Lech Poznań jest cieniem cienia


Lech Poznań w beznadziejnym stylu przegrał z Vikingurem Reykjavik 0:1

4 sierpnia 2022 Lech Poznań jest cieniem cienia
Dawid Szafraniak

W pierwszym meczu 3. rundy eliminacji Ligi Konferencji Europy Lech Poznań zmierzył się z Vikingurem Reykjavik. Przed meczem był wyraźnym faworytem, powinien nawet nie dać swoim rywalom stworzyć jakiegokolwiek zagrożenia. Zagrał jednak już kolejny zły mecz w tym sezonie i przegrał 0:1, będąc bezradnym jak dzieci we mgle. Jednocześnie w Lechu nie widać nawet małej iskierki nadziei, ten zespół jest całkowicie bezbarwny.


Udostępnij na Udostępnij na

Jak to możliwe, że mistrz Polski przylatuje na Islandię i nie umie nawet dobrze wyprowadzić akcji? Nie umie oddać więcej strzałów od rywala. Nie umie zdobyć bramki. Nie potrafi wygrywać pojedynków. Nie jest w stanie nawet zaoferować czegokolwiek ciekawego po stałych fragmentach gry.

Oczekiwania a rzeczywistość

Gdy do Poznania przychodził John van den Brom, wszyscy byli optymistami. Trener z doświadczeniem w europejskich pucharach, prowadzący świetne drużyny, mający przeszłość w Lidze Mistrzów. Obietnica ofensywnej, widowiskowej gry napełniła serca poznańskich kibiców nadzieją po odejściu Macieja Skorży. Minęły już prawie dwa miesiące od momentu zatrudnienia Holendra, osiem oficjalnych spotkań, a zapytani o styl Lecha Poznań pod wodzą van den Broma nie moglibylibyśmy nic powiedzieć.

Naprawdę ten zespół nie prezentuje sobą nic szczegółnego. Nie powiemy, że Lech Poznań jest efektywny w ataku, „Kolejorz” nie potrafi grać w ataku pozycyjnym, gubi się, nie jest w stanie wykreować sobie po nim okazji. A może Lech Poznań dobrze potrafi wyprowadzić piłkę z obrony? Otóż nie. „Duma Wielkopolski”, swoją drogą, jeżeli tak gra duma regionu, to co dopiero musi oznaczać zakała? Ale już wróćmy, Lech Poznań jest bardzo niechlujny, nie przykłada się do grania od formacji obronnej.

O Lechu nie możemy też powiedzieć, że gra dobrze w pressingu. Zresztą on w ogóle nie gra w pressingu. Obrona także nie pokazuje się z dobrej strony. Dośrodkowania, choćby tylko w tym meczu, były za mocne, zbyt wysokie, za słabe, zbyt głębokie, przeciągnięte, jednym słowem – fatalne.

Człowiek teraz patrzy z oddali na ten zespół i drapie się po głowie, zadając pytanie: „jak do tego doszło?” Ekipa „Kolejorza” jest naprawdę nie do poznania. Jest cieniem własnego cienia. Nie ma ofensywnej gry, nie ma jakiejkolwiek gry. Chyba jedyną pozytywną informacją dotyczącą Lecha po tym meczu jest ta, że ma koszulki z solidnego materiału, bo przy kilku okazjach niektóre już by się rozerwały.

Czy ktokolwiek ma w Poznaniu formę?

Żeby jeszcze bardziej nakopać Lechowi, można by powiedzieć, że w Poznaniu formę mają piłkarze Warty. Ale z jednej strony to nie za bardzo prawda, z drugiej, nie kopmy już leżącego, a z trzeciej, w zasadzie nie trzeba. Lech sam się kompromituje i nie trzeba mu w tym pomagać. Zresztą to już nawet nie jest śmieszne, nawet nie jest smutne, może… żałosne? Tak, to chyba odpowiednie określenie. Jakby powiedział świętej pamięci trener Janusz Wójcik: „tu nie trzeba trenować, tu trzeba dzwonić”.

Przechodząc już do samej odpowiedzi na postawione pytanie, to na 100% raczej nikt. Może Michał Skóraś, Pedro Rebocho, Nika Kvekveskiri, poza nimi trudno jest znaleźć kogokolwiek, kto pokazywałby coś ciekawego.

Najbardziej boli, że właśnie kiedy drużyna nie funkcjonuje, nie można liczyć w „Kolejorzu” na przebłysk jednego piłkarza, który uratuje punkt, ewentualnie namaluje jedną małą rzecz na tym obrazie nędzy i rozpaczy. Ani Amaral, ani Ishak, ani Karlstrom, nie wymieniajmy już, bo i tak musielibyśmy spisać większość zespołu. Po prostu nikt nie prezentuje tego co w zeszłym sezonie.

Czy jest jeszcze jakaś nadzieja?

Tak, w Rakowie Częstochowa. Mieliśmy już nie wbijać żadnych szpilek w drużynę Lecha, ale nie mogliśmy się powstrzymać. Lech Poznań ma jeszcze nadzieję na odratowanie tego wyniku w dwumeczu, mało tego, ma jeszcze nadzieję na fazę grupową Ligi Konferencji Europy. Wiemy, że po takiej kompromitracji brzmi to po prostu niedorzecznie, ale w normalnych okolicznościach z takimi rywalami dla Lecha powinno być to obowiązkiem. Bo w czwartej rundzie przecież może zagrać z Dudelange. Tak, z tym Dudelange, które parę lat temu skompromitowało Legię.

Ale wracając już do Lecha. Musimy nadal oczekiwać od niego pokonania Vikingura w dwumeczu, bo to by była jeszcze większa hańba, gdyby na Bułgarskiej Lech nie wygrał. Nie mówimy tu już o porażce, ale remis będzie dla kibiców niczym cios nożem. Lech Poznań już tej plamy na honorze, o ile go jeszcze ma, zależy, jak patrzymy, nie zmaże. „Kolejorz” musi wygrać w świetnym stylu rewanż i zacząć punktować w lidze, jednocześnie grając dobrą piłkę, bo na razie nie ma nawet zalążka tej gry, którą w Poznaniu obiecywano. Dajmy jeszcze Johnowi van den Bromowi czas, bo choć wygląda to fatalnie, zwalniając go, nic nie zyskamy.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze