Lechia Gdańsk nie zwykła przegrywać w ostatnich latach z Górnikiem Zabrze na własnym stadionie i tym razem ponownie to udowodniła. Drużyna trenera Piotra Stokowca w pełni zasłużenie wygrała 2:0, chociaż wynik mógł być spokojnie wyższy. Komplet punktów pozwolił jej zbliżyć się do ligowej czołówki, a strata do czwartego obecnie Górnika wynosi już tylko jeden punkt. Na uwagę w tym spotkaniu zasługuje także długo wyczekiwane przełamanie Flavio Paixao.
Jeszcze niedawno dużo łączyło ze sobą Marcina Brosza z Piotrem Stokowcem. Po niemrawym starcie rundy swoje niezadowolenie z pracy trenera wyrażali zarówno kibice w Zabrzu, jak i w Gdańsku. To jednak na trenera Lechii była nałożona większa presja, gdyż jej kryzys trwał znacznie dłużej. Z tego też powodu więcej o chęci zmiany szkoleniowca można było słyszeć i czytać właśnie nad morzem.
Po ostatniej kolejce sytuacja w obu zespołach się nieco uspokoiła. Po wygranej rzutem na taśmę ze Stalą Mielec trener Brosz w końcu otrzymał trochę pochwał. Szczególnie zauważone przez kibiców były ofensywne zmiany w drugiej połowie – a o brak takich roszad z reguły mieli sporo pretensji w jego kierunku. Mimo wyrwania zwycięstwa w doliczonym czasie styl gry Górnika naprawdę dawał spore nadzieje na poprawę.
A Lechia? Logika ekstraklasy pozwalała liczyć na to, że zdoła pokonać na wyjeździe Raków. Tak też się właśnie stało. Szybka bramka i powrót na moment do starego stylu twardego bronienia wyniku. Takie zwycięstwo dało drużynie bardzo dużo. Oczywiście był to dopiero pierwszy krok ku wyjściu z kryzysu, ale powstały pewne fundamenty, na których można było na nowo budować pewność siebie.
– Ten impuls był nam bardzo potrzebny, bo wcześniej wykonaliśmy kawał ciężkiej pracy, a nie przekładała się ona na wynik, dlatego cieszę się, że tym razem wygraliśmy. Na pewno pozwoli to zawodnikom odbudować się mentalnie i uwierzyć w tę ciężką pracę, którą wykonaliśmy. Wierzę, że to jest dopiero początek i będzie to impuls do wygrywania kolejnych meczów i na tym się skupiamy – stwierdził przed meczem trener Piotr Stokowiec.
Górnikowi od dawna źle grało się w Gdańsku
Owszem, statystyki nie grają, ale zabrzanie długo czekali na wyjazdowe przełamanie z Lechią. Ewentualne pokonanie drużyny trenera Stokowca byłoby ich pierwszym zwycięstwem od prawie ośmiu lat. Od tamtej pory obie ekipy grały ze sobą na tym stadionie sześciokrotnie. Dwa razy wygrywała Lechia, a czterokrotnie padał remis – za każdym razem 1:1.
Warto też dodać, że taka zła passa w Gdańsku nie jest dla Górnika niczym nowym. W ostatnich 36 latach drużyna gości wygrywała nad morzem zaledwie dwukrotnie na 15 rozegranych spotkań. Co ciekawe, ogólne statystyki pojedynków między tymi zespołami i tak są na korzyść 14-krotnego mistrza Polski. 22 wygrane przy 15 zwycięstwach Lechii Gdańsk.
Popisy ofensywne Lechii w pierwszej połowie
Oba zespoły przystąpiły do tego spotkania bardzo zmobilizowane. Pierwsze 20 minut upłynęło pod znakiem szybkich ataków z obu stron. Czysto piłkarsko jednak nieco lepiej w tworzeniu akcji prezentowała się drużyna Lechii. Bardzo dobrze funkcjonowała u niej gra bokami pomocy, na których zarówno Saief jak i Ceesay nękali defensywę rywala. Górnicy jakiekolwiek zagrożenie potrafili stwarzać za pomocą środka pola. To jednak nie przynosiło im stuprocentowych sytuacji.
Coraz szybsza gra piłką gospodarzy przyniosła pożądane skutki w 25. minucie. Po wymianie podań wyjątkowo w środku pola świetne prostopadłe podanie otrzymał Flavio, który idealnie posłał piłkę na 6. metr do Macieja Gajosa. Często krytykowany pomocnik Lechii bez problemu wykończył tę akcję.
⏱25' Obejmujemy prowadzenie! Bramkę dla Biało-Zielonych zdobył Maciej Gajos! 🔥 Brawo Panowie! 💪
Lechia – Górnik 1⃣:0⃣ | #LGDGOR pic.twitter.com/pKkgP6kAIF
— Lechia Gdańsk (@LechiaGdanskSA) February 20, 2021
Patrząc na przebieg pierwszej połowy, prowadzenie gdańszczan było w pełni zasłużone.
Z reguły po strzelonym golu podopieczni Piotra Stokowca często spuszczali z tonu, ale tym razem nie zamierzali się cofać. Ich ofensywne poczynania stawały się coraz bardziej efektowne i efektywne. Prawdziwy majstersztyk w grze obserwowaliśmy u Kenny’ego Saiefa, za którym zawodnicy Górnika nie mogli nadążyć. Kolejny cios gospodarze zadali jednak po fenomenalnej indywidualnej akcji Josepha Ceesaya. Szwed w 40. minucie na małej przestrzeni minął dwóch rywali i po jego strzale piłkę dobił Flavio Paixao. Długo wyczekiwane przełamanie kapitana drużyny.
Pełna kontrola gospodarzy i zasłużona wygrana
Tempo meczu w drugiej połowie nie spadło. Górnik postanowił nieco wyżej podejść pod linię defensywną Lechii, jednak nie przynosiło to pożądanych skutków. Bardzo dobrze ataki kasował Jan Biegański na spółkę z Jarosławem Kubickim. Największą uwagę na siebie zwracał jednak 18-latek, który po raz kolejny pokazywał olbrzymią dojrzałość w grze. Gospodarze spokojnie czyhali na możliwości kontrataków, widząc świetną dyspozycję tego wieczoru obu skrzydłowych.
Takie nastawienie prawie przyniosło skutek w 64. minucie. Idealnie wypracowaną szybką akcję finalnie jednak zepsuł chwalony za swój występ Ceesay. Ten gol mógł już w teorii zakończyć mecz, a tak Górnik nadal był przy życiu. Rozochocona tą akcją Lechia wyczuła swoją szansę na podwyższenie wyniku i jej ataki zaczęły przypominać wypady z pierwszej połowy. Im bliżej było końcówki spotkania, tym goście mieli coraz mniej pomysłów na zaskoczenie rywala. Najbardziej w oczy rzucały się ich niezbyt udane próby uderzeń zza pola karnego. Brakowało w nich zarówno celności, jak i odpowiedniej siły. Stoperzy Lechii wraz z Dusanem Kuciakiem spokojnie radzili sobie z tymi sytuacjami.
Naprawdę niewiele dobrego można napisać o Górniku. Nawet przez moment nie był blisko odwrócenia losów tego meczu. To, jak kontrolowała mecz Lechia, udowodniły pogłoski o coraz lepszej atmosferze panującej w drużynie.
***
Dla Lechii Gdańsk jest to bardzo cenna, druga z rzędu wygrana. Jeszcze dwie kolejki temu kibice mogli obawiać się napierających drużyn z dołu tabeli, a teraz fakty są takie, że „Biało-zieloni” znajdują się tuż za ligową czołówką. Do czwartego w tym momencie Górnika tracą już tylko jeden punkt. Dla podopiecznych Marcina Brosza ten wynik nie jest powodem do rozpaczy ze względu na ligową lokatę – ale sam styl ponownie pozostawia wiele do życzenia. Ofensywne poczynania ze Stalą Mielec nie były dziś możliwe, być może z racji zderzenia się z lepszą defensywą.