Tym razem postanowiłam w końcu zmierzyć się z tematem, o którym myślałam od dawna. Wg mnie to najbardziej tragiczny aspekt grania w piłkę nożną.
Wiadomo, że bycie zawodowym piłkarzem niesie ze sobą pewne niebezpieczeństwo. Zawodnicy narażeni są na urazy, złamania, długotrwałe kontuzje. Nierzadko przez takie wypadki muszą definitywnie zakończyć karierę. Wydaje się, że to najgorsze, co może spotkać młodego, obiecującego gracza. Ale czy na pewno?
Nie ulega wątpliwości, że dla zawodnika, który dopiero wkracza do piłkarskiej elity, perspektywa rehabilitacji i pauzowania przez kolejny rok jest tragiczna. Jeszcze gorzej jest wtedy, kiedy piłkarz słyszy od lekarza: „Nigdy więcej nie wyjdzie pan na murawę”. Jednak okazuje się, że życie pisze jeszcze gorsze scenariusze – kiedy młody mężczyzna umiera w trakcie meczu czy treningu. Bez wątpienia to najtragiczniejsze chwile dla rodziny piłkarza, drużyny i kibiców. A mnie zastanawia jedno – jak to możliwe, że zawodnik, który nieprzerwanie znajduje się pod dobrą opieką lekarską, który jest poddawany szczegółowym badaniom kilka razy w roku, który (jak śmiem przypuszczać) dba o swoje zdrowie, nagle, ot tak, odchodzi…?
W sieci jest mnóstwo filmików z takich tragicznych meczów. Niestety, nie byłam w stanie obejrzeć ich wszystkich… po prostu nie potrafię. Szukałam jednak informacji na ten temat i byłam zdumiona tym, jak wielu piłkarzy zmarło na boisku. Cristiano Silva de Lima Junior – w trakcie meczu dostał zawału (rodzina twierdziła, że stracił przytomność na skutek obrażeń głowy po zderzeniu się z bramkarzem), miał 24 lata. Marc Vivien Foe – zasłabł podczas rozgrywek, prawdopodobną przyczyną śmierci była niewykryta wada serca. Tragiczny los podzieliło wielu piłkarzy, m.in. Phil O’Donnell, Antonio Puerta (dwa miesiące po jego śmierci przyszedł na świat jego syn, który od razu został zarejestrowany jako członek FC Sevilla), Bartosz Bereszyński (miał 16 lat!!!), Michal Jezek. To ci, o których słyszałam, a podobnych przypadków jest niestety więcej.
Jedna z takich historii zapadła mi głęboko w pamięć. Chodzi o okoliczności śmierci Miklosa Fehera, zawodnika Benfiki Lizbona. To jedyny filmik pokazujący tragiczne wydarzenia na boisku, jaki obejrzałam. Po tym jednym miałam już dość. I chyba nie powinnam wstydzić się, że wzruszył mnie do łez. Miklos zmarł podczas meczu Vittoria – Benfika. Na chwilę przed śmiercią otrzymał żółtą kartkę za to, że zbyt długo cieszył się ze zdobytej bramki, co skwitował uśmiechem. Chwilę później stracił przytomność, nie udało się go uratować, miał 24 lata… Od tamtej pory minęło już pięć lat, a pamięć o nim wciąż pozostaje żywa. Za każdym razem, kiedy w Guimaraes spotykają się Vitoria i Benfica, piłkarze przed meczem kładą na murawie wieniec. Zawsze w tym samym miejscu – tam, gdzie upadł Miklos…
Podobne wyrazy czci i pamięci oddawane są wszystkim zawodnikom, którzy ponieśli śmierć na boisku. Już nikt nie zagra z numerem zmarłego piłkarza, kibice skandują jego imię, zawodnicy odmawiają modlitwę przed meczem, otwierane są muzea, a portrety wiszą w klubowych szatniach czy galeriach. Co więcej, rozgrywane są mecze charytatywne, z których dochód przeznaczany jest na szlachetne cele. Ale ja nie przestanę zadawać sobie pytań. Czy oni musieli umrzeć? Czy nie było nikogo, kto mógłby temu zapobiec? Mam nadzieję, że takie tragiczne wypadki będą zdarzać się coraz rzadziej, bo nie taka powinna być kolej rzeczy, żeby odchodzili młodzi ludzie… I kiedy patrzę na zdjęcia ukazujące płaczących kibiców i kolegów z drużyny, to łzy same cisną mi się do oczu. Nie jesteśmy w stanie cofnąć czasu, ale niech te tragiczne wydarzenia będą dla wszystkich, a w szczególności dla ludzi odpowiedzialnych za formę piłkarzy, bolesną, ale efektywną lekcją. Bo jak się okazuje, część z wymienionych przeze mnie graczy miała problemy ze zdrowiem w przeszłości. Zdarzały im się omdlenia czy gorsze samopoczucie, ale nikt nie zwrócił na to większej uwagi. Może, gdyby wtedy ktoś o nich zadbał, to nie zrobiliby piłkarskiej kariery, ale wciąż byli wśród nas.
Niech pamięć o tych wspaniałych zawodnikach będzie wciąż żywa w waszych sercach!
Mnie cieszy fakt, że wspomina się o tych piłkarzach i
ten tekst jest tego najlepszym dowodem. Czasem
oglądam filmiki z tych sytuacji boiskowych i
rzeczywiście wspomnienia wracają. To smutne, że takie
wydarzenia mają miejsce, ale pamięć o nich jest
bardzo ważna. Bardzo dobry tekst ;)
ciekawe czemu takie gwiazdy jak ronaldo czy messi nie
umierają
Cóż za dziwne pytanie! Tak samo można spytać dlaczego
wymienieni w felietonie umarli? Może gdyby żyli
popisaliby się czymś, co dałoby im większą sławę?
Jedni umierają inni nie, nie ma co upraszczać...
Po prostu "Złych diabli nie biorą"