Kiedyś był pogrom Hutnika i dziewięć zdobytych bramek przeciwko Chazni Baku w jednym meczu. Później nastąpił „bach, bach Karabach”, o którym do dziś pamięta krakowska Wisła. W ostatniej potyczce pucharowej przeciwko Azerom ten sam zespół był już wyraźnym faworytem dwumeczu z Piastem Gliwice i swoje zadanie spełnił. O tym, jak szybko kaukaski kraj dogania Europę w piłce klubowej, świadczą dwa kluby w fazie grupowej Ligi Europy.
Początki
Przyjechać na Widzew i dostać osiem sztuk (Neftczi Baku) czy na Hutnika w takim samym celu (Chazni) to było coś, do czego przyzwyczaili się biedni Azerowie, odkąd zostali członkiem UEFA (1994 rok). W XXI wieku coś zaczęło się zmieniać na lepsze. W dużej mierze przyczyniły się do tego petrodolary, które zaczęły płynąć szerokim strumieniem. Tak oto zamiast odpadać w pierwszej rundzie wszystkich rozgrywek europejskich, zaczęli odpadać w drugiej i trzeciej. Coraz głośniej mówiło się o rosnących budżetach i wysoko opłacanych gwiazdkach z Brazylii czy Argentyny.
Przełom nastąpił w sezonie 2012/2013, kiedy to po wyeliminowaniu APEOL-u Nikozja w fazie grupowej LE znalazło się w grupie Neftczi Baku. Dla najbardziej utytułowanego klubu w historii Azerbejdżanu było to największe osiągnięcie, odkąd istnieje klub. W grupie radzili sobie godnie – zdobyli trzy punkty po dwóch remisach z Partizanem Belgrad i jednym sensacyjnym z wielkim Interem Mediolan. Do tego dołożyli porażkę 1:3 z Włochami i dwie najniższe możliwe przegrane z Rubinem Kazań. Słowem – wstydu nie było.
Ubiegły sezon to powtórka z rozrywki i awans jednego klubu, obecnie znacznie potężniejszego. Mowa o słynnym u nas Karabachu, który potrafił sensacyjnie wyeliminować holenderskie Twente Enschede i awansować do grupy, w której odniósł pierwsze historyczne zwycięstwo na poziomie fazy grupowej europejskich pucharów. Jakby tego było mało, pokonanym był późniejszy finalista z Dniepropietrowska! Do tego remis z Interem Mediolan, który wyraźnie ma pecha w meczach z Azerami, i dwa razy podział punktów z Saint-Etienne, który ostatecznie zajął miejsce niższe niż Karabach.
Przełom?
Obecny sezon to jednak o wiele większe zaskoczenie. O ile Karabach zaczyna być firmą budzącą respekt (mniej więcej jak Legia Warszawa), o tyle Kabala to w Europie zupełna nowość. Tak oto mistrz mający siedzibę w mieście Agdam (gra jednak w Baku) gładko przejechał się po szwajcarskim Young Boys Berno (4:0 w dwumeczu!), natomiast Kabala, która rok temu debiutowała w pucharach, przegrywając 0:5 dwumecz z Sirokim Brjiegiem z Bośni, w tym sezonie pokonała czterech rywali, w tym grecki Panathinaikos. Brzmi imponująco.
Karabach to drużyna dysponująca budżetem pomiędzy Legią a Lechem, znacznie więcej wydająca jednak (niż oba kluby) na płace piłkarzy. Gwiazdami klubu są tacy zawodnicy, jak: Hiszpan Michel (mający na koncie prawie 100 występów w Primera Division), pomocnik mający za sobą grę w Getafe, Sportingu Gijon i Birmingham City, jego rodak, Dani Quintana (nazwisko Wam coś mówi? Słusznie!) – jeszcze niedawno jedna z największych gwiazd naszej ligi, a do tego dwaj „techniczni” Brazylijczycy – Richard i Reynaldo. Słowem, istna „brazyliana”. Z tyłu kieruje tym wszystkim Rashad Sadygov – największa legenda reprezentacji Azerbejdżanu. Jest potencjał.
W grupie znajdują się Monaco, Tottenham i Anderlecht Bruksela. Trudni rywale, nieprzyjemne wyjazdy, ale z góry można zakładać, że co najmniej jeden (Tottenham?) z rywali na Kaukazie traci punkty. Na wyjście z grupy się raczej jeszcze nie zanosi.
Kabala nie jest aż tak bogata w sukcesy. Największy z nich to dwukrotnie zdobyte trzecie miejsce w lidze azerskiej w ciągu ostatnich dwóch lat. Niemniej ostatnio zainwestowali w zespół sporo, a transfery jak na swoją ligę muszą budzić szacunek. Widać to zresztą w wynikach w Europie. Wypożyczono Facundo Pereirę z PAOK-u Saloniki (jest świeżo po debiucie w nowym zespole), który w lidze greckiej należał do najlepszych zawodników. Obrony strzeże jeden z najlepszych piłkarzy Zorii Ługańsk z zeszłego sezonu, Vitali Wernydub (syn trenera klubu), który pół roku temu zadebiutował w kadrze Ukrainy. Za zdobywanie bramek odpowiadają reprezentant Bośni, Erwin Zec i Ukrainiec Oleksy Antonow. Rezerwowym bramkarzem klubu z Kabali jest Polak, Dawid Pietrzkiewicz.
Borussia Dortmund, PAOK (chichot losu) i FK Krasnodar to rywale trzeciej drużyny ligi azerskiej w grupie Ligi Europy. Paradoksalnie mają znacznie większe szanse na awans niż Karabach. Wciąż jednak nie zaliczamy ich do faworytów.
Przyszłość
Pieniądze nie grają – powiedzenie znane w piłce od lat przestaje mieć znaczenie, gdy budżety klubów stają się nieograniczone. Co prawda nie należy się raczej spodziewać transferów wielkich gwiazd – chyba że kogoś na emeryturze – mało kto chce jednak jeździć na peryferia europejskiej piłki. Tak czy inaczej już teraz przeciętny piłkarz mający do wyboru Legię i Karabach zastanawia się, czy lepiej grać w poukładanym klubie z Europy Środkowej, czy też wyjechać na Kaukaz, gdzie zapłacą dwa razy tyle…
Rozwój azerskiej piłki przebiega w dwóch prędkościach. O ile talentów w kraju jest niewiele, o tyle kluby poprzez swoją politykę stają się coraz mocniejsze. Awans dwóch zespołów do fazy grupowej nie może być przypadkiem, w takie zbiegi okoliczności trudno jednak uwierzyć. To co? Azerbejdżan – kolejny kraj na piłkarskiej mapie świata, który trafi do Champions League przed nami?
[interaction id=”55f9e399d05eca6a4936de37″]