Chociaż dobrze jest być na topie i pisać o sprawach aktualnych, ja pozostanę nadal nie na czasie i nie napiszę felietonu o kolejnych wielkich i zaskakujących transferach, nie będę krytykować decyzji piłkarzy, ani złościć się na zarządy klubów za wydawanie kosmicznych sum. Ponieważ jestem kobietą skłonną do sentymentów, lubię czasem wracać do przeszłości. Dzisiaj po raz kolejny porzucam szarą transferową rzeczywistość i zabieram Was w podróż do dzieciństwa kilku najbardziej znanych gwiazd futbolu.
Nie ukrywam, że w temacie piłki nożnej jeszcze raczkuję. Pewnie jest wiele rzeczy, które dla mnie są nowe i zaskakujące, a dla was zupełnie oczywiste. Jak na przykład moje najświeższe jakże uderzające odkrycie, że większość znanych brazylijskich piłkarzy pochodzi z biednych, niepełnych albo rozbitych rodzin mieszkających w slumsach. Przygotowując felieton o gwiazdach spodziewałam się raczej jakiejś magicznej aury, szczęśliwej rodziny, w której ojciec najpierw pokazuje synkowi, jak kopnąć piłkę, a potem zapisuje go do klubu, jest obecny na każdym jego meczu i wiernie mu kibicuje, a chłopiec pełen pasji, wspierany przez rodziców, pnie się coraz wyżej po szczebelkach kariery.
Pierwszy był Ronaldo – obecny multimilioner i idol milionów fanów na całym świecie, człowiek, którego znają wszyscy. Jakież było moje zdziwienie, kiedy dowiedziałam się, że pochodzi z ubogiej rodziny, w której matka pracowała na dwie zmiany zmywając naczynia, ojciec, pijąc na umór, wcale nie pomagał w poprawie sytuacji. Rodzice Ronaldo byli tak biedni, że nie mogli nawet zapłacić 10 dolarów za rejestrację narodzin synka, a pieniądze udało się uzbierać dopiero po czterech dniach (stąd wynika błąd w jego dacie urodzin, Ronaldo przyszedł na świat 18 września, ale urodziny obchodzi cztery dni później). Ale Ronaldo, mimo trudnej sytuacji, dzielnie rósł i uganiał się boso za piłką na brudnych ulicach brazylijskich slumsów. Jego pierwsze kroki na boisku też nie były takie, jakich mogłabym się spodziewać – najpierw spóźnił się na eliminacje do lokalnej drużyny i przez jakiś czas stał tylko na bramce. Kiedy już udało mu się zagrać i zamarzył o grze w profesjonalnym klubie, a nawet pozytywnie przeszedł testy, okazało się, że jego rodzice nie mieli pieniędzy na dojazdy, a klub nie chciał ich sfinansować. Najważniejsze jest jednak to, że Ronaldo od swoich pierwszych kontaktów z piłką przejawiał wielki talent, pasję i zaangażowanie.
Pomyślałam, że to jeden z nielicznych takich przypadków wśród gwiazd futbolu, ale już za chwilę miałam się rozczarować. Kolejny superpiłkarz – Ronaldinho – swoje dzieciństwo spędził w jednej z najbiedniejszych dzielnic Porto Alegre, podobnie jak Ronaldo biegając za piłką po ulicach slumsów. Jego ojciec był robotnikiem, a mama ekspedientką. Ronaldinho bardzo wcześnie stracił ojca (jedne źródła podają, że w wieku ośmiu, inne, że w wieku dwunastu lat). A szkoda, bo tata bardzo go wspierał. Mimo drwin i szyderstw sąsiadów, że zdolnych chłopców w Brazylii jest cała masa, z dumą mówił, że jego syn zagra kiedyś w reprezentacji kraju. Ronaldinho do dziś wspomina, jak ojciec, zobaczywszy dryblującego syna, który nikomu nie oddaje piłki, kazał mu grać na dwa kontakty. Wtedy był o to na niego zły, teraz jest mu wdzięczny. Brat słynnego brazylijczyka, Roberto, był zawodowym piłkarzem, ale w skutek poważnej kontuzji zmuszony był porzucić karierę. Został jednocześnie menadżerem młodszego brata, który wcześniej, jako ośmiolatek, razem z nim chodził na treningi.
Kolejny idol, którego los nie oszczędzał, to Roberto Carlos. Jego rodzice utrzymywali się ciężko pracując na plantacji kawy. Ojciec był znanym w okolicy sportowcem, a jego marzeniem było, by jego syn został wielkim piłkarzem. Dzieciństwo Roberto Carlosa, podobnie jak Ronaldo i Robinho, także nie było różowe. Rodzina była biedna, więc Roberto już mając lat 12 pracował jak inni jego rówieśnicy w fabryce tekstyliów. Sam także marzył o piłkarskiej karierze i tylko dzięki swojej ciężkiej pracy i uporze w dążeniu do celu, udało mu się to marzenie zrealizować. Swój czas dzielił bowiem między grę w piłkę z przyjaciółmi a pomoc rodzinie. Nie było czasu na inne przyjemności.
Chociaż z bólem w sercu czytałam o przejściach z dzieciństwa moich futbolowych idoli, to jednak odetchnęłam z ulgą. Wielkie sukcesy są dostępne dla wszystkich: małych i wielkich, biednych i bogatych, szczęśliwych i nieszczęśliwych, a wielkie piłkarskie talenty to nie bogowie, herosi bez skazy, wiecznie szczęśliwi, piękni i bogaci, ale ludzie tacy jak my, którzy na swój sukces musieli ciężko zapracować i którzy swoje trudne doświadczenia potrafią dobrze wykorzystać.
j.w :)
dobrze napisałaś o Ronaldo akurat jestem jego fanem i
trafiłaś w mój gust !!
Świetny tekst! Genialnie to podsumowałaś ;-) Zawsze
staram się w futbolu zobaczyć coś więcej, bo to nie
tylko pieniądze, sława i 90 minut meczu, ale i
wyrzeczenia, ciężka droga do sukcesu, porażki i
zwycięstwa, radość i łzy... Dlatego felieton
szczególnie przypadł mi do gustu ;-) Oby tak dalej!
:P
fajny ale krotki felieton trzeba takie rzeczy
pisac.pz
nie tam jakies c ronaldo czy inne messi i
ibrahimovicie...gwiazdy tylko przez sezon.. ronaldo
,ronaldinho, czy romario,maradona, van basten to byli
goscie !!!!
Nie wiem czemu wszyscy podniecają się Maradoną. Gość
był dobry i musze to przyznać ale jaka wtedy była
piłka nożna. Piłkarze mieli więcej swobody na boisku,
zero pressingu, dopiero w okolicy 16 metra byli
atakowani przez obrońców. Maradona zasłynął zdobyciem
bramki po rajdzie z piłką przez całe boisko w meczu z
Anglikami. Potem trafił do Europy, kontuzja za
kontuzją i wiecej pauzował niż grał.
Bardzo fany atykul. pamietam jak opisywali ze rivaldo
za pierwsza kase kupil sobie .... zeby:P bo ponoc nie
mial za duzo bo wszysktie powypadaly. Ale widze tutaj
dwie cieawe sprawy. pierwsza jest to troche oczywiste
bo wszyscy ci pilkarze pochodza z brazylii a to nie
jest za bogaty kraj. druga sprawa zauwazcie ze kazdy
z tych pilkarzy opisnych byl gwiazda albo Realu
Madryt albo Barcy albo obu. i gdzie ta dominacja ligi
angielskiej:P
Fenomen ligi angilskiej nie polega na tym, że gra w
niej najwięcej najbiedniejszych piłkarzy kkk:) nie
ujmując im umiejętnosći...
Bardzo fajny felieton:) Będę tu częściej zaglądał:)
Właśnie zdobyliście stałego czytelnika. Świetna
publicystyka!
Te biografie, jak każde inne biografie wybitnych
reprezentantów różnych profesji, przekonują, że
(banał) "trenging czyni mistrza"... Myślę, że w
dojściu do perfekcji pomogła im głównie determinacja
i zapatrzenie w otoczonych kultem poprzedników, ale
nie można wykluczyć, że futbol dla tych dzieciaków,
był także (z wyboru, albo i... lenistwa) jedyną formą
aktywności i jedyną formą ekspresji (może inaczej:
jedynymi w pełni sankcjonowanymi w ubogim
społeczeństwie slumsów - trudno sobie wyobrazić, by
ci dorastający piłkarze zyskali większe uznanie
przedkładając ponad piłkę, pisanie wierszy,
malowanie, szydełkowanie lub edukację, co skazałoby
ich na alienację i wykluczenie).