Oczywiste jest, że nowym zawodnikom należy dać czas. Istnieje jednak cienka granica pomiędzy bezsensowną egzystencją w nadziei, że ktoś w końcu spełni oczekiwania, a faktyczną aklimatyzacją. Po pewnym czasie chcemy widzieć fakty świadczące o tym, że ktoś może być przydatny. Lech Poznań ma na skrzydłach dwóch takich „gagatków”, z których ciężko być jednoznacznie zadowolonym. Nawet jak rozegrają dobry mecz, to potrafią błyskawicznie zepsuć dobre wrażenie.
Przed sezonem przecież to Kristoffer Velde i Adriel Ba Loua mieli być podstawowymi skrzydłowymi. Byli wyżej w hierarchii niż Michał Skóraś. Teraz jest to nie do pomyślenia. Więcej szans niż oni na skrzydłach dostawał Filip Szymczak, a więc można powiedzieć, że obaj stali się jedynie rezerwowymi, a przecież nie po to przychodzili do Lecha. John van den Brom jednak do końca sezonu nie będzie mógł skorzystać z wychowanka „Kolejorza”, a zatem więcej szans dostanie ta dwójka. Lepszego czasu na pokazanie, że są potrzebni w klubie już nie będzie.
90'+5 🏁 W ostatniej akcji meczu Filip Bednarek broni rzut karny i ostatecznie wygrywamy #DerbyPoznania 2:0 🔵⚪️
_____#ESA | #LPOWAR 2:0 pic.twitter.com/T3upy7Rkbh— Lech Poznań (@LechPoznan) April 8, 2023
Kristoffer Velde i Adriel Ba Loua – jeźdźcy bez głowy
Świetne określenie pasujące do Velde i Ba Loua to jeźdźcy bez głowy. Ludzie, po których nigdy nie wiesz czego się spodziewać. Do bólu nieprzewidywalni, dlatego nigdy tak naprawdę nie zostali ważnymi ogniwami Lecha na dłużej niż jeden mecz. Nie można na nich polegać. Adriel Ba Loua w Polsce jest już bite półtora roku, a wciąż wiemy o nim, że jest szybki i to jest jego największy atut. Trochę mało.
Bardzo słynna stała się już nieporadność Kristoffera Veldego. Widząc go czasami na boisku, można się przerazić. Przecież Norweg prawie o własne nogi się potyka, a mimo to czasami przeciwnicy są oszołomieni jego działaniami i zdobywa bramkę. Kibice przy Bułgarskiej widząc Adriela Ba Loua biegnącego z piłką w dobrze zapowiadającej się akcji, mogą wyciągać telefony i obstawiać, że Iworyjczyk zaraz wybierze złe rozwiązanie, a cała akcja spali na panewce.
Obaj mają swoje atuty, ale brakuje im tego czegoś, czego brakowało Skórasiowi w poprzednim sezonie. Takiego obycia z boiskiem i zwykłego myślenia. Nie wiemy z czego to się bierze. Być może tak bardzo chcą, że mają zbyt dużo myśli w głowie. Nie może być jednak tak, że Adriel Ba Loua, na którego bardzo liczono przed sezonem i zapowiadano, jako piłkarza z dobrym dryblingiem, będzie dopiero dziesiąty w zespole pod względem udanych dryblingów i będzie miał ich tyle samo, co krytykowany Citaishvili.
Paradoks – Kristoffer Velde lepszy od Ba Loua
Adriel Ba Loua w Poznaniu jest od sierpnia 2021 roku. Za to Kristoffer Velde od zimy 2022 roku, czyli też już ponad rok, a przychodził przecież jako słynny już „następca Jakuba Kamińskiego”. Gdybyśmy przed sezonem pospacerowali po Poznaniu i zapytali kibiców, kto może złapać formę, to większość odpowiedziałaby: Adriel Ba Loua. Wydawało się, że to może być jego czas. Wydawało się, że w końcu uporał się z kłopotami zdrowotnymi i weźmie byka za rogi. Przypominamy, jego transfer był określany jako hit. Jeden z wyróżniających się skrzydłowych ligi czeskiej.
https://twitter.com/PiotrusOw/status/1644775506695299074
Liczby w jego przypadku nie kłamią. Były skrzydłowy Viktorii Pilzno może poszczycić się jedynie jedną asystą w tym sezonie – z Djurgardens. Być może wpływ na to miała lekka kontuzja z początku sezonu, przez którą stracił 11 kolejek. Zresztą Ba Loui często przytrafiają się lekkie urazy, które wykluczają go na dłuższy czas. Po Superpucharze nie poleciał do Baku, bo miał drobny uraz. Okazało się, że ten uraz wykluczył go na trzy miesiące.
Liczby w ogóle nie przemawiają za Ba Louą. Zdecydowanie lepiej pod tym względem wygląda Norweg, ale wiemy jak to z nim jest.Trzeba to wszystko brać na chłodno. W PKO Ekstraklasie na przykład ma jeszcze mniej kluczowych podań od Iworyjczyka. W całym sezonie zaledwie dwukrotnie celnie dośrodkowywał. To nie jest najlepsza wizytówka, a przecież na pierwszy rzut oka ma kapitalne liczby – 10 bramek i 4 asysty. Bardzo ważna postać w Lidze Konferencji, a jednak Europa się o niego nie zabija.
Mimo wszystko Kristoffer Velde również ma wiele za uszami. Z jego nieudanych zagrań można by zrobić składankę śmiesznych zagrań, która podbiłaby internet. Jeśli w kogoś w tym momencie wierzyć bardziej, to właśnie w Norwega. Można powiedzieć, że były skrzydłowy Haugesund coś daje tej drużynie. Być może Adriel Ba Loua nie gra źle, ale jak przychodzi co do czego, to pali się. Jego zasługi w lidze są podobne do Mateusza Żukowskiego. Tak to wygląda to w liczbach.
Lepszego momentu nie będzie
Na zgrupowaniu młodzieżowej reprezentacji kontuzji doznał żołnierz Johna van den Broma, czyli Filip Szymczak. W najważniejszych spotkaniach to właśnie on z Michałem Skórasiem obsadzali skrzydła. Jedną z przyczyn kontuzji była bardziej odpowiedzialna gra w defensywnie niż gra Norwega i Iworyjczyka. Co zresztą pokazały derby Poznania i głupie zachowanie Veldego przy sprokurowanym karnym. To się zgadza z naszą charakterystyką tych graczy – jeźdźcy bez głowy. Teraz ten ciężar spadnie na Ba Louę i Veldego. Któryś z nich musi złapać formę na dłużej niż tylko jeden mecz. Lepszej szansy na zaistnienie w Lechu już nie będzie. Jeśli ktoś ma najwięcej zyskać na tej końcówce sezonu to właśnie ci dwaj skrzydłowi.
Kristoffer Velde już od kilku tygodni – można tak powiedzieć – pozytywnie zaskakuje. Zaczął zdobywać bramki i co najważniejsze, takie które dają cenne punkty „Kolejorzowi”. Bramki dla sztuki potrafi zdobyć każdy, dlatego inną miarą należy doceniać bramki z Lechią, a inną zwycięskie trafienie w Łodzi. Dlatego wnioskując po tym, że Adriel Ba Loua zaczął od pierwszej minuty spotkanie z Wartą, to właśnie Kristoffer Velde dostanie szansę w historycznym meczu z Fiorentiną.
Te półtora miesiąca to dla nich ostatni dzwonek, aby dać się zapamiętać jako kolejny niewypał transferowy albo jako zawodnicy, którzy potrafią zagrać dobry mecz jedynie w Lidze Konferencji. Na pewno ich na to stać. Pozostaje kwestia dotarcia do nich. Być może fakt, że będą dostawać więcej minut ich odblokuje i chociaż trochę zdejmie z nich presje.
Niewykorzystana szansa Ba Loua
Derby Poznania to było takie uosobienie doskonale znanego nam wcielenia Adriela Ba Loua. Masę prostopadłych piłek do niego. Nawet gdy jakieś zagranie już mu wyszło, jak zrobił wiatr – bo tego odmówić mu nie można – to później notował jakieś niedokładne podania, czy dośrodkowania, które kończyły się na trybunach. Niezależnie od tego na jakiej stronie się znajdował, Matuszewski i Kościelny byli na niego tak wyczuleni, że nici były z jego akcji. Nie robił tyle z piłką co choćby Michał Skóraś.
Absolutnie nie wykorzystał kolejnej szansy. Porównując go nawet z biegającym w zielonej koszulce Kajetanem Szmytem, to niebo a ziemia. Już nawet nie mówimy o liczbach. Oprócz tego, że dużo biega i walczy, to niewiele Lech Poznań ma z tego korzyści, dlatego najprawdopodobniej w 60. minucie John van den Brom zdecydował się na chwilowe przesunięcie na skrzydło Filipa Marchwińskiego. Bardzo martwi fakt, że po całkiem niezłym wejściu w wiosnę, Ba Loua nie poszedł za ciosem. Momentami wygląda jak ciało obce na murawie.
Bez wątpienia więcej w ostatnich tygodniach swoją nieprzewidywalnością robi Kristoffer Velde, choć zawsze trzeba mieć na uwadze, że może mu odbić szajba jak w ostatniej minucie spotkania z Wartą. Nie ma co się oszukiwać, że kiedyś zostanie kluczowym zawodnikiem „Kolejorza”, ale jeśli z kimś Lech ma jeszcze wiązać jakąś przyszłość, to właśnie z nim. I nie chodzi tutaj o te kilka bramek w Lidze Konferencji, ale coraz bardziej regularną dobrą grę, której Ba Loui wciąż brakuje.