Legendy głoszą, że każdego, kto odważył się w trakcie meczu wyciągnąć mu koszulkę ze spodenek, spotkał nieuchronny wyrok. Inne, te z kolei bardziej wiarygodne źródła mówią, że swego czasu "Catts" tak upodobał sobie towarzystwo Nicklasa Bendtnera, że jego wizyty w pobliskim Newcastle kończyły się aresztowaniami, o zakazach wstępu do pubów z rodzinnego miasta i czerwonych kartkach "for fun" nie wspominając. Lee Cattermole był do pewnego momentu przykładem piłkarza, którego dobrego imienia broniło jedynie boisko. Boisko, na którym realia filmu "Braveheart" były kapitan Sunderlandu wprowadzał w życie.
– Między 17. a 30. rokiem życia ludzie bardzo się zmieniają – powiedział w jednym z wywiadów obecnie 32-letni Cattermole, który na przestrzeni ostatniej dekady wakacje w hucznym Las Vegas zamienił na spokojny wypoczynek w Islandii. I co prawda nigdy przez pozaboiskowe wyczyny nie zaznał losu podobnego do swojego klubowego kolegi, czyli Adama Johnsona (sześć lat więzienia za kontakt seksualny z 15-latką), jednak nie brakowało do tego znowuż tak wiele. Wychowanek Middlesbrough dojrzewał powoli, ale szczęśliwie na tyle szybko, by w ciągu ośmiu lat zapracować na status ikony „Black Cats”. Przy okazji niedawnej premiery serialu „Sunderland aż po grób” warto ją naświetlić.
– Lee był dla nas ogromnie ważnym zawodnikiem [massive player]. Przez większość czasu serce zespołu, a w trudnych czasach prawdziwy motywator. Szczerze mówiąc, złego słowa powiedzieć o nim nie mogę, a kiedy było trzeba, on brał krytykę na siebie nawet w trudnych okolicznościach. Wobec Sunderlandu był prawdziwie oddany, a na dodatek zmył z siebie łatkę brudnego gracza. Na pewno powiedziałbym też, że ma jakość. Brakuje nam teraz Cattermole’a w linii pomocy – mówi zapytany przez nas Matt Rennie, wieloletni kibic Sunderlandu i tamtejszy dziennikarz.
– Pod różnym kątem Cattermole rezonował klub z jego kibicami. Był większym charakterem dla Sunderlandu niż ogólnie piłkarzem. Lee był dobry, szczery, pokorny i nigdy się nie poddawał. To znaczyło w Sunderlandzie bardzo wiele. On przeżywał z Sunderlandem wszystkie wzloty i upadki, a przede wszystkim był w centrum historii tak jak my, kibice. To sprawiło, że Lee stał się jednym z nas, co ludzie bardzo szanowali – dodaje dla iGol.pl Michael Graham, dziennikarz RokerReport.com.
Dla reprezentacji Anglii „nowy Gerrard” był jak trędowaty
2006 rok, finał Ligi Europy (ówczesnego Pucharu UEFA), Eindhoven, Middlesbrough gra z Sevillą. Angielski zespół zostaje wówczas rozgromiony 4:0 i Cattermole musi obejść się smakiem. Szansa na pierwsze trofeum (i jak dotychczas – ostatnie) w karierze zniknęła tak szybko, jak się pojawiła, a pojawiła się wręcz w piorunującym tempie, bo piłkarz „Boro” wstąpił do piłki seniorskiej zaledwie kilka miesięcy wcześniej. To, co było jednak w tej historii najważniejsze, miało miejsce 16 marca, kiedy jedyny przedstawiciel Premier League mierzył się z AS Roma w ramach rewanżowego spotkania we Włoszech.
Rzymianie mimo zwycięstwa przegrali różnicą bramek na wyjeździe, a sam Lee Cattermole odegrał w tym pojedynku kluczową rolę, spędzając na boisku aż 180 minut w całym dwumeczu. Oczywiście w roli środkowego pomocnika, który (tutaj słowem wtrącenia) zdaniem kibiców Middlesbrough zasłużył na znalezienie się w najlepszej jedenastce dekady 2001-2010. Dekady będącej dla 18-latka przełomową, acz jednocześnie pełną w bagaż porównań do innego pomocnika z Anglii. Bo właśnie 16 marca zagraniczne media (w tym wypadku włoskie) po raz pierwszy otwarcie zadały pytanie pt. „To nowy Steven Gerrard?”.
Obecny czas [wówczas karierę reprezentacyjną kończyli m.in. Steven Gerrard i Frank Lampard – przyp. red.] jest świetną szansą na pokazanie się i zdobycie sobie miejsca. Dla takich jak ja, Toma Huddlestone’a czy Marka Noble’a. Każdy angielski piłkarz okłamywałby się, gdyby mówił, że nie patrzy w stronę kadry. Lee Cattermole (wypowiedź z 2014 roku dla „Telegraph”)
Niestety Lee Cattermole nawet w małym stopniu nie osiągnął w kadrze narodowej tego, co legenda Liverpoolu. Los bowiem sprawił, że w żadnym momencie kariery piłkarskiej 32-latek nie otrzymał na skrzynkę mailową wiadomości z powołaniem. Ani w czasach gry dla „Boro”, ani Wigan, ani Sunderlandu. Sam zainteresowany twierdził, że prędzej czy później na choćby jeden występ w trykocie reprezentacji Anglii zapracuje, jednak dziś wiemy, że te starania spełzły na niczym. Lee zatrzymał się na reprezentacji U-21, po czym, nawet będąc w piku swojej kariery (równym topowym pomocnikom Premier League np. w 2014 roku*), nie mógł liczyć na odzew ze strony kadry. O tym fakcie najprawdopodobniej decydowały względy pozasportowe, które ciągnęły się za plecami jak cień, przykrywając niemałe umiejętności.
– Uważam, że podania Lee Cattermole’a były zawsze niedocenianie. On był znany bardziej jako fizyczny wojownik, którym oczywiście jest, jednak zapominano o kwestiach czysto piłkarskich. To naprawdę świetny piłkarz w odbiorze i trudny rywal do przejścia w linii pomocy, o czym wiedzieli najlepsi pomocnicy w lidze. „Ten w Sunderlandzie, jak on się nazywa?” – pewnego razu spytał Yaya Toure podczas wymieniania piłkarzy, przeciwko którym grało mu się najtrudniej. „Paul Scholes, Frank Lampard i… Tak! Cattermole, to on. Bardzo mocny!”. Piłkarze podążali za nim. Nawet wtedy, gdy był nastolatkiem. To ktoś, kto wzbudza szacunek rówieśników.
Obok pozytywów pojawiały się też oczywiście wady, z których tą największa było to, że im Lee grał wyżej na boisku, tym bardziej jego wpływ na grę malał. To nie jest – i nigdy nie był – gracz z dużym talentem. To był piłkarz, którego szukasz na murawie po to, żeby oddać mu piłkę. On ją ochroni. Ją albo tych utalentowanych piłkarzy z większymi umiejętnościami technicznymi – zauważa Michael Graham.
*W 2014 roku Lee Cattermole grał tak dobrze, że omal nie trafił do Arsenalu za ok. 5 mln euro w zimowym okienku transferowym.
Czerwono-żółty, metamorfoza i kontuzja widmo
386 spotkań na angielskich boiskach w ciągu czternastu sezonów – kawał historii. I choć wybrzmiewa to dzisiaj w sposób pozytywny, należy pamiętać, że w karierze Lee Cattermole’a na Wyspach nie brakowało również mroczniejszych epizodów. Na czele choćby z tym, że były piłkarz „Black Cats” zapisał się na kartach historii Premier League jako jeden z jej najbrutalniej grających piłkarzy. Gdyby wziąć pod uwagę konkretną statystykę (średnią liczbę punktów kartkowych, gdzie 25 pkt jest za czerwoną, 5 pkt za żółtą), okazuje się, że wraz z końcem roku 2017 – nawet najbrutalniejszy (2,08 punktu na mecz). Ten niesławny – choć dziś już nieaktualny – tytuł idealnie oddaje poniższa piosenka stworzona przez kibica Sunderlandu.
W 271 spotkaniach Premier League Lee Cattermole otrzymał 88 żółtych i pięć czerwonych kartek, co daje 565 punktów w klasyfikacji kartkowej (w całej karierze na Wyspach łącznie 123 żółte i 9 czerwonych) ?.
Rekord należy do Garetha Barry’ego, który posiada aż 745 oczek na koncie ?.
Ostatnie wykluczenie Lee zanotował 9 grudnia 2017 roku, kiedy dorobił się dwóch żółtych kartoników w ciągu zaledwie dwóch minut w spotkaniu przeciwko Wolverhampton. Upłynęło zatem niemal 2,5 roku, odkąd Anglik po raz ostatni nałożył na siebie szaty „brudnego gracza”. Co przełomowe, zamiast faulować, rozpoczął własną modę na strzelanie, którego granice wyśrubował podczas ostatniego roku gry dla Sunderlandu w League One. Na przestrzeni jednej kampanii (2018/2019) zdobył aż siedem trafień, rozgrywając pod tym kątem najlepszy sezon w karierze. Sezon, który Lee niestety zwieńczył pudłem w konkursie rzutów karnych w finale play-offów o awans, czego kulisy możemy zobaczyć w produkcji Netflixa. Cattermole był wówczas zdruzgotany.
Przez 10 lat jestem w zespole, który ciągle coś przegrywa. To naprawdę boli. Lee Cattermole
To jednak niejedyny moment, kiedy byłemu piłkarzowi Sunderlandu los rzucał kłody pod nogi. I to spore kłody, z którymi Lee musiał się mierzyć latami. Dosłownie. Precyzując, chodzi o niewdzięczną kontuzję stawu biodrowego będącą na tyle trudnym do rozszyfrowania urazem, że angielski piłkarz musiał borykać się z bólem aż przez cztery lata. Co więcej, po operacji usłyszał coś, co zmroziłoby krew niejednego sportowca. – Przez dwa lata prawdopodobnie nie powinienem był nawet przebywać na boisku – zdradził Lee Cattermole w wywiadzie dla „The Guardian”.
– Przyjmowałem niedorzeczne ilości antybiotyków. Rano miewałem problemy z dojściem do toalety, a przez ostatnie 20 minut meczów myślałem: „Właśnie zaczynam zawodzić swój zespół”. To było okropne uczucie. Na początku wysyłali mnie do psychologów, żeby sprawdzić, czy może jednak ból istnieje tylko w mojej głowie. Ja wiedziałem, że jest prawdziwy. W końcu w czasie poszukiwań po całym świecie udało się znaleźć specjalistę w Colorado, który wykonał operację – opowiedział Lee Cattelmore.
„Dla mnie zawsze Sunderland miał duszę” – Lee Cattermole
10 lat i 262 spotkania, 10 bramek i 11 asyst. W skrócie: ikona Sunderlandu, który w swoich szeregach miał być może jednego z najlepszych piłkarzy w historii klubu. Kibice go uwielbiali, choć nie zawsze byli oni mu po drodze. W 2015 roku Lee Cattermole podpisał nową pięcioletnią umowę, dzięki której stał się najlepiej zarabiającym piłkarzem w zespole aż do momentu odejścia w 2019 roku. Jego zarobki oscylowały w granicy 40 tys. funtów tygodniowo, dlatego kiedy dla Sunderlandu nadeszły gorsze czasy, od kapitana wymagało się najwięcej. Każdy moment słabszej formy zwiastował nadejście fali krytyki, bo do kwestii boiskowych dochodził również faktor obciążenia finansów klubu.
Three home games.
Three goals.
One man.#SAFC #WEARONOURWAY pic.twitter.com/UxjxMY1pv5— Sunderland AFC (@SunderlandAFC) March 16, 2019
Mimo to najbardziej zagorzali fani sześciokrotnego mistrza Anglii widzieli w Cattermole’u lidera z krwi i kości, który w swoim najlepszym punkcie kariery zasługiwał na zdecydowanie więcej. Sam piłkarz w ostatnich latach powtarzał, że zawsze był gotów do gry na najwyższym szczeblu w Anglii, ale niestety tam, gdzie ambicje, pojawiał się także fakt wyżej już nakreślony, czyli kontuzje.
Patrząc na wieloletnie na dokonania „Cattsa”, rzeczywiście można dojść do wniosku, że zabrakło im kropki nad „i”. Istnego zwieńczenia czy wisienki na torcie, jaką mogłyby być zwycięstwo w Pucharze UEFA w 2006 roku, mistrzostwo League One czy po prostu debiut w reprezentacji narodowej. Mamy zatem do czynienia ze szklanką do połowy pełną, z czym sam Lee zapewne zgodziłby się po dłuższym namyśle.
– W swojej najlepszej formie Lee był naszym najważniejszym graczem. Był skałą w środku pola i kimś, kto nie bał się podejmować wyzwań. Miał jakość, która pozwalała mu zagrywać kluczowe podania i strzelać ważne bramki. Często pełnił funkcję motoru napędowego, który miał największy wpływ na grę Sunderlandu. Oczywiście obok tego pojawiała się reputacja „złego chłopca” za czerwone kartki, która w młodszych latach Cattermole’a źle na niego wpływała. Tracił on przez to głowę, ale to się zmieniło.
Zdecydowanie zgodziłbym się z tezą, że jego kariera jest niespełniona. Szczególnie gdy mówimy o jego najlepszym okresie w sezonie 2013/2014, kiedy w Premier League wykręcał statystyki na poziomie najlepszych środkowych pomocników w Europie. Jako kibice bardzo domagaliśmy się dla Lee powołania do kadry, ale niestety bez skutku – opowiada Matt Rennie.
Dzisiaj w Sunderlandzie po Lee Cattermole’u zostało tylko wspomnienie. Wspomnienie legendy, która przebrnęła z drużyną przez wiele trudnych momentów. Jeden z nich, po porażce w 2019 roku z Charltonem (mecz o awans do Championship), sprawił, że w 32-latku coś pękło. Mógł zostać w barwach „Black Cats” jeszcze rok, ale jak sam stwierdził, był to odpowiedni czas, by podjąć się nowego wyzwania. Okazało się nim holenderskie VVV Venlo, w którym niestety powróciły stare demony w połączeniu z pandemią wirusa.
Lee Cattermole has joined VVV Venlo in the Eredivisie on a one year deal. They had an 8,000 capacity sell-out recently so you just hope he can handle a decent atmosphere. pic.twitter.com/hINrJKwfMD
— FUN88 (@fun88eng) August 22, 2019
Na razie Lee nie może uznać epizodu w Holandii za udany, bo w Eredivisie zdążył rozegrać jedynie 11 spotkań, czyli tyle samo, ile stracił przez kontuzję. Smutny jest również fakt, że w nowym klubie Lee Cattermole wcale nie zaczął wygrywać więcej niż w Sunderlandzie (11 meczów = 7 porażek). Mimo ciepłych słów ze strony klubu i kibiców smak gry dla „The Good Old” przypomina raczej gorzką potrawę, co tylko dopełnia całokształt dotychczasowej kariery 32-letniego Anglika. Oczywiście kariery, w której rozdział z zakończeniem jeszcze się nie pojawił.
– To będzie sprawiedliwie, jeśli powiemy, że Lee mógł osiągnąć więcej. Nie zrobił tego jednak w dużej mierze ze swojej winy. W pewnym momencie kariery Lee wykreował sobie reputację piłkarza z gorącą głową, który z łatwością mógł zostać wyrzucony z boiska. Lee był fizycznym zawodnikiem, ale – moim zdaniem – nie brutalnym. Niestety negatywna renoma wszędzie się za nim ciągnęła, a ludzie wokół oceniali go jako piłkarza głównie przez jej pryzmat. Lee sam sobie jest winien.
Obok wątpliwej reputacji pojawiały się również liczne i natrętne urazy (kolano, plecy, biodro), które z pewnością obniżyły sufit, jakiego mógł dosięgnąć. To miało duży wpływ na jego potencjał z młodości. Niemniej jednak był to piłkarz Premier League przez ponad 10 lat. Piłkarz, który pełnił funkcję kapitana w więcej niż jednym klubie na tym poziomie, a nawet raz jako nastolatek. Niewielu zawodników może czymś takim się pochwalić – twierdzi Michael Graham.
Uwielbiam go. Jeden z najlepszych pomocników jakich oglądałem. Prawdzuwy wojownik. Niestety dziś takich się niedocenia.
Prawdziwy*
Środkowy pomocnik z krwi i kości w starym stylu. Taki jakby z poprzedniej ery Premier League, którego fani Sunderlandu (i nie tylko oni) zapamiętają na dekady. I tak, właśnie jeden z moich rozmówców stwierdził, że jego umiejętności były niedoceniane, więc coś w tym rzeczywiście jest.