W hicie 27. kolejki ekstraklasy Legia wygrywa w Poznaniu z Lechem 1:0. Bohaterem wicemistrzów Polski Tomas Pekhart, lecz bramka ta została mu wręcz podarowana przez bramkarza "Kolejorza", Mickeya van der Harta. Lech robił wiele, żeby wyrównać, lecz Legia nie pozwoliła w tym meczu na nic.
Trzy punkty wywiezione z Poznania pozwalają Legii myśleć spokojnie o kolejnych przeciwnikach. Przewaga „Wojskowych” nad drugim Piastem Gliwice pozostanie ośmiopunktowa. Lech natomiast pozostanie na piątym miejscu, lecz nie zbliży się do Śląska bądź Cracovii.
Lech Poznań – gonić ligową czołówkę
Jeśli Lech Poznań chciał jeszcze marzyć chociaż o ligowym podium, musiał łapać punkty. Starcie z Legią było więc dla „Kolejorza” niezwykle istotne. Obie drużyny miały już jeden mecz za sobą – we wtorek Legia awansowała do półfinału Pucharu Polski, a dzień później poznaniacy. Podopieczni Dariusza Żurawia bez większych problemów odprawili w Mielcu Stal 3:1. Szczególnie dobrze na tle dwukrotnego mistrza Polski zaprezentował się Kamil Jóźwiak, który jest w tym sezonie kluczowym zawodnikiem poznańskiej drużyny.
Z pewnością atutem Lecha byłaby rola gospodarza. Mecz jednak odbył się naturalnie bez udziału publiczności. – Nasz stadion zawsze był atutem. Do gry bez kibiców niestety musimy się na razie przyzwyczaić. Mam nadzieję, że uda nam się podtrzymać tę serię, którą mieliśmy, i nasz stadion będzie taką twierdzą, którą będzie trudno zdobyć – tak przed spotkaniem z Legią wypowiadał się Dariusz Żuraw. Lech na własnym stadionie wygrał trzy ostatnie spotkania – z Rakowem Częstochowa, Lechią Gdańsk oraz Górnikiem Zabrze. Ostatnią porażkę u siebie poniósł natomiast w październiku zeszłego roku. W 13. kolejce z trzema punktami wyjechało z Poznania Zagłębie Lubin.
W pierwszym składzie „Kolejorza” pojawił się Timur Żamaledtinow. Rosjanin najpewniej nie zagrałby, gdyby nie wyjazd Christiana Gytkjaera do swojego kraju. W związku z tym musiał on po powrocie do Polski odbyć dwutygodniową kwarantannę. To spowodowało, że Duńczyk nie brał udziału we wszystkich treningach swojego zespołu, a dodatkowo lekka kontuzja sprawiła, że nie zagrał ze Stalą Mielec. Ostatecznie reprezentant Danii rozpoczął mecz z wicemistrzem Polski na ławce.
Dla tych niecierpliwych 🙃 pic.twitter.com/clEpiKLaaT
— Lech Poznań (@LechPoznan) May 30, 2020
Legia Warszawa – potwierdzić utrzymanie formy
„Wojskowi” do Poznania zmierzali z jasnym celem – aby udowodnić, że forma sprzed pandemii została utrzymana. Po części to się już udało – podopieczni Aleksandara Vukovicia pokonali bowiem w ćwierćfinale Pucharu Polski I-ligową Miedź Legnica 2:1. Bramki dla legionistów zdobyli Valerian Gvilia oraz Mateusz Cholewiak. Gruzin rozegrał w Legnicy bardzo dobre spotkanie. – Chcemy grać intensywnie, chcemy rozgrywać mecze w dobrym rytmie i na pewno zrobiliśmy to w meczu z Miedzią. Praktycznie wszystkie parametry o tym przekonują. Gołym okiem było widać, że wszyscy mocno zapracowali na zwycięstwo i wybiegali ten mecz – tak na gorąco skomentował to spotkanie szkoleniowiec Legii. Zwycięstwo nad Lechem okazało się istotne ze względu na przekonujące zwycięstwo Piasta Gliwice nad Wisłą Kraków. Chociaż przewaga punktowa nadal jest spora, to wszelkie potknięcia mogły wprowadzić niepokój.
To, co z pewnością martwiło Vukovicia, to nieobecność Jose Kante. Najlepszy strzelec drużyny musiał pauzować za czerwoną kartkę jeszcze ze spotkania z Piastem Gliwice. Przed świetną szansą na zaprezentowanie się stanął w związku z tym Tomas Pekhart. Czech wystąpił dotychczas w barwach stołecznej drużyny trzykrotnie oraz zdobył jednego gola.
Oprócz tego Vuković nie mógł skorzystać z usług Macieja Rosołka, Pawła Wszołka, Arvydasa Novikovasa oraz Radosława Cierzniaka. Co więcej, do ostatniej chwili nie wiadomo było, czy między słupkami stanie Radosław Majecki. Bramkarz bowiem zmagał się z urazem, który wykluczył go ze spotkania w Legnicy. W związku z tym szansę na zadebiutowanie otrzymał Wojciech Muzyk. Ostatecznie przyszłemu zawodnikowi AS Monaco udało się wykurować i wyszedł na mecz z Lechem od pierwszej minuty.
Za nasze miasto! I za te barwy! 🤩💥 #LPOLEG #CentrumMeczowe ➡️ https://t.co/ia8uCPWSZH pic.twitter.com/in3PeuhTRF
— Legia Warszawa (@LegiaWarszawa) May 30, 2020
Początek dla Legii Warszawa
Pierwsza część spotkania prowadzona była w dość spokojnym tempie. Chociaż Lech Poznań przez pierwsze minuty prezentował się lepiej – szczególnie aktywny był Kamil Jóźwiak na lewym skrzydle – to Legia Warszawa po dość przypadkowej sytuacji wyszła na prowadzenie. Valerian Gvilia wrzucił piłkę w pole karne, van der Hart minął się z nią, ta zaś odbiła się od poprzeczki wprost pod nogi Tomasa Pekharta. Czech z najbliższej odległości umieścił więc futbolówkę w pustej bramce.
Po nieoczekiwanej stracie bramki gospodarze sprawiali wrażenie oszołomionych, co przełożyło się na ich grę. Co prawda próbowali kreować akcje oraz prowadzić atak pozycyjny, lecz bez żadnego pomysłu. Legia natomiast stwarzała groźne sytuacje poprzez rzuty rożne – zwłaszcza strzały Artura Jędrzejczyka oraz chwilę później Mateusza Wieteski mogły doprowadzić do podwyższenia rezultatu.
Lech Poznań przebudził się dopiero w okolicach 40. minuty, kiedy to stworzył sobie groźniejsze sytuacje. W 37. minucie Timur Żamaletdinow znalazł się w sytuacji sam na sam po świetnym podaniu Pedro Tiby, lecz miał mało czasu, co poskutkowało tym, że Radosław Majecki bez większych problemów wybronił jego strzał. Oprócz tego „Kolejorz” szukał swoich okazji poprzez dośrodkowania, lecz bez większego powodzenia. Pozostałe akcje były natomiast za wolne, żeby mogły zaskoczyć legionistów.
Dobre pierwsze 45 minut. Myślę, że widzowie z zagranicy z pewnością nie narzekają. W przeciwieństwie do sympatyków znad Wisły. #LPOLEG #PropagandaSukcesuEkstraklasy
— Wojciech Bąkowicz (@WBakowicz) May 30, 2020
Lech Poznań starał się wyrównać, Legia się wycofała
Druga połowa spotkania w znacznej części polegała na tym, że Lech prowadził atak pozycyjny, starał się rozgrywać piłkę, lecz Legia nie pozwalała na wiele. Niekiedy jednak szczęście uśmiechało się do wicemistrzów Polski. Pierwszy raz w 56. minucie, gdy Djordje Crnomarković strzelił bramkę po dograniu z rzutu wolnego, lecz Serb znajdował się na pozycji spalonej. Młodzi zawodnicy Lecha dwoili się i troili, lecz nieskutecznie.
Pierwsza groźna akcja Legii miała miejsce dopiero w 62. minucie. Z prawej strony Jędrzejczyk, mając dużo wolnej przestrzeni, nieskutecznie zagrał w pole karne, chwilę później Luquinhas trafił w twarz Lubomira Satkę, a ostatecznie futbolówkę nad bramkę posłał Domagoj Antolić. Kilka ciekawych sytuacji miał oprócz tego po wejściu na boisko Mateusz Cholewiak, lecz wszystkie bezskuteczne. Legia w późniejszym etapie drugiej połowy atakowała jednym, maksymalnie dwoma zawodnikami. Większość zespołu skupiała się na defensywie, opierając swoje ataki jedynie na kontratakach.
W okolicach 70. minuty coraz bardziej pachniało bramką wyrównującą. Zwłaszcza gdy na boisku pojawili się Filip Marchwiński czy Jakub Moder. Akcje Lecha ożywiły się i rozgrywane były coraz szybciej. Ostatecznie podopiecznym Dariusza Żurawia nie udało się osiągnąć swojego celu, ponosząc pierwszą porażkę na swoim stadionie w 2020 roku. Pod sam koniec meczu Tymoteusz Puchacz miał świetną sytuację, mając przed sobą praktycznie pustą bramkę. Polak strzelił jednak zaledwie w boczną siatkę, marnując najlepszą okazję do wyrównania. Marsz Legii w stronę mistrzostwa nadal więc trwa.