Legia pozostaje w walce o mistrzostwo


Legioniści utrzymują passę bez przegranej przy Reymonta

22 kwietnia 2018 Legia pozostaje w walce o mistrzostwo

Legia Warszawa, pomimo że od 62. minuty grała w dziesiątkę, zdołała pokonać krakowską Wisłę. Widać było dużą zmianę w grze drużyny Deana Klafuricia, która zagrała świetne spotkanie. Dzięki temu legioniści pozostają w grze o mistrzostwo i nadal tracą tylko jeden punkt do prowadzącego w tabeli Lecha Poznań. Problem mają natomiast w Krakowie. Drużyna „Białej Gwiazdy” zupełnie nie potrafiła wykorzystać przewagi jednego zawodnika i trudno było uwierzyć, że to ten sam zespół, który miesiąc wcześniej wygrywał na Łazienkowskiej 2:0. 


Udostępnij na Udostępnij na

Dwie różne drużyny

W przekroju całego meczu zdecydowanie lepiej wyglądała Legia. Na papierze wyszła w ustawieniu 4-2-3-1 i w obronie rzeczywiście tak to wyglądało, jednak w ataku płynnie przechodziła do ustawienia 3-5-2 z wahadłowymi Vesoviciem i Hlouskiem, Phillipsem na środku obrony i Kucharczykiem z Niezgodą w ataku. Widać było zdecydowaną zmianę w grze „Wojskowych” w porównaniu do tego, jak prezentowali się za kadencji Romeo Jozaka. Warszawiacy starali się stosować pressing i od razu po odbiorze przechodzić do kontrataku, wykorzystując szybkich: Kucharczyka i Niezgodę. Wychodziło to całkiem nieźle. Udało im się zdominować wiślaków w środku pola, przez co dużo swobody miał Pasquato, często cofający się po piłkę, rozgrywający i biorący ciężar gry na swoje barki. Mecz wyglądał zupełnie inaczej niż ten sprzed miesiąca na Łazienkowskiej. Wisła, spychana do obrony, nie mogła znaleźć swojego miejsca w środku pola. Nie radziła sobie także z prostopadłymi podaniami legionistów za plecy obrońców i tylko dzięki dużej niedokładności podopiecznych Deana Klafuricia, nie straciła w ten sposób bramki.

Wiślacy zostali osłabieni już w ósmej minucie meczu, gdy z boiska musiał zejść Matej Palcić, którego zmienił Słoweniec Martin Kostal. Mocno wpłynęło to na ich postawę na boisku, ponieważ byli zmuszeni grać skrzydłami, a ofensywnie grający prawy obrońca na pewno by im w tym pomógł. Zespół Joana Carrillo trochę przestał pierwszą połowę. Wiślacy byli bardzo statyczni w obronie, rzadko udawało im się atakować.

Pierwsze poważniejsze zagrożenie pojawiło się co prawda ze strony Wisły w 14. minucie. Prostopadłe zagranie od Arsenicia otrzymał Imaz, jednak z ostrego kąta uderzył obok bramki, świetnie po raz kolejny dysponowanego, Arkadiusza Malarza. Podobna sytuacja miała miejsce chwilę później z drugiej strony boiska, jednak Niezgoda nie trafił po dobrym podaniu od Kucharczyka

Najwięcej zaczęło dziać się dopiero w końcówce pierwszej połowy. Wtedy to trochę dokładniej zaczęła grać Legia. Najpierw w 41. minucie sprzed pola karnego świetnym uderzeniem popisał się „Kuchy King”, jednak piłka uderzyła w poprzeczkę. Dwie minuty później, jednak już celnie, z podobnej odległości co Kucharczyk, uderzył po uprzednim oszukaniu dwóch defensorów rywala, Cristian Pasquato. Była to druga bramka w tym sezonie ekstraklasy włoskiego pomocnika.

https://twitter.com/HubertMichno/status/988096412272484357

W doliczonym czasie gry próbował jeszcze Carlitos, jednak świetnie w dalszym ciągu spisywał się Malarz.

Patrząc na pierwszą połowę, trudno było uwierzyć, że to te same drużyny, które mierzyły się ze soba niedawno w Warszawie. Szczególnie dziwiła fatalna postawa Wisły, która zupełnie zdominowana w środku pola, nie potrafiła stworzyć sobie zbyt wielu okazji do strzelenia bramki. Niewidoczny był bohater poprzedniego meczu tych drużyn, czyli Carlitos, którego dobrze pilnowali defensorzy Legii.

Bezradność

Tym jednym słowem można idealnie opisać Wisłę Kraków z drugiej połowy meczu. Od początku Legia już nie grała tak wysoko w odbiorze i starała się trzymać ustawienia 4-3-2-1 w celu pilnowania wyniku. Wiślacy natomiast wyszli z takim samym nastawieniem, jak na pierwszą połowę i nadal nie mieli pomysłu na to, jak rozmontować dobrze ustawionych blisko siebie rywali. Co prawda podeszli trochę wyżej, jednak obraz gry się zbytnio nie zmienił. Świetnie rozrzucani przez Legię na całej szerokości boiska tracili siły, co skutkowało coraz wolniejszą grą.

Pierwszą sytuację miała Legia w 53. minucie. Sprzed pola karnego po raz kolejny uderzał Pasquato, jednak tym razem świetnie interweniował Julian Cuesta. Dziesięć minut później na czystą pozycję wychodził Jarosław Niezgoda, lecz przewrócił się przed polem karnym, sugerując faul Marcina Wasilewskiego. Sędzia zinterpretował to jako symulowanie, dał Polakowi drugą żółtą kartkę, w konsekwencji czego były gracz Ruchu Chorzów musiał opuścić boisko. W tym momencie nadzieja wkradła się w serca kibiców „Białej Gwiazdy”, którzy poczuli, że ta sytuacja może odmienić losy meczu.

Nic bardziej mylnego. Wisła zupełnie nie potrafiła wykorzystać gry w przewadze. Trzeba powiedziać, że wyglądała chyba jeszcze gorzej niż przed wyrzuceniem Niezgody z boiska. Legia natomiast nic sobie z tych kłopotów nie robiła, starając się zaraz po odbiorze piłki posyłać ją do wprowadzonego Szymańskiego i do często łapanego na spalonym Kucharczyka. Poskutkowało to świetną okazją do zamknięcia meczu przez tego pierwszego zawodnika. Wysoko wyszedł Pazdan, który odebrał jednemu z podopiecznych Joana Carrillo piłkę, i od razu zagrał prostopadle do reprezentanta naszej młodzieżówki do lat 21. Ten jednak strzelił minimalnie obok słupka, ponieważ nie mógł dograć do trochę źle ustawionego obok Hamalainena.

Wiślacy nie wiedzieli, jak przejść do ustawienia z trzema obrońcami. Boczni defensorzy stali zbyt głęboko, przez co nie można było przejść do szybkiego ataku. Tutaj najbardziej było widać brak kontuzjowanych Palcicia i Sadloka. Zawodnicy Wisły zdołali sobie w końcówce stworzyć jeszcze kilka okazji, jednak zawsze brakowało postawienia kropki nad i.

Dobre wrażenie

Trzeba przyznać, że Legia zagrała naprawdę bardzo solidnie. Byli wyjątkowo zdyscyplinowani taktycznie, dobrze wiedzieli, co mają robić, mimo że taktyka była zupełnie inna niż ta stosowana przez poprzedniego szkoleniowaca. Klafurić postanowił, że trzeba grać najprostszymi środkami, wyłączając największe atuty przeciwnika. Jego podopieczni grali konsekwentnie i rzadko popełniali indywidualne błędy. Jeżeli w dalszej części rundy finałowej będą grali tak, jak dzisiaj, to mistrzostwo wcale nie wydaje się takie niemożliwe.

O czym myśleć ma natomiast Joan Carrillo? Jego podopieczni radzili sobie fatalnie z całkowicie wyłączonym środkiem pola. Nie umieli wyjść do Legii trochę agresywniej, żeby zmusić ich do obrony po stracie zawodnika. To rywale grali częściej na ich połowie, pomimo gry w dziesiątkę. Cały czas grali czterema obrońcami w linii, zamiast wyjść trochę wyżej i grać długie piłki na wysokiego Ondraska, który pojawił się na placu gry. W ten sposób Wisła oddala się mocno od gry w europejskich pucharach.

 

 

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze