Ewolucja futbolu postępuje z każdym rokiem. Coraz większa liczba młodych trenerów patrzy na piłkę nożną zupełnie inaczej niż ich mentorzy. Dzisiaj jedenastu zawodników broni oraz jednocześnie atakuje. Jeszcze kiedyś ten podział był znacznie bardziej wyraźny. Niektórzy skupiali się w ogromnej mierze na defensywie, inni na dośrodkowaniach oraz strzelaniu goli. Zawodnik z numerem „10” na koszulce odpowiadał za kreację. Czy dzisiaj w Premier League znajdziemy takich piłkarzy?
Klasyczna „dziesiątka” i jej rola jest najlepiej widoczna w niezwykle popularnym ustawieniu 1-4-2-3-1. Na boisku umieszczamy tego gracza w ofensywnym tercecie za napastnikiem. Skrzydłowi mają za zadanie wygrywać pojedynki z bocznymi obrońcami i stwarzać zagrożenie. Mogą to robić poprzez zejście do środka i poszukanie strzału lub rajd do linii końcowej i wrzutkę. Zawodnik w środkowej strefie bezpośrednio za napastnikiem ma przede wszystkim za zadanie poszukiwanie przewag na połowie przeciwnika. To właśnie oni zazwyczaj decydują o losach ataku pozycyjnego oraz zakończenie budowanej akcji groźną sytuacją bramkową.
Jakie cechy powinna posiadać klasyczna „dziesiątka”?
Kreatywność. W tym jednym słowie można zawrzeć wszystkie cechy zawodnika grającego za plecami snajpera drużyny. Warto jednak rozwinąć to słowo, ponieważ często ograniczamy cechy kreatywnych piłkarzy do umiejętności posyłania prostopadłych podań. Oczywiście, takie zagrania to esencja futbolu. Przyjęcie piłki w środkowej strefie boiska, szybkie skanowanie przestrzeni i wypuszczenie napastnika lub skrzydłowego na sytuację sam na sam. Kibice na trybunach oraz przed telewizorami kochają nagłe zwroty akcji, a takie podanie z pewnością do takowych należy.
Dzisiaj jednak nie wystarczy mieć perfekcyjnie ułożonej stopy, aby poradzić sobie na najwyższym poziomie. Intensywność gry sprawia, że często musimy poszukać przewag we własnym zakresie. Zwód balansem ciała lub efektowny drybling wymijający defensywnego pomocnika rywali także znajdziemy w arsenale ofensywnego piłkarza. Klasyczna „dziesiątka” posiada umiejętność urwania się jednym, magicznym dotknięciem piłki. To właśnie dzięki temu zagraniu po kilku sekundach trybuny mogą krzyknąć z radości po strzelonej bramce.
Coraz wyższe tempo gry dotyczy rzecz jasna nie tylko poczynań ofensywnych, ale także defensywnych. Wysoki pressing stosują dzisiaj niemal wszystkie drużyny w Premier League. Nawet Cristiano Ronaldo bardzo mocno naciska obrońców, którzy muszą radzić sobie w rozgrywaniu piłki pod presją. Ofensywny pomocnik w fazie defensywnej często pracuje w jednej linii z napastnikiem. Pressing tej dwójki otwiera drogę do odbioru futbolówki na połowie rywala.
Nie można zapominać o umiejętności długich zagrań. Mowa tutaj nie tylko o crossowym przerzucie na kilkadziesiąt metrów, ale także strzale z dalszej odległości. Piłkarz posiadający taką umiejętność stanowi zagrożenie w niemal każdym miejscu na połowie przeciwnika. Z tego właśnie powodu najczęściej to właśnie ofensywny pomocnik wykonuje stałe fragmenty gry, nierzadko kończące się bramkami.
Ewolucja futbolu, a klasyczna „dziesiątka”
Rozwój piłki nożnej zdecydowanie nie działa na korzyść kreatywnych piłkarzy. Najświeższą ofiarą piłkarskiej ewolucji jest Mesut Oezil, który obecnie gra w tureckim Fenerbache. Zwykło się o ofensywnych pomocnikach mówić, że nie pracują dla zespołu. W dzisiejszym futbolu muszą to zmienić, aby pozostać na najwyższym poziomie.
Zmierzch epoki kreatorów skupionych stricte na ofensywie widać gołym okiem. Można to dostrzec nie tylko w samej liczbie asyst, ale również niezwykle popularnej ostatnio statystyce asyst oczekiwanych(xA). Próżno tam szukać piłkarzy, których moglibyśmy określić mianem klasycznej „dziesiątki”. Oczywiście zdecydowanie dominują tam gracze z czołowych ekip, ale również wykonawcy stałych fragmentów gry. Na pierwszych dwóch miejscach znajdują się Trent-Alexander Arnold oraz Mohamed Salah.
Skąd wynika taki nieurodzaj w kreatywnych zawodnikach w środku pola? Otóż klasyczna „dziesiątka” nie znajduje miejsca w wielu taktykach szkoleniowców Premier League. Wystarczy spojrzeć na pierwszą trójkę ligi. Manchester City wyłamuje się wszelkim ramom i bardzo trudno sprecyzować tam pozycję któregokolwiek zawodnika poza bramkarzem. Ekipa Pepa Guardioli stanowi definicję futbolu totalnego. W Liverpoolu dostrzegamy ustawienie 1-4-3-3, w którym trójka środkowych pomocników odpowiada bardziej za panowanie nad sytuacją w środku boiska. Do ofensywnych zadań częściej wykorzystuje się dwójkę środkowych obrońców. Chelsea? Tam boki defensywy mają jeszcze więcej do powiedzenia w ataku ze względu na grę formacją z wahadłowymi.
The Chelsea #passmap shows exactly what we saw: lots of passes, not a lot of penetration. #CFC pic.twitter.com/GxP09S3cdq
— Between The Posts (@BetweenThePosts) January 28, 2021
Zaledwie sześć zespołów najczęściej decyduje się na formację, w której klasyczna „dziesiątka” ma swoje miejsce. Przynajmniej w teorii, ponieważ zadania powierzane graczom za napastnikiem często różnią się od tych, które kilkanaście lat temu otrzymywali tacy piłkarze jak Zinedine Zidane czy Dennis Bergkamp.
Klasyczna „dziesiątka” w Premier League obecnie
Chociaż w przeszłości klasyczna „dziesiątka” stanowiła fundament niemal każdej drużyny, dzisiaj jej obecność wcale nie jest taka oczywista. Znajdziemy znacznie mniej kreatywnych piłkarzy ustawionych za napastnikiem niż jeszcze kilka lat temu. Jasne, w wielu klubach tacy gracze pełnią nieco inne funkcje na boisku. Dobrym przykładem jest Mason Mount, który przy odpowiednim systemie taktycznym mógłby stanowić centralny punkt zespołu. W taktyce Thomasa Tuchela to nie na nim w największej mierze skupia się uwaga przy rozgrywaniu akcji. Młody Anglik oczywiście ma umiejętności do gry na najwyższym poziomie, jednak część z nich poświęca na rzecz pomysłu ustalonego przez szkoleniowca.
Za plecami wielkiej trójki toczy się batalia o czwarte miejsce. Można w niej wyraźnie dostrzec wpływ ofensywnych pomocników na poczynania takich zespołów, jak: Arsenal, West Ham oraz Manchester United.
„Kanonierzy” dopiero w okolicach listopada uwolnili swój potencjał ofensywny. Z pewnością część „zasług” trzeba poświęcić odsunięciu od składu zawodzącego w tym sezonie Pierre’a Aubameyanga. Nie można jednak nie dostrzec wpływu, jaki na drużynę ma Martin Odegaard. Nominowany do nagrody piłkarza grudnia w Premier League Norweg posiada wszystkie cechy, które powinny znaleźć się w, nomen omen, arsenale ofensywnego pomocnika. Odegaard potrafi regulować tempo gry, oddać celny strzał z dystansu, a także wejść w drugie tempo i skończyć akcję zespołu bramką. Nie zapomina również o skokach pressingowych, które pozwoliły Arsenalowi dominować rywali, szczególnie na swoim boisku.
Martin Ødegaard has created more chances (17), more Big Chances (4) and played more through balls (8) than any other player in the Premier League so far this December.
Are you not entertained? 😅 pic.twitter.com/TqnYDUiARl
— Squawka (@Squawka) December 26, 2021
West Ham cechuje się żelazną jedenastką, w której znajdziemy jednak kilka wyjątków i wartościowych rezerwowych. Pozycja Micheala Antonio na szpicy jest niepodważalna, aczkolwiek za jego plecami znajdziemy dwóch szalenie utalentowanych graczy. Pablo Fornals i Manuel Lanzini zaliczają kolejny świetny sezon pod batutą Davida Moyesa. Potrafią swoimi umiejętnościami przechylić szalę na korzyść „Młotów”. Hiszpan właściwie w pojedynkę rozmontował obronę Liverpoolu, natomiast Lanzini rozpoczął rok od fenomenalnego dubletu nad Crystal Palace, który pozwolił West Hamowi udanie rozpocząć ligowe zmagania w 2022 roku.
Ukryty potencjał na Old Trafford
Gdy spojrzymy na możliwości w środku pola Manchesteru United, to możemy złapać się za głowę. Paul Pogba, a przede wszystkim Bruno Fernandes należą do najbardziej kreatywnych zawodników na świecie. Każdy z nich nieraz już udowadniał, że potrafi grać na kosmicznym wręcz poziomie. Nawet jeżeli Francuz pokazuje to głównie w barwach narodowych, to jednak jego potencjał jest niepodważalny.
A jednak od momentu pojawienia się w styczniu 2020 roku na Old Trafford Fernandesa ten duet nie funkcjonuje ze sobą w odpowiedni sposób. Jasne, Pogba przyzwyczaił nas do gry bliżej bramki, aczkolwiek to piłkarz obdarzony wszystkimi cechami ofensywnego pomocnika. Jego przebłysk na starcie obecnego sezonu nie stanowił preludium do dalszego rozwoju – Francuz przeplatał swoje bezbarwne występy kontuzjami oraz czerwoną kartką w kompromitującym meczu przeciwko Liverpoolowi.
Fernandes stanowił definicję tego, jak powinna grać klasyczna „dziesiątka”. Fenomenalny stały fragment gry. Umiejętność wzięcia na swoje barki gry zespołu. Tworzenie przewagi na niewielkiej przestrzeni poprzez balans ciała. Portugalczyk ma jeszcze większy wpływ na bramki zdobywane przez United, niż można to dostrzec w statystykach. Kilkukrotnie już pokazywał swoje szerokie postrzeganie przestrzeni – jednym przepuszczeniem piłki między nogami potrafi zmylić całą defensywę rywali, a jego partner ma wtedy czystą pozycję do oddania strzału lub wejścia w pole karne.
A jednak w tym sezonie żaden z nich nie prezentuje się na miarę swojego potencjału. Wydawać by się mogło, że sprowadzony w miejsce Ole Gunnara Solskjaera Ralf Rangnick uwolni potencjał ofensywny w czerwonej części Manchesteru. Nic takiego jednak nie nastąpiło. O ile brak minut Pogby można uzasadnić kontuzją, o tyle Fernandes w żaden sposób nie przypomina magika sprzed kilkunastu miesięcy. Od zmiany na stanowisku menedżera Portugalczyk nie zdobył ani jednej bramki oraz nie zanotował ani jednej asysty. Czy ma to związek ze zmianą taktyki? A może prawdą są doniesienia odnośnie do niezadowolenia w ośrodku treningowym Carrington metodami szkoleniowymi Rangnicka? Niezależnie od powodu marnowanie potencjału tak fenomenalnych piłkarzy powinno stanowić zagwozdkę dla fanów Manchesteru United.
W drugim szeregu
Im niżej w tabeli, tym więcej drużyn podąża dwoma ścieżkami. Młodzi menedżerowie w odważny sposób próbują implementować system gry z wahadłowymi, który zabiera miejsce dla najbardziej kreatywnych piłkarzy środka pola. Takie kluby jak Burnley stawiają na sprawdzone rozwiązania w postaci poświęcenia klasycznej „dziesiątki” na rzecz dwójki silnych napastników. Znajdziemy jednak perły, dla których warto włączyć telewizor w sobotnie popołudnie.
James Maddison to zdecydowanie wyróżniający się przykład. Samo Leicester gra bardzo w kratkę w tym sezonie. Nie udało mu się awansować do dalszej fazy Ligi Europy, a na krajowym podwórku przeplata zwycięstwa z fatalnymi występami. Do ofensywnego pomocnika „Lisów” w ostatnim czasie nie można mieć jednak zastrzeżeń, jeżeli chodzi o formę. Wyjazdowy mecz z Manchesterem City rozegrany w Boxing Day najlepiej obrazuje skalę talentu Maddisona.
Leicester potrafiło strzelić trzy gole „Obywatelom”, a w każdym z nich palce maczał Maddison. Pierwszy gol to dwa udane dryblingi w szybkim ataku, rozklepanie ostatniego obrońcy z Iheanacho i umieszczenie piłki w siatce przez Anglika. Następnie jego przeszywające dwie linie podanie otworzyło drogę do wyjścia sam na sam Lookmana, który pokonał Edersona. Trzecia bramka? Maddison fenomenalnym strzałem zmusił bramkarza City do niepewnej interwencji, a udaną dobitką popisał się Iheanacho. Wszystkie atuty, jakie powinna posiadać klasyczna „dziesiątka”, Anglik pokazał właśnie w Boże Narodzenie.
Odrobina magii w analitycznym świecie
Widać po trendach panujących w światowej piłce odejście od kreatorów gry w środku boiska. Ustawieni są oni nieco głębiej i pełnią bardziej funkcję łączników pomiędzy atakiem i obroną aniżeli bezpośredniego zagrożenia bramki rywala. Tacy piłkarze jak Thiago czy Kevin de Bruyne mogliby notować jeszcze lepsze statystyki ofensywne, gdyby byli ustawieni nieco inaczej na boisku.
Nie ma co się dziwić – w drużynach grających czwórką obrońców często w rolę rozgrywających wcielają się boczni obrońcy. Widać to w poczynaniach Liverpoolu oraz Manchesteru City, ale również innych drużyn w całej Europie. Prekursorem tego rozwiązani był Pep Guardiola, który zakochał się w ustawieniu z Joshuą Kimmichem na prawej stronie defensywy. Takie rozwiązanie daje jeszcze więcej możliwości ofensywnych pod wieloma aspektami.
Przykłady Odegaarda, Fernandesa czy Maddisona pokazują jednak, że znajdziemy piłkarzy zdolnych do ewolucji w dzisiejszej piłce. Na najwyższym poziomie nie spotkamy się z tak utalentowanymi co leniwymi piłkarzami jak Mesut Oezil. Przy odrobinie wytężonej pracy w defensywie, umiejętności gry w pressingu oraz adaptacji do różnych sytuacji boiskowych można stwierdzić, że klasyczna „dziesiątka” wcale nie odeszła w zapomnienie.