Wisła Kraków po raz kolejny straciła punkty z teoretycznie słabszym rywalem i praktycznie straciła szansę na obronę mistrzostwa Polski. Obrońca „Białej Gwiazdy”, Marko Jovanović, nie starał się szukać usprawiedliwień dla słabej formy swojej drużyny w starciu z Koroną Kielce. Serb zapowiada walkę w kolejnych meczach.
Jak Pan skomentuje dzisiejszy mecz?
Nie graliśmy najlepiej, mieliśmy przewagę, ale nic z tego nie wynikało. Nie stwarzaliśmy sobie sytuacji podbramkowych. Klub taki jak Wisła, będący mistrzem kraju, musi dominować na boisku. Po raz kolejny straciliśmy u siebie punkty – to już piąta ligowa porażka na własnym stadionie. Nie wygląda to dobrze.
Czy nie uważa Pan, że Wisła przegrała to spotkanie nie w drugiej, lecz w pierwszej połowie, gdy graliście jedenastu na jedenastu?
Tak, to prawda. Gdy na boisku było po równo zawodników obu drużyn, to nie potrafiliśmy zbliżyć się w okolice bramki przeciwnika. Czerwona kartka też skomplikowała nasze plany, ale to nie jest wytłumaczenie. W pierwszym meczu przeciwko Standardowi zagraliśmy dobrze, w rewanżu nieco gorzej. Dużo rozmawialiśmy o tym, jak ważne jest spotkanie z Koroną, ale znów nie ustrzegliśmy się błędów.
Po raz drugi zdarza się tak, że po ważnym meczu w europejskich pucharach gracie słabo w lidze. Po rewanżu z APOEL-em przegraliście przecież z Lechią. Czy to znaczy, że nie jesteście w stanie szybko się zmobilizować?
Nie sądzę. Nigdy nie można przewidzieć, jak będzie wyglądało twoje kolejne spotkanie. Dajemy z siebie wszystko, ale w decydującym momencie coś nie wypala. Ostatnie podanie, strzał na bramkę itp. Musimy ponownie usiąść w grupie i zastanowić się, czemu tak się działo. Musicie mi wierzyć, że staramy się ze wszystkich sił.
Po raz drugi w ostatnich tygodniach Michał Czekaj dostaje czerwoną kartkę. Czy nie sądzi Pan, że dziś popełnił dwa wyjątkowo głupie faule?
Chciałbym powiedzieć jedną rzecz. Michał ma 20 lat. Według mnie jest najbardziej utalentowanym środkowym obrońcą, nie tylko w Wiśle, ale całej lidze. W poprzednich spotkaniach zawsze należał do najlepszych na boisku. Każdemu mogą przytrafić się błędy – to normalne. Dlatego nie możemy winić Czekaja za porażkę.
To już trzeci tegoroczny mecz, który kończycie w dziesiątkę. Nie widzi Pan w tym problemu?
Oczywiście, jest to bardzo problematyczne, ale chociażby w pierwszym meczu ze Standardem pokazaliśmy, że mimo to da się osiągnąć dobry wynik. Nie wiem nawet, jak to wytłumaczyć.
Dzisiejsza przegrana praktycznie pozbawia Was szans na obronę mistrzostwa, ale i mocno utrudnia walkę o europejskie puchary.
Zgadzam się, walka o tytuł strasznie się skomplikowała. Gra w europejskich pucharach jest czymś wspaniałym nie tylko dla nas, ale i dla całego polskiego futbolu. Awans do tych rozgrywek nadal jest naszym celem. Do końca sezonu ligowego zostało jedenaście kolejek. Nie jest to wiele, ale także różnice punktowe w tabeli nie są zbyt duże. Nadal jesteśmy blisko czołówki. Musimy tylko coś zmienić w naszej grze. Najlepiej, żebyśmy zawsze grali tak jak u siebie ze Standardem.
W tym sezonie byliście bliscy awansu do Ligi Mistrzów. Istnieje możliwość, że za kilka miesięcy czeka Was co najwyżej gra w eliminacjach Ligi Europy.
Fakt, występujemy w czołowym klubie w tym kraju i nie możemy zaakceptować swojej aktualnej pozycji w tabeli. Musimy piąć się w górę i aż do ostatniej kolejki ligowej walczyć o czołową lokatę. Zostaje też Puchar Polski i dwumecz z Lechem Poznań. Teraz cały tydzień będziemy się przygotowywać do bardzo ważnego starcia w Gdańsku.
Jaki nastrój panował po meczu w szatni?
Wszyscy byli rozczarowani. Nie rozmawialiśmy ze sobą zbyt długo, na to przyjdzie czas jutro. Teraz chyba każdy musi na spokojnie przemyśleć swą postawę.
Czy to najgorszy moment w trakcie pańskiego pobytu w Wiśle?
Nie, gorzej było po derbach z Cracovią. Oczywiście, teraz też nie mam powodów do radości. Nie wygraliśmy w piątym kolejnym spotkaniu. Najgorsze, co mógłbym teraz zrobić, to się poddać. Trzeba wziąć się w garść.
W rozmowie uczestniczył Mateusz Stanaszek