Przeszło 21 tysięcy kibiców zgromadzonych przy Reymonta 22 oglądało wielki powrót Kuby Błaszczykowskiego. Wielki z kilku powodów. Ponad 100-krotnego reprezentanta Polski powitano przy stadionie Wisły gromkimi oklaskami. Nic w tym dziwnego, to właśnie Błaszczykowski był jedną z osób, która w dużej mierze przyczyniła się do uratowania Wisły, a przede wszystkim to właśnie z krakowskiego klubu wypłynął on na szerokie, europejskie wody futbolu.
Pierwszy mecz Wisły, z Górnikiem Zabrze, przyciągnął rekordową liczbę kibiców przed telewizory. Oczywiście było to spowodowane spodziewanym debiutem nowego–starego gracza Wisły, tak uwielbianego przez fanów „Białej Gwiazdy”. Niestety dla nich, mimo niewątpliwej radości z powodu jego powrotu, spotkanie zakończyło się porażką. W poniedziałkowy wieczór sprawy miały wyglądać zupełnie inaczej, pierwsze starcie na własnym stadionie krakowski klub rozpoczął z myślą o zdobyciu pierwszych punktów w rundzie jesiennej. Tym bardziej, że rywal zza Błoń zwycięstwem z Legią odskoczył Wiśle na odległość czterech punktów.
Wielki powrót, wielka presja
To właśnie Wisłę można było więc uznać za drużynę, na której będzie ciążyła większa presja. Można powiedzieć, że to Śląsk wychodził z pozycji „mogę, ale nie muszę”, chociaż na papierze po zwycięstwie z Zagłębiem Sosnowiec niektórzy uważali go za lekkiego faworyta. Porażka z Górnikiem Zabrze 0:2 była natomiast dla krakowian tyleż niespodziewana, co po prostu zasłużona. Trzeba jednak pamiętać o tym, jak bardzo przemeblowany został skład w zimowym okienku transferowym. Odejście siedmiu zawodników należących do podstawowego składu musiało wpłynąć na dyspozycję podopiecznych Macieja Stolarczyka.
Kuba powitany został iście po królewsku. Baner z napisem „Miłość większa od milionów, Kuba wreszcie witaj w domu” przygotowany przez kibiców Wisły zrobił wielkie wrażenie. Nie mówiąc już o samym dopingu, jaki przygotowany został dla ulubieńca wiślackich trybun. Sam Kuba został zapytany po meczu o to, które ze spotkań przyniosło mu więcej emocji – to ze Śląskiem czy debiut w ekstraklasie z Polonią (2005 rok):
– Myślę, że jednak to drugie spotkanie było trudniejsze, głównie ze względu na mój wiek. Oczywiście teraz również odczuwałem wielkie emocje, ale wtedy nie miałem takiego doświadczenia jak teraz – odpowiedział Błaszczykowski.
Nie tylko Kuba
Nie wypada nie wspomnieć, że sam mecz oprócz głównego dania w postaci powrotu byłego gracza Borussii Dortmund miał też kilka innych, pomniejszych smaczków, również zresztą związanych z powrotami do Krakowa. Krzysztof Mączyński miał już okazję reprezentować barwy innego zespołu (Legia) przy Reymonta po odejściu z krakowskiego klubu w 2017 roku. Tym razem, będąc już zawodnikiem Śląska, rozegrał całkiem solidne spotkanie. Nie wyróżnił się niczym szczególnym, zagrał po prostu w swoim stylu. Na miejscu selekcjonera Jerzego Brzęczka obstawalibyśmy jednak przy dalszym braku powołań dla 31-letniego pomocnika.
https://twitter.com/Ziko2032/status/1096359993023041536
Osobne pole wypada poświęcić również Michałowi Chrapkowi, o którym mówiło się nawet zimą, że mógłby powrócić do Wisły. Środkowy pomocnik nie błyszczał w tym pojedynku, ale też i nie odstawał. Występ wręcz bliźniaczo podobny do tego Mączyńskiego. Patrząc jednak na skalę talentu wychowanka Victorii Jaworzno, można poczuć się nieco rozczarowanym, że tak potoczyła się jego kariera. Wydaje się, że miał potencjał na coś więcej niż tylko tzw. ligowy dżemik.
Ostatnim powrotem na stadion im. Henryka Reymana jest występ z białą gwiazdą na piersi Łukasza Burligi. Po zimowej zamianie, gdy w drugą stronę powędrowała trójka: Kostal, Imaz, Arsenic, to 30-latek okazuje się najważniejszym, obok Błaszczykowskiego, wzmocnieniem. Popularny „Bury” zastąpił w końcówce właśnie samego Kubę, rozgrywając kilkanaście minut, podczas których pokazał, że może jeszcze sporo wnieść do swojej drużyny.
Rutyniarz
Wróćmy jednak do niekwestionowanego bohatera poniedziałkowego pojedynku. Będąc szczerym, nie można powiedzieć, że Kuba był wyróżniającym się zawodnikiem w tym spotkaniu. Ba, nieuczciwe byłoby stwierdzenie, że należał do czołowych graczy w swojej drużynie. W jego poczynaniach widoczny był brak pewności, czemu nie ma się co dziwić, jest to bowiem spowodowane licznymi kontuzjami na przestrzeni ostatnich lat. Niemniej i tak od początku w kluczowych momentach potrafił pokazać, że samą swoją obecnością na boisku wprowadza spokój i doświadczenie.
I, co najważniejsze, nie pękł, gdy przyszło wziąć odpowiedzialność na swe barki przy rzucie karnym. Już sam fakt długiego oczekiwania na decyzję Pawła Gila mógł wprowadzić irytację w szeregi obu zespołów. Ostatecznie po faulu na Krzysztofie Drzazdze Błaszczykowski pewnie skierował piłkę do siatki. Kilkanaście minut później mógł z dumą opuścić boisko przy gromkim aplauzie całego niemalże stadionu.
Powrót wychowanka Rakowa wypadł więc okazale. Przyciągnął na obiekt przy ulicy Reymonta rekordową dla poniedziałkowych meczów w ekstraklasie liczbę kibiców, ponadto zdobył zwycięską bramkę dla Wisły. Czy można chcieć czegoś więcej? Sam Kuba z pewnością zdaje sobie sprawę z tego, że nie jest jeszcze w najwyższej dyspozycji, podobnie zresztą jak i cała drużyna. Mecz ze Śląskiem można jednak uznać za pierwszy krok w dobrą stronę.