Łącznie pięciu Polaków mamy w tym sezonie na zapleczu Premier League. Dwóch z nich ma realne szanse, aby w przyszłym sezonie powiększyć polską kolonię w angielskiej ekstraklasie i – do czego zdążyliśmy się już przyzwyczaić – obaj są bramkarzami.
Najbardziej zaskakuje sytuacja z Bartoszem Białkowskim. Facet, o którym do niedawna wiadomo było praktycznie tyle, że od lat jest w Anglii i…. w zasadzie tyle. Zasiedział się w Southampton na sześć lat i dopiero po tym okresie zdał sobie sprawę, iż nie ma co się łudzić na grę w pierwszym składzie. Dobrze zrobiło mu odejście do dużo słabszego Notts Country, gdzie cudem uratował klub przed spadkiem z trzeciej ligi. W wakacje wobec problemów finansowych swojego klubu odszedł za darmo do Ipswich Town. Już na początku powrócił koszmar z Southampton – ławka rezerwowych. Wykorzystał jednak świetnie czas, kiedy kontuzji doznał podstawowy golkiper Dean Gerken. Obecnie to piłkarz uwielbiany w swoim zespole, szanowany przez kolegów i kibiców. Pojawił się w Championship nie wiadomo nawet kiedy, broni jednak na tyle dobrze, iż tylko uraz może go wyeliminować z gry. Wystarczy powiedzieć, iż w dwunastu spotkaniach przepuścił tylko osiem goli, drużyna z nim w bramce przegrała zaś tylko raz.
Nie owijając w bawełnę – kto wierzył w Białkowskiego przed sezonem? Przez całą swoją profesjonalną karierę kluczowym zawodnikiem był tylko we wspomnianym trzecioligowcu. Poza tym regularnie grzał ławę i nie tłumaczy go fakt, iż podobno nie lubił go trenujący wówczas Southampton Alan Pardew. Białkowski znalazł się na zakręcie, kiedy wydawało się, że wróci do Polski lub wyleci do MSL, i postanowił spróbować jeszcze raz. Odrodził się w niskiej klasie rozgrywkowej, teraz zaś bije się o awans do Premiership. I choć finansowo Ipswich Town nie jest w stanie konkurować nawet ze spadkowiczami z angielskiej ekstraklasy, to jest to drużyna, która powinna w obecnej dyspozycji spokojnie walczyć o baraże. Obecnie znajduje się w czołówce tabeli i bardzo realne jest, iż Białkowski spełni już niedługo swoje marzenie o grze w Premier League.
Nie każdy ma jednak tak dobrze jak urodzony w Braniewie bramkarz. Radosław Majewski już od 2009 roku bije się o awans do najwyższej klasy rozgrywkowej w Anglii. Odchodząc z Polonii do Nottigham Forest, uchodził za wielki talent i w Anglii liczono, iż tu jego talent rozbłyśnie. I choć początkowo faktycznie Majewski błyszczał, to po jakimś czasie zaczął przeplatać gorsze mecze z lepszymi. Jego pozycja w składzie była bardzo chwiejna. Raz wychodził w pierwszej jedenastce, strzelał pięknego gola, potem zaś urządzał sobie na boisku piknik i wylatywał z pierwszej jedenastki. Jego sytuacja w poprzednim sezonie skomplikowała się na tyle, iż obecnie 28-letni pomocnik przebywa na wypożyczeniu w okupującym dolną część tabeli Huddersfield. „Przebywa” to dobre określenie – etatowy reprezentant Polski często nie łapie się nawet do kadry meczowej, przez co większość czasu przesiaduje na trybunach. W tym sezonie wystąpił jedynie w sześciu spotkaniach, jednak tylko w połowie z nich przebywał na boisku minimum godzinę. Powrót z podkulonym ogonem do Polski? Bardzo prawdopodobny, choć może jakimś cudem odbuduje się przykładem Białkowskiego w niższej klasie rozgrywkowej.
W Championship nie odnalazł się Tomasz Cywka. W poprzednim sezonie był ważną postacią w FC Barnsley. Po wakacyjnym transferze do Blackpool początkowo się cieszyliśmy, bo polski skrzydłowy zaczął rozgrywki w pierwszym składzie. Raz strzelił nawet gola, stracił miejsce w składzie po ósmej kolejce i od tego czasu w drugiej lidze angielskiej już go nie widzieliśmy. Obecnie przebywa na wypożyczeniu w grającym klasę niżej Rochdale. Póki co jeszcze nie zdążył przekonać do siebie trenera i nie zapowiada się, aby w Blackpool wyczekiwali jego powrotu.
W beznadziejnej sytuacji znajduje się także Tomasz Kuszczak, co w jego przypadku jest niezwykle dziwne. Nieważne, że był bramkarzem Manchesteru United, ale w poprzednich dwóch sezonach prezentował się na tyle dobrze w Brighton & Hove Albion, iż niezrozumiała była sytuacja, w której wspomniany klub nie przedłużył wygasającej z Polakiem umowy. Tym bardziej zastanawiające, iż po 32-letniego bramkarza długo nie zgłaszały się inne zespoły, nic zaś nie wyszło z transferu do Burnley. Bądź co bądź to golkiper o uznanej w Anglii marce, nie raz i nie dwa wybierany piłkarzem meczu w Championship. Skończyło się tak, iż etatowy reprezentant Polski zasilił szeregi Wolverhampton, dotąd jednak nie dane było mu zadebiutowanie w bramce. Kilka dni temu „Wilki” przedłużyły z Kuszczakiem umowę do końca sezonu, jeżeli jednak jego dalszy pobyt w drużynie nadal polegać będzie na siedzeniu na ławce, będziemy mogli jednoznacznie uznać, iż Tomek jest jednym z najbardziej zmarnowanych polskich piłkarzy ostatnich lat. Niejednokrotnie wykazywał się imponującymi umiejętnościami bramkarskimi, kluczową postacią w swoich zespołach był jednak przez ułamek swojej kariery. Kto wie, może jeszcze będziemy mogli podziwiać jego parady, sam zawodnik mówi, iż daleko mu do emerytury. Niestety, taka sama odległość dzieli go również od regularnej gry.
Szkoda nam jednak najbardziej Boruca. Jego kariera jak dotąd nie była łatwa. Gdzie się pojawiał, tam typowany był na zmiennika pierwszego bramkarza. W Celticu wygryzł jednak Marshalla, we Fiorentinie Sebastiana Freya, w Southampton zaś Kelvina Davisa, który sadzał na ławkę Białkowskiego. To jak skończyła się jego przygoda z ostatnim klubem, wiemy doskonale wszyscy. Nie oznacza to jednak jeszcze końca romansu z Premier League. I choć obecnie to jedynie flirt, to niezwykle poważny i dający poważne nadzieje na dłuższy związek. Jest podstawowym golkiperem lidera Championship, Bournemouth, i powrót do Premier League jest bardzo prawdopodobny. Były bramkarz Legii gra pierwsze skrzypce w swoim zespole, wpuścił dotąd w 18 spotkaniach 16 goli. O klasie Artura świadczyć może choćby jego interwencja w niedawnym meczu w Pucharze Ligi z Liverpoolem.
https://vine.co/v/OgwDjA5Xi6g
Piłkarzy niepotrafiących się odnaleźć nawet w tak słabych drużynach jak Huddersfield czy Rochdale trudno posądzać o możliwości dalszej gry w Anglii. Cieszy natomiast fakt, iż w kolejnym sezonie aż czterech polskich bramkarzy może stać w bramkach klubów Premier League. Szczęsny, Fabiański, ale także Boruc i Białkowski. Doliczmy do tego również Wasilewskiego, o ile jego drużyna utrzyma się w najwyższej klasie rozgrywkowej. Wygląda więc na to, iż mimo braku Majewskiego i Cywki, będziemy mieli kolejne powody do oglądania Premiership.