Lech Poznań znowu wpadł w jesienną deprechę. „Kolejorz” po raz kolejny zawodzi


Kibice "Dumy Wielkopolski" doskonale znają ten scenariusz. Lech Poznań słabo punktuje jesienią

16 września 2019 Lech Poznań znowu wpadł w jesienną deprechę. „Kolejorz” po raz kolejny zawodzi
Dariusz Skorupiński

"To nie kryzys, to rezultat" – te słowa, które wypowiedział przed laty świętej pamięci Stefan Kisielewski, jak ulał pasują do funkcjonowania klubu z ulicy Bułgarskiej 17. Wiele błędnych decyzji podjętych podczas kilku ostatnich okienek transferowych spowodowało, że Lech Poznań stał się dla rywali drużyną łatwą do rozszyfrowania. Efektem takiego stanu rzeczy jest kolejny jesienny kryzys. "Kolejorz" praktycznie co roku na przestrzeni września i października słabo punktuje. Teraz jest podobnie. Ostatnie pięć meczów Lecha to zaledwie jedno zwycięstwo, jeden remis i trzy porażki. Patrząc na terminarz poznaniaków oraz ich formę, wydaje się, że powrót na właściwe tory będzie trudnym zadaniem.


Udostępnij na Udostępnij na

Ataki „Kolejorza” prowadzone są głównie środkiem boiska, gdzie Tiba i Jevtić szukają sposobu na rozmontowanie ekipy przeciwnika. Na początku sezonu świetnie im się to udawało. Ich współpraca wyglądała obiecująco. Sęk w tym, że wszyscy trenerzy w PKO Ekstraklasie już wiedzą, że wyłączenie z gry Tiby bądź Jevticia powoduje, że Lech Poznań będzie jedynie walił głową w mur.

Podopieczni Dariusza Żurawia nie są w stanie stworzyć zagrożenia skrzydłami, bo żaden skrzydłowy nie jest w dobrej formie. „Kolejorz” ma duże braki w kadrze zespołu. Tak zbudowana drużyna może walczyć o pierwsze miejsce, ale jedynie w grupie spadkowej.

Defensywa wciąż dziurawa

Po letniej „rewolucji” polegającej na nieprzedłużaniu kontraktów z dziesięcioma zawodnikami, którym kończyły się umowy, najważniejsze było wzmocnienie defensywy. Poznaniacy w poprzednim sezonie tracili dużo goli po kuriozalnych błędach defensywy. W związku z tym stolicę Wielkopolski opuściła latem poznańska odpowiedź na Flipa i Flapa, czyli duet Janicki – Vujadinović. Ponadto z klubu odeszli obaj bramkarze, czyli Matus Putnocky i Jasmin Burić. Defensywę trzeba było zbudować na nowo.

Jednakże to nie znaczy, że należało odpuścić wzmocnienia ofensywy, a tak właśnie postąpił zarząd. Przynajmniej jeden skrzydłowy oraz jeden napastnik ściągnięci latem to było absolutne minimum, jeśli Lech Poznań ma naprawdę walczyć o trofea, a nie tylko tę walkę pozorować. Zarząd jednak uznał, że ofensywa, która w poprzednim sezonie spisywała się bardzo przeciętnie (żeby nie powiedzieć słabo jak na standardy Lecha), tym razem nie zawiedzie. Nic bardziej mylnego. Tiba i Jevtić to za mało. Do tej listy można jeszcze dopisać Amarala i Gytkjaera, jednakże ten pierwszy gra w kratkę, a ten drugi dobre mecze przeplata słabymi.

Jeszcze pół biedy, gdyby chociaż defensywne wzmocnienia zespołu okazały się trafione. Jednakże nic z tego. Crnomarković, który dobrze wyglądał w sparingach, nie jest pewnym punktem zespołu. Serb jest poważnie zamieszany w większość bramek, które stracił w tym sezonie Lech Poznań. To trochę taki Vujadinović bis z tą różnicą, że łapie więcej kartek niż Czarnogórzec. W ośmiu ligowych kolejkach Crnomarković już dwukrotnie opuszczał przedwcześnie boisko z czerwoną kartką. W obu przypadkach była to konsekwencja obejrzenia dwóch żółtych kartek.

W przypadku Micky’ego van der Harta sytuacja wygląda podobnie. CV ma naprawdę niezłe jak na standardy naszej ligi. Niektórzy kibice mogli być wręcz zaskoczeni, że nie znalazł pracodawcy w Holandii. Teraz jednak wszyscy widzą, dlaczego żaden klub z Eredivisie nie był nim zainteresowany. Nowy bramkarz „Kolejorza” gra nieźle nogami (choć i to nie zawsze), ale rękami już niekoniecznie.

Nie daje pewności zespołowi i przy kilku wpuszczonych bramkach mógł się lepiej zachować. Ma problem z odpowiednim ustawianiem się, przez co piłka wpada mu za kołnierz. Holender faktycznie nie posyła piłek na aut (co notorycznie czynił Burić), ale jeśli chodzi o aspekty czysto bramkarskie, to naprawdę trudno dostrzec coś, w czym byłby lepszy od legendy „Kolejorza”. Popularny „Jasiu” miał swoje mankamenty, ale van der Hart sprawił, że kibice już tęsknią za Bośniakiem z polskim obywatelstwem.

Lech Poznań średniakiem PKO Ekstraklasy?

Reasumując, „Duma Wielkopolski” ma wiele słabości. Defensywa, jak była niepewna, tak wciąż jest. Oprócz Crnomarkovicia czy van der Harta zawodzi również Kostevych. Ukrainiec już w poprzednim sezonie był pod formą, a obecnie jest jednym z najgorszych piłkarzy Lecha. Po zawodniku, który świetnie wprowadził się do naszej ligi, nie ma już śladu. Jeśli chodzi o pozostałych piłkarzy bloku obronnego, to trochę lepiej spisują się tacy zawodnicy, jak: Gumny, Rogne czy Satka, ale ta trójka również nie ustrzegła się błędów.

Kiedy do dziurawej defensywy dodamy łatwy do rozszyfrowania atak, to tworzy nam się obraz przeciętnej drużyny. I taką jest w tym momencie Lech Poznań. Ósme miejsce w poprzednim sezonie (najgorsze, odkąd w 2006 roku holding Amica wszedł do Lecha) nie było dziełem przypadku.  Ta drużyna nie ma potencjału na walkę o nic więcej niż środek tabeli. Oczywiście można się łudzić, że w obliczu słabości polskiej ligi „Kolejorzowi” uda się przykładowo wywalczyć miejsce na podium. Jednakże Lech Poznań nie wykorzystuje faktu, iż ekstraklasa z roku na rok jest coraz słabsza. Wręcz przeciwnie — „Kolejorz” sam słabnie.

Kibice Lecha muszą przestać żyć złudzeniami. Sen o potędze skończył się, nim tak naprawdę na dobre się rozpoczął. Wejście do klubu Jacka Rutkowskiego miało być początkiem czegoś wielkiego. Ten projekt miał być odpowiedzią na to, co udało się zbudować w Krakowie, gdzie dzięki dużym inwestycjom bogatego właściciela udało się zbudować klub, który zdominował polską ligę. Jacek Rutkowski spotkał się nawet w 2006 roku z kibicami i zapowiedział, że Lech Poznań po kilku chudych latach znów będzie wielki.

Początek faktycznie był obiecujący. „Kolejorz” w latach 2008-2011 wywalczył Puchar Polski, mistrzostwo Polski i przeżył dwie piękne przygody w europejskich pucharach. Wydawało się wtedy, że kwestią czasu jest awans Lecha do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Jednak to wszystko zostało roztrwonione.

Bilans trzynastu lat rządów Jacka Rutkowskiego jest brutalny – zaledwie dwa mistrzostwa Polski oraz jeden Puchar Polski. Tak, to już koniec wyliczanki. Trzy poważne trofea przez trzynaście lat! Oczywiście można jeszcze dopisać trzy wywalczone Superpuchary Polski, ale to nie jest trofeum, którym można się jakoś przesadnie szczycić.

Ktoś mógłby powiedzieć, że Lech Poznań osiąga chociaż sukces finansowy i przynajmniej pod tym względem jest wzorem do naśladowania. To także mit. Ostatnio Jacek Rutkowski musiał sam z własnej kieszeni wpłacić do klubowej kasy 20 milionów, ponieważ w wyniku poprzedniego fatalnego sezonu, braku gry w europejskich pucharach i braku sprzedaży Gumnego „Kolejorz” niespodziewanie zaczął mieć kłopoty finansowe.

Wrócmy do kwestii piłkarskich – jeśli w grze zespołu coś nagle się nie odmieni (a niewiele wskazuje na to, by mogło tak być), to „Kolejorza” czeka kolejny słaby sezon. Nawet dla najbardziej optymistycznych kibiców będzie to jasny sygnał, że Lech Poznań jest po prostu średniakiem. Przed startem obecnej kampanii mimo wszystko wielu fanów wierzyło, że może być lepiej. Tę wiarę było widać podczas meczów ze Śląskiem i Cracovią, kiedy frekwencja była naprawdę wysoka.

Jednakże piłkarze Lecha zrobili to, co potrafią najlepiej. Rozczarowali, zdusili optymizm swoich fanów i zniweczyli ich nadzieje. Oczywiście na początku sezonu straty punktów jeszcze nie były takim problemem. „Kolejorz” gubił punkty w starciach ze Śląskiem czy Arką, ale w obu spotkaniach zaprezentował się z niezłej strony. Zabrakło skupienia w obronie (standard) i skuteczności w ataku (nic nowego), ale sama gra była dobra i można było wierzyć, że tak grający Lech Poznań jeszcze będzie regularnie punktował.

Teraz problemem są nie tylko wyniki. Gra jest słaba, Jevtić już nie czaruje tak jak na początku sezonu i przez to widać jak na dłoni brak ofensywnych wzmocnień. Kiedy Szwajcar ma gorszy dzień, zespół jest praktycznie bezradny w ofensywie. Tiba próbuje, dwoi się i troi, ale sam nic nie wskóra.

Lech Poznań potrzebuje zwycięstwa jak tlenu, żeby nie wpaść w całkowity marazm. Inaczej powtórka z poprzedniego sezonu gwarantowana. Dariusz Żuraw musi szybko znaleźć sposób na poprawę gry zespołu. Przede wszystkim trenerowi „Kolejorza” potrzebny jest jakiś plan B, który zakłada coś innego niż ataki środkiem boiska, gdzie Tiba i Jevtić robią swoje. Wszystko trenerzy PKO Ekstraklasy już to rozgryźli i wiedzą, jak grać przeciwko Lechowi. Trzeba ich czymś zaskoczyć. Coroczny jesienny kryzys „Dumy Wielkopolski” trwa w najlepsze i to od trenera Żurawia w dużej mierze zależy, kiedy poznańska lokomotywa wróci na odpowiednie tory.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze