Legia Warszawa od początku rundy wiosennej będzie musiała gonić Lecha i na pierwszy ogień poszła Korona Kielce, która będzie walczyć o utrzymanie. Zapowiadało się na gładkie przetarcie dla „Wojskowych”. Tymczasem było ciężko, boleśnie, pechowo i jeszcze skończyło się na czerwonej kartce. Korona postawiła się i z pomysłem wykorzystała dwóch skrzydłowych, którzy odwalili kawał dobrej roboty. Choć gdyby Dalmau był skuteczniejszy, mogłaby wywieźć nawet zwycięstwo.
Tak jak zapowiadaliśmy w skarbie kibica, wiosna w wykonaniu „Wojskowych” będzie szalenie interesująca. Grają bowiem na trzy fronty i jak zapowiedział portugalski trener, żaden z nich nie zostanie potraktowany po macoszemu. Ale już Korona pokazała, że Legia wiosną może mieć spore problemy.
***
Początek meczu stał pod znakiem dominacji gospodarzy. Ze sporą swobodą mijał koroniarzy Wojciech Urbański, ale zawsze znajdował się ktoś, kto stopował młodzieżowca. Dobrze wyglądał Chodyna, Kapustka dyrygował grą. Wszystko szło początkowo zgodnie z planem.
Korona zaczęła niemrawo
A Korona? Od początku miała spore problemy. Ale co ciekawe, to właśnie ona mogła otworzyć wynik spotkania. Koszmarnie podawał Vahan Bichakchyan, co wykorzystał Wiktor Długosz, który przeciął lot piłki i wykorzystując dziurę w obronie, popędził na bramkę. Jego strzał jednak sparował na róg Kacper Tobiasz.
Kobylak wrzucił na wysokiego konia Augustyniaka i po chwili to Dalmau wrzucił piłkę do bramki Legii
Ale mało było legionistom niebezpiecznych strat i do zabawy dołączył się Gabriel Kobylak. Golkiper gospodarzy podał za plecy Augustyniaka, zza których wybiegł Nono i wsadził nogę, przejmując tym samym piłkę. Ta spadła do Adriana Dalmaua, który lekko się obrócił i podcinką wyprowadził gości na prowadzenie.
Tradycja zobowiązuje. Kolejna „asysta” dla drużyny przeciwnej.#LEGKOR pic.twitter.com/Sj37zBOVBq
— Polski Ligowiec (@polski_ligowiec) February 2, 2025
Kolejny cios – czerwona kartka Morishity
Ale to nie był koniec koszmaru gospodarzy. Kolejna długa piłka za linię obrony i Wiktor Długosz znów popędził sam na sam z Kobylakiem. Tym razem nie oddał strzału, gdyż najpierw przed polem karnym sfaulował go Ryoya Morishita. Sędzia Przybył uznał to za przerwanie akcji DOGSO i wyrzucił Japończyka, który kategorycznie nie zgadzał się z werdyktem.
Korona, chcąc grać spokojnie i nie rzucać się na zranionego lwa, czekała na swojej połowie. Legia próbowała, ale Korona, mając taką przewagę, spokojnie czekała i zapraszała faworyta spotkania na swoją połowę. Świetną akcję dwójkową mieli Gual i Kapustka, ale ten drugi minimalnie przestrzelił.
Dalmau dał prowadzenie Koronie i pomógł jej je odebrać
Legia sama miała problem ze zdobyciem gola, to pomógł jej piłkarz Korony. Bardzo dobrą wrzutkę z wolnego sięgnął Adrian Dalmau. Problem polegał tylko na tym, że zrobił to do środka do pola karnego, gdzie czekał na nią Steve Kapuadi. Stoper Legii wykorzystał prezent i z trzech metrów wbił piłkę obok interweniującego Mamli. Prawdą jest, że napastnik we własnym polu karnym to tylko kłopoty.
Legia – Korona: czy da się nie odgwizdać dwóch karnych w jednej akcji? Jarosław Przybył pokazał, że tak
Końcówka pierwszej połowy była bardzo gorąca. Najpierw po wrzutce Mamla z impetem wszedł w zawodnika Legii. Po kolejnej wrzutce golkiper Korony wypuścił piłkę z rąk i przy próbie jej złapania wpadł w nogi Wszołka. To były dwie sytuacje na karnego, a sędzia Przybył nie odgwizdał ani jednej. Na jego szczęście VAR działa bez zarzutu. Po interwencji z wozu podyktował „jedenastkę”.
Jak nie idzie, to nie idzie
Rafał Augustyniak chciał strzelić nie do obrony w samo okienko. Zamysł świetny, ale ciut gorzej z wykonaniem. Defensywny pomocnik trafił w słupek i na przerwę piłkarze udali się z wynikiem 1:1. Szalona połowa, w której gdy zdawało się, że Legia przełamie trudy, to na sam koniec musieli obejść się smakiem.
Nieudany debiut Ormianina z Pogoni
Szczęścia nie miał też nowy lLegionista. Bardzo bowiem rozczarowujący debiut zaliczył zimowy nabytek „Wojskowych” – ściągnięty z Pogoni Vahan Bichakchyan. Ormianin zanotował niebezpieczną stratę, która mogła skutkować golem dla koroniarzy. Przede wszystkim miał jednak dwie znakomite sytuacje i żadnej z nich nie wykorzystał. Nie takiego debiutu oczekiwali kibice Legii.
Widywałem trochę lepsze debiuty od tego. Trudny mu się trafił mecz na początek.
fot. Legia Warszawa#LEGKOR pic.twitter.com/qvkD9umSNK
— Maciej Klaczyński (@mklaczynskii) February 2, 2025
Legia dalej grała, ale nikt nie był w stanie zdobyć gola
Legia wciąż próbowała, wciąż miała piłkę, ale to nic nie dawało, bo brakowało skuteczności. Próbował Chodyna, grę chciał nakręcać Kapustka, ale podopieczni Jacka Zielińskiego skutecznie neutralizowali zagrożenie. Potem w 80. minucie poszło kapitalne prostopadłe zagranie do Goncalvesa, ale Portugalczyk zamotał się z piłką i akcja spaliła na panewce. Gual wyglądał blado.
Dalmau nie może pudłować w takich sytuacjach
Natomiast Korona szukała szczęścia w długich piłkach na boki i była to dobra taktyka. Bo w niedzielę Korona miała twarz Mariusza Fornalczyka, a przede wszystkim Wiktora Długosza. Ileż dziś skrzydłowi się napracowali, to głowa mała. Ileż rajdów wykonali. W 70. minucie Długosz przebiegł 40 metrów i wystawił patelnię Dalmau, ale ten nie trafił czysto w piłkę.
Chwilę potem miał drugą świetną okazję, tym razem stworzoną przez Fornalczyka. Też pudło. Hiszpan miał na koncie gola, ale nie może takich sytuacji w takim meczu marnować.
Tradycja zobowiązuje. Kolejna „asysta” dla drużyny przeciwnej.#LEGKOR pic.twitter.com/Sj37zBOVBq
— Polski Ligowiec (@polski_ligowiec) February 2, 2025
Legia i Korona mają czego żałować, ale chyba bardziej cieszą się z remisu goście
Ostatecznie nikt nie przechylił wyniku na swoją korzyść. Jednak Legia i Korona nie mogą narzekać na wynik. Legia – bo przez długi czas grała w osłabieniu i Dalmau postanowił wspomóc parę razy legionistów. Korona – bo mimo gry w przewadze oddała grę gospodarzom, za co mogła zostać kilka razy skarcona. Aha, no i pudło z jedenastu metrów Augustyniaka.
Punkt bardziej przyda się Koronie. „Scyzorykom” należą się gratulacje za urwanie punktu przy Ł3, co może się przydać na koniec sezonu.