Blisko 13 lat czekania i basta! Lazio wraca do Ligi Mistrzów


Co mogą wnieść rzymianie do tegorocznej edycji? 

20 października 2020 Blisko 13 lat czekania i basta! Lazio wraca do Ligi Mistrzów

Madryt, Estadio Santiago Bernabeu, 4697 dni temu. Tak! 4697 dni czekali piłkarze, działacze, ale przede wszystkim kibice rzymskiego Lazio na ponowne wysłuchanie hymnu Ligi Mistrzów. Gdy 11 grudnia 2007 roku „Orły” przegrywały z Realem i żegnały się z rozgrywkami, kończąc na fazie grupowej, nikt chyba nie przypuszczał, że ich rozbrat z tą elitarną ligą potrwa aż tak długo. Musiało przeminąć całe piłkarskie pokolenie, aby klub ze stolicy Włoch powrócił do elity. Czy „Biancocelesti” są mocniejsi niż wtedy? Czy mogą namieszać w tegorocznej edycji i jakie mają na to szanse?


Udostępnij na Udostępnij na

Zanim przejdziemy do odpowiedzi na te pytania, to zatrzymamy się na chwilę na historii, ale nie takiej nudnej dotyczącej powstania klubu. Nic z tych rzeczy. Zatrzymajmy się na wspomnianej już dacie – 11 grudnia 2007 roku. W tym miejscu chciałbym przypomnieć skład S.S. Lazio, który przystąpił tamtego dnia do rywalizacji z „Królewskimi”. Czasami dobrze jest sobie powspominać, odświeżyć w głowie nazwiska piłkarzy, którzy mogli wystąpić w danym spotkaniu. 

Ten atak! Po prostu bomba. Duet Goran Pandev i Tommaso Rocchi wyglądał imponująco. Młody, 24-letni skuteczny napastnik i nieco starszy od niego partner – legenda klubu. Razem w sezonie 2007/2008 zdobyli 38 goli, w tym sześć w Lidze Mistrzów, a gdy dorzucimy do tego kwalifikacje, to liczba ta zwiększy się do dziewięciu. Rocchi swój ligomistrzowy dorobek mógł mieć lepszy, ale w tamtej edycji zmarnował aż trzy rzuty karne. Jednego właśnie w tym ostatnim meczu z Realem. 

Ponadto na ławce rezerwowych zasiedli: Fernando Muslera, Guglielmo Stendardo, Aleksandar Kolarov, Roberto Baronio, Stephen Makinwa, Christian Manfredini i Stefano Mauri. Dodatkowo ówczesny szkoleniowiec „Orłów” Delio Rossi nie mógł skorzystać z Valona Behramiego. Szwajcar był wówczas kontuzjowany. 

Ten ostatni z wymienionych rezerwowych wraz z upływem lat zyskał status legendy. Na Stadio Olimpico bowiem spędził dziesięć i pół roku. Do Rzymu trafił w styczniu 2006 roku. Początkowo został wypożyczony z Udinese, a po sześciu miesiącach włodarze Lazio postanowili wykupić go, płacąc za niego 3,5 mln euro. Co prawda w Madrycie przesiedział całe 90 minut na ławce, ale koniec końców i tak uzbierała mu się całkiem przyjemna liczba 303 występów w biało-błękitnych barwach. Jak przeczytać można na polskiej stornie sympatyków S.S. Lazio, „przez lata stał się symbolem stałości i równego poziomu w zespole, który w tamtym okresie ze stałością nie miał zbyt wiele wspólnego. Z czasem zaczął zakładać opaskę kapitana, a jego derbowe rywalizacje z Daniele De Rossim coraz bardziej się zaogniały […]. Najlepszy sezon rozegrał pod koniec kariery, gdy w końcu po tylu latach miał okazję współpracować ze Stefano Piolim. Szkoleniowiec widział w nim jeden z centralnych punktów drużyny, która zakończyła sezon na 3. miejscu w tabeli i awansowała do eliminacji Ligi Mistrzów. Mauri grał wówczas rewelacyjnie, kończąc sezon z dziewięcioma bramkami”. 

Niestety kolejna kampania nie była już tak udana, zarówno w jego wykonaniu, jak i całego zespołu. „Orły” poległy w kwalifikacjach z Bayerem Leverkusen (w dwumeczu 3:1 dla „Aptekarzy”) i musiały zadowolić się tylko Ligą Europy, a marzenia o fazie grupowej Champions League odłożyć na później, a właściwie do dnia dzisiejszego. 

Ciekawostka. Obecny trener „Biancocelestich” Simone Inzaghi podczas swojej piłkarskiej kariery przez lata związany był z klubem, którym dziś dowodzi. Do stolicy Włoch trafił latem 1999 roku. Był napastnikiem, ale niezbyt skutecznym. We wspominanej przez nas kampanii – 2007/2008 – przegrywał on rywalizację z Pandevem i Rocchim, dlatego też został wypożyczony do Atalanty. Jako zawodnik 31 razy wystąpił w Lidze Mistrzów. Po raz ostatni w grudniu 2003 roku. Wszystkie spotkania rozegrał w barwach Lazio. W sumie strzelił 15 goli. 

W poszukiwaniu seryjnych zwycięstw

Start trwającej kampanii w wykonaniu „Orłów” nie jest najwyższych lotów. Cztery mecze i tylko jedno zwycięstwo i jeden remis, co łącznie daje cztery punkty. Aktualnie podopieczni Inzaghiego zajmują odległą 15. lokatę w ligowej tabeli. Jak na drużynę ze sporymi aspiracjami to naprawdę mizernie to wygląda. Jeśli jednak przyjrzymy się wynikom Lazio bliżej, to dojdziemy do wniosku, że ta mocno średnia dyspozycja nie trwa od kilku tygodni, ale znacznie, znacznie dłużej. Wszystko zaczęło się po powrocie do gry po przerwie spowodowanej pandemią koronawirusa. Przed nią, czyli po 26 rozegranych kolejkach, byli wiceliderem. Do pierwszego Juventusu tracili zaledwie punkt, a większość ekspertów widziało w ekipie z Rzymu zespół, który jest w stanie odebrać panującej od lat „Starej Damie” scudetto. 

Nic w tym dziwnego. Do tej wymuszonej wirusem przerwy byli drużyną, która zaliczyła najmniej porażek. Ponadto po przegranej z Interem w wrześniu 2019 roku „Biancocelesti” zaliczyli imponującą serię 21 spotkań bez porażki w Serie A. W tamtym okresie, jeśli schodzi z boiska na tarczy, to tylko w rozgrywkach Pucharu Włoch i Ligi Europy. Podopieczni Inzaghiego byli piekielnie skuteczni w ofensywie – lepsi pod tym względem byli tylko piłkarze Atalanty, ale to jest w ogóle inny poziom – oraz bardzo szczelni w defensywie. W obronie grali twardo i nieustępliwie. Bardzo dobrze przesuwali i rozbijali ataki swoich przeciwników. Do 26. kolejki mogli cieszyć się najskuteczniejszą linią obrony. Stracili bowiem tylko 23 bramki. Dziewięć razy kończyli mecz bez straty chociażby jednego gola.

Statystyki po powrocie po kilku miesiącach są dla podopiecznych Inzaghiego średnie, żeby nie powiedzieć słabe (oczywiście jeśli patrzymy na to, jak wystartowali i jak grali). W poprzednim sezonie apetyt rósł im w miarę jedzenia, ale przerwa wyraźnie im nie posłużyła i wybiła ich z rytmu. Dobrze, że gdy zawieszano rozgrywki Serie A, mieli dużą, bo siedemnastopunktową, przewagę nad piątą Romą. Gdyby ta kampania potrwała ciut dłużej, to mogliby do końca drżeć o miejsce dające przepustkę do Ligi Mistrzów (rywal Lazio zza miedzy zakończył sezon z ośmioma oczkami straty do nich). 

W 12 meczach po pandemii zdobyli zaledwie 16 punktów. W wirtualnej tabeli składającej się tylko ze spotkań rozgrywanych po wznowieniu Serie A zajęliby dopiero 10. miejsce. Tyle samo oczek zdobyła Sampdoria, a lepsze okazały się takie drużyny, jak: Udinese Calcio, US Sassuolo Calcio, Juventus, Napoli, Inter, AS Roma, Atalanta i AC Milan. 

Czy mogą namieszać?

Gwiazdą i niepodważalnym liderem jest Ciro Immobile. 30-letni Włoch w poprzedniej kampanii zdobył w sumie 39 goli, w tym 36 w Serie A, co pozwoliło mu na zdobycie tytułu najskuteczniejszego strzelca w Europie. Na ostatniej prostej bombardier „Biancocelestich” wyprzedził m.in. Roberta Lewandowskiego. Łącznie przez te wszystkie lata zdobył dla Lazio już 126 goli i zapewne kwestią czasu jest, kiedy dogoni lidera pod tym względem, czyli Silvio Piolego. Do drugiego Giuseppe Signiorego brakuje mu już tylko jednego trafienia.

A kto poza włoskim napastnikiem wyróżnia się w obecnym zespole „Orłów”? Podpytaliśmy o to naszego redakcyjnego specjalistę od włoskiej piłki – Claudia Mutkę.

W Lazio poza Ciro wyróżniłbym Corree, Milinkovicia-Savicia, Luisa Alberto i Caicedo. Powiedziałbym, że to jest taki trzon tego zespołu i ofensywnej siły Lazio. Claudio Mutka

I trudno się z tym nie zgodzić, wymieniony kwintet zdobył bowiem w poprzednim sezonie aż 73 z 92 wszystkich goli strzelonych przez Lazio. Skoro było tak dobrze, to dlaczego teraz jest tak źle i czy podopiecznych Simone Inzaghiego stać na to, aby namieszać w tegorocznej edycji Ligi Mistrzów? 

Po pandemii opadli z sił i nie wytrzymali tempa w walce o scudetto. Natomiast średnie wejście w ten sezon wiązałbym z kontuzjami w zespole. Przez nie lub dzięki nim do kadry w ostatniej kolejce został powołany Szymon Czyż. Jeśli miałbym szacować ich szanse w LM, to nie postawiłbym na nich osobiście pieniędzy. Nie wydaje mi się, żeby zagrali jak choćby Atalanta w zeszłym sezonie. Moim zdaniem jednak Lazio w tej edycji wyjdzie z grupy. Z drugiego miejsca. I to będzie jego maksimum. Claudio Mutka

Przypomnijmy, że „Orły” trafiły do grupy F, w której zmierzą się z Zenitem, Borussią Dortmund i Club Brugge. Na pierwszy ogień BVB. Zespół Łukasza Piszczka to faworyt tej grupy i pewniak do pierwszego miejsca. Rzymianie jednak mogą namieszać w tej grupie i spokojnie mogą powalczyć o wyjście z niej. Mimo lekkiej zadyszki na początku tej kampanii dalej dysponują zawodnikami o sporym potencjale i mającymi umiejętności pozwalające na powalczenie o awans do fazy pucharowej. 

Europejskie statystki

Najwięcej razy Lazio grywało w Lidze Europy tudzież w Pucharze UEFA (18 kampanii). Największym osiągnięciem „Orłów” w tych rozgrywkach jest finał z 1998 roku. W najważniejszym meczu tego turnieju na Parc des Princes zmierzyły się z Interem Mediolan. W tym włoskim finale górą okazali się piłkarze z Mediolanu, którzy po golach Zamorano, Zanettiego i Ronaldo pewnie pokonali rywali ze stolicy 3:0. Jednak kolejny rok należał zdecydowanie do rzymian. Najpierw w maju 1999 roku triumfowali w Pucharze Zdobywców Pucharów, pokonując na Villa Park RCD Mallorkę (2:1), a kilka miesięcy później w Superpucharze Europy ograli Manchester United sir Aleksa Fergusona.

Jeśli chodzi o rozgrywki Ligi Europy, które pod tą nazwą funkcjonują od sezonu 2009/2010, to „Biancocelesti” brali w niej udział aż ośmiokrotnie. Najdalej w historii swoich startów dochodzili do ćwierćfinału. Sztuka ta udała im się dwukrotnie, raz w kampanii 2012/2013, a drugi w sezonie 2017/2018. Zazwyczaj wychodzili z grupy. Dwa razy jednak im się to nie udało. Najpierw w rozgrywkach 2009/2010, a następnie przed rokiem. W obu przypadkach zajmowali 3. miejsce w grupie. 

Patrząc na samą Ligę Mistrzów, to brali w niej udział pięciokrotnie, a najlepiej w tych rozgrywkach spisali się, gdy w nich debiutowali, czyli w sezonie 1999/2000. Przebrnęli wówczas przez dwie fazy grupowe i zatrzymali się na ćwierćfinale, w którym przegrali z hiszpańską Valencią. Rok później odpadli w drugiej fazie grupowej, ostatnie trzy kampanie LM kończyli zaś na pierwszej fazie grupowej i za każdym z tych trzech razów finiszowali na czwartej lokacie. 

Do tej pory w całej swojej historii Lazio zmierzyło się w europejskich pucharach z trzema rywalami z Rosji: Dinamem Moskwa, Lokomotiwem Moskwa i Rotorem Wołgograd. Z każdą z tych ekip „Orły” rozgrywały mecz i rewanż i żadnego spotkania nie przegrały. Dwa zwycięstwa i cztery remisy. Jeśli chodzi natomiast o rywalizację ekipy z Rzymu i Dortmundu, to spotkały się one w ćwierćfinale Pucharu UEFA w sezonie 1994/1995. We Włoszech 1:0 wygrało Lazio, w Niemczech zaś triumfowała Borussia 2:0 i to ona ostatecznie awansowała do półfinału tamtych rozgrywek. Z belgijskimi zespołami rzymianie grali cztery razy. Raz w Lidze Mistrzów przeciwko Anderlechtowi, a drugi raz w Lidze Europy z Zulte Waregem. Przed własną publicznością Lazio wygrało dwa razy, natomiast na wyjeździe przegrało z każdą z tych dwóch drużyn. Cel na ten sezon? Na pewno chęć przełamania się na belgijskiej ziemi i wyjście z grupy. 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze