Mecz krakowskiej Wisły z Koroną Kielce był jak do tej pory zdecydowanie najciekawszym meczem ekstraklasy po zimowej przerwie. Nie brakowało wymian ciosów, gry na małej przestrzeni czy na jeden kontakt. I to wbrew pozorom nie tylko ze strony zawodników „Białej Gwiazdy”, bowiem podopieczni trenera Bartoszka udowodnili, że ani myślą z ligi spadać, a wręcz przeciwnie. Kielczanie przypominali drużynę z końca jesiennych zmagań, co tylko cieszy. Sobotni mecz był też doskonałą okazją, by zrobić mały przegląd wojsk, a konkretnie nowych rekrutów w obu zespołach, a trzeba przyznać, że zarówno jeden, jak i drugi na rynku transferowym nie próżnowały. Póki co hiszpański zaciąg i Kiko Ramirez górą.
W Krakowie mimo chłodu i niskiej frekwencji na trybunach byliśmy świadkami naprawdę emocjonującego widowiska. Było dużo fajnych zagrań, gry z klepki i przyspieszania akcji na skrzydłach. Po części zawodników widać było jeszcze trudy okresu przygotowawczego (szczególnie w przypadku Maćka Sadloka), ale spotkanie mogło się podobać. A przynajmniej do około 70. minuty, po której już tylko zmiennicy mieli siły do biegania.
Guzmics? A kto to taki?
Tak mogą od dzisiaj reagować kibice krakowskiej Wisły na pytanie o ich byłego zawodnika. Węgierski stoper zimą opuścił stolicę Małopolski, ale w jego miejsce nowy szkoleniowiec „Białej Gwiazdy” sprowadził Ivana Gonzaleza. I trzeba przyznać, że hiszpański obrońca zaprezentował się z bardzo dobrej strony. Nie dość, że był w obronie bardziej uważny od swojego partnera – Arkadiusza Głowackiego – to jeszcze zaprezentował umiejętności, których na boiskach ekstraklasy nie widujemy zbyt często, a przynajmniej w wykonaniu stoperów. Długie, dokładne podania, łatwość w czytaniu gry i wyprzedzanie przeciwników w walce o piłkę. Taki Michał Pazdan, ale z lepszą techniką. Jeśli Gonzalez potwierdzi swoją klasę w kolejnych spotkaniach, można śmiało powiedzieć, że hiszpański zaciąg trenera Ramireza wcale nie jest takim szrotem, jak sądziło wielu.
Bardzo dobrze wygląda na razie Gonzalez. W naszych realiach dobry technicznie stoper to raczej widok niespotykany. #WISKOR
— Patryk Motyka (@motti92) February 11, 2017
Poza wspomnianym Ivanem Gonzalezem na boisku mieliśmy okazję obserwować Pola Lloncha i wracającego na Reymonta Semira Stilicia. Bośniaka trudno jest ocenić, ponieważ grał najkrócej, ale w końcówce meczu nie wykorzystał stuprocentowej okazji do zdobycia gola. Może to wypadek przy pracy, a może zwiastun słabej dyspozycji? Trudno powiedzieć. Na pewno Stilić cieszy się wciąż niesłabnącą sympatią trybun. Żaden z piłkarzy „Białej Gwiazdy” nie otrzymał bowiem tak gromkich braw i okrzyków na powitanie.
Jeśli chodzi o Lloncha, zastąpił on w 70. minucie Mateusza Zacharę i miał za zadanie ustabilizować sytuację w środku pola. Wyszło średnio, ale najważniejsze, że wynik nie uległ zmianie, więc można uznać, że je wykonał. Na pewno młody Hiszpan musi przywyknąć do fizycznej walki w naszej lidze. Papiery na granie jakieś tam ma, teraz niech to tylko udowodni.
Ilijan, wróć jak za dawnych lat
Jeśli chodzi o Koronę, trener Bartoszek duże nadzieje pokłada w nowym nabytku drużyny – Ilijanie Micanskim. Bułgar, który w końcu powrócił do ekstraklasy, ma za zadanie nie tylko zastąpić Łukasza Sekulskiego, ale też być od poprzednika lepszym. Fani rodzimych rozgrywek powinni kojarzyć Micanskiego chociażby z występów w Zagłębiu Lubin. Myślę, że to zawodnik na nasze warunki wyjątkowy i jeszcze nie raz udowodni swoją wartość. Póki co jednak był cieniem samego siebie. Całkowicie zneutralizowany przez Gonzaleza i Głowackiego. Choć ten drugi bardzo często zagrywał niezgodnie z przepisami, za co nota bene powinien opuścić boisko wcześniej niż po ostatnim gwizdku sędziego.
Micanski miał w pierwszej połowie dość klarowną okazję na bramkę, jednak po dośrodkowaniu i zamieszaniu w polu karnym Wisły nie trafił czysto w piłkę i stojąc dwa metry przed bramką, nie zdołał wpakować futbolówki do siatki. Inna sprawa, że po jego strzale piłka trafiła Macieja Sadloka w rękę i Koronie należał się rzut karny. Jednak to już historia.
Z pozostałych zawodników, którzy debiutowali w złocisto-krwistych barwach, byli jeszcze Maciej Górski i Jakub Mrozik. O ile wypożyczony z Jagiellonii napastnik był po wejściu całkowicie niewidoczny, o tyle młody pomocnik sprowadzony w zimie z Chojniczanki Chojnice zaprezentował się z bardzo dobrej strony. Po tym, jak zmienił on w przerwie Vanję Markovicia, wprowadził wiele spokoju w środku pola Korony. Pewne prowadzenie piłki, ważne odbiory i bardzo ciekawe podania. Z tego chłopaka naprawdę może być kawał piłkarza. Mrozik jest potwierdzeniem, że czasem warto dać szansę Polakowi z niższej ligi, ponieważ tam też są jeszcze nieodkryte talenty.
Kiko po debiucie, zwycięskim debiucie
Sobotnie spotkanie było także przywitaniem nowego, hiszpańskiego szkoleniowca Wisły z polską publicznością. Hiszpan był aktywny przy linii bocznej, ale trzeba mu oddać także dużą cierpliwość i spokojne reagowanie na boiskowe wydarzenia. Mimo wiecznego spóźnialstwa Arka Głowackiego i niezliczonej liczby jego fauli spokojnie obserwował swoich podopiecznych. Nie postawił w debiucie na „swoich ludzi”, ale na rozwiązania dawno w Krakowie przetestowane. I właśnie to przetestowane rozwiązanie dało Wiśle zwycięstwo. A konkretnie mały pierwiastek szaleństwa Partyka Małeckiego, który z bardzo niewygodnej pozycji spróbował strzału z woleja na bramkę Peskovicia. Efekt? Bramkę kolejki już chyba znamy.
Gratulujemy Wiśle oraz Kiko Ramirezowi i czekamy na kolejne sprawdziany hiszpańskiego zaciągu na polskiej ziemi. Póki co jest nieźle.