Z Bułgarskiej #8: Lech Poznań tonie. Koniec z klepaniem się po plecach


Lech Poznań przegrał pierwszy mecz przy Bułgarskiej w tym sezonie

26 listopada 2023 Z Bułgarskiej #8: Lech Poznań tonie. Koniec z klepaniem się po plecach
Zbigniew Harazim / zbyszkofoto.pl

Lech Poznań postanowił być solidarny z czołówką ligi, która jak jeden mąż potraciła punkty w 16. kolejce PKO Ekstraklasy. „Kolejorz” miał na wyciągnięcie ręki wicelidera, ale rozegrał beznadziejny mecz przeciwko Widzewowi, który wiedział po co wybiega na boisko przy Bułgarskiej. Wykonał swój plan w stu procentach i wygrał po raz pierwszy na wyjeździe. W Poznaniu za to powinni się zastanowić, w którą stronę to zmierza.


Udostępnij na Udostępnij na

Do tej pory Lech Poznań był trochę nijaki, ale wygrywał, więc można było przymknąć oko na niektóre spotkania. Wszyscy spodziewali się, że będzie lepiej. Wróci Hotić i Ali Ghanizadeh, zespół złapie rytm i pójdzie jak spłatka. To przyjechał Widzew Łódź i wybił ten plan Lechowi z głowy. W dramatycznych okolicznościach wywiózł z Poznania zwycięstwo i sprawił, że trzeba zacząć wyciągać wnioski. Nie wygląda to najlepiej i chyba czas powiedzieć „nie jest z nami dobrze”. Wynik 1:3, jak i gra mówią wszystko.

Lech Poznań nieprzygotowany do meczu

Przygotowanie taktyczne to coś, o czym mówi się w kontekście Lecha już od dłuższego czasu. W tym przypadku trzeba mieć zastrzeżenia do szefa sztabu szkoleniowego, czyli Johna van den Broma. W poprzednim sezonie można było rozumieć pewne rzeczy, gdyż było naprawdę mało czasu na przygotowanie się pod rywala, czy przyjrzenie się jemu dokładnie. Ale teraz Holender ma co najmniej tydzień na przygotowanie do meczu. Do meczu z Widzewem miał dwa tygodnie. Co wymyślił?

Kompletnie nic. To, co działo się w pierwszej połowie było wręcz nie do pomyślenia. Przyjechał na Bułgarską Widzew Łódź Daniela Myśliwca. Nie ma co ukrywać, że jest to średnia drużyna, ale była po prostu dobrze zorganizowana i wiedziała co ma robić. Myśliwiec po prostu wyjaśnił van den Broma. I nie jest to pierwszy trener, który to zrobił.

Tyle wystarczyło na Lecha. Jeśli w ofensywie Lech jeszcze potrafi coś stworzyć. Nawet jak John van den Brom powie do Velde, Ishaka, Ba Loua, czy Pereiry „chłopaki gramy”, to oni i tak zrobią różnice. Gorzej z defensywą. Żal było patrzeć na to, co się działo pod bramką Mrozka, który był zresztą najjaśniejszą postacią defensywy Lecha. Nie czepialibyśmy się go po tym meczu.

Widzew robił co chciał. Zero asekuracji. Wyglądało to trochę tak, jakby piłkarze „Kolejorza” nie mieli pojęcia jak będzie grać „Czerwona Armia”. Ten oczywiście zaskoczył, ale na Boga. Kto ma więcej jakości? Kto chce walczyć o mistrzostwo? Niestety o tej sferze taktycznej Lecha mówi się zdecydowanie za dużo w ostatnim czasie. Zamiast progresu jest regres w tej materii.

Koniec z pudrowaniem

W drugiej połowie oczywiście Lech przycisnął, ale jakby mogło być inaczej. Rzecz jasna, Widzew dochodził do swoich sytuacji. Spokojnie mógł wyrządzić jeszcze większą krzywdę. Daniel Myśliwiec jednak wiedział, że dyscyplina, dyscyplina i jeszcze raz dyscyplina będzie najważniejsza. No i ciężko było coś stworzyć „Kolejorzowi”.

Czy był jakiś plan na odwrócenie losów spotkania? Jeśli można tak nazwać wrzucenie Hoticia za Anderssona na lewej obronie, ale te szarpane ataki przyniosły efekt w postaci bomby Jespera Karlstroma, która wylądowała w bramce. Wydawało się, że może być już tylko lepiej.

Potrzymaj mi piwo, rzekli piłkarze Lecha. W doliczonym czasie gry stracili dwie bramki po banalnych sytuacjach. To jest jakaś parodia, że można dać się tak ograć. Jakiś nieśmieszny żart, jaki sprawili kibicom na Bułgarskiej. Klęska, która zostanie zapamiętana na długo. Kolejna klęska Johna van den Broma po Słowacji, Szczecinie i spotkaniu z Jagiellonią.

Ta przegrana z Widzewem to rzecz, która w końcu musiała się zdarzyć. Słabsza dyspozycja Lecha była lekko pudrowana przez zwycięstwa u siebie ze słabymi rywalami. Były zwycięstwa, był uśmiech na twarzy Holendra, ale tak naprawdę te mecze pozostawiały wiele do życzenia.

A przyjechała trochę lepsza drużyna, zagrała bardzo dobry mecz i pokazała, że warto się jednak zastanowić czy Lech Poznań idzie w dobrym kierunku. My mamy wrażenie, że on tonie. Chyba trzeba skończyć klepanie się po plecach i mówienie zrobimy to mistrzostwo. Listopadowa przerwa na kadrę to był taki moment, żeby nabrać jeszcze rozpędu i być w dobrej sytuacji przed rundą wiosenną. Nie zaczyna się to najlepiej i nie wygląda, jakby miało być lepiej.

Niech świadczą o tym pustki po trzecim trafieniu Widzewa. Stadion opustoszał. Kibice przy Bułgarskiej zobaczyli pierwszą porażkę Lecha w tym sezonie na własnym stadionie. W stu procentach zasłużoną to trzeba dodać. I to z kim? Po pierwsze odwiecznym rywalem i zespołem, który nie wygrał jeszcze spotkania na wyjeździe. Przełamał się akurat w Poznaniu. Niech wiele mówi to, że trzy tygodnie temu Warta Poznań w Łodzi pokonała Widzew, mając swój pomysł na mecz. Wtedy to Dawid Szulczek przechytrzył Daniela Myśliwca.

Elias Andersson gra coraz gorsze mecze

Powiedzieliśmy już dużo o słabej postawie Lecha w tym meczu, ale najbardziej personalnie do głowy wszedł nam Elias Andersson. Bohater Widzewa, który już od samego początku był nękany przez widzewiaków. Nie trzeba być odkrywcą, że jak będziesz grać na Szweda, to on w końcu zrobi błąd.

To jest obrońca wyjątkowo niepewny. Takiego prezentu jednak to chyba nie spodziewał się nawet Daniel Myśliwiec. Zachowanie przy sprokurowanym karnym było istnie orlikowe. Jordi Sanchez jednak strzelił w Bartosza Mrozka. To już była pierwsza lampka alarmowa, którą Lech Poznań najwyraźniej się nie przejął.

Można się zastanawiać kogo Lech ściągnął. Andersson miał zastąpić Rebocho? Marna podróbka. Szwed miał ogromne problemy z pilnowaniem linii. On czasami zachowuje się tak, jakby nie wiedział, co dzieje się na boisku. Mówimy o najprostszych rzeczach, które u niego kuleją. Jeśli u Rebocho ktoś widział niedostatki w defensywie, to przy Szwedzie Portugalczyk był jak Porsche przy Oplu.

Nie przypominamy sobie aż tak złych występów. Andersson za to z każdym kolejnym meczem zaskakuje negatywnie. Zastanawiamy się, jak nisko jest w stanie obniżyć poprzeczkę. Te jego błędy są coraz głupsze i bardziej idiotyczne. W tym momencie jedynym rozwiązaniem na lewej obronie jest Barry Douglas. To wiele mówi.

Czas przestać się uśmiechać i mówić „jeszcze będzie pięknie”. John van den Brom chyba za dużo nasłuchał się B.R.O. To są już poważne problemy. Jak nie zacznie się działać, to nie będzie pięknie. Tak jak Lech Poznań już myślał przed meczem rewanżowym ze Spartakiem o rywalu w czwartej rundzie Ligi Konferencji, tak mamy wrażenie, że zbyt bardzo cieszył się z pomyłek rywali w tej kolejce, a sam swojej roboty nie potrafił wykonać. Czas zacząć patrzeć na siebie, a nie na innych.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze