Nie ma na świecie drugiej takiej drużyny narodowej, którą dałoby się porównać z reprezentacją Anglii. Pomimo braku znaczących sukcesów oczekiwania wobec "Synów Albionu" nie maleją, a Anglicy określani są często mianem zespołu, którego czas może w końcu nadejść. Mecz z Tunezją miał być pierwszym przypomnieniem, że Anglii nie należy lekceważyć. Nie wszystko poszło jednak zgodnie z planem.
Szturm
Po pierwszych dziesięciu minutach w naszych głowach rysować się mógł zupełnie inny obraz tego spotkania. Anglicy rozpoczęli wysokim pressingiem, byli zdecydowani w swoich akcjach, błyskawicznie transportowali piłkę pod bramkę Hassena i co najważniejsze – stwarzali faktyczne zagrożenie.
Combined xG of 2.98 in that half (England 2.18).
Only one entire game has more in this WC (Brazil v Switzerland 3.05)
— Duncan Alexander (@oilysailor) June 18, 2018
Nawet sytuacja, w której Sterling nie potrafił skierować futbolówki do pustej bramki, nie mogła zbytnio podłamać kibiców z Wysp, gdyż czuło się, że gol wisi w powietrzu. Chaotyczna gra w defensywie i ogromny problem z kryciem strefą – tu szukać należy przyczyny słabego początku drużyny, która po raz ostatni na mundialu zagrała w 2006 roku. Dokładnie te same powody doprowadziły bezpośrednio do straty pierwszego gola przez reprezentację Tunezji. Choć bramkarz Tunezyjczyków – Hassen – dwoił się i troił na linii, to przy dobitce Harry’ego Kane’a nie miał już żadnych szans. Strzelona przez byłego króla strzelców Premier League bramka zamknęła pierwszy rozdział rozgrywanego w Wołgogradzie spotkania.
#ENG are the first team at the 2018 #WorldCup to create 10+ chances in the first half of a game.
Everything is there… apart from the goals. ? pic.twitter.com/RAgIjAsxMy
— Squawka Football (@Squawka) June 18, 2018
Powrót starych demonów
Czy należało się spodziewać tego, co stało się później? Każdy, kto wcześniej widział przynajmniej jeden mecz turniejowy Anglików, błyskawicznie odpowie „tak”. Nie sposób zrzucić wszystkiego na stosunkowo niewielkie doświadczenie linii defensywnej. Wszak sam Walker, którego lewa ręka wylądowała na twarzy jednego z rywali, młodzieniaszkiem już nie jest. Tak czy siak liczne straty i ogromna niefrasobliwość defensywy „Synów Albionu” doprowadziły do tego, że Wyspiarzy miały czekać nerwowe minuty.
Trudno nawet powiedzieć, że Tunezja stworzyła sobie jakąkolwiek dogodną sytuację – rzut karny był prezentem od Walkera, który niemal doprowadził do kolejnej wpadki podopiecznych Garetha Southgate’a. Kolejne minuty nie należały na pewno do najpiękniejszych, jakie widział futbol. Tunezja postawiła przysłowiowy autobus, a Anglicy zupełnie stracili koncepcję, jak się przez niego przedrzeć. Zawiódł Sterling, który wszystko, czego dotknął, zamieniał w stratę. Nieco ożywienia wnieść miał, mający ostatnio problemy ze zdrowiem, Marcus Rashford, ale gdy nadszedł najważniejszy moment, bohater mógł być tylko jeden.
Kapitan Kane
Chyba jedyny z podopiecznych Garetha Southgate’a, który udźwignął ciężar dzisiejszego spotkania. Potrafił znaleźć się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie, zarówno przy okazji pierwszego, jak i drugiego gola. Anglik już w pierwszej połowie aktywnie uczestniczył w kreowaniu akcji swojej drużyny i miał duży udział w niemal wszystkich groźniejszych sytuacjach. Widać, że Kane nie boi się odpowiedzialności, która na niego spadła, ale pytanie, czy ową odpowiedzialność udźwigną inni – w większości młodzi – reprezentanci Anglii.
This guy. Captain Kane. #ENG pic.twitter.com/zLQ1zHVpc2
— Match of the Day (@BBCMOTD) June 18, 2018