Legia Warszawa wygrała z Brondby IF 3:2. Wykonała w ten sposób potężny krok ku ostatecznemu awansowi do IV rundy eliminacji do Ligi Konferencji Europy. Mecz był pełny zwrotów akcji i niespodziewanych sytuacji – głównie chodzi tu o błędy, których też było co niemiara! Festiwal pomyłek defensywnych po obu stronach zakończył się jednak sukcesem!
Gdy Legia Warszawa trafiła na Broendby, pewne było to, że czeka nas ciekawe widowisko. W końcu mierzyły się ze sobą dwa ofensywnie usposobione zespoły mające zawodników, którymi mogą postraszyć. Jednocześnie byliśmy świadomi tego, że żadna z tych drużyn na początku sezonu nie słynie z genialnej obrony, co tylko miało zaostrzyć pojedynek. Tak się stało. Legia mimo trudności wygrywa zasłużenie z klubem z przedmieścia Kopenhagi. Do Warszawy jedzie z przewagą jednego gola.
Feio uwiarygodnił swoją pozycję
Goncalo Feio bardzo zaskoczył wyjściowym składem. Był on dziwny. Trzeba powiedzieć szczerze, że połowicznie on się wybronił. Błędem było na pewno postawienie na Patryka Kuna. Tym bardziej było to absurdalne z racji, że portugalski szkoleniowiec nigdy nie wydawał się jego wielkim fanem w związku z niedawaniem mu zbyt wielu szans. Tak czy siak były zawodnik Rakowa Częstochowa Legii nie pomagał ani w defensywie, ani w ataku… Po raz kolejny udowodnił tak naprawdę, że niestety, ale nie jest to zawodnik na poziom „Wojskowych”.
Dziwne było też niepostawienie na Jana Ziółkowskiego, który ze wszystkich obrońców Legii zalicza jak na razie zdecydowanie najlepszy czas. Młody, ale przy tym dobrze zbudowany i zwrotny obrońca mógł się tu przydać. Tym bardziej że jego koledzy popełniali masę błędów. On mógłby uniknąć kilku nieprzyjemności. Choć akurat w tej formacji obecność Barcii była największym zaskoczeniem, a jednak on wyglądał w tym bloku defensywnym wyjątkowo dobrze. Tu Feio trafił, więc mimo braku Ziółkowskiego nie powinniśmy mieć do niego większych pretensji. Inną niespodzianką był Celhaka, natomiast jego nie oglądaliśmy zbyt długo z powodu kontuzji. Pekhart nie wyglądał do pewnego momentu źle – najważniejsze wykonał, a więc strzelił gola.
Był to najważniejszy mecz Legii za kadencji Goncalo Feio i trzeba przyznać, że Portugalczyk uwiarygodnił się jako trener. Nietypowe wybory personalne nie zakończyły się kompletną tragedią, a on, mimo że jego zespół nie w każdym momencie tego spotkania spisywał się dobrze, ogólnie wykonał całkiem niezłą robotę. Przede wszystkim należy go pochwalić jednak za umiejętność czytania gry.
- Kun grał słabo? – wszedł Wszołek.
- Pekhart zaczął niedomagać? – wszedł Kramer.
- Kapustka zawodził? – wszedł Morishita.
- Gual nie potrafił przebijać się przez obronę Broendby? – pojawił się na boisku Alfarela.
Dlaczego o tym wspominamy? Każdy z wymienionych zawodników, którzy weszli na boisko, można powiedzieć, że wygrał Legii mecz. Wszołek zaliczył kilka kluczowych przechwytów, kilka razy ładnie przedłużył grę i zabrał przeciwnikom dużo czasu na odrabianie strat, Kramer zaliczył dwie asysty, Morishita strzelił gola na 3:2, a od zrywu Alfareli w ogóle zaczęła się ta akcja. Jest to przykład meczu, w którym największym wygranym nie jest jakichś piłkarz… W tym przypadku trener, który fantastycznie zarządzał wydarzeniami na boisku.
Bardzo dobra 2. połowa Legii. Przyczajeni w tyłach, ale zorganizowani, cierpliwi, ale i odważni wykorzystali swoje szanse. Feio odmienił zespół w przerwie, trafił ze zmianami i do głów graczy. Arcyważna wygrana. Jestem pod dużym wrażeniem.#BIFLEG
— Kuba Majewski (@QbasLL) August 8, 2024
Legia wygrała dzięki słabości Broendby
Feio TOP! Co nie jest za to TOP? Broendby. O ile w pierwszej połowie Duńczycy wyglądali o wiele lepiej, cisnęli i zasłużenie tą pierwszą część wygrali, o tyle w drugiej wydawać się mogło, że wyszedł zupełnie inny zespół. Przestraszony, apatyczny, bezproduktywny… Nie wspominając o fatalnej postawie defensywy (choć to akurat na przestrzeni całego meczu). Nie możemy wykluczyć, że gdyby obrona Broendby była lepiej usposobiona, Legia wcale nie strzeliłaby ani bramki na 1:1, ani później na 2:2, ani tej ostatecznej na 3:2. Wszystkie one padły bowiem po indywidualnych, bardzo głupich błędach w rozegraniu czy w kryciu, czego naprawdę dobrze zorganizowany zespół na pewno by uniknął. Zwycięzców się nie sądzi, ale Legia naprawdę nie rozegrała wybitnego meczu. Ot, wykorzystała błędy defensywne, co też oczywiście cenimy i przyjmujemy z otwartymi ramionami.
Legia nie gra jeszcze tak, jakby oczekiwał tego każdy kibic. Warszawiacy nie prezentują się wcale nie wiadomo jak dobrze, choć źle generalnie też nie było. Aby nie być tak pesymistycznym (w końcu wygraliśmy), trzeba jeszcze raz podkreślić, że Legia wygrała faktycznie zasłużenie, bo w pełnym dystansie była lepsza i nie polegała wyłącznie na szczęściu. W drugiej połowie podobać się mogło agresywniejsze podejście do rywala, co przyniosło naprawdę pozytywne skutki. Porównanie może głupie, ale po meczu z Piastem nic już nie pozostało, co też dobrze świadczy o drużynie jako kolektywie. Widać w tej Legii rozwój – może niejednostajny, może chwiejny, ale jednak… Zmierza to w dobrą stronę.
𝐌𝐎𝐎𝐎𝐎𝐎𝐑𝐈𝐒𝐇𝐈𝐓𝐀 ⚽🚨
Ryoya Morishita zapewnił Legii Warszawa zwycięstwo w meczu z Brondby ✅#BROLEG pic.twitter.com/12V7zdsgkZ
— Polsat Sport (@polsatsport) August 8, 2024
Do Warszawy wracamy z podniesionymi głowami
Legia wygrała, co przed meczem oczywistością nie było. Zrobiła to jako jedyna ze wszystkich ekstraklasowych przedstawicieli w europejskich pucharach. Do Warszawy Legia może wracać z podniesionymi głowami, bo dobrze wykonała swoje zadanie. Czy mecz rewanżowy będzie jeszcze trudniejszy? Możliwe, bo Duńczycy podejdą do tego starcia podwójnie, a może i nawet potrójnie zmotywowani. Wątpliwości, które pojawiły się po wspomnianym wcześniej blamażu z Piastem Gliwice, natychmiast może nie zniknęły, ale znacznie się zniwelowały.
Na większy plus po tym starciu można wyróżnić bardzo solidnego w defensywie Garcię, napędzającego grę Legii Vinagre, najlepszego tego wieczoru Luquinhasa, dającego dobrą zmianę Wszołka, w końcu spłacającego się na pozycji nr 10 Morishitę oraz ożywiającego grę warszawiaków Kramera, a więc jeżeli w międzyczasie w meczu z Puszczą Niepołomice nie wydarzy się nic nadzwyczajnego, są to pewniacy do zagrania w rewanżu, który już niebawem. Chyba że Feio znowu zaskoczy, czego też nie możemy wykluczyć…