Jeden z nich to najlepszy piłkarz Manchesteru United w ostatnich latach, a drugi to pretendent do bycia tym najlepszym. David de Gea znany jest już na całym piłkarskim świecie, a Dean Henderson dopiero do tego miana aspiruje. Dwóch świetnych bramkarzy, ale tylko jedno miejsce w bramce. Ole Gunnar Solskjaer ma niemały ból głowy przy ustalaniu wyjściowej jedenastki na kolejny mecz, a ból ten potęguje wybór golkipera. Kto więc powinien stać na bramce „Czerwonych Diabłów”?
Jeszcze dwa lata temu, gdyby zapytać kibiców Manchesteru United, czy chcą zmienić bramkarza, usłyszelibyśmy stanowcze nie. Teraz większość miałaby wątpliwości i nie potrafiłaby wskazać jednoznacznej odpowiedzi. De Gea to przecież świetny bramkarz, ale mając z tyłu głowy ciągle rozwijającego się Hendersona, który do tego jest wychowankiem klubu, pojawia się jeszcze więcej wątpliwości.
Obecnie fani „Czerwonych Diabłów” są podzieleni. Jedni popierają Hiszpana, a drudzy chcą zmiany i domagają się Anglika jako numeru jeden w bramce. Obaj bramkarze mają swoje plusy, ale mają także kilka minusów. Aby wybrać podstawowego golkipera, trzeba rozpatrzeć kilka czynników.
Jeden podobny do drugiego
Na początku sezonu zdecydowanym numerem jeden był David de Gea. Dean Henderson bronił tylko w pucharach krajowych, a następnie w Lidze Europy. Anglik w Premier League nie dostawał zbyt wiele szans, a gdy już ją dostał, popełnił fatalny błąd w swoim polu karnym i przez niego Manchester United stracił bramkę. Taki błąd był jednak tylko jeden.
W ostatnim czasie Hiszpan dostał od Ole Gunnara Solskjaera sporo wolnego z racji narodzin dziecka. Przez absencję Davida de Gei do bramki wskoczył Dean Henderson i śmiało można powiedzieć, że Manchester United nie odczuł żadnej straty. Po kilku meczach rozegranych w Premier League przez Anglika w końcu mamy okazję porównać obu bramkarzy.
Gdyby pomnożyć mecze Hendersona, to przy zachowaniu proporcji i danych statystyk można byłoby stwierdzić, że bramkarze nie różnią się praktycznie niczym. Jeden błąd prowadzący do utraty bramki, podobny procent czystych kont. Anglik przebija Hiszpana jedynie w obronionych strzałach na mecz, gdyż udaje mu się bronić strzały rywala średnio trzy razy na na jedno spotkanie, czyli raz więcej, niż robi to de Gea.
Statystyki oczywiście prawdy nie powiedzą. Nie wiemy, jak to wygląda na boisku. Kto lepiej dyryguje linią obrony? Z którym bramkarzem defensywa Manchesteru United czuje się pewniej? Kto udźwignąłby presję, jeśli „Czerwonym Diabłom” udałoby się dojść do finału Ligi Europy?
Bramkarze nieźli, ale czy dobrzy z nich piłkarze?
Jeśli statystyka obronionych strzałów broni Deana Hendersona, tak statystyka podań, której na wykresie nie uwzględniłem, broni Davida de Geę. We współczesnej piłce bramkarz nie jest już tylko od bronienia strzałów na bramkę, ale wciela się w rolę dodatkowego piłkarza na boisku. Doskonały przykład widzimy w Bayernie Monachium czy Manchesterze City, w których to od Manuela Neuera i Edersona zaczyna się rozpoczęcie akcji. Golkiper świetnie grający nogami to w dzisiejszych czasach drogocenny skarb.
I choć starszy z bramkarzy Manchesteru United przez długi czas był za grę nogami krytykowany, to obecnie można powiedzieć, że w kilku kwestiach poczynił postępy. Jeśli porównamy go z Deanem Hendersonem, to Hiszpan wygląda wręcz świetnie.
David de Gea w meczach Premier League wykonuje średnio 21 podań na mecz, z czego 76% z nich jest celnych. 30-latek posyła także średnio trzy długie piłki na mecz, które stwarzają niebezpieczne sytuacje. Do najlepszych, czyli Manuela Neuera i Edersona, trochę brakuje, ale na tle reszty nie wygląda to źle.
Tego niestety nie można powiedzieć o Deanie Hendersonie. Anglik podaje rzadziej, bo 19 razy na mecz, i o wiele niedokładniej. 68% celnych podań, czyli siedem punktów procentowych mniej w porównaniu z Hiszpanem, wygląda naprawdę słabo. 24-latek przegrywa również w statystyce długich piłek, posyła ich średnio o jedną mniej na mecz od swojego starszego kolegi.
Nikt nie zgodzi się na rolę zmiennika
W statystykach mamy zatem remis 1:1. Wspomniałem jednak wcześniej, że wybierając bramkarza numer jeden, trzeba wziąć pod uwagę kilka czynników. Same statystyki nie grają. Ważne są też nastawienie, odpowiednie podejście do wykonywanego zawodu i plany na przyszłość.
Dean Henderson jest zawodnikiem Manchesteru United od najmłodszych lat. Gra z diabełkiem dla piersi jest dla Anglika spełnieniem marzeń. Jeszcze ważniejszą rzeczą jest jednak regularna gra, której 24-latek jeszcze do niedawna nie doświadczał. Wychowanek „Czerwonych Diabłów” zagroził odejściem, jeśli nie będzie miał zagwarantowanych wielu spotkań do rozegrania. Nie winimy Hendersona w ogóle, a raczej rozumiemy. Miłość do klubu i sentymenty trzeba odstawić na bok. Poczucie własnej wartości i umiejętności jest ważne, a regularna gra i udowadnianie właśnie tych umiejętności są jeszcze ważniejsze.
I dreamt about this my whole life!! Unbelievable feeling to make my debut for the club I love!! Clean sheet and a win to top it off!!! 🔜🔛🔝 pic.twitter.com/BzfrZEAEHt
— Dean Henderson (@deanhenderson) September 22, 2020
Trudno zrozumieć też, co myśli David de Gea. Hiszpan z Manchesterem United związany jest już 10 lat, a o jego poczynaniach podczas okienek transferowych można byłoby nakręcić film. Zepsuty faks i kilka minut dzieliło go przecież od transferu do Realu Madryt. Plotki nie ustają także teraz. Usługami 30-latka zainteresowani są PSG i Atletico Madryt. Choć wcale nie zdziwiłby nas rozwój sytuacji, w którym De Gea zostaje w klubie z Old Trafford, jeśli ten zagwarantowałby mu pewne miejsce w składzie.
Za Anglikiem przemawia jednak wiek. 24-latek najlepsze lata ma dopiero przed sobą i może stać się tylko lepszy. Hiszpan natomiast swoją najwyższą formę osiągnął kilka lat temu, gdy mówiono o nim jako najlepszym bramkarzu na świecie. Choć dalej jest świetnym golkiperem, to jednak już nie tak dobrym, jak miało to miejsce wcześniej.
***
David de Gea niewątpliwie zapisał się w historii Manchesteru United i przez ostatnie kilka lat był najjaśniejszą postacią w zespole z Old Trafford. Nic nie może jednak wiecznie trwać i kiedyś z Hiszpanem po prostu trzeba będzie się pożegnać, a to może być ostatni dzwonek, aby zarobić na 30-latku spore pieniądze.
Dean Henderson nie miałby żadnego problemu, aby wejść w buty, a raczej rękawice Davida de Gei i tak jak Hiszpan zająć bramkę „Czerwonych Diabłów” na najbliższe 10 lat. W ostatnim meczu Ligi Europy bronił Hiszpan, jednak kilka dni wcześniej, w spotkaniu w Premier League, miejsce w pierwszym składzie należało do Anglika.
Ole Gunnar Solskjaer rotuje zatem bramkarzami i widzimy, że sam jeszcze nie podjął decyzji w sprawie wyboru numeru jeden. Norwegowi z pewnością towarzyszy spory ból głowy, ale raczej z kategorii tych przyjemnych. Dziś Manchester United zmierzy się z Tottenhamem, czyli z bezpośrednim rywalem do zajęcia miejsca w pierwszej czwórce na koniec sezonu. Można więc stwierdzić, że ten, kto wyjdzie w pierwszym składzie na ten mecz, będzie mógł zostać uznany podstawowym bramkarzem drużyny. Kto nim będzie? Tego nie wiemy, ale współczujemy Solskjaerowi w podejmowaniu tak trudnej decyzji.