Lech Poznań powraca na zwycięską ścieżkę – czy na dobre?


Drużyna Dariusza Żurawia przebudziła się z jesiennej niemocy, by dobrze zakończyć bieżący rok

5 grudnia 2019 Lech Poznań powraca na zwycięską ścieżkę – czy na dobre?
Dariusz Skorupiński

Lech Poznań nie jest z pewnością zadowolony z obecnej roli w PKO Ekstraklasie. Po siedemnastu kolejkach rundy zasadniczej ekipa z ulicy Bułgarskiej zajmuje dopiero ósme miejsce. Nazwa klubu zawsze budzi respekt, mobilizuje rywali do działania na boisku. Sama gra nie rodzi już takiego popłochu. Ostatnie spotkania ligowe pokazują jednak, że tę drużynę stać na więcej.


Udostępnij na Udostępnij na

Wcześniejsza postawa budziła jednak wiele zastrzeżeń. Zastanawiano się, dlaczego drużyna posiadająca w swoim składzie sporo indywidualności i jakości nie potrafiła wygrać spotkania przez ponad półtora miesiąca? Przecież to jeden z przedsezonowych faworytów do sięgnięcia po najwyższe cele w rodzimej lidze. Mecze z Piastem Gliwice i rewelacją obecnych rozgrywek – Wisłą Płock – przekonały, że drużyna z Poznania potrafi grać w piłkę. Co więc pozwala Lechowi wrócić na zwycięski szlak? Czego wcześniej brakowało?

Po pierwsze – pressing

Już początek sezonu pokazał Lecha grającego futbol „na tak”. Co kryje się pod tym niezwykle ogólnikowym pojęciem? Otóż „Kolejorz”, podobnie jak i w ostatnich, zwycięskich spotkaniach nie bał się odważnej, ofensywnej gry. Stawiał na wysoki pressing, wprowadzający nerwowość w szeregach obronnych rywali. Rodzi to oczywiście swoje ryzyko – drużyna odkrywa się, narażając tym samym na groźne kontry przeciwników. Wyniki pokazały jednak, że w przypadku „Kolejorza” taki styl popłaca.

Kilka słabszych występów w trakcie trwania sezonu rodziły w zespole Dariusza Żurawia niepotrzebne asekuranctwo. Drużyna z każdym kolejnym spotkaniem grała coraz bardziej zachowawczo, pasywnie. Zrezygnowała z wysokiego pressingu, agresji, mocnego napierania na rywali. To wszystko miało swoje negatywne strony i przekładało się na zdobycz punktową. Ostatnie zwycięstwa to powrót do ofensywnej, zdecydowanej gry już na połowie rywala. Efekt – dwa mecze, sześć punktów, pięć bramek strzelonych, zero straconych. Czy warto więc stawiać na atak? Odpowiedź jest oczywista.

Do takiej gry niezbędna wydaje się także dbałość o sferę mentalną zawodników. Dużo łatwiej atakować, grać zdecydowanie i odważnie, mając w głowie odpowiednie nastawienie. Nad tym Lech musi jeszcze popracować. Nic jednak nie buduje tak dobrze morale drużyny jak zwycięstwa.

Kształtuje się przyszłość?

W Lechu Poznań coraz mocniej stawia się na młodzież. Ma to swoje plusy i minusy. Widać to choćby w trakcie trwania obecnego sezonu. Drużynie czasami po prostu brakuje doświadczenia. Nie wystarcza fantastyczna forma najlepszego strzelca obecnego sezonu – Christiana Gytkjaera czy przewodnictwo powracającego do formy Darko Jevticia. Czegoś jednak brak. Być może pierwiastka pewności i wspomnianego czystego, piłkarskiego doświadczenia.

Młodzi wnoszą swój styl i jakość. To inwestycja w przyszłość. Dla dobra zarówno Lecha, jak i całej polskiej piłki takie rozwiązanie może przynieść jedynie wartość dodatnią. Jednakowoż jest to działanie długofalowe, mogące nie przynosić oczekiwanych rezultatów tu i teraz.

Jest też jasna strona tej „mocy”. Już doświadczenie wyniesione w rundzie jesiennej może procentować na wiosnę. Jeden porządnie przepracowany okres przygotowawczy po ciężkiej rundzie jesiennej będzie w stanie scalić drużynę, poprawić morale, a także wykorzystać doświadczenia z rundy poprzedniej. Może być więcej tylko lepiej. Tym bardziej że większość drużyny z Poznania stanowią jej wychowankowie.

Uwaga na kontuzje

Nastawienie na końcówkę roku, i na rundę wiosenną, jest w Poznaniu bojowe. Tym bardziej że drużynę nie zaspokoi spokojne dryfowanie w środku ligowej stawki. Lech musi jednak uważać na wszelkie przeciwności, mogące zaburzyć te mocarstwowe plany odbudowy formy i mentalnej siły zespołu. Jednym z zagrożeń są z pewnością kontuzje.

Zwycięstwo „Kolejorza” z Piastem Gliwice miało swoje ciemne strony. W meczu urazów doznali dwaj czołowi wychowankowie poznańskiej lokomotywy – Robert Gumny i Kamil Jóźwiak. Szczególnie kontuzja tego pierwszego zmartwiła wszystkich zainteresowanych. Młody obrońca przeszedł operację uszkodzonego kolana. Jest już niemal przesądzone, że w tym sezonie nie pojawi się na boisku. To spora strata dla całego zespołu. Przy kontuzji Tomasza Cywki wzmocnienie na prawej stronie obrony wydaje się konieczne.

W kontekście kontuzji sporo mówi się także o środowym spotkaniu Lecha ze Stalą Stalowa Wola w ramach rozgrywek Pucharu Polski. Mecz celowo przeze mnie ominięty, bowiem nie wnosi nic spektakularnego na temat przebudzenia Lecha Poznań i jego prawdziwym potencjale. Jak bowiem oceniań formę i grę drużyny, jeśli zespół musi skupiać się na tym, by nie doznać kontuzji na oblodzonym stadionie w Boguchwale?

Zawodnik Lecha – Tymoteusz Puchacz – bardzo krytycznym tonem wypowiedział się na temat murawy, na której przyszło im grać. Murawa była jednak identyczna zarówno dla Lecha, jak i drużyny Stali Stalowa Wola. Usprawiedliwienie dla drużyny z Poznania mizerne, choć faktem jest, iż taka gra rodzi niepotrzebne ryzyko kontuzji i wątpliwy jest sens rozgrywania spotkań na takim obiekcie. Mecz ten pozostawiam więc bez dłuższego komentarza. Nie odzwierciedla ono faktycznej formy drużyny Dariusza Żurawia. Trudno jest prezentować swój potencjał, myśląc tylko o asekuracyjnej grze nie narażającej zdrowia. Najważniejszy dla Lecha jest awans do 1/4 finału Pucharu Polski.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze