Nie jest dla nikogo tajemnicą, że prezesi klubów Ekstraklasy to ludzie niecierpliwi w stosunku do trenerów. Szkoleniowcy często przy pierwszym kryzysie tracą posadę, nie jest im dane wyprowadzić zespołu z tej sytuacji. Za nami już trzy miesiące nowego sezonu Ekstraklasy, w tym dwie przerwy reprezentacyjne (najlepszy czas na zmianę trenera). O dziwo do tej pory zmian na ławkach trenerskich nie ma aż tak dużo. Czyżby sternicy klubów z naszej ligi nauczyli się cierpliwości?
Więcej zaufania dla trenerów?
Legendarny angielski trener – Brian Clough powiedział kiedyś, że „Jeśli prezes zwalnia trenera, którego sam zatrudnił, powinien odejść razem z nim”. Gdyby tak było w rzeczywistości, to w Polsce nie miałby kto sterować klubami. Jednakże nie można nie odnotować, że przynajmniej w tej kwestii Ekstraklasa wydaję się zmieniać na lepsze. Janusz Filipiak – prezes Cracovii to człowiek, który nigdy nie słynął z anielskiej cierpliwości. Był okres, że trenerów zmieniał jak rękawiczki. Nawet swojego ulubieńca – Wojciecha Stawowego (któremu dał kontrakt na 10 lat) zwolnił bez wahania, kiedy zespół zanotował kilka słabszych wyników. Teraz jest inaczej. Jacek Zieliński zaliczył z Cracovią fatalny sezon 2016/2017 (jego ekipa zajęła ostatnie bezpieczne miejsce w Ekstraklasie). Mimo to mógł dokończyć sezon na ławce trenerskiej i z pracą pożegnał się dopiero po ostatnim meczu sezonu.
Podobnie jest obecnie z Michałem Probierzem. Były trener Jagiellonii Białystok miał przeciętny poprzedni sezon, ale przed rozpoczęciem obecnego zapewniał, że „Pasy” mogą się nawet włączyć do walki o mistrzostwo Polski. Teza ta była równie kuriozalna jak ta, którą wygłosił Jerzy Engel przed mundialem w Korei i Japonii w 2002 roku kiedy zapowiadał, że Polska leci do Azji po złoto. Zarówno Polaków wtedy jak i Cracovię obecnie rzeczywistość mocno zweryfikowała i sprowadziła na ziemię trenerów Engela i Probierza. Jednakże Janusz Filipiak nawet nie myśli o tym, żeby zwalniać trenera i póki co Probierz jest spokojny o posadę i to mimo faktu, że jego Cracovia jest na ostatnim miejscu w tabeli. Co prawda Janusz Filipiak zawsze marzył o zatrudnieniu Probierza, więc można zrozumieć, że teraz nie chcę się go pozbywać, ale to i tak wyjątkowa sytuacja.
Również w Szczecinie i Zabrzu włodarze zachowują spokój i kategorycznie zaprzeczają doniesieniom o zwolnieniu trenera. Sternicy Pogoni oraz Górnika pamiętają o tym ile wcześniej dali tym klubom kolejno Runjaić i Brosz.
Zwłaszcza ten drugi mocno przysłużył się dla swojego klubu. Awansował z Górnikiem do europejskich pucharów (dla klubu z Zabrza był to pierwszy awans do europejskich pucharów w XXI wieku), a wcześniej wywalczył promocję do Ekstraklasy. Z kolei Runjaić utrzymał w poprzednim sezonie Pogoń Szczecin w lidze mimo trudnej sytuacji w jakiej „Portowcy” znajdowali się kiedy były trener m.in. Kaiserslautern przychodził do klubu. Zresztą wydaję się, że w Szczecinie cierpliwość przyniosła pozytywne skutki. Pogoń na pierwsze zwycięstwo w lidze czekała aż do 21 września, ale obecnie mają serię trzech wygranych z rzędu.
W Legii po staremu
Czas przejść do tych, dla których los nie był tak łaskawy. Zwolnienia trenerów w Legii na przestrzeni sierpnia i września stały się już równie pewne co śmierć i podatki. Cykl jest zwykle taki sam – nowo zatrudniony szkoleniowiec zdobywa tytuł, zespół na początku nowych rozgrywek wpada w kryzys, trener, który dał mistrzostwo jest zwolniony i zatrudniamy nowego. Wracamy do punktu wyjścia, sytuacja się powtarza. O ile trudno polemizować ze zwolnieniem Klafuricia, o tyle wyrzucenie Jacka Magiery, który oprócz zdobycia mistrzostwa, dobrze poradził sobie z Legią w piekielnie trudnej grupie w Lidze Mistrzów, jest niezrozumiałe. Oczywiście nie neguję, że odpadnięcie w pucharach najpierw z Astaną, a potem z Sheriffem Tyraspol w play-offach Ligi Europy było kompromitacją. Jak jednak pokazała historia rok później Legia zaliczy jeszcze większą wpadkę. Poza tym Magiera to człowiek, który ma Legię w sercu i jest ulubieńcem kibiców. Można wręcz rzec, że to trenerski wychowanek Legii (poza krótkim pobytem w Zagłębiu Sosnowiec). Myślę, że dziś prezes Mioduski zdaję sobie sprawę z tego, że wówczas pospieszył się ze zwolnieniem Magiery, którego wyrzucił przy pierwszej nadarzającej się okazji.
Wracając do Klafuricia, Chorwat do Polski przybył wraz z Romeo Jozakiem i 13 września 2017 roku objął funkcję asystenta trenera w Legii. Jozak nie notował jednak dobrych rezultatów i po rundzie zasadniczej Legia była dopiero na 3 miejscu. 14 kwietnia 2018 roku zwolnionego Jozaka zastąpił… jego asystent Dean Klafurić. Nigdy nie byłem fanem takiego zabiegu, żeby asystent zastępował odchodzącego trenera. Jak człowiek, który był prawą ręką wyrzuconego szkoleniowca miałby być teraz od niego lepszy? Doświadczenie trenerskie Klafuricia jest prawie żadne. Przez trzy lata trenował reprezentację Chorwacji kobiet, później był asystentem w zespole Dinama Zagrzeb do lat 19 i chwilę popracował w drugoligowym HNK Gorica. Mówiąc wprost – to trenerskie CV nikogo na kolana nie rzuca. To szkoleniowiec, który wciąż musi uczyć się tego fachu, ale Legia Warszawa nie jest dobrym do tego miejscem, bo tam potrzeba fachowców. Klafurić wygrał Puchar Polski (a dokładnie wygrał rewanżowe spotkanie w półfinale oraz mecz finałowy, wcześniej drużynę prowadził Jozak), ale nie można zapominać, że w finale Arka Gdynia praktycznie sama sobie strzelała gole i przegrała 1:2.
Mistrzostwo w końcówce sezonu także udało mu się wywalczyć, ale miał ułatwione zadanie, bo Lech Poznań z jakiegoś powodu stwierdził, że w sumie to nie chce zdobywać tytułu w związku z czym poznaniacy przegrali cztery ostatnie mecze u siebie. Jagiellonia także tradycyjnie nie wytrzymała presji w decydującym momencie (szkoda, bo klub z Białegostoku jak mało, który zasługuje na tytuł) i mistrzostwo znów pojechało do Warszawy. Klafurić otrzymał nowy kontrakt mimo, że wielu kibiców wiedziało, że na dłuższą metę nic z tego nie będzie. Oczywiście się nie mylili i już europejskie puchary brutalnie zweryfikowały Deana Klafuricia.
Chorwata na stanowisku trenera Legii zastąpił Ricardo Sa Pinto. Portugalczyk nigdzie nie jest w stanie zagrzać miejsca na dłużej. Od 2012 roku prowadził siedem klubów (Legia jest ósma). Wszędzie gdzie był wzbudzał kontrowersje i najczęściej odchodził skonfliktowany ze wszystkimi, ponieważ portugalski temperament dawał o sobie znać. Jego początek z karierą trenerską był względnie udany, ponieważ ze Sportingiem Clube de Portugal był w stanie awansować do półfinału Ligi Europejskiej w sezonie 2011/2012 (eliminując po drodze Legię Warszawa). Jednak po ośmiu miesiącach został zwolniony z klubu, w którym jako piłkarz spędził łącznie 9 lat. Później udał się w poszukiwanie swojego miejsca na ziemi, ale nigdzie go nie znalazł, bo szybko był zwalniany (w Crvenie Zvezdzie Belgrad prowadził zespół w zaledwie 11 ligowych meczach). Nawet w Standardzie Liege, gdzie zajął zaskakująco wysokie drugie miejsce i dołożył do tego Puchar Belgii nie zabawił dłużej niż sezon. Czy w Legii, która przecież nie słynie ostatnio z zatrudniania trenerów na dłużej niż rok, Ricardo Sa Pinto zostanie na dłużej? Na razie wiele wskazuje na to, że może tak być, ale z jakąkolwiek oceną trzeba się wstrzymać, ponieważ w Sportingu czy w Standardzie też wszystko wydawało się zmierzać w dobrym kierunku. Inna sprawa, że ze Standardu został wyrzucony za swoje zachowanie, bo wyniki miał naprawdę dobre. W Legii na razie jest spokojny (jeśli nie liczyć odsuwania od zespołu zasłużonych piłkarzy). Zobaczymy jak będzie w najbliższych miesiącach.
Kolejne gorące lato w Płocku
Historią doprawdy wyjątkową jest to, że Wisła Płock drugi rok z rzędu traci trenera dosłownie na chwilę przed startem ligi. Rok temu niespodziewanie z pracą w Płocku pożegnał się Marcin Kaczmarek. Trener, który najpierw wprowadził Wisłę do Ekstraklasy, a później ją w niej utrzymał, został zwolniony po konflikcie z Dominikiem Furmanem. O samym zajściu wiemy tyle co nic. W trakcie przygotowań do nowego sezonu doszło do ostrej scysji pomiędzy Kaczmarkiem, a byłym piłkarzem Toulouse FC. Zgrzyt pomiędzy oboma panami był na tyle duży, że stało się jasne, że w klubie może pozostać tylko jeden z nich. Z racji, że Furman jest piłkarzem, który ma duży posłuch w szatni, a do tego jest największą gwiazdą klubu z Mazowsza to właśnie on pozostał w Wiśle, a Kaczmarek musiał pakować walizki. Prezes klubu Jacek Kruszewski mówił później, że to tak naprawdę trener Kaczmarek rzekomo chciał odejść, ale nikt nie uwierzył w te pokrętne tłumaczenia.
Działacze na szybko musieli znaleźć nowego trenera i ostatecznie ich wybór padł na Jerzego Brzęczka. Większość ludzi patrzyła na tę nominację z przymrużeniem oka. Wydawało się, że ta kandydatura wynika z faktu, że trzeba kogoś jak najszybciej zatrudnić, bo za moment rusza liga, a trenerów dostępnych na rynku było wówczas jak na lekarstwo. Brzęczek wcześniej na poziomie Ekstraklasy trenował jedynie Lechie Gdańsk, gdzie nie osiągnął wyznaczonego mu celu, czyli nie awansował do europejskich pucharów. Do Wisły Płock przychodził po dwuletnim pobycie w GKS-ie Katowice gdzie nie udało mu się wywalczyć promocji do Ekstraklasy. Przed startem sezonu 2017/2018 klub ze stadionu imienia Kazimierza Górskiego był po tym całym zamieszaniu z trenerem, jednym z kandydatów do spadku. I choć początek rozgrywek nie był zbyt udany to później Wisła Płock zaczęła bardzo dobrze punktować i na koniec sezonu byli o włos od awansu do europejskich pucharów. Gdyby nie katastrofalny błąd sędziego Lasyka, który w ostatnim meczu sezonu z tylko sobie znanego powodu postanowił nie uznać prawidłowo strzelonego gola na 2:1 dla Wisły, mogło to się nawet skończyć awansem do europejskich pucharów. Ostatecznie Wisła pod wodzą Brzęczka zajęła piąte miejsce co oczywiście zostało uznane za sukces.
Po sezonie 2017/2018 stało się jasne, że działacze klubu z Płocka będą musieli stoczyć latem trudną batalię o zatrzymanie Jerzego Brzęczka. Chrapkę na niego miały bowiem silniejsze kluby na czele z Lechem Poznań i Legią. Obu klubom nie udało się jednak sprowadzić do siebie Jerzego Brzęczka i wydawało się, że były kapitan reprezentacji Polski rozpocznie sezon 2018/2019 jako trener Wisły Płock. Nikt nie spodziewał się informacji, która w połowie lipca podzieliła piłkarską Polskę. 12 lipca 2018 roku Jerzy Brzęczek został ogłoszony nowym selekcjonerem reprezentacji Polski. Były już trener „Nafciarzy” zastąpił Adama Nawałkę, który odszedł po bardzo słabym dla naszej reprezentacji mundialu w Rosji.
Historia lubi się powtarzać. Wisła Płock znowu szukała trenera na kilka dni przed startem ligi. Tym razem mieli mniej szczęścia niż rok wcześniej. Postawili na Dariusza Dźwigałę. Była to kandydatura podobna do tej Brzęczka. Były uznany piłkarz z niezbyt imponującym CV trenerskim. Sęk w tym, że o ile Brzęczek miał doświadczenie z pracy na najwyższym poziomie rozgrywkowym to Dźwigała przed przyjściem do Płocka nie prowadził klubu w Ekstraklasie (był jedynie asystentem u Tomasza Hajty w Jagiellonii). Ja oczywiście jestem za tym, żeby dawać szansę utalentowanym trenerom z niższych lig, a nie obracać się ciągle wokół tych samych nazwisk. Zresztą ostatnio jest w Ekstraklasie tendencja do sięgania po trenerów pracujących chociażby w pierwszej lidze jak Mamrot czy Smółka. Sęk w tym, że Mamrot i Smółka zrobili na niższym szczeblu rozgrywkowym kawał dobrej roboty nim sięgnęły po nich kluby z Ekstraklasy. Dźwigała nie może tego o sobie powiedzieć. Dość powiedzieć, że w samym 2014 roku był trenerem trzech (!) klubów, a to świadczy o tym, że włodarze nie byli z niego zadowoleni i szybko rezygnowali z jego usług. W Arce Gdynia był trenerem tylko przez dziewięć meczów ligowych, w których zespół zdobył zaledwie siedem punktów. Następnie trafił do trzecioligowej Polonii Warszawa, w której spędził dwa miesiące.
Kontrowersję budził też fakt, że trener Dźwigała, żeby przejść do Wisły Płock, zrezygnował z funkcji selekcjonera reprezentacji Polski do lat 19, mimo że twierdził, iż ten projekt jest dla niego bardzo ważny. Ostatecznie historia pracy z Wisłą Płock również skończyła się szybko. Dariusz Dźwigała został zwolniony po klęsce 4:0 w meczu z Pogonią Szczecin w ostatniej ligowej kolejce. W 11 spotkaniach w Ekstraklasie zdobył 10 punktów i zostawił klub na 13 miejscu w tabeli. Nowym trenerem „Nafciarzy” został Kibu Vicuna, który w Polsce jest znany z tego, że był asystentem Jana Urbana w Legii, Lechu Poznań oraz Śląsku Wrocław.
Nowym trenerem @WislaPlockSA został @lakibuteka, który zastąpi odchodzącego @DzwigalaDariusz. Hiszpan posiadający polskie obywatelstwo podpisał z naszym klubem kontrakt do końca sezonu 2018/2019, z opcją przedłużenia go o kolejne 12 miesięcy.🤝✍🇪🇸 ▶ https://t.co/I4ezwRDPTF pic.twitter.com/Z9QKKhE9P3
— Wisła Płock (@WislaPlockSA) October 10, 2018
Dudek rzucił ręcznik
Z dziennikarskiego obowiązku wspomnę również o tym, że pracę w Zagłębiu Sosnowiec stracił również Dariusz Dudek, ale to trochę inna sytuacja niż ta, nad którą pochylałem się w niniejszym tekście. Dudek bowiem nie został zwolniony. Po meczu z Lechią Gdańsk przegranym 1:4 złożył rezygnację i sam odszedł z klubu z Sosnowca. Błyskawicznie dogadał się zresztą z nowym pracodawcą, którym okazał się inny klub z Górnego Śląska, czyli GKS Katowice. Dudek, dla którego to jest drugi klub, który prowadzi jako główny trener ma nadzieję, że z „GieKSą” osiągnie to co z Zagłębiem Sosnowiec, czyli awansuje do Ekstraklasy. Z kolei nowym trenerem klubu ze Stadionu Ludowego został Litwin Valdas Ivanauskas, którego sylwetkę możecie przeczytać na iGolu. Naprawdę warto!
Valdas Ivanauskas podpisał z @zaglebie_eu kontrat do 30 czerwca 2019 r. z opcją przedłużenia o rok. 😃
Valdas – witamy na pokładzie i życzymy powodzenia! 😃👍
➡️https://t.co/oarEPwnGo3 …#ZSO pic.twitter.com/JfHoRIeTeq— Zagłębie Sosnowiec (@zaglebie_eu) October 15, 2018
Nadchodzą lepsze czasy dla trenerów?
Raptem dwa zwolnienia oraz jedna rezygnacja trenera to naprawdę niezły rezultat, biorąc pod uwagę na jakim etapie sezonu jesteśmy. Oczywiście nie każde zwolnienie trenera jest złe, ale w polskiej Ekstraklasie dużo było momentów, w których trenerzy byli zwalniani hurtowo. Czasami brakowało cierpliwości. Oczywiście nie można też przesadzić w drugą stronę i dawać nieskończenie wiele szans doszczętnie już skompromitowanemu trenerowi jak miało to miejsce w Lechu Poznań za kadencji Mariusza Rumaka. Potrzebna jest fachowa analiza sytuacji i spokojna ocena tego, czy dany trener jest w stanie coś jeszcze wykrzesać z zespołu czy może jego metody przestały już działać. Emocje są najgorszym doradcą przy podejmowaniu decyzji o przyszłości trenera.
Probierz poleci, nie ma opcji. Cracovia nic nie gra znaczy gra żenadę.