premier League.

Mecz o być albo nie być

Wydawało się, że Liverpool po zwycięstwach z Tottenhamem i West Hamem wraca na dobre tory. Podopieczni Jürgena Kloppa bardzo dobrze zaprezentowali się dwukrotnie w Londynie i pokonali dwóch niewygodnych przeciwników. Mecz z Brighton miał dać kolejne potwierdzenie na to, że mistrzowie Anglii najgorsze mają już za sobą. Zwycięstwo z „Mewami” dobrze nastroiłoby również zespół z Anfield przed niedzielną batalią z Manchesterem City. Nic takiego się jednak nie stało, bo piłkarze Grahama Pottera wygrali tamto spotkanie. Dla zawodników Liverpoolu była to gorzka pigułka do przełknięcia, bo czwartkowa porażka sprawiła, że tracą już oni siedem punktów do drużyny Pepa Guardioli, a ta ma jeszcze zaległy mecz do rozegrania.

W tej chwili nie liczymy się w wyścigu o tytuł – powiedział Andy Robertson po meczu z Brighton. Trudno się nie zgodzić ze Szkotem. Patrząc na formę, w jakiej znajdują się piłkarze Manchesteru City, wydaje się, że niełatwo będzie już podjąć rękawice Liverpoolowi w walce o tytuł. Na Anfield jednak wciąż wierzą, że jest to możliwe. Aby ten cel zrealizować, potrzebne było w niedziele zwycięstwo w starciu z maszyną Pepa Guardioli. Trzy punkty w tym spotkaniu byłyby niczym butla z tlenem dla podopiecznych Jürgena Kloppa.

Skupiamy się na byciu sobą – powiedział na przedmeczowej konferencji prasowej Jürgen Klopp. Niemiec zdaje sobie sprawę, że jego zespół nie znajduje się obecnie w najlepszej możliwej formie. Brakuje kreatywności z przodu, obrona przecieka, a kontuzje nie ułatwiają pracy. Menedżer Liverpoolu wiedział jednak, że aby pokonać Manchester City, jego zespół będzie musiał uwierzyć w siebie i skupić się na swoich atutach. To miało zapewnić triumf nad drużyną Pepa Guardioli.

Lepszy Liverpool i zmarnowany karny gości

Oba zespoły rozpoczęły niedzielne spotkanie bardzo spokojnie. Widać było, że Liverpool darzy dużym szacunkiem swoich rywali, i z wzajemnością. Mimo to optyczną przewagę miał Manchester City. To goście dłużej utrzymywali się przy piłce i starali się złamać defensywę gospodarzy. Podopieczni Jürgena Kloppa byli jednak dobrze zorganizowani i nie dopuszczali piłkarzy Pepa Guardioli do własnego pola karnego. Pierwszy kwadrans minął więc na wzajemnym badaniu się. Nie było żadnych dogodnych okazji strzeleckich, ale w grze obu drużyn dało się zauważyć sporo świeżości, co dobrze wróżyło na resztę spotkania.

Na pierwszą dobrą akcję musieliśmy czekać aż do 24. minuty. Prawą stroną świetnie podłączył się Alexander-Arnold, minął Zinchenkę i dośrodkował piłkę w pole karne. Tam odnalazł się Mane, ale nie umieścił piłki w siatce. Kilka minut później przed „szesnastką” piłkę zebrał Firmino, jednak jego strzał obronił Ederson i w zasadzie to by było na tyle. Oba zespoły bowiem nie chciały się otworzyć. Starcie przypominało bardziej partię szachów niż mecz piłkarski na najwyższym poziomie. Fani Liverpoolu mogli jednak być zadowoleni postawą swoich piłkarzy, bo ci zaczęli przejmować inicjatywę nad spotkaniem.

Z każdą kolejną minutą rosła przewaga Liverpoolu. Gospodarze dominowali, ale w 35. minucie sytuacja mogła się zmienić o 180 stopni. W pole karne wbiegł Sterling i swoim zwodem sprawił, że Fabinho podstawił mu nogę. Sędzia bez wahania wskazał na jedenasty metr i to goście stanęli przed wielką szansą, aby wyjść na prowadzenie. Do karnego podszedł Gundogan, ale fatalnie uderzył i przeniósł piłkę wysoko nad poprzeczką bramki Alissona. Lepszej okazji Manchester City już sobie nie stworzył, tak samo jak Liverpool. Pierwsza połowa zakończyła się więc wynikiem 0:0, ale to goście schodzili do szatni z większym niedosytem.

Liverpool na kolanach i popis Manchesteru City

Druga połowa rozpoczęła się od mocnego uderzenia Manchesteru City. W 49. minucie świetnie drugi raz w tym spotkaniu w pole karne wbiegł Sterling i oddał strzał. Z uderzeniem Anglika poradził sobie Alisson, ale bramkarz Liverpoolu odbił piłkę przed siebie. Wykorzystał to Gundogan, który dopadł do futbolówki i wpakował ją do bramki. Niemiec skutecznie więc zrehabilitował się za niewykorzystanego karnego z pierwszej połowy. Gospodarze natomiast od samego początku drugiej odsłony meczu musieli gonić wynik. Cała sytuacja mogła być dla podopiecznych Jürgena Kloppa bardzo frustrująca, bo to oni przeważali do momentu zdobycia bramki.

Kilkanaście minut później świetnie urwał się jednak Salah. Minął Diasa, a Portugalczyk chciał naprawić swój błąd, ale pociągnął Egipcjanina i spowodował jego upadek. Sędzia bez wahania wskazał na jedenasty metr. Do karnego podszedł sam poszkodowany i pewnie umieścił piłkę w siatce. Dzięki dwóm bramkom spotkanie ożywiło się. Oba zespoły zdecydowanie podkręciły tempo. Mecz stał się bardziej otwarty, a na boisku zaczęło pojawiać się coraz więcej miejsca, co świetnie rokowało na nadchodzącą końcówkę spotkania.

W 70. minucie mogło być już 2:1 dla Manchesteru City. Do dośrodkowania po rzucie wolnym doszedł Stones. Anglik umieścił piłkę w siatce, ale arbiter boczny podniósł chorągiewkę i gol nie został uznany. Chwilę później było już jednak 2:1 dla podopiecznych Pepa Guardioli. Źle piłkę wybił Alisson. Futbolówkę przejęli goście, a ta trafiła do Fodena. Anglik świetnie wbiegł pomiędzy dwójkę zawodników Liverpoolu i wycofał piłkę na piąty metr. Tam czekał już Gundogan, który zamienił zagranie swojego kolegi na bramkę i wyprowadził gości na prowadzenie. Trzy minuty później było już 3:1 dla Manchesteru City. Znowu Alisson popełnił błąd przy rozegraniu piłki. Futbolówkę przejął Silva i dograł ją do Sterlinga, który tylko dostawił do niej głowę.

Kropkę nad i postawił w 83. minucie Foden. Anglik otrzymał znakomite podanie od jednego z partnerów. Świetnie zabrał się z nią do środka i uderzył nie do obrony, czym ustalił wynik spotkania na 4:1 dla swojej drużyny.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze