Korona Kielce wygrała u siebie z Cracovią 2:1. Podopieczni Kamila Kuzery pokazali, że liczą się w walce o utrzymanie. Sytuacja na dole tabeli wygląda bardzo interesująco. Po meczu w Kielcach zagrożony może czuć się Piast Gliwice, który ma o jeden punkt więcej niż Korona Kielce.
Słabe sparingi i przegrane z Lechem, Widzewem i Legią po rozpoczęciu roku. Wielu ekspertów słusznie wskazywało Koronę jako pierwszą do spadku. Podopieczni Kamila Kuzery udowodnili, że wszystko jest jeszcze w ich nogach i będą do końca walczyć o utrzymanie. Taka Korona Kielce to wizytówka ekstraklasy i powrót do czasów „Bandy Świrów” Nie oszukujmy się, od kiedy Kamil Kuzera objął stery, to jego pierwszy mecz, w którym kielczanie zagrali dwie równe połowy.
189 dni w Kielcach
11 kolejek – tyle w Kielcach czekano na wygraną. 189 dni nie zdobyli oni u siebie trzech punktów. Z takimi liczbami trudno o optymizm. Na domiar złego problemy z traceniem bramek były tożsame z ich zdobywaniem. Najlepszym strzelcem złocisto-krwistych jest Jakub Łukowski z dorobkiem ośmiu goli. Ta statystyka mówi sama za siebie. Napastnicy są nieskuteczni. Po ostatnim meczu z Legią można było odnieść wrażenie, że koroniarze zaczynają wdrażać wizję Kamila Kuzery. Pierwsza słaba połowa przeplotła się z bardzo dobrą drugą połową. Dwa gole Shikavki obudziły nadzieje na wywiezienie z Warszawy chociaż jednego punktu. Jednak bez skutku.
Skład Żółto-Czerwonych na starcie z @MKSCracoviaSSA ⚔️🔥 pic.twitter.com/182mKHKiOC
— Korona Kielce (@Korona_Kielce) February 6, 2023
W poniedziałek spotkały się dwie drużyny, które według statystyk mają najmniejsze posiadanie piłki. Cracovia, która świetnie gra z kontry (większość swoich meczów wygrała po bramkach zdobytych z kontry), i Korona Kielce, która ma problemy z grą pozycyjną. Do tej pory „Scyzoryki” czekały na to, co się wydarzy. Teraz wzięły sprawy w swoje ręce. Od początku było widać, z czego była niegdyś znana „Banda Świrów”. Z determinacji, poświęcenia i walki.
„Pasy” zostały w pierwszych 20 minutach zepchnięte do swojego pola karnego i rozpaczliwie broniły swojej bramki. Przy każdym stałym fragmencie gry dla Korony w polu karnym Cracovii kotłowało się. Ciągłe wrzutki przyniosły efekt. W 30. minucie Adam Deja świetnie podał z rzutu rożnego. W polu karnym piłkę znalazł niekryty były zawodnik „Pasów”, Malarczyk, który wpakował futbolówkę do siatki. Warto nadmienić, że Korona Kielce wraz ze Śląskiem Wrocław była do tej pory drużyną, która nie zdobyła bramki ze stałego fragmentu gry. Dzisiaj tę niechlubną statystykę zmieniła.
Monolit
Patrząc na kadrę Korony, nie widać tutaj żadnych gwiazd ani piłkarzy, którzy mogliby grać w średniaku ekstraklasy. Shikavka, Trojak, Deja, Malarczyk. Te nazwiska z pewnością nie wywalczyłyby pierwszego składu w innych klubach, natomiast dzisiaj pokazały, że razem tworzą monolit. Drużynę, która może postawić się silniejszym i wywalczyć trzy punkty. Wszyscy zawodnicy Korony grali dzisiaj na lepszym poziomie niż w poprzednich meczach.
Shikavka męczył rywali z przodu, pressował i był groźny w powietrzu. Adam Deja zaliczył asystę po wrzutce do Malarczyka. Łukowski robił to, z czego jest najbardziej znany. Dryblował, ścigał się z obrońcami i strzelił bramkę. Nowe nabytki też mogły się dzisiaj podobać. Briceag był pewny w obronie, a także świetnie podłączał się do ataku. Zator miał kilka wejść w pole karne i razem z Podgórskim co trochę stwarzali zagrożenie po prawej stronie boiska. Rumuński Ronaldo miał kilka dobrych zagrań i koniec końców wywalczył rzut karny, po którym padła bramka na 2:0.
Przełamanie Korony.
Statystyki #KORCRA pic.twitter.com/I8ylprtrbE— EkstraStats (@EkstraStats) February 6, 2023
Korona trenera Kuzery
Trener Kuzera wprowadza własną wizję gry. Za czasów trenera Leszka Ojrzyńskiego kojarzyliśmy ekipę z Kielc z niebywałej brutalności. Teraz ta brutalność zamienia się w intensywność i aż dobrze się na to patrzy. Zespół, który przez cały mecz nie odpuszcza i biega do końca. Ważną rolę w tej układance odgrywają zawodnicy z ławki. Korona Kielce to obok Górnika Zabrze drużyna, która korzysta z usług wszystkich swoich zmienników. Przy tak intensywnej grze jest to wskazane. Świeże siły pomagają w utrzymaniu intensywności do końca i zakładaniu pressingu przez niemal cały mecz. Jeśli mówimy już o zmiennikach, większość z nich pokazała się z dobrej strony.
Zacznijmy od Szpakowskiego, który wszedł w 46. minucie. Młodzieżowiec wyglądał, jakby miał na koncie kilkadziesiąt meczów na poziomie ekstraklasy. Dobre odbiory piłki, szybka noga i ważne podania do przodu. Raz podał do Łukowskiego, ten znalazł się w polu karnym i mógł strzelić bramkę na 3:0. Takac, obok Szpakowskiego, wyglądał także bardzo dobrze. Łączył linię obrony z atakiem. Nowy nabytek Korony, Godinho, stworzył na prawej stronie zielony link z Zatorem. Zawodnik pewnie zachowywał się z przodu i dobrze wyglądał w obronie. Korona Kielce to dla niego szansa na pokazanie się w Europie. Wraz z Zatorem nie grał za dużo na Starym Kontynencie (niższe ligi w Szkocji, Anglii i Niemczech). Kto by pomyślał, że kiedyś na boisku ekstraklasy jedna strona drużyny będzie złożona z Kanadyjczyków?
Klątwa Śpiączki
No właśnie, większość zmienników pokazała się z dobrej strony. Poza jednym wyjątkiem. Bartosz Śpiączka to bardzo regularny zawodnik. Od ponad 700 minut nie zdobył bramki. Jego ostatni gol to ten z sierpnia przeciwko Radomiakowi, kiedy to też po raz ostatni udało się wygrać Koronie. Skupmy się jednak na dzisiejszym meczu w jego wykonaniu:
- 83. minuta – rzut wolny, Łukowski świetnie wrzuca na głowę Śpiączki, a ten nie trafia w bramkę;
- 87. minuta – wrzutka z lewej strony w pole karne, Śpiączka urywa się obrońcom, wyskakuje i strzela głową z najbliższej odległości do bramki. Piłka leci ponad poprzeczkę;
- 99. minuta – Godinho odbiera piłkę Jaroszyńskiemu, wpada w pole karne i płasko wrzuca. Piłka trafia do Śpiączki, ten piętą strzela wprost w bramkarza.
Śpiączka może się jedynie pochwalić niestrzelonym hat-trickiem. W porównaniu do Shikavki wypada naprawdę słabo. Białorusin daje bramki, a w tym meczu mimo że nie zdobył żadnej, mocno pracował z przodu. Na tle kolegi Śpiączka wygląda bardzo słabo i chyba wszyscy kibice w Kielcach czekają na jego przełamanie. Krąży nad nim jakaś klątwa i chyba potrzeba znachora. Jest jednak światełko w tunelu. Korona dzięki wygranej zbliżyła się do bezpiecznej strefy.
Brakuje jej siedmiu punktów do bezpiecznego miejsca. Przed nią znajduje się Piast Gliwice, który ma o punkt więcej. Jedno jest pewne. Niewątpliwie walka o utrzymanie będzie równie interesująca co o mistrzostwo. Po poniedziałkowym meczu można stwierdzić, że dla Korony Kielce istnieje promyk nadziei na utrzymanie się w elicie. Może też w końcu doczekamy się gola Bartka Śpiączki.