Jak długo czekaliśmy w zeszłym roku na wykrystalizowanie głównego faworyta do tytułu króla strzelców ekstraklasy? Jakkolwiek niepoważnie to zabrzmi, było to mniej więcej pięć kolejek, czyli ta sama faza sezonu, jaką mamy w tym momencie. Nemanja Nikolić pięknie przedstawił się kibicom w Polsce, zdobywając w tym czasie na krajowym podwórku sześć bramek, potem spokojnie już tylko dokładając kolejne trafienia, dobijając do dawno nieosiągniętej liczby 28 goli w sezonie. Wygląda jednak na to, że obrona korony nie będzie wcale taka łatwa.
Po pięciu kolejkach tegorocznych rozgrywek ekstraklasy Węgier serbskiego pochodzenia ciągle nie otworzył worka z bramkami. W klasyfikacji prowadzi Estończyk Konstantin Vassiliev (pięć goli), wydaje się jednak, że jest to liderowanie tymczasowe, wszak gwiazda Jagiellonii nie jest przecież napastnikiem, siłą rzeczy więc w dalszej fazie sezonu nie będzie on miał tylu sytuacji strzeleckich co jego rywale. Trudno wróżyć, kto na końcu będzie patrzył na pozostałych z góry, mimo wszystko kilku najpoważniejszych kandydatów do tytułu króla strzelców ekstraklasy można wytypować.
Nemanja Nikolić (Legia Warszawa)
Trudno nie uznawać za jednego z faworytów obrońcy królewskiej korony. Węgier co prawda wyraźnie obniżył strzeleckie loty w ekstraklasie (warte podkreślenia, w Europie strzela więcej niż w zeszłym sezonie), wciąż czeka na pierwszego gola w lidze w tegorocznych rozgrywkach (od początku roku trafiał w niej ledwie siedem razy w 21 meczach). Nikolić chyba zbyt wcześnie wrócił z wakacji. Wyczerpujący sezon (55 spotkań w Legii), udział w Euro 2016 i niemal z miejsca powrót do gry w klubie. Do tego jakby kilka kilogramów więcej… Ciągle jednak jest to facet, który przez ostatnie trzy lata nie oddawał tytułu króla strzelców na Węgrzech i w Polsce. Seria strzelecka może nadejść.
Szanse na tytuł: duże
https://youtu.be/GovwezJj3RM
Grzegorz Kuświk (Lechia Gdańsk)
Trzy sezony z rzędu kończone z dwucyfrowym rezultatem strzeleckim, bardzo dobre wejście w tegoroczne rozgrywki… Czego chcieć więcej? Grzegorz Kuświk może dość nieoczekiwanie złapać żółtą koszulkę lidera wyścigu i rozpocząć samotną ucieczkę. Do tego co prawda wciąż daleka droga, niemniej 29-latek z Lechii Gdańsk daje spore nadzieje, zwłaszcza że jego klub prezentuje bardzo ofensywny futbol. Czternaście – oto najlepszy strzelecki wynik byłego gracza Ruchu Chorzów i GKS-u Bełchatów. Poprawa osiągnięcia bardzo prawdopodobna.
Szanse na tytuł: duże
Mariusz Stępiński (Ruch Chorzów)
Gdzie byłby teraz Ruch bez reprezentanta Polski? Mówiąc najprościej, najpewniej w pierwszej lidze. Piętnaście goli w zeszłym sezonie, w tym apetyt na więcej, jeśli tylko młody snajper zostanie w Polsce. Niewykluczone, że 21-latek zmieni klub i ligę, wtedy w naturalny sposób wykruszy się jeden z najpoważniejszych kandydatów do korony króla strzelców. Pierwsze pięć meczów w tegorocznych rozgrywkach okrasił trzema bramkami, jest więc na równi z Grzegorzem Kuświkiem. Z jednej strony piłkarz Lechii ma łatwiejsze zadanie, bo gdańszczanie to zwyczajnie lepszy zespół, z drugiej w Chorzowie obowiązek strzelecki ciąży wyłącznie na Stępińskim, nie jest rozłożony między kilku graczy.
Szanse na tytuł: duże
Marco Paixao (Lechia Gdańsk)
Bracia Paixao, choć młodsi już nie będą, zdają się znów dobrze bawić w naszej lidze. A to oznacza jedno – będzie sporo bramek. Więcej z nich będzie zapewne autorstwa Marco, który występuje na szpicy. Perypetie zdrowotne już na szczęście za nim, co oznacza, że znów będzie mógł zachwycać skutecznością i uśmiechem na ustach, niektórych obserwatorów zaś irytować przesadną pewnością siebie. 21 goli w najlepszym sezonie w Śląsku Wrocław – gdyby był w stanie powtórzyć taki rezultat, szanse na tytuł króla strzelców będą całkiem duże.
Szanse na tytuł: spore
Konstantin Vassiliev (Jagiellonia)
Jeszcze kilka tygodni temu nie przyszłaby nam do głowy myśl, że estoński rozgrywający jest w stanie osiągnąć dwucyfrowy wynik strzelecki, trzeba jednak uczciwie przyznać, że Vassiliev jest w życiowej formie. Na boisku wychodzi mu niemal wszystko, co wykorzystują koledzy z zespołu. Dość powiedzieć, że w 2016 roku tylko Airam Cabrera strzelił więcej bramek w ekstraklasie. Nie wydaje się jednak, aby doświadczony pomocnik był w stanie utrzymać takie tempo do końca sezonu. Dość powiedzieć, że ostatnim nienapastnikiem, który zostawił w tyle całą konkurencję w walce o królewską koronę, był Adam Kompała 17 lat temu…
Szanse na tytuł: niewielkie
Łukasz Sekulski (Korona Kielce)
Niby abstrakcyjna kandydatura, ale… Po pierwsze 25-latek z Korony bramki strzelać potrafi, w drugoligowej Stali Stalowa Wola potrafił wykręcić niesamowity wynik 30 goli w 33 meczach w sezonie 2014/2015. Po drugie kielczanom ubyła wielka gwiazda i drugi najlepszy strzelec ekstraklasy w ubiegłych rozgrywkach, czyli Airam Cabrera. Początkowo wydawało się, że na szpicy będzie panować teraz bezkrólewie, tymczasem Tomasz Wilman odważnie postawił na Sekulskiego, który odwdzięczył się trzema trafieniami w pierwszych pięciu meczach. Płocczanin wydaje się być typem zawodnika, który po prostu potrzebuje rozpocząć jakąś serię, wtedy się odblokowuje. Korona powoli się rozkręca, piłkarze złapali wspólny język, okazji do strzelania bramek będzie mnóstwo. Wszystko w rękach zawodnika.
Szanse na tytuł: niewielkie
Vladislavs Gutkovskis (Bruk-Bet Termalica)
Jeśli powyższa kandydatura była abstrakcyjna, co powiedzieć o tej? Pierwsze półrocze Łotysza w Polsce to siedem meczów i zero goli. Prawda jest jednak taka, że dopiero Czesław Michniewicz przestał kombinować z przerzucaniem silnego jak tur Gutkovskisa na skrzydła, ten zaś odpłacił się bramkami w pierwszych dwóch meczach i… całą serią zmarnowanych okazji. 21-latek musi mocno pracować nad skutecznością, ale walory fizyczne i doświadczenie ze swojej rodzimej ligi (39 goli w 64 meczach) sprawiają, że snajpera stać na naprawdę dobry wynik w ekstraklasie.
Szanse na tytuł: małe
Fedor Czernych (Jagiellonia Białystok)
W Łęcznej pokazywał, że może być skuteczny i seriami zdobywać bramki. W Białymstoku jak dotychczas nie przekonywał, obecny sezon rozpoczął jednak bardzo dobrze. Trzy gole w pięciu meczach, duża uwaga mediów chwalących Litwina za dynamikę i współpracę z Konstantinem Vassilievem i pokaz umiejętności, jak choćby przy pięknej bramce przeciwko Arce Gdynia. Jedenaście – taką liczbę trafień jak dotąd osiągnął Czernych w swoim najlepszym sezonie w karierze, warto jednak zaznaczyć, że dopiero w Polsce 25-latek został przemianowany na napastnika. Jest w stanie wyraźnie poprawić swój rekord.
Szanse na tytuł: małe
Marcin Robak (Lech Poznań)
Jedyny piłkarz w kadrze „Kolejorza”, który jest w stanie strzelać z dużą regularnością. Warunek jest jeden – doświadczony snajper musi być w pełni zdrowy. Z tym u króla strzelców sprzed trzech sezonów niestety bywa bardzo różnie, stąd raczej niewielkie szanse na nawiązanie do najlepszych osiągnięć. Obserwowanie Robaka w grze gdy jest w formie, to prawdziwa przyjemność. To jeden z nielicznych napastników w lidze, którego największym atutem jest gra bez piłki (podobnie jak niegdyś u Tomasza Frankowskiego). Chyba nikt inny w ekstraklasie nie ma takiego wyczucia, kiedy rywal popełni błąd albo gdzie spadnie piłka po rykoszecie. Właśnie w ten sposób zdobywa najwięcej bramek, a że defensorzy w naszej lidze bezbłędni nie są…
Szanse na tytuł: małe
Paweł Brożek (Wisła Kraków)
Choć z formy sprzed dekady w zasadzie nie zostało nic, Paweł Brożek dalej jest gwarantem dobrego wyniku strzeleckiego w rozgrywkach ekstraklasy. 23, 19, 10, 17, 15, 14 – tak przedstawiają się liczby zdobywanych bramek w sześciu pełnych ostatnich sezonach naszej ligi. Na pierwsze trafienie w kolejnym czekał całe trzy minuty, od tego czasu nie znalazł skutecznego sposobu na defensywy rywali. Wisła gra słabo, 33-letni kielczanin też nie zachwyca. Szanse na tytuł są w zasadzie iluzoryczne.
Szanse na tytuł: bardzo małe