O ile Legia w rundzie wiosennej gra o niebo lepiej niż wcześniej, to mecze z czołówką ekstraklasy obnażają jej braki. Mecz z Rakowem zakończył się porażką po bezbarwnej grze. Z kolei w spotkaniu z Lechem legioniści przez większą część gry pozwalali się zdominować. Sami oddali jedynie jeden strzał celny, który na ich szczęście zakończył się bramką.
Legia zdołała doprowadzić do wyrównania w jeden z najprostszych sposobów. Niezawodny w tym sezonie Josue dośrodkował piłkę do Rafy Lopesa. Portugalczykowi udało się wygrać pojedynek z obrońcami Lecha i w ładny sposób wpakować piłkę do siatki. To była jedyna sytuacja, gdy mistrz Polski zagroził rywalom w tym spotkaniu. Można jeszcze wyróżnić moment, gdy Mickey van der Hart chciał utrzymać piłkę w boisku, a w konsekwencji prawie wpakował ją pod nogi Pekharta, jednak to był raczej indywidualny błąd niż zaplanowana akcja.
Podopieczni Aleksandara Vukovicia mieli też kupę szczęścia. Piłkarze Lecha dwa razy obili słupek lub poprzeczkę. Do tego w samej końcówce meczu ręką piłkę zablokował Lindsay Rose. Ewidentnie nie była to jego naturalna pozycja. Sytuacja kwalifikowała się na rzut karny, ale sędzia Damian Sylwestrzak i jego pomocnicy z wozu VAR milczeli do końca spotkania.
Kastrati jedynie szybki
Nie mówilibyśmy tyle o kontrowersjach z końcówki spotkania, gdyby Legia zagrała trochę lepiej. Była dość stabilna w defensywie, tak samo jak w kilku ostatnich spotkaniach. Problemem była gra ofensywna. Przykładem może być prawe skrzydło. Dotychczas dobrze prezentował się tam Paweł Wszołek. Jednak doświadczony skrzydłowy doznał kontuzji w meczu z Lechią Gdańsk, dlatego trzeba było szukać zastępstwa na tę pozycję. Trener Vuković już przed meczem pucharowym z Rakowem przyznawał, że „jest źle” w kontekście kontuzji w zespole.
Z Rakowem po prawej stronie boiska zagrał Kacper Skibicki. Młody piłkarz wykorzystał przepis o konieczności umieszczenia młodzieżowca w pierwszym zespole. Jednak swojej szansy nie wykorzystał, tak samo jak we wcześniejszych spotkaniach. Zawodnik jest w ostatnim czasie obiektem lekkiej krytyki ze strony kibiców.
Paweł Wszołek znowu bryluje. Takiego zawodnika Legia potrzebowała
Prawdziwym antybohaterem Legii stał się jednak Lirim Kastrati, który fatalnie zagrał w feralnym spotkaniu z Lechem. Był niewidoczny. Nie dało się zauważyć, że w ogóle gra. Trudno napisać cokolwiek pozytywnego o jego występie. Za komentarz niech posłuży fakt, że trener zmienił go w 57. minucie spotkania. Niestety, drugi najdroższy zawodnik w historii ekstraklasy na razie jest znany jedynie ze swoich wybryków pozaboiskowych, czyli imprezowania oraz próby „przemycenia” swojej partnerki na obóz treningowy w Dubaju. Na nic są wypowiedzi zawodnika, który początkowo zachwycał się, że „Legia w niego uwierzyła”.
Kto na szpicy?
Po odejściu Emreliego pewniakiem do gry w ataku wydaje się Tomas Pekhart. Czech ma jeden problem – jest jednowymiarowy. Mecz z Lechem ponownie udowodnił, że w przypadku odcięcia od dośrodkowań ze strony kolegów rosły napastnik jest bezradny. Dużo biega, stara się stosować agresywny pressing, ale brakuje mu techniki. Poza tym nie jest taryfą na przyszłość.
W jednym z wywiadów zawodnik przyznał, że nikt z klubu od dawna z nim nie rozmawiał o przedłużeniu kontraktu. – Mogę powiedzieć, że na 99 procent nie będę kontynuował kariery w Warszawie. (…) Jedyna rozmowa w sprawie przedłużenia umowy, jaką odbyłem z kierownictwem klubu, miała miejsce na początku sierpnia z dyrektorem Kucharskim, który już tutaj nie pracuje – powiedział Pekhart.
Ewentualnymi alternatywami na tę pozycję obecnie są Rafael Lopes i Maciej Rosołek. Portugalczyk z Lechem zdołał wpakować piłkę do siatki, jednak w Legii jest bardziej postrzegany jako uzupełnienie składu. Z kolei Rosołka Vuković ostatnio widzi na skrzydle. Nie jest to głupi pomysł, bo młody piłkarz potrafi zrobić tam dużo szumu, a na dodatek co jakiś czas zalicza bramki i asysty.
Król polowania – Rosołek. Czy młody napastnik wykorzystał swoją szansę?
Najpewniejszy punkt
Już brak Pawła Wszołka wydaje się powodować kłopoty, ale prawdziwą katastrofą może być dopiero ewentualna nieobecność Josue. Były piłkarz Hapoelu Beer Sheva po zyskaniu odpowiedniej formy fizycznej stał się kluczowym zawodnikiem zespołu. To on konstruuje akcje Legii w środku polu. Właśnie Portugalczyk pomaga swoim kolegom na skrzydle, czasami wyręczając ich podczas kluczowego podania. Należy zwrócić uwagę, że w tym sezonie zaliczył łącznie trzynaście asyst. W meczu z Lechem ponownie wyręczył kolegów dobrym i celnym dośrodkowaniem, a w konsekwencji kolejną asystą.
– Jesteśmy już przyzwyczajeni, że Josue gra na tak wysokim poziomie – powiedział po jednym z wcześniej wygranych spotkań Aleksandar Vuković.
Z kolei Czesław Michniewicz jeszcze na początku sezonu podkreślał, że drużyna potrzebowała takiego piłkarza, jakim jest Josue. Potencjał tego zawodnika dostrzeżono też w mediach społecznościowych Legii. Tam klub usiłuje się promować, co rusz wykorzystując podobiznę zawodnika. Nic dziwnego, bo dzięki dobrej postawie piłkarz zyskał sympatię kibiców.
Social media kontra Boruc, Mączyński, Podolski – równy pojedynek?
Teraz sztab musi liczyć, że przez najbliższe tygodnie nie przybędzie kontuzjowanych. Zbliżają się trudne mecze z Piastem i Pogonią, gdzie nie będzie można się oszczędzać. Trudny może być zwłaszcza pojedynek z „Dumą Pomorza”, która pod ręką Kosty Runjaica gra pragmatyczny, lecz bardzo skuteczny futbol. Do tego dochodzi „Mecz o pokój” z Dynamem Kijów. Spotkanie z ukraińską drużyną jest świetnym wyrazem sprzeciwu wobec wojny, ale również będzie kosztować piłkarzy trochę energii, na co należy wziąć poprawkę. Mimo charytatywnego wymiaru może stać się też powodem niespodziewanej kontuzji.