Lech Poznań wygrywa z GKS-em Katowice i pokazuje, że jesienią jest w lidze po prostu najlepszy


Lech Poznań wygrał z GKS-em Katowice i pokazał, że jego najmocniejszą stroną jest Drużyna

24 listopada 2024 Lech Poznań wygrywa z GKS-em Katowice i pokazuje, że jesienią jest w lidze po prostu najlepszy
Dariusz Skorupiński

Lech Poznań pewnie pokonał GKS Katowice na własnym stadionie. Pokazał w tym meczu, jak silną jest w tym momencie drużyną i jak dobrze funkcjonuje jako kolektyw. Kolejny raz z wyśmienitej strony pokazał się Radosław Murawski, Ali Gholizadeh wreszcie gra jak piłkarz, za którego zapłacono ogromne w skali całej ligi pieniądze, a Mikael Ishak jest kapitanem „Kolejorza” w absolutnie każdym calu. A Lech Poznań przeszedł przecież w tym roku naprawdę długą drogę.


Udostępnij na Udostępnij na

W piątkowy wieczór Jagiellonia Białystok zremisowała na własnym stadionie ze Śląskiem Wrocław, więc przed Lechem Poznań pojawiła się szansa, by odskoczyć w tabeli bardzo groźnemu rywalowi. Wobec tego mecz z GKS-em Katowice nabierał nieco poważniejszego znaczenia. „Kolejorz” mógł nie tylko przypieczętować świetną rundę przed własną publicznością, lecz również odzyskać przewagę, którą utracił w czasie delikatnej jesiennej zadyszki. Do Poznania przyjeżdżał beniaminek, więc dla lidera miał to być mecz z kategorii tych łatwiejszych. Niels Frederiksen nie mógł jednak a priori zlekceważyć zespołu Rafała Góraka. Duński szkoleniowiec nie zrobił tego, Lech był bardzo zdeterminowany, by strzelić tego wieczora wiele bramek.

Ostatecznie „Kolejorz” pokonał GieKSę 2:0 w bardzo dobrym stylu. Prawie wszyscy mogą być w Poznaniu zadowoleni, choć jednocześnie z wielu wypowiedzi pomeczowych bił pewien niedosyt. Lech Poznań mógł strzelić sobotniego wieczora dużo więcej bramek, ale w fantastycznej formie był strzegący bramki przyjezdnych Dawid Kudła. „Kolejorz” miał jednak dużo więcej jakości, miał w składzie przede wszystkim Mikaela Ishaka, Radosława Murawskiego i resztę swoich liderów. Wobec tego po meczu Niels Frederiksen mógł ze spokojem popijać coca – colę i obserwować zmagania ligowych rywali.

Znak rozpoznawczy

Przez pół roku kadencji Nielsa Frederiksena Lech Poznań zdołał sobie wypracować niezwykle efektowny znak rozpoznawczy. „Kolejorz” potrafi doskonale rozpoczynać spotkania. Od pierwszego gwizdka piłkarze poznańskiego zespołu są w stanie zdominować rywala i z niezwykłą łatwością stwarzają sobie sytuacje podbramkowe. Tak było również tym razem. Od początku spotkania gospodarze parli do przodu i celem absolutnie priorytetowym było jak najszybsze przedostanie się pod bramkę Dawida Kudły. Podobnie jak w wielu poprzednich spotkaniach piłkarze Nielsa Frederiksena potrafili zwieńczyć swoją przewagę strzeloną bramką.

Doskonale akcję rozpoczął Bartosz Salamon, zastępujący kontuzjowanego Alexa Douglasa. Fenomenalnym długim podaniem wykazał się Joel Pereira, a akcję wykończył atomowy duet „Kolejorza”. Patrik Walemark dośrodkował Mikaelowi Ishakowi „na nos” i kapitan Lecha Poznań wykończył wrzutkę swojego rodaka. Poznańscy Szwedzi doskonale się ze sobą rozumieją. To był kolejny mecz, w którym właśnie ta dwójka doprowadziła do trafienia ich zespołu.

Lech Poznań objął prowadzenie w spotkaniu z GieKSą już w trzeciej minucie spotkania. Było to kolejne ekstraklasowe starcie, w którym drużyna Frederiksena strzelała bramkę jako pierwsza. Była to także najszybciej zdobyta przez Lecha bramka w tym sezonie. W Ekstraklasie „Kolejorz” nie rozpoczynał meczu od prowadzenia wyłącznie w starciu z Puszczą Niepołomice w Krakowie, w którym to niemal od początku „Kolejorz” grał mając jednego zawodnika mniej. To naprawdę imponująca statystyka. Lech Poznań jest liderem, ponieważ od samego początku spotkań jest niezwykle zdeterminowany, by objąć prowadzenie jak najszybciej.

Znowu nerwy?

W ostatnich kilku spotkaniach podopieczni Nielsa Frederiksena mieli ze swoim prowadzeniem jeden dosyć poważny problem. Lech Poznań nie potrafił utrzymywać prowadzenia. W spotkaniach z poznańskim zespołem stan meczu potrafiło wyrównać naprawdę wiele drużyn. W szeregi piłkarzy „Kolejorza” nerwy wkradły się między innymi w meczach z Koroną Kielce, Radomiakiem, a Motor Lublin zdołał odrobić straty i wywieźć z Poznania 3 punkty. Wobec tego szybkie objęcie prowadzenia nie było dla nikogo żadnym zaskoczeniem. Kluczowa miała być reakcja piłkarzy „Kolejorza” po pierwszym golu.

„Keep attacking”

Tuż po ogłoszeniu Nielsa Frederiksena nowym trenerem Lecha Poznań Duńczyk zaczął być wspominany przez polskie media jako szkoleniowiec, który niegdyś podczas meczu wystawił swoim zawodnikom tablicę z napisem „keep attacking”. Miała ona zachęcać jego zawodników do dalszego stwarzania zagrożenia pod bramką przeciwnika. W trakcie sobotniego spotkania z GieKSą Frederiksen wprawdzie nie podawał piłkarzom Lecha żadnych komunikatów na tablicy, ale gospodarze wciąż atakowali z wielką werwą. Niemal przy każdym przejęciu piłki futbolówka była dystrybuowana w tzw. trzecią tercję boiska. Tam stale czujny musiał być broniący Dawid Kudła.

Doskonale wyglądał Afonso Sousa, który fenomenalnie napędzał ataki swojej drużyny. Bardzo dobrze zaczyna funkcjonować współpraca Portugalczyka z Alim Gholzadehem. Irańczyk często schodzi z prawego skrzydła do środka pola, gdzie wraz z Sousą tworzą Lechowi kluczową przewagę w środku pola. Obaj piłkarze są świetni pod aspektem techniki i w ostatnich spotkaniach rozumieją się dużo lepiej. W meczu z Legią Warszawa Gholizadeh asystował Portugalczykowi przy trafieniu, które wieńczyło piękną wymianę podań, a w starciu z GieKSą to właśnie ta dwójka bardzo często napędzała ataki „Kolejorza”.

Licznie zgromadzeni kibice na stadionie przy ulicy Bułgarskiej wreszcie mogli też podziwiać grę Patrika Walemarka, który nie ograniczył się jedynie do liczb. W poprzednich meczach można było zarzucić szwedzkiemu skrzydłowemu, że poza gwarantowaniem bramek oraz asyst znika nieco z radarów. W starciu z GKS – em podziwiać można było Walemarka dryblującego, wygrywającego pojedynki i kreującego sytuacje kolegom. Szwed ma już na koncie 4 bramki oraz asystę, a warto wziąć poprawkę na to, że debiutował w barwach Lecha dopiero pod koniec letniego okienka transferowego.

Niels Frederiksen mówił na konferencji prasowej, że nie oglądamy jeszcze skrzydłowego w najlepszym wydaniu, które przyjdzie wiosną po okresie przygotowawczym odbytym wraz z drużyną „Kolejorza”. Wobec tego rozwój Walemarka można obserwować ze sporą ekscytacją.

Nieskuteczny Lech Poznań

Mimo tego, że Lech bardzo chciał atakować nie potrafił podwyższyć prowadzenia nad GieKSą. Piłkarze Nielsa Frederiksena tworzyli sobie sporo okazji. Z co najmniej jednej liczby ograbiony został Afonso Sousa, a bardzo aktywny był również dośrodkowujący Joel Pereira. Fantastyczną szansę jeszcze w pierwszym kwadransie spotkania zmarnował Ali Gholizadeh. Irańczyk spudłował z główki tak minimalnie, że niemal cały stadion, wraz z DJ-em Lecha Poznań, był przekonany o podwyższeniu prowadzenia. Poznaniacy tworzyli sobie regularnie sytuacje, ale dominowała u nich nieskuteczność.

Stopniowo drużyna Nielsa Frederiksena traciła animusz oraz impet w atakowaniu drużyny Rafała Góraka. Mimo tego włączając „tryb ekonomiczny” nie pozwoliła gościom na uzyskanie przewagi oraz wiarę w to, że beniaminek Ekstraklasy może pokonać lidera tabeli. Kilka niepewnych momentów prokurował wracający do gry Bartosz Salamon, który prezentował się dosyć elektrycznie. Ostatecznie były piłkarz AC Milanu nie popełnił jednak żadnego kluczowego dla przebiegu spotkania i Bartosz Mrozek ani razu nie znalazł się w poważniejszych tarapatach. Mimo tego wśród kibiców „Kolejorza” wciąż pojawiała się niepewność. Lech Poznań schodząc na przerwę miał tylko jedną bramkę prowadzenia. Na dodatek doświadczenie z tego sezonu podpowiadało, że ich drużyna potrafiła już wypuszczać przewagę.

Jeszcze więcej wątpliwości pojawiło się na początku drugiej części spotkania. Mikael Ishak świetnie ograł defensywę GieKSy i doskonałym podaniem uruchomił Afonso Sousę. Wydawało się, że Portugalczyk zdoła przynajmniej oddać strzał na bramkę Dawida Kudły, ale przed uderzeniem padł na ziemię po faulu jednego z rywali. Trybuny Lecha Poznań pogrążyły się w euforycznym szale, ale rzut karny to przecież jeszcze nie jest bramka. Mikael Ishak podszedł do piłki ustawionej na jedenastym metrze i trafił w słupek. Lech dalej prowadził tylko jedną bramką i rezultat sobotniego spotkania z beniaminkiem wciąż pozostawał niewiadomą.

Pełna kontrola

Mikael Ishak nie wykorzystał rzutu karnego, ale „Kolejorz” pokazał, że jest tak bardzo silnym i jakościowym zespołem. Spudłowana „jedenastka” w żadnym wypadku nie podłamała piłkarzy gospodarzy. Lech Poznań wciąż atakował i już kilka minut później za sprawą Alego Gholizadeha zdołał wyjść na prowadzenie. Od tamtej pory zespół Nielsa Frederiksena miał już wszystko pod kontrolą. Do końca spotkania gospodarze bardzo zaciekle próbowali podwyższyć prowadzenie nad GKS – em, ale w fenomenalnej dyspozycji był tego wieczoru Dawid Kudła. Bramkarz gości zanotował aż 11 interwencji w tym kilkukrotnie swoimi zwinnymi paradami dokonywał rzeczy niemal niemożliwych.

Piłkarze Nielsa Frederiksena nie potrafili już podwyższyć prowadzenia, choć do ostatniego gwizdka Łukasza Kuźmy mieli nad meczem pełną kontrolę. Próby kontrataków „GieKSy” były konsekwentnie neutralizowane przez defensywę „Kolejorza”, spośród której należy wyróżnić Radosława Murawskiego. Pomocnik Lecha Poznań dwoił się i troił na murawie stadionu i zawsze był tam, gdzie być powinien. Rozegrał doskonałe zawody i w dużej mierze to dzięki jego pracy kibice licznie zgromadzeni na Enea Stadionie mogli ze spokojem wyczekiwać 90. minuty spotkania oraz podziwiać pokazy pirotechniczne przygotowane przez fanów zarówno z Poznania, jak i Katowic.

Lech Poznań to drużyna

Mecz z GKS-em to piękne zwieńczenie rundy, która przy ulicy Bułgarskiej była dla „Kolejorza” niezwykle udana. Lech potrafił całkowicie zdominować Pogoń Szczecin i Jagiellonię Białystok. Przy Bułgarskiej przed dwoma tygodniami upokorzona została Legia Warszawa. Poznańscy kibice mogli w tym sezonie oglądać na własnym stadionie tylko jedną porażkę. Cała reszta spotkań to zwycięstwa. Triumf nad GKS-em nie był wprawdzie tak efektowny, jak poprzednia wygrana nad Legią, ale pokazał wielką siłę drużyny Nielsa Frederiksena. Rafał Górak na pomeczowej konferencji prasowej podkreślał, że Lech Poznań gra w tym momencie jak drużyna z poziomu europejskiego i trudno się z trenerem gości nie zgodzić.

W Lechu Poznań imponuje oczywiście to z jaką łatwością piłkarze Nielsa Frederiksena potrafią tworzyć zagrożenie pod bramką swoich rywali. Wielkie wrażenie robi również niezwykle dynamiczne wyprowadzanie piłki oraz pewna defensywa. Ale najważniejszym co zmieniło się w Lechu Poznań od początku pracy duńskiego szkoleniowca w Lechu jest przemiana zlepka indywidualności w drużynę. Po wielu meczach w tym sezonie podkreślałem, że Lech wygrywa, ponieważ ma w swoich szeregach liderów, którzy potrafią wziąć na siebie ciężar gry. Odpowiedzialnych za zwycięstwa „Kolejorza” jest naprawdę wielu piłkarzy, więc każdy z nich może sobie pozwolić na gorszy mecz. Z „GieKSą” słabszy występ zanotował Antoni Kozubal, ale reszta piłkarzy Lecha Poznań potrafiła zniwelować jego błędy.

Rywalizacja o skład

Na każdej pozycji piłkarze „Kolejorza” muszą rywalizować o miejsce w składzie, a zmiennicy bardzo często potrafią dać pozytywny impuls. Za Afonso Sousę regularnie wchodzi Filip Jagiełło, który pokazuje, że może wnieść wiele wartościowego do gry Lecha. Natomiast w sobotnim starciu z GKS-em bardzo dobrze po wejściu zaprezentowali się Filip Szymczak i Bryan Fiabema. Norweg jest obecnie postrzegany jako jeden z letnich niewypałów Tomasza Rząsy, ale Niels Frederiksen odmienia Lecha Poznań w tak spektakularny sposób, że pod ręką duńskiego trenera nawet odmiana wizerunku byłego gracza akademii Chelsea wydaje się być możliwa.

Lech Poznań odzyskał przewagę nad swoimi ligowymi rywalami, a po meczu Niels Frederiksen delektował się zwycięstwem popijając puszkę Coca–Coli z automatu na stadionie „Kolejorza”. Lech zagrał świetne spotkanie i pokazał, że jest jesienią zdecydowanie najlepszą drużyną w Ekstraklasie.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze