Kamil Wysocki: Wiele talentów z Podlasia jest marnowanych w niższych ligach [WYWIAD]


Jagiellonia, Wigry i długo nic. Trener młodzieży szczerze o piłkarskich realiach w regionie

26 marca 2020 Kamil Wysocki: Wiele talentów z Podlasia jest marnowanych w niższych ligach [WYWIAD]
SZUWARY

PIłka nożna na Podlasiu? Jagiellonia Białystok, potem Wigry Suwałki i długo, długo nic. Mało kto, nawet w gronie koneserów rodzimego futbolu, jest w stanie powiedzieć o futbolu z tego regionu coś więcej. Dlaczego tak jest? O realiach podlaskiej piłki rozmawiamy z trenerem Kamilem Wysockim.


Udostępnij na Udostępnij na


W czasach, gdy pomagał przy treningach juniorów Jagiellonii, jeździł z piłkarzami po całej Polsce, bo w regionie nie było żadnych rywali. Północno-wschodni rejon Polski, choć może się wydawać inaczej, jest daleko w tyle za najbardziej rozwiniętymi piłkarsko rejonami naszego kraju. Prócz „Jagi” i Wigier Suwałki żadna inna drużyna nie walczy na szczeblu centralnym, a rozgrywki niższych lig znacząco odbiegają od poziomu klubów np. z Mazowsza czy ze Śląska.

Ostatnim klubem, jaki trenował Kamil Wysocki, była czwartoligowa Biebrza Goniądz.

Podlasie to region, z którego pochodzi wielu utalentowanych zawodników, reprezentantów Polski, a jedynym poważnym przedstawicielem tego regionu jest Jagiellonia Białystok. Dlaczego tak jest?

Mamy jeszcze Wigry Suwałki, które walczą o byt w pierwszej lidze. Jagiellonia walczy o najzdolniejszych zawodników z całej Polski, szuka nie tylko tu na miejscu. Klub z Białegostoku bazuje na kształceniu, promowaniu i później sprzedaży najzdolniejszych zawodników. Modelowym przykładem jest tu Bartłomiej Drągowski (wychowanek Jagiellonii, dziś gracz Fiorentiny – przyp. red.).

Z racji wielkości klubu Jagiellonia jest regionalnym monopolistą?

Tak, w Jagiellonię inwestuje też okręgowy związek. „Jaga” jeszcze niedawno nie miała własnej bazy treningowej, teraz już jest. Powstały trzy boiska, jedno sztuczne, dwa naturalne. Teraz Jagiellonia zgłosiła rezerwy do IV ligi, choć wcześniej z nich zrezygnowano. „Jaga” to na tyle wielki klub, że duża część piłkarzy grających tu na poziomie trzeciej czy czwartej ligi to jej wychowankowie. To się prędko nie zmieni. Jeśli chodzi o trenerów, jest podobnie – kadra oparta jest na byłych zawodnikach tego klubu albo jej wychowankach.

A poziom piłkarski w niższych ligach jest zauważalnie słabszy niż na Mazowszu czy Śląsku. Moim zdaniem będzie już tylko gorzej, bo wiadomo, jak jest z młodzieżą. Jest jej coraz mniej, ma w sobie mniej wytrwałości. Z drugiej strony przykłady Lewandowskiego czy Milika mogą pomóc i zainspirować młodych.

Wspomniał Pan o rezerwach Jagiellonii. W sierpniu 2019 roku na łamach portalu Weszło ukazał się obszerny list jednego z byłych graczy Jagiellonii Białystok. Czy miał Pan kiedyś okazję współpracować z rezerwami „Jagi”?

Sam nie współpracowałem, ale znajomi już tak. W rezerwach nie jest zbyt kolorowo. Tu też zdarzały się „kluby Kokosa”. To tutaj nie doceniono choćby Damiana Kądziora, dziś reprezentanta Polski. To był przecież ich zawodnik.

A czy rozgrywki czwartoligowe są regularnie obserwowane przez skautów Jagiellonii czy Wigier?

Niespecjalnie, te kluby raczej nie zaglądają tak nisko, szukają zawodników w innych miejscach. Czasem przyjeżdzają skauci z Olsztyna albo trenerzy klubów trzecioligowych, którzy kiedyś tu grali. Inna sprawa to propozycje, jakie są składane zawodnikom – często obiecuje im się złote góry, na przykład w III lidze, co okazuje się oszustwem. W taki sposób marnuje się kariery wielu potencjalnie świetnym zawodnikom.

Trudno jest się przebić wyżej?

Klub, w którym ostatnio trenowałem, występował w IV lidze. Stąd jest bardzo trudno, ale się da. Przykładem może być Maciej Makuszewski, wychowanek Wissy Szczuczyn, która rywalizuje z moją Biebrzą w czwartej lidze. On się wybił – przez Suwałki, potem Jagiellonię, aż po zagraniczny transfer i reprezentację Polski.

Inna sprawa, że czasem postęp utalentowanych zawodników blokują trenerzy. Kiedyś prowadziłem grupę młodzieżową jednego z podlaskich klubów. Jeden z młodych piłkarzy niesamowicie się rozwijał. Zaproponowałem trenerowi, żeby oddał go na testy do Jagiellonii. Odmówił, bo „nie będzie miał wyników”. W taki sposób zabija się talenty. Czasem „nie” powie też rodzic, ale to temat na inną rozmowę.

Nadal trenuje Pan młodzieżowców?

Obecnie mam przerwę, jeszcze ubiegłej wiosny trenowałem sekcje młodzieżowe Biebrzy Goniądz. Trenują tu też dziewczyny, bardzo utalentowane zawodniczki, reprezentantki Podlasia. Problem Goniądza to fakt, że mówimy o bardzo małym miasteczku. Zbyt małym, by zgłosić drużynę do ligi. Trudno zebrać grupę osób, żeby poprowadzić treningi z prawdziwego zdarzenia. Próbowaliśmy otworzyć sekcję piłki nożnej dla dziewcząt, trwało to trzy miesiące i musieliśmy ją rozwiązać. Nie pomogła reorganizacja szkolnictwa, tutaj jest tylko szkoła podstawowa. Po tym etapie edukacji dziewczyny wyjeżdżają do Białegostoku.

Czy problemy kadrowe dotyczą także innych grup?

Tak. Tutaj kiedyś było liceum, wtedy było łatwiej. Niestety zostało zamknięte. Prowadzimy grupy młodzików (11-12 lat – przyp. red.) i trampkarzy (13-14 lat – przyp. red.) i też trudno zebrać taką grupę, żeby zrobić treningi z prawdziwego zdarzenia. Na meczach także jest różna frekwencja, zebranie takiej ekipy, by byli jeszcze rezerwowi, jest praktycznie niewykonalne.

Na trampkarzach kończy się u nas piłka młodzieżowa, nie da się stworzyć grupy juniorów młodszych, starszych i wprowadzać zawodników do seniorskiej piłki.

Na Śląsku, w jednym z A-klasowych klubów, potrzeba około 50 tysięcy złotych, aby utrzymać drużynę przez rok, a klub utrzymuje się głównie z grup młodzieżowych, a konkretniej – ze składek. U Was rodzice płacą za treningi?

Nic, wszystko idzie z budżetu klubu, wyjazdy, opłaty za sędziów i pensja trenera. Gdyby wprowadzić składki, to część rodziców mogłaby zrezygnować. U nas nie ma jeszcze świadomości, że szkolenie kosztuje, że to ciężka praca trenerów, a kluby walczą o każdy grosz. Biebrza walczy też w cieniu znacznie większego klubu, Promienia Mońki. Liga ta sama, ale budżet na samych seniorów dwa razy większy niż nasz cały.
My z kolei mamy problem nawet na poziomie IV ligi. Zawodników z Goniądza w zespole jest może czterech, sam też jeszcze czasem gram. Reszta to są piłkarze z zewnątrz, z Białegostoku czy Ełku, skąd jest też trener.

Jaki jest budżet Waszego klubu?

80 tysięcy złotych na cały sezon. Z tego trzeba utrzymać zespół czwartoligowców i młodzież. Tyle musi nam wystarczyć. O resztę starają się sami zawodnicy, czasem lokalne firmy coś zasponsorują, choć na ogół tego nie robią. Budżet naszej gminy też nie jest potężny. Nasi piłkarze grają tu za darmo, brakuje u nas sprzętu, o boisko dbają prezesi klubu. Jest jedna osoba zatrudniona na pół etatu, aby skosić boisko i namalować linie.

A na jakim poziomie stoją kursy trenerskie?

Jest teoria i praktyka. Kursy są na wysokim poziomie, jest wykwalifikowana kadra, doświadczeni trenerzy. Gdy zaczynałem swoją przygodę trenerską, zrobiłem licencję, chciałem trenować w seniorach, bo nie było osoby, która mogłaby się tym zająć. Padła propozycja, bym rozwijał się pod okiem innego trenera, który bardzo mi pomógł.

Trenowałem drużynę kilka razy w tygodniu, za darmo. Pisałem konspekty, ustalałem przebieg treningów. Inna sprawa, że trenerzy są bardzo niedoceniani. Kluby wolą wziąć trenera z zewnątrz, zapłacić mu więcej, niż wypromować swojego wychowanka. Nie ma zaufania, jest za to zazdrość. To coś, co rzuca się w oczy.

Dziękujemy stronie Szuwary za udostępnienie fotografii z meczu Biebrzy Goniądz.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze