Zerowy margines błędu i 18 finałów – najpierw jednak Mariusz Rumak i Lech Poznań muszą dobrze zacząć


Lech Poznań ma bardzo trudne zadanie do zrobienia, ale nie niemożliwe

10 lutego 2024 Zerowy margines błędu i 18 finałów – najpierw jednak Mariusz Rumak i Lech Poznań muszą dobrze zacząć
Dariusz Skorupiński

Jeśli Lech Poznań zdobędzie mistrzostwo, to Mariusz Rumak i Piotr Rutkowski dokonają niemalże niemożliwego. Wiadomo, że w Wielkopolsce nastroje są bojowe i wszyscy wierzą w mistrzostwo, ale równocześnie zdają sobie sprawę z katastrofy, jaka może spotkać „Kolejorza”. Tylu, ilu jest optymistów, tylu jest również sceptyków i niedowiarków. Jest bardzo dużo do stracenia, ale jedno jest pewne. Jeśli ten projekt ma ruszyć, to trzeba mocno zacząć.


Udostępnij na Udostępnij na

Osiem punktów straty do lidera i 15 spotkań na odrobienie strat do Śląska, ale również pilnowanie tego, co dzieje się za plecami. Bo przecież nie tylko Lech ma chrapkę na tytuł. Tylu kandydatów mówiących i w ogóle mających podstawy, żeby marzyć o mistrzostwie, nie było od bardzo dawna. Raków, Legia, Pogoń i oczywiście nieprzewidywalna Jagiellonia. Mariusz Rumak jest nastawiony na mistrzostwo, ale musi także zdawać sobie sprawę, że to może skończyć się nawet bez europejskich pucharów. To byłaby totalna katastrofa i gwóźdź do trumny dla Rumaka, ale też i Piotra Rutkowskiego.

Lech Poznań ma 15 finałów przed sobą

Mariusz Rumak odkąd został sensacyjnie ogłoszony następcą Johna van den Broma, wspomina nagminnie o tych 15 finałach. W zasadzie można powiedzieć 18, bo często zdarza mu się doliczyć Puchar Polski. Ale jakby zdobył dublet jeszcze w tym sezonie, to myślimy, że byłbym drugim po Macieju Skorży kandydatem do wybudowania pomnika pod stadionem. Mówimy o sytuacji z jakiegoś science fiction. Trzeba zdawać sobie sprawę, że mimo, jak wielu twierdzi, najlepszej kadry w lidze zdobycie dubletu graniczyłoby z cudem. Lech Poznań tylko raz w historii zdobył dublet i było to w 1984 roku. Tak, dokładnie 40 lat temu.

Pojawia się również frazes, że „Kolejorz” nie ma marginesu błędu. Podejrzewamy, że rywalizacja o mistrzostwo będzie tak zacięta, że granica błędu jest skrajnie mała. Raków z pewnością nie odpuści, a gdzie jeszcze Śląsk czy Jagiellonia. Jeśli Lech realnie myśli o mistrzostwie, będzie musiał mieć na koniec co najmniej te 70 punktów. To oznaczałoby punktowanie na poziomie 2,46 punktu na mecz. 37 punktów w 15 spotkaniach, w których do zdobycia jest 45 punktów. Margines jest zatem taki, że trzeba będzie wygrać pewnie około 11 spotkań, żeby zdobyć mistrzostwo.

Musimy zdawać sobie sprawę, że Lech Poznań nie jest w komfortowej sytuacji. Zdobycie mistrzostwa to wcale nie jest taka łatwa sprawa już na samym papierze, bo w drużynie „Dumy Wielkopolski” musiałoby zagrać wiele rzeczy, które nie działały jesienią. Tu naprawdę jest potrzebna w zasadzie bezbłędna runda, a mimo wszystko należy pamiętać, że ten projekt Mariusza Rumaka jest wielką niewiadomą.

Od samego początku

Żeby w ogóle myśleć o mistrzostwie, trzeba dobrze zacząć. To jest warunek konieczny. Dużo mówi się o trudnym terminarzu na początku dla Mariusza Rumaka. To prawda, ale z drugiej strony, gdy już przejdzie tę ścieżkę zdrowia, może zostać głównym faworytem do tytułu. Ta liga może się tak nieoczekiwanie poukładać, że trudno to przewidzieć. Na początku jednak Lech Poznań powinien skupić się na sobie, a nie patrzeć na innych. Stawiać krok za krokiem i robić swoje. Coś, czego nie robił jesienią. Przypomnijmy, że Mariusz Rumak dysponuje kadrą, jaką Tomasz Rząsa przygotował dla Johna van den Broma na grę na trzech frontach.

Już nie mówiąc o tym, że jest ona najbardziej wypasiona w historii. Wciąż jest wielu kibiców, ale pewnie i piłkarzy, którzy nie są przekonani, że ta szaleńcza runda może się udać. Na razie nie ma fundamentów, żeby się „pozytywnie opakować” i wyjść z beznadziei, jaką zostawił John van den Brom. Do tego dochodzą jeszcze niezbyt udane sparingi. Dopiero po pierwszych udanych meczach wszyscy w klubie będą mogli powiedzieć „robimy to”. Każda kolejna wygrana powinna pozytywnie naładowywać ten zespół. Przypomnijmy przecież, że ta drużyna jesienią musiała się zderzyć z wieloma dotkliwymi porażkami. Samym motywacyjnym gadaniem – po poznańsku mówieniem – Mariusz Rumak nie odbuduje mentalności tego zespołu.

Nie ma opcji, by Lech zdobył mistrzostwo, nie zaliczając mocnego początku. Nawet nie chodzi o kwestię tabeli i odrabiania strat. Przede wszystkim zespół musi się psychicznie odbudować. Do tego potrzebne są zwycięstwa. Nie ma czasu na jakieś wejście czy „ciężkie nogi”. Od pierwszego spotkania z Zagłębiem Lubin piłkarze Mariusza Rumaka muszą pokazać wszystkim w Polsce, kibicom przy Bułgarskiej, ale też samym sobie, o co chcą walczyć.

Zakładając jakiś czarny scenariusz, bo przecież na razie jesteśmy karmieni jedynie pozytywnymi przemowami Rumaka, po czterech spotkaniach tej rundy można zaciągać kurtynę i udać się na urlopy. Potknięcie na inaugurację z Zagłębiem, wpadka na bardzo trudnym terenie w Białymstoku, spotkanie ze Śląskiem, który wyjątkowo nie leży Lechowi. Na sam koniec Pogoń w Pucharze Polski, dla której ten mecz może być ostatnią deską ratunku. Jak i zresztą dla Lecha. Dokładnie 27 lutego „Kolejorzowi” może zostać wybite z głowy zdobycie jakiegokolwiek pucharu. Z tym trzeba się liczyć, a wtedy doszłoby do największego kryzysu w klubie, odkąd zarządza nim rodzina Rutkowskich. Każdy kij ma dwa końce. Wyobraźmy sobie, co działoby się w Poznaniu, gdyby Mariusz Rumak dokonał niemożliwego i wygrał te wszystkie spotkania.

Lech Poznań i Mariusz Rumak – eksperyment społeczny

Mariusz Rumak ma do poprawy w Lechu wiele rzeczy. Być może mówienie, że John van den Brom zostawił „Kolejorza” w rozsypce, to za duże słowo, ale ten zespół jest trochę przygaszony. Zatracił się w kolejnych niepowodzeniach. Porażka z Zagłębiem w zasadzie zgasiłaby ten entuzjazm po przyjściu Mariusza Rumaka. Atmosfera znów zrobiłaby się toksyczna, Piotr Rutkowski byłby wyzywany przez trybuny, a Rumaka okrzyknięto by trenerskim beztalenciem. Były selekcjoner reprezentacji do lat 19 nie ma czasu na przekonywanie do siebie kibiców. Tu muszą być zwycięstwa od samego początku.

Pewną nowością, o czym wspominają piłkarze, są inne metody treningowe. Van den Brom to był taki dobry wujek. Gorzej jednak, jak trzeba było zareagować na pewne sprawy taktycznie i analitycznie. Jak szło źle, to było „podaj do Velde”. W ten sposób nie da się daleko zajechać, mimo że Norweg jest jednym z lepszych graczy ekstraklasy. Już mówi się o lekkiej zmianie ustawienia, ale takich smaczków powinniśmy oglądać więcej. Trzeba dać temu zespołowi impuls. Nie tylko deklarując, że zniszczymy wszystkich, ale też jakoś zaskoczyć tę ligę.

Bo Lech Poznań to trochę uśpiony potwór. Pierwsze tygodnie Rumaka polegały trochę na tym, żeby go rozbudzić. Pobudzić do życia niektórych piłkarzy, którymi trzeba potrząsnąć, i to najlepiej jak najszybciej. Z Alim Gholizadehem będzie trudno, bo zanim Irańczyk wejdzie w rytm, to będzie połowa rundy. Tyle pożytku z największego transferu Lecha. Ale na dobrą sprawę wszyscy oprócz Velde są w stanie pokazywać więcej, niż miało to miejsce jesienią. Nie chodzi tu o to, aby trafić do nich jak do Afonso Sousy, ale dać im szansę i mądrze ich ustawić. Przecież w Poznaniu jest tyle niewykorzystanego potencjału, że można złapać się za głowę.

Wszyscy są ciekawi, co wyjdzie z tego eksperymentu społecznego, jakim jest zatrudnienie Mariusza Rumaka. To jest pójście na całość. W żadnym innym klubie ekstraklasy nie mógłby liczyć na pracę, a dostaje Lecha z najlepszą kadrą i od pierwszego dnia mówi o mistrzostwie, jak nie o dublecie. Brzmi to jak studium upadku i słowa, które będzie można wyrzucić do kosza po pierwszym przegranym meczu, ale nie można wykluczyć, że ta maszyna ruszy, a jak ruszy, to może rozjechać każdego. Nawet z Mariuszem Rumakiem na ławce trenerskiej.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze