Angielska Premier League wczoraj wróciła do życia po weekendowej przerwie na FA Cup, ale dopiero dzisiaj 21. kolejka zaserwuje nam prawdziwy hit, bo tak trzeba nazwać mecz pomiędzy Liverpoolem a Arsenalem. Dla obu drużyn będzie to bardzo ważne spotkanie.
Zwycięstwo pozwoli gospodarzom na utrzymanie kontaktu z czołową czwórką, która w przypadku ich porażki może odskoczyć nawet na dziewięć punktów. To spora strata, ale tylko teoretycznie, jeśli weźmiemy pod uwagę specyfikę obecnej kampanii. Z kolei dla mierzących w tytuł „Kanonierów” to mecz, który ma potwierdzić, że są w stanie wygrywać trudne starcia, będąc liderem.
Faworytem tego spotkania będą rozpędzeni goście. Drużyna prowadzona przez Arsene’a Wengera od 5 grudnia przegrała tylko jeden raz w Boxing Day z Southamptonem. Jedna wpadka na sześć ligowych meczów to dobry wynik, ale trzeba pamiętać, że Arsenal w tym okresie nie miał trudnych meczów. Sunderland, Aston Villa, Bournemouth i Newcastle United to drużyny z dolnej części tabeli, ale wśród nich znalazł się również Manchester City, z którym drużyna ze stolicy Anglii wygrała 2:1.
Liverpool ostatni raz wygrał z „Kanonierami” w lutym 2014 roku, ale historia wskazuje, że najprawdopodobniejszym zwycięzcą tego meczu będą goście. Wspomniane zwycięstwo podopiecznych Juergena Kloppa było jedynym w ostatnich dziewięciu meczach pomiędzy tymi ekipami.
Na dzisiejsze widowisko spory wpływ będą miały kontuzje. To o nich przed meczem było najgłośniej. Dla niemieckiego trenera prawdziwą bolączką jest zestawienie defensywy, którą dotknęła plaga kontuzji. Z powodu urazów na pewno nie zagra dobrze spisujący się pod okiem Kloppa Dejan Lovren, ale również Martin Skrtel.
W związku z tym do dyspozycji Niemca zostało dwóch środkowych obrońców, ale zarówno Kolo Toure, jak i Mamadou Sakho to zawodnicy wracający do gry po urazach. Mimo to czarnoskórzy defensorzy raczej zagrają od pierwszych minut. Zmiennikiem wymienionej dwójki będzie najprawdopodobniej pozyskany wczoraj z Queen’s Park Rangers Steven Caulker i kto wie, czy już dzień po przenosinach na Anfield nie zadebiutuje przed nową publicznością.
#LFC have completed the signing of Steven Caulker on loan from Queens Park Rangers until the end of the season. pic.twitter.com/jacWOhBsMN
— Liverpool FC (@LFC) January 12, 2016
Skrtel i Lovren nie są jedynymi piłkarzami, których zabraknie w tym spotkaniu po stronie „The Reds”. Na liście kontuzjowanych znajduje się kilku innych zawodników, a wśród nich jest grający w kratkę, ale należący do kluczowych postaci Coutinho.
Swoje problemy ma również Arsene Wenger. Do dyspozycji Francuza z pewnością nie będą od dłuższego czasu kontuzjowani zawodnicy, ale wypoczęty do gry wróci m.in. Mesut Oezil. Niemiec to kluczowy gracz Arsenalu z 16 asystami w 19 meczach Premier League w tym sezonie. Wraz z powrotem Niemca do pierwszego składu po odpoczynku, który zafundował mu w miniony weekend Wenger, śmiało można przypuszczać, że to on będzie zaprzątał głowę Juergenowi Kloppowi.
Choć faworytem spotkania na papierze wydaje się Arsenal, to nie można zapominać, że Liverpool pod wodzą Kloppa potrafi grać ze swymi największymi rywalami. Świadczą o tym zwycięstwa nad Chelsea i Manchesterem City. Zdziesiątkowani kontuzjami „Kanonierzy” najprawdopodobniej po raz kolejny odejdą od swojego dawnego stylu, pozwalając rywalom prowadzić grę i dłużej utrzymywać się przy piłce. Dotychczas zmiany taktyczne dokonywane przez Wengera wychodziły Arsenalowi na dobre, ale kto wie, jak będzie tym razem?