KAA Gent: wielki debiut na europejskiej arenie


16 września 2015 KAA Gent: wielki debiut na europejskiej arenie

Z czym kojarzy się Wam hasło „mistrz Belgii”? Z Anderlechtem? Z Genkiem? A może Standardem lub Brugge? Nie tym razem. Pisząc mistrz Belgii, nie mam tu nawet na myśli króla bądź też siusiającego chłopca, nie. Tym razem sensacyjnym czempionem został KAA Gent. Nie znacie? No to poznajcie!


Udostępnij na Udostępnij na

Sezon ligi belgijskiej, podobnie jak polskiej, kończy się beznadziejnymi barażami (a nawet gorszymi niż u nas, ale nie drążmy tego). Gdyby rozgrywki sprzed kilku miesięcy zostały zakończone po fazie zasadniczej, mistrzem kraju zostałoby FC Brugge, które większość sezonu spędziło na fotelu lidera. Gdy pierwsza runda się skończyła, przyszedł czas na dzielenie punktów i bezpośrednie mecze pomiędzy pierwszą szóstką. W play-offach z systemu rozgrywek, podobnie jak u nas Lech Poznań, lepiej poradził sobie Gent, który w bezpośrednim dwumeczu okazał się lepszy od byłego klubu Waldemara Soboty. Pierwsze miejsce w lidze to nie tylko pierwszy tytuł mistrzowski drużyny z Gandawy w jej 115-letniej historii, ale także pierwsza w historii przepustka do najlepszej ligi w Europie, czyli Ligi Mistrzów.

Klasyfikacja końcowa Jupiler Pro League 20142015
Klasyfikacja końcowa Jupiler Pro League 2014/2015

Na kogo uważać?

Skład „La Gantoise” nie opiera się na wielkich gwiazdach. Powiem więcej, w tym zespole nie ma nawet znanych nazwisk. Siłą drużyny jest kolektyw. Najgroźniejszym graczem w poprzednich rozgrywkach był jednak Laurent Depoitre, który został najlepszym strzelcem (13 bramek) oraz podającym (dziewięć asyst, ex aequo z Danijelem Miliceviciem) w drużynie. Belg równie dobrze rozpoczął obecne rozgrywki ligowe: w siedmiu meczach 26-latek zdobył cztery z siedmiu strzelonych przez jego zespół bramek. Jego nazwisko w Belgii jest ostatnio jednak związane z czymś innym niż piłka nożna. W jednym z wywiadów udzielonych tamtejszej prasie Depoitre przyznał, że nie podobają mu się nagie zdjęcia jego partnerki, które ukazały się w jednym z tamtejszych czasopism. Miejmy nadzieję, że nie zaprząta mu to głowy oraz że nie wpłynie to na jego grę.

W letnim okienku transferowym do klubu przyszło dziesięciu nowych zawodników. Kilku z nich od razu zaczęło odgrywać pierwszoplanowe role w zespole, wskakując do pierwszego składu. Jeden z bardziej znaczących transferów został jednak dokonany już rok wcześniej, kiedy to „Les Buffalos” pozyskali 23-letniego Matza Selsa. Młody Belg kilkoma świetnymi interwencjami bacznie przyczynił się do zdobycia mistrzowskiego tytułu przez swój zespół. Od jego dyspozycji wiele będzie zależało w środowym meczu, a także w innych nadchodzących spotkaniach z rywalami w Lidze Mistrzów. Matz Sels to kilkukrotny reprezentant belgijskich młodzieżówek, a występ w seniorskiej kadrze uniemożliwia mu tylko duża konkurencja, jaka jest na jego pozycji (Courtois, Mignolet, Casteels, Gillet).

Innym zawodnikiem, na którego warto zwrócić uwagę, jest Moses Simon. 20-latek to prawdziwy fenomen. Według serwisu Goal.com Nigeryjczyk jest jednym z najzdolniejszych afrykańskich piłkarzy młodej generacji. Pomimo młodego wieku o Mosesa bije się już pół Europy, z Liverpoolem i Tottenhamem na czele. Dyrektor techniczny klubu, Michel Louwagie, oznajmił, że w ciągu jego 25 lat spędzonych w tym klubie nie widział talentu na miarę Simona. – Patrząc na oferty, jakie już za niego się pojawiają, spokojnie można prosić za niego 20 milionów – powiedział Belg. Reprezentant Nigerii po raz pierwszy w Europie został zauważony przez skautów Ajaksu Amsterdam, w którym przebywał na testach. Swoje pierwsze kroki na Starym Kontynencie stawiał jednak w Słowacji, w malutkim miasteczku Trenczyn. Jest on piłkarzem poliwalentnym: bardzo zwinny, szybki, ma dobrą technikę, potrafi strzelać, asystować – piłkarz kompletny. Skąd wziął się jego talent? – To dar od Boga – mówi sam zainteresowany.

Przy przedstawianiu ekipy mistrza Belgii nie można pominąć jeszcze dwóch nazwisk. Pierwsze z nich to Renato Neto. Brazylijczyk, były piłkarz Sportingu Lizbona. Klasyczna „ósemka”, bez której drużyna zupełnie traci porządek. Pomimo że 23-latek nie jest bramkostrzelny i nie zalicza wielu asyst, jego rola jest bezcenna. To kluczowy łącznik między atakiem a obroną. Drugi z nich, Benito Raman, to dynamiczny skrzydłowy, który bardzo często napędzał akcje swojego zespołu w minionym sezonie. W tym roku jednak idzie mu kiepsko i czas najwyższy się obudzić: 20-latek w czterech meczach w żadnym stopniu nie przyczynił się do zdobytych przez Gent bramek.

Nowy, piękny stadion

Trudno w to uwierzyć, ale jeszcze kilkanaście lat temu KAA Gent był na skraju bankructwa. Obejmujący klub Ivan De Witte miał do spłaty… 23-milionowy dług. Jest to suma wyższa od rocznych dochodów klubu. – Miałem dwie możliwości: albo stąd odchodzę i umywam od całej sprawy ręce, albo się w to zaangażuję. Wybrałem tę drugą opcję i postanowiłem postawić klub na nogi – opowiada De Witte. Po odratowaniu się z problemów budżetowych „Mały Herkules z Gandawy” wziął się za budowę stadionu. Działania te pokazują ambicje „La Gantoise”, która jako cel postawiła sobie mistrzostwo w ciągu pięciu lat po wybudowaniu obiektu. Udało się w niecałe dwa, a awans do Ligi Mistrzów pozwala im konkurować z Anderlechtem i Brugge pod względem finansowym.

Ghelamco Arena stała się wielkim sukcesem belgijskiej piłki klubowej. Jest to bowiem pierwszy od 38 lat (!) wybudowany stadion w kraju piwa i czekolady (ostatnim był Olympia Stadion w Brugii). Skonstruowanie tego obiektu kosztowało w sumie 85 milionów euro, z czego większą część tej sumy zaoferował sponsor, Ghelamco. Klub z „Małej Wenecji” musiał jednak wyłożyć 17 milionów z własnej kieszeni. Aby spłacić ten dług, „Les Buffalos” posiadają dwa główne źródła dochodowe. Pierwszym z nich są bilety meczowe. Karnety sprzedawane co roku opiewają się na liczbę 14.000, każdy dodatkowy jest liczony jako bonus. Drugim zastrzykiem pieniędzy są miejsca VIP. Więcej miejsc VIP-owskich, to więcej sponsorów komercyjnych, co może w perspektywie czasu znacznie zwiększyć budżet klubowy.

Sam stadion jest w Belgii obiektem westchnień. W tym kraju nie ma sobie równych, został wybudowany w najnowocześniejszych standardach podpatrzonych u największych. – Nie wzorowaliśmy się na jednym konkretnym stadionie. Inspiracją była dla nas Allianz Arena. Dużo przyglądaliśmy się też stadionom w Holandii – podkreśla De Witte. Ghelamco Arena charakteryzuje się także awangardową ścieżką na drugim piętrze, otoczoną szkłem, na której kibice mogą napełnić żołądki. – Szklane obwody to całkowita nowość w Europie. Nawet Real Madryt ma beton dookoła stadionowych alejek – dumnie oznajmia prezes Gentu. Jaki jest powód takiego designu? – Badania pokazują, że ludzie na betonie mają w nogach uczucie ciężkości już po 20 minutach. Wstawiając szklane płytki, dajemy fanom możliwość spokojnego wypicia piwa lub obejrzenia pomeczowego skrótu – kończy 68-latek. Tak, bo szklana Arena posiada 184 ekrany LCD oraz dwa wielkie telebimy, które nie służą tylko do wyświetlania wyników i strzelców bramek: czasem są na nich transmitowane mecze!

Czas na wyższy poziom

Kibice w Belgii nie są zbyt zadowoleni z losowania w Lidze Mistrzów. Rywalami Gentu będą: Lyon, Valencia i Zenit. Fani są zawiedzeni, gdyż te trzy zespoły nie są klubami z europejskiego topu, więc widowiska nie będzie, a wyjście z grupy to i tak nie lada wyzwanie. Szanse na awans oczywiście są, ale na korzyść rywali zdecydowanie przemawia doświadczenie na najwyższym poziomie w europejskich pucharach. Faworytem do pierwszego miejsca są wicemistrzowie Rosji, w których występuje dwóch Belgów: Axel Witsel i Nicolas Lombaerts, który kilka lat spędził w Gandawie. – Zawsze się fajnie gra przeciwko belgijskim drużynom, a tym bardziej przeciw swoim byłym kolegom. Z Gentu mam same dobre wspomnienia, jeśli nie zagram, będę zawiedziony – wyznaje reprezentant „Czerwonych Diabłów”.

Najbliższy mecz na Ghelamco Arenie zostanie rozegrany już w środę. Pierwszym przeciwnikiem jest Olympique Lyonnais. Pomimo że Gent w lidze jeszcze w tym sezonie nie przegrał, to ich gra wygląda marnie: jedenaście punktów i siedem bramek w siedmiu meczach, w tym trzy z karnego (słaby mistrz, skąd my to znamy?). Jeżeli chcą o cokolwiek powalczyć z OL, to ich gra musi się zmienić. Sytuacji mistrza Belgii nie polepszają kontuzje. Dodatkowo z sześciu meczów przeciwko francuskim drużynom „La Gantoise” nie wygrała jeszcze żadnego. Trener Vanhaezebrouck będzie prawdopodobnie miał do dyspozycji tylko trzech obrońców, ponieważ urazów nabawili się: Johansson, Gershon, Mitrović i Vitas. Na ich korzyść przemawia jednak słabsza dyspozycja wicemistrza Francji – wstrzelić się jak na razie nie może Lacazette, a więzadła w kolanie zerwał Fekir.

Jak w Lidze Mistrzów poradzą sobie mistrzowie kraju z Beneluksu? Szanse na sukces nie są zbyt wielkie. Jest to jednak szansa na zyskanie sporych pieniędzy, które mogą zaowocować kolejnymi kwalifikacjami do tych elitarnych rozgrywek. Myślę jednak, że jeśli podopieczni Heina Vanhaezebroucka bardzo się postarają, to Liga Europy jest w ich zasięgu. Kto wie, może nawet sprawią niespodziankę?

[interaction id=”55f9829cf94584352d0690b0″]

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze