Miał być liderem nowego rozdania. Został symbolem rozczarowania. W chwili, gdy Śląsk Wrocław potrzebował charakteru, Assad Al Hamlawi wybrał drogę ucieczki. Nie była to ucieczka metaforyczna tylko dosłowna, tchórzliwa ucieczka. Na dodatek przykryta kiepską gierką zdrowiem psychicznym. Tym samym Assad Al Hamlawi zamiast walczyć o koronę króla strzelców pierwszej ligi otrzyma co najwyżej puchar uciekiniera imienia Petera Pokornego.
29 czerwca Śląsk Wrocław opublikował komunikat, który zabrzmiał jak akt oskarżenia: „zawodnik samowolnie opuścił zgrupowanie”, „zachował się całkowicie nieprofesjonalnie”, „zlekceważył klub, kolegów i kibiców”. W świecie zawodowego futbolu to zarzuty najcięższego kalibru.
Z relacji klubu wynika jasno: Al Hamlawi nie pojawił się na treningu, nie zgłosił niedyspozycji, nie kontaktował się z drużyną. Po prostu zniknął — w kluczowym momencie przygotowań do sezonu, w którym Śląsk miał rozpocząć żmudną drogę powrotu do Ekstraklasy. Zawodnik postawił klub pod ścianą, najwyraźniej licząc na to, że presja medialna i zamieszanie zmuszą władze klubu do szybszego transferu.
To nie był impuls. To była kalkulacja.
Psychika na sztandarze
Dwa dni później światło dzienne ujrzało oświadczenie otoczenia piłkarza. Według niego Al Hamlawi miał opuścić zgrupowanie z powodu ataku paniki i problemów natury psychicznej. Tłumaczenia te — choć poruszające — brzmią dziś jak spóźniona próba ratowania wizerunku. W świecie futbolu coraz częściej mówi się o zdrowiu psychicznym, i bardzo dobrze. Ale nie można używać tej wrażliwości jako karty przetargowej. Milczenie, brak kontaktu, wymuszanie transferu pod pozorem złego samopoczucia? Trudno to uznać za przejaw troski o siebie. To wyglądało jak chłodna próba wymuszenia korzystniejszego kontraktu w innym klubie.
Czy piłkarz rzeczywiście nie wytrzymał presji? Być może. Ale nawet wtedy — sposób, w jaki to rozegrał, był całkowicie nieakceptowalny. Jeśli faktycznie nie radził sobie z presją, odczuwał objawy stanów lękowych i miał problemy natury psychologicznej mógł zwrócić się o pomoc do ludzi w klubie. Na obozie miał pod ręką cały sztab medyczny ze znakomitą psycholog dr Ewą Moroch włącznie.
Kontrakt to nie sugestia
Assad Al Hamlawi miał ważny kontrakt do 2027 roku i ustaloną klauzulę wykupu — 950 tysięcy euro. To nie była narzucona niewola, tylko profesjonalna umowa, podpisana z pełną świadomością. To właśnie jej warunki próbował obejść, dezorganizując pracę drużyny i szantażując klub swoją nieobecnością. 24-letni napastnik, który wiosną był bohaterem, pokazał teraz zupełnie inną twarz. Nie lojalność wobec klubu, który dał mu szansę i wypromował do reprezentacji Palestyny, ale egoizm i brak cierpliwości. Nie lider, tylko człowiek szukający szybkiej drogi ucieczki.
Al Hamlawi odchodzi, Śląsk zarabia, czyli niesmaczne win-win
8 lipca Śląsk poinformował o transferze definitywnym Al Hamlawiego do Universitatea Craiova. Kwoty nie podano, ale z informacji, które udało mi się uzyskać wynika, że Śląsk zarobi trochę poniżej klauzuli wykupu zawartej w kontrakcie. Klub zdołał sobie zapewnić jednak łatwe do zrealizowania bonusy i procent od następnej sprzedaży. Dodatkowo Al Hamlawi został ukarany kwotą około 200 tysięcy złotych. To najwyższa kwota jaką klub mógł zawodnika za tę dezercję ukarać.
Śląsk wybrał święty spokój i czystą szatnię zamiast dalszego przeciągania liny z zawodnikiem, który nie chciał już grać we Wrocławiu. Dodatkowo klub wzmocnił swój budżet, który zdecydowanie potrzebuje teraz wsparcia. Al Hamlawi dopiął swego, ale odszedł zostawiając klub i kibiców bez słowa pożegnania. Pozostawiając po sobie wielki niesmak, który kibice zapamiętają na długo.
Zmarnowany potencjał
W tym konflikcie nie chodziło tylko o transfer. Chodziło o zasady. O to, czy w piłce nożnej profesjonalizm jeszcze coś znaczy, czy jest tylko pustym hasłem. Assad Al Hamlawi miał wszystko, by zostać twarzą odbudowy Śląska: talent, status gwiazdy, zaufanie kibiców. Zamiast tego wybrał drogę na skróty. Futbol nie zapomina takich decyzji, a wszechświat lubi z czasem przywrócić równowagę.