Wtorek może okazać się czarnym dniem dla kibiców "Starej Damy". Wielkie plany, marzenia i cele stawiane w tym sezonie mogą prysnąć niczym mydlana bańka. Nawet Cristiano Ronaldo, który stoi przed szansą na czwarte z rzędu zwycięstwo w Champions League, może nie okazać się wystarczająco skutecznym talizmanem. Zupełnie inne wyobrażenie na ten temat mieli przed sezonem szefowie "Juve", finalizując latem jeden z najgłośniejszych transferów w historii futbolu. I niewykluczone, że te wyobrażenia staną się rzeczywistością, jednak czy już w tym sezonie?
Minus 2 – taką „temperaturę” można w tej chwili odczytać na Allianz Stadium w Turynie. I nie chodzi oczywiście o pogodę, ale o stratę bramkową „Bianconerich”, z jaką we wtorek o 21 rozpoczną batalię z Atletico Madryt. Batalię o dalsze utrzymanie się przy życiu w tym sezonie. Porażka spowoduje, że kibice Juventusu na kolejne prawdziwe emocje z udziałem swojej drużyny będą musieli poczekać aż do jesieni.
Być albo nie być…
Żeby lepiej zrozumieć, jak ważny dla „Juve” będzie wtorkowy mecz, należy spojrzeć w tabelę Serie A. 23 zwycięstwa, 3 remisy, 0 porażek, przewaga nad wiceliderem z Neapolu dochodząca do niemal 20 punktów na 11 kolejek do końca… Cóż, Juventus po raz ósmy z rzędu zostanie mistrzem Włoch, a kibice zapewne wpadną w szał radości. Jednak równie pewne jest to, że już kolejnego dnia wstaną rano do pracy i jak gdyby nigdy nic przejdą do porządku dziennego. W przypadku triumfu w Lidze Mistrzów, za którym w Turynie tęsknią już od 23 lat, wyglądałoby to zupełnie inaczej… Między innymi dlatego powaga sytuacji i mobilizacja jest w Juventusie ogromna.
Można to było dostrzec na przykładzie ostatniego meczu ligowego przeciwko Udinese. Trener Max Allegri dmuchał i chuchał na zimne, wystawiając bardzo eksperymentalny skład, szczególnie w defensywie, w której z żelaznej jedenastki nie zagrał nikt poza grającym z konieczności Bonuccim (zmienił Barzagliego w 25. minucie). Zagrali za to Leonardo Spinazzola czy Martin Caceres, a więc piłkarze, którzy nie mają szans na występy w ważnych dla mistrza Włoch meczach. Podobnie sytuacja wygląda w przypadku młodego Moisego Keana, który piątkowy mecz może zaliczyć do bardzo udanych. Strzelił w nim dwie bramki, czym na pewno bardzo poprawił swoje notowania u trenera Allegriego.
Na liście piłkarzy, którzy dostali „wolne”, znaleźli się m.in. Ronaldo, Mandżukić czy Chiellini i niewątpliwie to oni wybiegną na murawę Allianz Stadium we wtorkowy wieczór. Dołączą do nich Joao Cancelo i Miralem Pjanić, czyli piłkarze, którzy wolne w meczu z Udinese mieli z przymusu – pauzowali z powodu kartek. Co ciekawe, w bramce swojej szansy nie otrzymał Mattia Perin i to Wojciech Szczęsny rozegrał pełne 90 minut. W najważniejszym meczu w tym sezonie również to Polak będzie strzegł bramki „Starej Damy”. Spoczywać będzie na nim ogromna odpowiedzialność, każda bramka zdobyta przez Hiszpanów na wyjeździe będzie bowiem oznaczać wielkie kłopoty Juventusu.
„Juve” bliskim krewnym PSG?
Patrząc na sytuację, w jakiej mogą się znaleźć piłkarze „Starej Damy”, na myśl przychodzi największy jak dotąd, obok Realu Madryt, przegrany tej edycji Ligi Mistrzów – drużyna Paris Saint Germain. Oczywiście styl, w jakim ewentualnie odpadnie z LM Juventus, nie będzie gorszy od tego, co zrobili paryżanie. Nawet porażka 0:3 u siebie nie będzie równa „osiągnięciu” piłkarzy Thomasa Tuchela. Największe podobieństwo polega oczywiście na sytuacji na własnym podwórku. W przypadku PSG wygląda to niemal bliźniaczo, a co za tym idzie – równie nudno jak w przypadku „Bianconerich”. Jego przewaga w Ligue 1 także wynosi prawie 20 punktów, co sprawia, że już prawdopodobnie za miesiąc będzie świętować szósty tytuł mistrza Francji na przestrzeni ostatnich siedmiu sezonów.
Co prawda kibice z Paryża mają prawo emocjonować się jeszcze rozgrywkami w rodzimym pucharze, ale zapewne nie takie były cele stawiane drużynie przez prezesa Nassera Al-Khelaifiego przed sezonem. Tym celem, podobnie jak w przypadku mistrzów Italii, był triumf w Pucharze Europy. Dziennik „L’Equipe” po pierwszym meczu paryżan w Manchesterze okrzyknął podopiecznych Tuchela głównym kandydatem do zwycięstwa w rozgrywkach. Niestety przedwcześnie. Natomiast Juventus jako faworyta numer 1 tegorocznej edycji wymieniało duże grono ekspertów trenerów i piłkarzy, w tym m.in. Pep Guardiola, Juergen Klopp, Jose Mourinho, Andrea Pirlo oraz Leo Messi.
W niektórych przypadkach można mówić o pewnej kurtuazji oraz zniesieniu roli faworyta z własnych drużyn, jak w przypadku Guardioli czy Messiego. Patrząc obiektywnie, trzeba przyznać, że nawet bukmacherzy stawiali „Juve” w trójce mającej największe szanse na wygraną obok ekip… Guardioli i Messiego. Drużyny tej dwójki raczej nie powinny mieć problemu z awansem do ćwierćfinału, ale ta edycja LM pokazała, że typowanie wyników przed meczem jest niczym rosyjska ruletka.
Cel nr 1 – Liga Mistrzów
Juventus „problem” z Pucharem Włoch ma już z głowy po dotkliwej porażce z Atalantą. Mecz z ekipą z Bergamo turyńczycy rozgrywali na trzy tygodnie przed pierwszym meczem z Atletico, ale chyba już wtedy myślami byli bardziej przy tej rywalizacji niż w Coppa Italia. Oczywiście nie można zarzucić braku zaangażowania, ponieważ w tamtym spotkaniu zagrali wszyscy najważniejsi piłkarze, którzy byli do dyspozycji Maxa Allegriego. Niemniej jednak końcowy rezultat 3:0 dla gospodarzy nie pasuje do Juventusu w jakichkolwiek rodzimych rozgrywkach. Nie pasuje do drużyny, która w lidze nie poniosła ani jednej porażki, a zremisowała zaledwie trzy spotkania. „Stara Dama” na pewno chciała wygrać Puchar Włoch.
Z drugiej strony nie chciała tego zrobić za wszelką cenę. Odpadnięcie z tej rywalizacji spowodowało, że koncentracja na Lidze Mistrzów miała być maksymalna, a Cristiano Ronaldo będzie mógł poprowadzić swoich kolegów do tego, co potrafi najlepiej – wygrywania Champions League. Triumfu w Serie A nikt Juventusowi nie zabierze. Patrząc na terminarz i mecze z takimi drużynami jak Empoli, Cagliari czy SPAL, trudno tego oczekiwać. Będą też mecze trudniejsze, m.in. z Interem, Milanem, a także derby z Torino, ale również w nich ekipa Allegriego będzie faworytem. „Bianconeri” mają już tylko jeden cel, ale jego osiągnięcie utrudnia pierwszy nieudany mecz w Madrycie. W mieście, w którym CR7 święcił największe swoje sukcesy, przeciwko rywalowi, którego zna doskonale i któremu strzelił w barwach Realu 22 gole, przed dwoma tygodniami był zupełnie niegroźny. Kibice Juventusu powinni modlić się, żeby Portugalczyk przypomniał sobie półfinał LM z sezonu 2016/2017, kiedy w pierwszym meczu zaaplikował rywalowi zza miedzy hat-tricka.
Taki hat-trick we wtorek, połączony z czystym kontem Wojtka Szczęsnego, sprawiłby, że kibice nie pójdą tej nocy spać. Jak informuje „La Gazzetta dello Sport”, dopingu dla zawodników grających w biało-czarnych koszulkach na pewno nie zabraknie, tym bardziej że najwięksi fani zasiadający na słynnej trybunie „Curva Sud” wesprą swoją ukochaną drużynę pomimo narastającego niezadowolenia przeciwko wysokim cenom biletów.
Co na to Atletico?
Diego Simeone w ostatnim spotkaniu La Liga z Leganes w przeciwieństwie do Maxa Allegriego skorzystał z usług swoich największych gwiazd z Antoine Griezmannem na czele. Francuz został jednak zmieniony po pierwszej części gry, czym argentyński szkoleniowiec pokazał, że również myśli o wtorkowej rywalizacji. Ligowa sytuacja „Los Colchoneros” jest zdecydowanie inna aniżeli Juventusu. W tej chwili drużyna ze stolicy Hiszpanii jest wiceliderem tabeli, wciąż z minimalnymi, ale jednak realnymi szansami na mistrzostwo. Oczywiście przewaga Barcelony jest bezpieczna, ale siedem punktów straty nie odbiera Atletico szans na walkę o tytuł.
Z drugiej strony podopieczni Simeone nadal muszą uważać na lokalnego rywala w postaci Realu, który czai się za ich plecami. To sprawia, że ewentualna porażka w Lidze Mistrzów nie będzie dla Hiszpanów „końcem świata”. Przynajmniej można było tak myśleć przed pierwszym spotkaniem w 1/8 finału LM. Odpadnięcie po zwycięstwie 2:0 będzie odbierane inaczej i po raz kolejny przywołuje na myśl wspomniane wcześniej PSG. Jednak znowu nie byłaby to tego kalibru porażka. Paryżan w tej edycji już raczej pobić się nie da. Tym bardziej że teraz gospodarzem spotkania będzie „Stara Dama”. Czy Atletico będzie w stanie odeprzeć atakujących od pierwszych minut Włochów?
Patrząc na ich szczelną defensywę, z której słyną, jest to możliwe. W tym sezonie ligowym stracili tylko 17 bramek, zdecydowanie najmniej z całej stawki, natomiast w LM tylko sześć, z czego ponad połowę w przegranym 0:4 meczu z Borussią w Dortmundzie. To spotkanie pokazuje, że można przełamać żelazną defensywę Atletico. Również Juventus pokazał, że potrafi odrabiać straty. W zeszłorocznej edycji LM turyńczycy odrobili trzy bramki straty z pierwszego, domowego meczu z Realem Madryt, jednak marzeń o awansie do półfinału rozgrywek w 97. minucie rewanżu pozbawił ich nie kto inny jak… Cristiano Ronaldo. Teraz CR7 zrobi wszystko, żeby te marzenia Juventusowi przywrócić.