Kto powiedział, że pieniądze to nie wszystko?


Nie jestem pewien, czy szejk Mansour bin Zayed Al Nahyan zna przepisy piłki nożnej. Otóż w jednym meczu grają dwie drużyny, a na boisku w jednym momencie może przebywać maksymalnie 22 zawodników, czyli 11 głów na jeden zespół. 11 zawodników, z czego dziesięciu w polu. To też jest ważne.


Udostępnij na Udostępnij na

Emmanuel Adebayor to kolejny z odstrzelonych „Obywateli”
Emmanuel Adebayor to kolejny z odstrzelonych „Obywateli” (fot. skysports.com)

Zdaje mi się, że ktoś taką oczywistą oczywistość musi szejkowi Mansourowi wytłumaczyć. W jednym momencie trener może wystawić do gry 11 zawodników, nie 18, nie 25. W tym momencie Manchester City, klub-zabawka, w który arabski miliarder inwestuje swoje drobne, ma ponad dwa tuziny piłkarzy, z których każdy mógłby grać w najlepszych klubach świata. Carlos Tevez, Mario Balotelli, Edin Dżeko, Sergio Aguero, Yaya Toure, Gareth Barry, David Silva, Samir Nasri, James Milner, Kolo Toure, Gael Clichy… Nie, to nie jest szeroki skład „Światowej Jedenastki” z najnowszej „Fify”, ale tylko część zawodników, którzy w ciągu ostatnich dwóch lat dołączyli do „The Citizens”. Mając na uwadze, że kadra meczowa liczy 18 zawodników (kolejna nowinka dla szejka Mansoura), to blisko połowa kadry City wyląduje na trybunach. I jak tu teraz powiedzieć takim zawodnikom, że w tym tygodniu nie tylko nie wyjdą na boisko, ale i nie zasiądą nawet na ławce? Całe szczęście, nie moja w tym głowa.

Mówi się, że kłopot bogactwa to żaden kłopot. Może i rzeczywiście, ale na pewno nie jest tak na dłuższą metę. Miejsca w ataku są dwa (co najwyżej trzy, ale wtedy na bokach grają nie napastnicy, tylko skrzydłowi, co z automatu oznacza grę tylko jednym prawdziwym snajperem), a w kadrze „Obywateli” jest czterech światowej klasy napastników. Teraz jest ich czterech, a niecały tydzień temu było siedmiu. Aby zrobić miejsce dla Aguero, Dżeko i Balotelliego, klub opuści Bellamy, Santa Cruz i Adebayor. Skok jakościowy jest widoczny, jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że zaraz odejdzie ktoś z pierwszej trójki, aby zrobić miejsce dla nowego, lepszego i droższego. Należy też pamiętać, że za kwartet Bellamy, Santa Cruz, Adebayor i Jo (też odszedł z City w tym okienku transferowym) zapłacono aż 90 milionów euro! A teraz każdy był traktowany w klubie jak szóste czy nawet siódme koło u wozu. Z 90 wydanych milionów zwróciły się 2 – słownie: dwa – miliony. Tyle zapłacił Tottenham za możliwość wypożyczenia Adebayora na najbliższy sezon. Pozostali zawodnicy odeszli z klubu za darmo.

Kun Aguero – najdroższa z zabawek szejka Mansoura
Kun Aguero – najdroższa z zabawek szejka Mansoura (fot. Skysports.com)

Załóżmy, że w dalszym ciągu w świetnej formie będą Aguero i Dżeko. Co wtedy z Tevezem i Balotellim? Jak wytłumaczyć Carlosowi Tevezowi, że w ciągu zaledwie dwóch tygodni z najlepszego piłkarza i kapitana zespołu zmienił się w rezerwowego? Już wcześniej Mancini miał problemy wychowawcze z Argentyńczykiem, strach pomyśleć, co będzie teraz. Wchodzenie po przerwie w meczach Premier League oraz gra w FA Cup i Carling Cup z pewnością nie są szczytem marzeń „Apacza”. A Balotelli? Jeden z największych talentów ostatnich czasów, ale i jeden z najbardziej nienormalnych ludzi, o jakich się słyszy w mediach. Włoch z pewnością ma nierówno pod sufitem i tylko czekać na to, co tym razem wywinie w wolnym czasie. A tego ma pod dostatkiem, bo na grę przecież nie ma co liczyć.

Nie ma szans ani miejsca na boisku, aby wszyscy znaleźli się na nim w tym samym czasie. Jeśli piłkarz jest w dobrej formie, to powinien rozgrywać co najmniej jedno spotkanie w tygodniu, żeby nie wypaść z rytmu meczowego. Żeby napastnik nie zapomniał, jak się strzela gole, musi grać i mieć sytuacje, które będzie mógł czy to wykorzystać, czy zmarnować. A więc rotacja, mimo że brzmi pięknie, może dostarczyć więcej problemów niż radości. Yaya Toure, Hargreaves, de Jong, Barry, Nasri, Silva, Millner, Johnson. To wszystko światowej klasy piłkarze, którzy przyszli do Manchesteru, by wygrywać trofea, a nie siedzieć na ławce/trybunach. Niestety wszyscy się na murawie nie pomieszczą i ktoś padnie ofiarą szerokiego składu. Nie sposób nie zwrócić uwagi, że hurtowo sprowadzani są tylko gracze z pierwszych dwóch formacji. Tak jakby to tylko pomocnicy i napastnicy mieli wygrywać mecze dla „Citizens”, a obrońcy z boku grzecznie przyglądać się popisom kolegów. Co prawda, o takiej defensywie, jaką ma do dyspozycji Mancini, z pewnością marzą jego koledzy z Premier League czy Serie A, jednak wygląda to tak, jakby zawodnicy z tej formacji traktowani byli na City of Manchester Stadium po macoszemu. Wydaje mi się, że zbytnie wzmacnianie ofensywy i zaniedbanie formacji defensywnej to kolejny, być może nawet największy problem tej drużyny. Gdy ze składu za kartki bądź kontuzje wylecą Kompany i Lescott, to kto ich zastąpi? Bo na razie chyba nie będzie to powracający po półrocznym zawieszeniu Kolo Toure?

Mistrzostwo Premier League – cel numer jeden dla „The Citizens”
Mistrzostwo Premier League – cel numer jeden dla „The Citizens” (fot. teamtalk.com)

Wcale nie twierdzę, że to źle mieć szeroki skład. Szeroki skład to wspaniała sprawa, menedżer ma wtedy wiele opcji, może wybierać, przebierać i wymyślać. W niedzielę gra Silva, w środę Nasri, a potem znowu Silva, a potem Millner. Każdy trochę pogra, zawodnicy się nie zmęczą, w razie kontuzji jest zawsze opcja rezerwowa. Naprawdę, żyć nie umierać. Jednak kadra piłkarska nie może składać się z 25 świetnych piłkarzy. Po prostu nie może, bo każdy będzie chciał grać. Każdy będzie się czuł najlepszy, a co za tym idzie – pokrzywdzony posadzeniem na ławce, o trybunach nie wspominając. W odnoszącej ostatnio wielkie sukcesy Barcelonie jest mniej więcej 13 – 14 piłkarzy, którzy mogą stanowić pierwszą jedenastkę i to oni walczą na treningach o miejsce w składzie na najbliższy mecz. Pozostali zawodnicy z szerokiej kadry znają swoje miejsce w szeregu, wiedzą, że na systematyczną grę nie mają szans. Czasami wejdą z ławki przy wyniku 4:0 lub zagrają od pierwszych minut przeciwko Granada CF (tak, jest taki klub) czy Levante. Wtedy, gdy taką szansę otrzymają, są wniebowzięci. W Manchesterze City tak pięknie nie będzie. I to jest właśnie tajemnica sukcesu. Mieć kilku wybitnych zawodników, gwiazd światowego wręcz formatu i wokół nich budować zespół. Zebrać bardzo dobrych, solidnych piłkarzy, którzy na te gwiazdy będą pracować i będą znać swoje miejsce w szeregu. A gdy w klubie jest 25 gwiazd, to prędzej połowa z nich będzie chciała odejść z zespołu niż pozwoli posadzić się na dłużej na ławce.

A może zawodnicy przechodzący na City of Manchester Stadium wcale nie liczą na grę? Może nie jest dla nich ważne, czy będą grać czy obejrzą swoich kolegów jako kibice? Bo czy jeśli dostaje się tygodniówkę na poziomie 180 – 250 tysięcy funtów, to cokolwiek ma jeszcze jakieś znaczenie? Czy ci piłkarze mają jeszcze motywację, by się starać na treningach? By stawać się lepszymi zawodnikami? Oczywiście ja o tym nie wiem i nigdy się nie dowiem, bo takich pieniędzy na swoim koncie raczej nie zobaczę. Ale nie możemy zapomnieć, że futbol to ich praca, a tej każdy ma czasem dość. To nie jest ich hobby, któremu poświęcają pięć godzin tygodniowo. Kilkugodzinne treningi, potem mecz, wyjazd na drugi koniec kraju, znowu trening, znowu mecz, powrót, trening, trening, mecz. I tak w kółko. Oni futbolem żyją (dosłownie i w przenośni), piłkę i klubowych kolegów widzą częściej niż swoje żony i dzieci. Z czasem na pewno mają już dość tego wszystkiego, chcieliby od niej odpocząć, zabawić się. Wtedy taki klub jak Manchester City składa im propozycję, z tych „nie do odrzucenia”. Staje się przed wyborem dwóch opcji. Opcja pierwsza to regularna gra za 90 tysięcy funtów tygodniowo i przy tym narażenie się na kontuzję, złośliwe komentarze dziennikarzy i gwizdy kibiców. Opcja druga to od czasu do czasu gra, ale przeważnie bezpieczne siedzenie sobie na ławce lub trybunach i gwarantowane 180 tysięcy. Siedząc wśród kibiców, nie myślisz o tym, w którą stronę podać piłkę, aby cię nie wygwizdano, ani nie martwisz się o to, że jakiś wariat (a tych w Premier League przecież nie brakuje) może ci złamać nogę. Jeśli tak się postawi sytuację, to wybór chyba wcale nie jest taki trudny?

Przez dobrą formę Edina Dżeko i Kuna Aguera, Carlos Tevez wylądował na ławce rezerwowych
Przez dobrą formę Edina Dżeko i Kuna Aguera, Carlos Tevez wylądował na ławce rezerwowych (fot. skysports.com)

Nie chcę powiedzieć, że Manchester City nic nie osiągnie czy że piłkarze przychodzą tam tylko sobie dorobić. Fajnie jest przecież zdobyć Ligę Mistrzów (każdy z nas zna to uczucie, czyż nie?) czy zostać mistrzem Anglii, i zawodnicy City z pewnością będą do tego dążyć. W końcu to profesjonaliści i wiedzą, że płaci się im za granie w piłkę, trenowanie i słuchanie poleceń szkoleniowca, a nie za samo bycie piłkarzem. Skoro doszli na sam szczyt piłkarskiej piramidki, to muszą świetnie o tym wiedzieć. Jest przecież spora szansa na to, że stworzą oni zespół nie do pokonania i że City w następnych paru latach zdobędzie więcej trofeów niż Chelsea, więcej niż Juventus, Bayern czy być może nawet sąsiad zza miedzy – United. Ale realny jest także scenariusz, że ulubieńcy niebieskiej części Manchesteru zaczęli się miedzy sobą kłócić, że menedżer Mancini nie poradzi sobie z tyloma wielkimi piłkarzami i osobistościami naraz. Że zapanuje rozprężenie i jak ktoś już usiądzie na ławce, to wcale nie będzie mu się chciało z niej podnosić. Bo i tak za samo bycie w klubie dostaje niesamowicie wielkie pieniądze, a jedyną różnicą będzie tylko kilka tysięcy funtów premii meczowej.

Kibicom „Obywateli” to raczej nie przeszkadza, cieszą się z nowych gwiazd i nadchodzących sukcesów. Będzie komu bić brawo, będzie na kogo gwizdać, będzie z kim się cieszyć wygranymi pucharami i kogo życie śledzić w tabloidach. A że tych piłkarzy będzie około 30 i że co pół sezonu trzeba będzie się przyzwyczajać do zupełnie nowych twarzy? Chyba żadna różnica. Ważne, że nawet ci nowi zawodnicy to piłkarze klasowi, czyli tacy, jakich przed erą Mansoura na City of Manchester Stadium dawno nie widziano. Tyle tylko, że polityka transferowa niewyobrażalnie bogatego szejka wydaje się działać na zasadzie „kupujmy nie po to, by grali u nas, ale po to, by inni ich nie mieli”. Może w tym szaleństwie jest metoda?

Komentarze
~... (gość) - 13 lat temu

mały błąd się wkradł w tekst ... stadion MC
nazywa się teraz Etihad Stadium :)

Odpowiedz
~Adams (gość) - 13 lat temu

Super art. pozdro dla autora

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze