Jak do tego doszło? Lech Poznań przegrał wygrany mecz


To była pierwsza porażka Lecha na inaugurację ligi od 2015 roku i przegranej z Pogonią 1:2

25 sierpnia 2020 Jak do tego doszło? Lech Poznań przegrał wygrany mecz
Foto Tomasz Folta / PressFocus

Jeśli ktoś miał w piątek nockę albo wychodził na miasto i skończył oglądać mecz Zagłębie-Lech w 80. minucie, musiał dostać sporego szoku, sprawdzając końcowy wynik. W identycznym nastroju do dziś pozostają fani Kolejorza i pewnie sami piłkarze. Trudno w tym wszystkim szukać jakiejkolwiek logiki. Jednak trener Żuraw musi spróbować, aby Lech Poznań uniknął podobnych problemów w czwartkowy wieczór w meczu eliminacyjnym z Valmierią.


Udostępnij na Udostępnij na

W końcówce ubiegłego sezonu twierdzono, że Lech Poznań gra najlepszą piłkę w lidze. W Lubinie momentami Lechici wyglądali, jakby żadnej przerwy między rozgrywkami nie było, a wygrany mecz z Jagiellonią 4:0 dzieliły nie 33 dni, a raptem 3. Kolejorz grał z pomysłem, dochodził do sytuacji i wydawało się, że kwestią czasu są kolejne gole. Jednak błędy przy stałych fragmentach gry okazały się być bezlitosne i trzy punkt zostały na Dolnym Śląsku. 

Często mówi się, że klasowy zespół poznaje się po tym, gdy wygrywa, nie grając wielkiego meczu. A co powiedzieć, gdy sytuacja jest odwrotna? Z tym pytaniem muszą się zmierzyć w Poznaniu. Drużynie, której celem jest mistrzostwo (a po roku przerwy Lech znów się za taką uważa), powiedzieć, że nie może takich meczów przegrywać, to jak nie powiedzieć nic.

Oczekiwania

Sezon przejściowy za nami, w kolejny jazda z k… – takiej treści transparent kibice Kolejorza wywiesili podczas ostatniej kolejki poprzedniego sezonu. Przekaz był, jak widać, prosty. W tej kampanii nikt w Poznaniu wicemistrzostwem Polski się nie zadowoli. Lech wreszcie chce coś wygrać, bo od mistrzostwa Polski w 2015 roku sięgnęli tylko dwukrotnie po zupełnie nieistotny Superpuchar. Jak widać, i działacze Lecha mają podobną chęć i póki co zbytnio nie osłabili zespołu sprzedażą wyróżniających się piłkarzy z zeszłego sezonu. 

Pewnie i tak nie uda się uniknąć odejścia Jóźwiaka i być może Gumnego, ale reszta powinna zostać. Jeśli wierzyć prezesowi Klimczakowi, Lech Poznań odrzucił oferty za Modera i Kamińskiego przekraczające łącznie 10 milionów euro. To pierwszy krok w kierunku udowodnienia przez działaczy, że naprawdę chcemy walczyć o mistrzostwo, a nie tylko o tym mówić. Jednak cały czas pozostaje mityczna już rola faworyta i radzenie sobie z presją, która tak bardzo pęta nogi piłkarzom z Bułgarskiej.

Ciszej jedziesz, dalej zajedziesz – jak widać, to powiedzenie sprawdziło się perfekcyjnie w poprzednim sezonie. Jednak Lech Poznań jest takim klubem, który nie może tak działać, bo musiałby sam siebie oszukiwać, a to chyba jeszcze gorsze niż czasami zbyt wygórowane oczekiwania. Presja przy Bułgarskiej była, jest i będzie, a piłkarze wreszcie powinni się do niej przyzwyczaić. Im szybciej to zrobią, tym łatwiej odnajdą się w Europie.

Nie sposób jednak mówić o presji w 1.kolejce i nią tłumaczyć porażkę w Lubinie. Niektórzy winę zrzucają na błędy indywidualne i pewnie mają rację. Do tego dochodzi nieskuteczność, bo jeśli potrafisz sobie stworzyć tyle sytuacji co Lech w Lubinie, to powinieneś strzelić drugiego, trzeciego gola i byłoby po sprawie. Wtedy jest miejsce na błędy indywidualne, które w piątek kosztowały Kolejorza tak dużo.

 

Znów problemy z bramkarzem w Lechu 

Ktorowski, Buric, Gostomski, Putnocky, Van der Hart to lista pierwszych bramkarzy Lecha Poznań w ostatnich dziesięciu sezonach. Żaden z nich nie był gwarantem bezpieczeństwa bramki Kolejorza i po danym sezonie nie mówiło się o nim najlepszy bramkarz w lidze. Nawet Kotorowski, który w Poznaniu jest legendą też miewał średnie sezony. Wydaje się, że Bednarek po tym będzie miał szansę zostać do tej listy dopisany, oczywiście jeśli Van der Hart go nie wygryzie z pierwszego składu. 

Do pewnego momentu Filip Bednarek zbierał dobre recenzje, ale bramkarz jest jak saper, jeden błąd i go nie ma. Takowy przytrafił mu się przy pierwszym golu „miedziowych”, gdy zaliczył pusty przelot po wrzutce Bohara, a piłka trafiła na głowę Guldana, który posłał ją do siatki. Przez chwilę mogliśmy pomyśleć, że to wcale nie Bednarek, a Van der Hart stoi dziś między słupkami Lecha Poznań. Holender nie raz pokazał, że granie na przedpolu też nie jest jest jego mocnym punktem.

Podobnie zdaje się być w przypadku Polaka wracającego po 12 latach do ojczyzny. Nie chcemy go skreślać po pierwszym spotkaniu, przecież każdy zasługuje na drugą szansę. Jednak już od początku ten transfer wzbudzał niemałe kontrowersje, eksperci i kibice podkreślali fakt, że Bednarek praktycznie nie grał w Holandii na najwyższym poziomie rozgrywkowym. Przez blisko 10 lat uzbierał raptem 11 takowych spotkań, takimi występami, jak ten przeciwko Zagłębiu, zaufania w Poznaniu nie zbuduje. 

Zawiedli Polacy

Jakub Moder to piłkarz, który w poprzednim sezonie Lecha był chwalony po każdym rozegranym meczu, tego udanie nie rozpoczął. Brak groźnych strzałów, słabe stałe fragmenty i zgubienie Balića przy drugim golu sprawiło, że był jednym z najsłabszych elementów Lecha w tym spotkaniu. Dobrego meczu nie rozegrał też Kamil Jóźwiak. Popularny „Józio” nie robił w piątek przewagi na bokach, rzadko był pod grą i często tracił futbolówkę. 

Kamiński z Puchaczem też nie dali w tym meczu Lechowi zbyt wiele. Kolejorz głównie grał środkiem. Od czasu do czasu prawą stroną włączał się Czerwiński. Jednak zagrał bez fajerwerków i z ogólną oceną nowego defensora drużyny trenera Żurawia będziemy musieli jeszcze poczekać. 

Obcokrajowcy na plus 

O sile Lecha Poznań w tym meczu stanowili piłkarze nie z polskim paszportem. Kapitalny mecz rozegrał najlepszy gracz wicemistrza Polski w poprzednim sezonie Pedro Tiba. Portugalczyk bawił się grą, jego skuteczność podań w tym spotkaniu wyniosła 91%, a każda akcja drużyny z Wielkopolski zaczynała się od niego. Pomagał mu oczywiście Ramirez, który od pewnego czasu poniżej pewnego poziomu nie schodzi.

Debiut Ishaka również należy uznać za udany. Strzelił gola, mógł mieć asystę gdyby Jakub Kamiński wykorzystał jego podanie. Często był pod grą, w przeciwieństwie do Gytkjaera grał bliżej środka boiska i szukał sobie miejsca nie tylko w szesnastce rywala. Sam trener Żuraw pochwalił Szweda za grę tyłem do bramki po tym spotkaniu.

Jednak największym zaskoczeniem tego meczu był Lubomir Satka. Słowak popisał się dobrym wprowadzeniem i rozgrywaniem piłki. Uniknął błędów w defensywie i dziś zadaje się, że do niego Dariusz Żuraw będzie dobierał partnera do gry na środku obrony.

Ważny Tydzień dla Lecha

Dla Lecha kluczowe będą najbliższe dni. Zwycięstwo i awans z Valmierią jest obowiązkiem. Do tego prawdopodobnie w tym tygodniu testy medyczne przejdzie Jan Sykora. Będzię to pierwszy Czech, którego zobaczymy przy Bułgarskiej. Kosztować ma 700 tysięcy euro.

Jest to oczywiście transakcja wiązana. Transfer Sykory oznacza odejście Jóźwiaka. Skrzydłowy Slavii Praga to piłkarz, po którym w Poznaniu sobie sporo oczekują. Ostatnie miesiące spędził na wypożyczeniu w FK Jablonec, rozegrał tam 26 spotkań, strzelił 9 goli i zaliczył 6 asyst.

Na zakończenie tego tygodnia Lech podejmie u siebie Wisłę Płock. Po wpadce w 1.kolejce Kolejorz nie może pozwolić sobie na kolejną stratę punktów. Tym bardziej w sezonie, który trwa raptem 30 kolejek.

Płocczanie sezon rozpoczęli bardzo słabo. Remis ze Stalą był dość szczęśliwy, to beniaminek grał lepiej w Płocku. Dlatego Lech Poznań nauczony doświadczeniem swoim i Stali musi uważać. Ładna gra już nie będzie wystarczającym usprawiedliwieniem gdy zabraknie zwycięstwa.

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze