Ligowy Bigos #21: Im bronić nie kazano. Lech Poznań nadal ma gigantyczny problem z defensywą


Lech Poznań wciąż szuka lekarstwa na dramatycznie słabą grę obronną

28 października 2019 Ligowy Bigos #21: Im bronić nie kazano. Lech Poznań nadal ma gigantyczny problem z defensywą
Dariusz Skorupinski

Poprzedni sezon był dla Lecha koszmarny. Zła forma sportowa, niska frekwencja na stadionie, słaba atmosfera w drużynie. Jednym słowem – dramat. Sezon 2019/2020 miał być nowym otwarciem, a mamy powtórkę z rozrywki. W poprzedniej kampanii "Kolejorz" był dopiero ósmy. W dużej mierze było to spowodowane wieloma błędami w defensywie. Ofensywa oczywiście także nie funkcjonowała dobrze (Lech Poznań był dopiero dziewiątą drużyną w lidze, jeśli chodzi o liczbę strzelonych goli), ale najbardziej zapamiętaliśmy wyczyny duetu Janicki – Vujadinović. Jednakże czy teraz faktycznie jest lepiej? Cytując Tadeusza Sznuka: "Otóż nie".


Udostępnij na Udostępnij na

Ligowy Bigos to seria felietonów, w których skupiamy się na najważniejszych wydarzeniach minionej kolejki naszej rodzimej ligi. W dzisiejszym wydaniu bierzemy na tapet fatalną postawę defensywy „Dumy Wielkopolski” oraz słabo funkcjonujący skauting klubu ze stolicy Wielkopolski.

„Kolejorz” po poprzednim sezonie miał oczywiście uzasadnione powody, by dokonać rewolucji w defensywie. Trzeba jednak umieć ją przeprowadzić. Tymczasem duet Rząsa – Terpiłowski dokonał rzeczy – wydawałoby się – niemożliwej. Ściągnął piłkarzy jeszcze gorszych. Dział skautingu jest najlepszym probierzem tego, jak funkcjonuje i jak zarządzany jest Lech Poznań.

„Halo, Nikola? Z tej strony Lech Poznań. Słuchaj, głupia sprawa wyszła”

Kiedy obserwuję poczynania nowych zawodników „Kolejorza”, to dochodzę do wniosku, że ci, którzy zostali pożegnani (skądinąd słusznie), to jednak nie byli tacy źli piłkarze i dobrze by było się z nimi przeprosić i zachęcić do powrotu. Jeden z nich nawet nie wyjechał z Poznania. Wystarczy przejść się na Wildę i namówić Wartę do odsprzedania byłego kapitana Lecha Łukasza Trałki, który jest zdecydowanie lepszym piłkarzem niż Karlo Muhar. O tym, że Burić jest dużo lepszym bramkarzem niż van der Hart, także nie trzeba nikogo przekonywać.

Nawet Nikola Vujadinović, który w pewnym momencie stał się już chodzącym memem, nie jest tak słaby jak najnowszy wynalazek skautingu – Djordje Crnomarković. I nie piszę tego, bo pasuje mi do z góry ustalonej tezy. Naprawdę mniejszym złem z duetu Vujadinović – Crnomarković jest ten pierwszy.

Oczywiście pamiętam o tym, że Czarnogórzec miał całą masę wad, które szczególnie mocno uwidoczniły się pod koniec jego pobytu w Poznaniu. Jeszcze kilka miesięcy temu kibice Lecha odliczali dni do jego odejścia i byli przekonani, że nie można być od niego gorszym. Tymczasem na Bułgarską zawitał Djordje Crnomarković i udowodnił, że niemożliwe nie istnieje. Ewidentnie widać, że skauci Lecha mają słabość do lewonożnych stoperów z Bałkanów. Szkoda tylko, że co jeden to gorszy.

Vujadinović nieźle sobie radził w pojedynkach powietrznych. W eliminacjach Ligi Europy przeciwko Utrechtowi w 2017 roku, kiedy Lech musiał strzelić gola, żeby awansować dalej, Czarnogórzec został przesunięty na ostatnie minuty meczu do ofensywy. Vujadinović praktycznie występował wtedy w ataku ze względu na to, że Lech w doliczonym czasie gry grał już w najprostszy możliwy sposób, czyli laga do przodu. Czarnogórzec bez większego trudu wygrywał pojedynki powietrzne z zawodnikami Utrechtu i po jego zgraniach piłki było gorąco w polu karnym Holendrów.

Tego atutu w żadnym momencie nie zatracił. Do końca swojej przygody w Lechu stwarzał zagrożenie pod bramką rywali i raz na jakiś czas strzelał gole. Miał nawet swoją unikatową cieszynkę. Crnomarković też może jakąś ma, ale nie było jeszcze okazji, by się o tym przekonać. Serb nie wygrywa pojedynków główkowych i nie strzela goli.

Do tego łapie znacznie więcej żółtych kartek niż Vujadinović i nie umie wyprowadzać piłki. Okej, Vujadinović też nie umiał, ale przynajmniej śmiesznie biegał. Crnomarković nie biega śmiesznie, więc nawet element komizmu w jego przypadku odpada.

Mecz z Zagłębiem to kolejny popis Serba. Przy bramce na 1:0 dla gości z Lubina Crnomarković był zupełnie rozkojarzony, w związku z czym krył jedynie powietrze. Co prawda van der Hart krzyczał do niego, żeby doskoczył do rywala, ale Serb to zlekceważył, w związku z czym Jakub Tosik strzelił łatwą bramkę z najbliższej odległości.

Przypominam, że ta bramka padła po rzucie rożnym. Nawet w takiej sytuacji serbski defensor Lecha był w stanie zgubić krycie. Drugi gol to także prezent od Crnomarkovicia. Najpierw niedokładnie podał w kierunku Marchwińskiego, co skończyło się stratą. Następnie źle się ustawił i nie był w stanie przeciąć podania Starzyńskiego do Bohara, który wpakował piłkę do bramki.

Obawa przed kompromitacją

Lech Poznań jest słabszy kadrowo niż w poprzednim sezonie. Ani van der Hart nie jest lepszy od Buricia, ani Muhar od Trałki, ani Crnomarković od Vujadinovicia. Jedynie Satka daje nadzieję na przyszłość, ale także nie ma jakiegoś fenomenalnego początku w Lechu. Po prostu na tle pozostałych letnich nabytków „Kolejorza” jako jedyny przypomina piłkarza.

Skoro „Kolejorz” się osłabił, to trudno oczekiwać, żeby zajął wyższe miejsce niż w ubiegłej kampanii. Lech Poznań w poprzedni sezonie cudem załapał się do górnej ósemki na koniec rundy zasadniczej, ale teraz nawet tego może nie być. „Dumę Wielkopolski”, która jest ligowym średniakiem, czeka najprawdopodobniej gra w grupie spadkowej (po raz pierwszy od wprowadzenia podziału na grupy). Lech Poznań jest już za słaby nawet na innych ligowych średniaków jak Zagłębie Lubin, z którym „Kolejorz” przegrał zasłużenie, czy Legię Warszawa, która przed meczem z Lechem była w drugiej ósemce, a mimo to w pojedynku z poznaniakami także zasłużyła na zwycięstwo, które wywalczyła.

W tej sytuacji „Duma Wielkopolski” skupi się na Pucharze Polski. Liga jest już przegrana, a Puchar Polski jest jedyną nadzieją na jakikolwiek pozytywny akcent w tym sezonie. Lech Poznań już jutro zmierzy się w Rzeszowie z Resovią i jego obowiązkiem jest awansować do kolejnej rundy. Sęk w tym, że podopieczni Dariusza Żurawia są tak bardzo pod formą, że obawa przed kompromitacją jest spora wśród kibiców „Kolejorza”. Wielka księga haniebnych porażek Lecha Poznań jest niezwykle pokaźna. Ryzyko, że powiększy się ona o kolejną kompromitację, jest realne.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze