KDB: Quo vadis, Qualix?


Felix Magath nie spełni swej obietnicy i nie poprowadzi „Wilków” do drugiego mistrzostwa w historii. Szkoleniowiec kompletnie zawiódł i 25 października został zwolniony. Mówi się, żeby nie wchodzić dwa razy do tej samej rzeki. Magath zaryzykował. Przyszedł w chwale nie tak dawnego, historycznego dla Wolfsburga sukcesu. Teraz odchodzi kompletnie przegrany.


Udostępnij na Udostępnij na

– Pragniemy wyrazić nasze podziękowania Feliksowi Magathowi. Podczas swojej dwuletniej kadencji w Wolfsburgu pokazał ogromne zaangażowanie i wykazał się dużym profesjonalizmem. Ma wielkie zasługi dla naszego klubu, miasta i sportu w regionie. Teraz naszym celem jest skupienie się na nadchodzących spotkaniach oraz jak najszybsze zbliżenie się do środka ligowej tabeli – poinformował zarząd VfL Wolfsburg.

Magath na stałe zapisał się w historii VfL Wolfsburg
Magath na stałe zapisał się w historii VfL Wolfsburg (fot. bundesliga.com)

Klęska boli tym bardziej, że Magath, mimo iż na stałe zapisał się w historii klubu z Dolnej Saksonii, pamiętany będzie nie jako ten, który dał „Wilkom” mistrzostwo i wykreował gwiazdy typu Dzeko, ale jako tyran, osoba konfliktowa, rozrzutna (patrz: transfery Wolfsburga). Trener miał wszystko, czego tylko zapragnął. Stworzono mu idealne warunki do pracy. Miał pełną autonomię. Mimo wszystko poległ z kretesem.

Zarząd klubu musiał zwolnić Magatha, bo zamiast zakładanej przed sezonem walki o europuchary zrobiła się walka o utrzymanie. Statystyki są miażdżące. W ośmiu kolejkach zaledwie pięć punktów i ostatnie miejsce w lidze. Dwie, tylko dwie bramki zdobyte i aż piętnaście straconych! W tym ostatnie cztery mecze to cztery porażki do zera. Tutaj potrzebna była szybka reakcja. Zawodnicy w wywiadach popierali trenera, mówili, że to oni są winni tego stanu rzeczy, że to oni biegają po boisku. Ale kto kogo próbował oszukać? Magath musiał być i został zwolniony. Dwa dni później Wolfsburg pojechał do Düsseldorfu, aby zagrać z miejscową Fortuną. Drużyną, która w pierwszych pięciu kolejkach nie straciła ani jednej bramki, a ze swojego obiektu zrobiła małą twierdzę (do czasu przyjazdu Bayernu Monachium). I co? Nagle okazało się, że „Wilki” mają kły, potrafią kąsać. Pod wodzą tymczasowego trenera Lorenza-Günthera Köstnera wygrali pewnie 4:1.

Wynik meczu Wolfsburga z Fortuną był zaskoczeniem, jeśli popatrzymy na formę obu drużyn z minionych tygodni. Ale gdybyśmy spojrzeli na to, jak oba zespoły wyglądają na papierze, nie ma się czemu dziwić. Potencjał w VfL jest bardzo duży. Przede wszystkim klub ma pieniądze i profesjonalne zaplecze. Jest bardzo szeroka kadra, w której nie brakuje młodych talentów oraz doświadczonych weteranów. Wydawało się, że z Magathem u steru ta ekipa naprawdę może wrócić na szczyt.

Gdy w poprzednim sezonie Felix objął drużynę, była ona w dolnej części tabeli, przechodziła kryzys. Magath odmienił jej oblicze. Wydźwignął zespół na przeciwny biegun. Na zakończenie kampanii „Wilki” otarły się nawet o Ligę Europy. Wszystko zmierzało w dobrym kierunku i przed startem kolejnych rozgrywek w Wolfsburgu nie brakowało optymistów. Trener miał czas, by przygotować ekipę do sezonu, dostał pieniądze na wzmocnienia, otrzymał duży kredyt zaufania i całkowitą autonomię. Podobnie jak w latach 2007-2009, taki i teraz oprócz funkcji menedżera sprawował również obowiązki dyrektora sportowego. Wtedy przyniosło to skutek w postaci pierwszego w historii klubu mistrzostwa Niemiec. Tym razem coś nie zaskoczyło. Przygoda skończyła się znacznie szybciej.

Był taki czas, gdy Magath miał w Bundeslidze swoje pięć minut. Były piłkarz m.in. Hamburgera jako szkoleniowiec pierwsze większe sukcesy odniósł w Stuttgarcie. Pracując w VfB, był zarówno trenerem, jak i dyrektorem sportowym. To był swego rodzaju eksperyment, który – ku zaskoczeniu wielu ekspertów – się powiódł. W 2002 roku podopieczni Magatha zdobyli Puchar Intertoto, a w sezonie 2002/2003 zajęli drugie miejsce w Bundeslidze. Spod skrzydeł Magatha wyrośli tacy piłkarze, jak: Kevin Kuranyi, Timo Hildebrand czy Andreas Hinkel, nazywani wówczas „Die Jungen Wilden”.

Zaskakująco dobre wyniki Magatha sprawiły, że zatelefonowano do niego z najważniejszego piłkarsko regionu w Niemczech – Bawarii. Przez kolejne dwa lata Felix poprowadził Bayern Monachium do dwóch dubletów z rzędu, co było pierwszym tego typu osiągnięciem w historii Bundesligi. Magath poradził sobie z kapryszącymi gwiazdami, wysokimi wymaganiami zarządu oraz presją kibiców. Niestety, kolejny rok był w wykonaniu Bayernu zdecydowanie słabszy. Czwarte miejsce w lidze i brak uczestnictwa w Lidze Mistrzów mogły oznaczać tylko jedno. – Żałujemy tego kroku. Felix Magath wykonał świetną pracę przez ostatnie 2,5 roku, osiągnął naprawdę wiele, zdobył dwa dublety. Ale jako osoby odpowiedzialne za klub musimy reagować na obecny rozwój wydarzeń. Troska o awans do przyszłorocznej edycji Ligi Mistrzów popchnęła nas do podjęcia takiej decyzji – powiedział po zwolnieniu Magatha Karl-Heinz Rummenigge.

Jednak Magath miał na tyle wyrobioną markę, że nie musiał długo szukać nowego pracodawcy. Po utytułowanego trenera zgłosił się bogaty Wolfsburg. Szkoleniowiec pełnił równie szeroki wachlarz obowiązków co w Stuttgarcie, czyli bardzo ogólnie mówiąc: trenerka i zarządzanie. Za rządów Magatha „Wilki” zagrały w Pucharze UEFA, później zakwalifikowały się do Ligi Mistrzów, a w 2009 roku sięgnęły po pierwszy w historii tytuł mistrza Niemiec. Felix ponownie udowodnił, że zna się na tej robocie jak mało kto.

Kolejnym przystankiem w karierze trenerskiej Magatha było Gelsenkirchen. Co ciekawe, działacze Schalke już wcześniej mocno zabiegali o podpis Feliksa na kontrakcie. – Wielokrotnie rozmawialiśmy na temat Schalke z daleka od medialnego szumu. Udało mi się go zainspirować i zawarliśmy niepisaną umowę, zgodnie z którą gdy opuści Wolfsburg, nie pójdzie do żadnego innego klubu niż Schalke – oświadczył Clemens Tönnies. Wszyscy bardzo wierzyli w trenera, który w każdym miejscu święcił triumfy. Jednak w Gelsenkirchen zaczęły się schody. Magath ponownie dostał pełną autonomię, ale jego metody szkoleniowe tym razem nie przynosiły spodziewanych efektów. Drużyna grała bardzo nierówno. Co prawda pierwszy sezon zakończyła na drugim miejscu, ale w kolejnym tułała się już bliżej środka tabeli. Jedyne, co trzymało Feliksa przy stołku, to dobre występy w Lidze Mistrzów. Ale w końcu cierpliwość zarządu się skończyła i kontrakt został rozwiązany. W ogóle cała otoczka rozstania z Magathem była bardzo negatywna. Szkoleniowiec miał przeciwko sobie prawie wszystkich. Piłkarzy, kibiców… Fani „Die Königsblauen” śpiewali nawet na stadionie: „Nigdy więcej Magatha”, gdy ten przyjechał do Gelsenkirchen z Wolfsburgiem parę miesięcy później…

Tutaj dochodzimy do wątku „Qualiksa”, przewijającego się przez całą karierę trenerską Magatha. „Die Qual” oznacza po niemiecku mękę. A męka to chyba najlepsze określenie treningów, które serwował swoim podopiecznym Magath. Dopóki były wyniki, przymykano na to oko, sprawę zamiatano pod dywan. W końcu zwycięzców się nie sądzi, a „Qualix” miał po prostu łatkę wymagającego trenera. Z czasem ta łatka przybrała jednak kształt tyrana. Gdy nie szło w Schalke, kilku zawodników głośno wyrażało swoją dezaprobatę metod szkoleniowych Magatha. Kiedy ten po raz drugi objął Wolfsburg, pierwsze, co dało się słyszeć, to narzekanie na mordercze treningi. Magath tylko się śmiał, że jeszcze parę tygodni i zawodnicy nadrobią zaległości kondycyjne. Podobno Jarosław Bako z Polonii Warszawa to przy nim pikuś.

Były piłkarz Eintrachtu Frankfurt, Bachirou Salou, nazwał go swego czasu „ostatnim dyktatorem w Europie”. I faktycznie, coś w tym jest. Bo na przykład takie bezgraniczne zaufanie i poświęcenie dla Mourinho wynika z jego kapitalnego podejścia do piłkarzy, umiejętności motywacji, więzi, które wytwarzają się na linii menedżer – piłkarz. Podopieczni Magatha, owszem, mogliby wskoczyć za nim w ogień, ale na rozkaz, ze strachu.

Obejmując Schalke, Magath miał za sobą okres bardzo owocnej pracy w trzech uznanych klubach, w których za każdym święcił naprawdę duże triumfy. Jednak w Gelsenkirchen się nie udało, a powrót do Wolfsburga też nie wypalił. Reputacja trenera została nadszarpnięta. Wielu piłkarzy boi się współpracy z popularnym „Qualiksem”. Relacji z nim boi się zapewne także wielu prezesów. Magath to bardzo silna osobowość. Jestem ciekawy, kto tym razem odważy się postawić na doświadczonego szkoleniowca. Jaką drogą podąży Magath? Może czas na spróbowanie swoich sił za granicą?

Zobacz też:

Jedenastka 9. kolejki Bundesligi

Piłkarz 9. kolejki Bundesligi

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze