Jarek Kaszowski: Nie może być tak, że Piast Gliwice bawi się w wyciąganie brudów na zewnątrz (ROZMOWA)


Kilka dni temu z Piasta Gliwice została zwolniona legenda klubu, czyli Jarek Kaszowski. To zapoczątkowało otwarty konflikt, o którym porozmawialiśmy z samym zainteresowanym

1 kwietnia 2020 Jarek Kaszowski: Nie może być tak, że Piast Gliwice bawi się w wyciąganie brudów na zewnątrz (ROZMOWA)
Łukasz Laskowski / PressFocus

26 marca były piłkarz gliwickiego klubu, pełniący funkcję menadżera ds. klientów kluczowych, otrzymał na stół wypowiedzenie umowy. Tak po prostu, bez żadnej zapowiedzi, z rąk kadrowej. W obliczu owej sytuacji Jarek Kaszowski nie ukrywał swojego zdziwienia oraz zwyczajnego żalu, że został potraktowany bez szacunku. Na odzew klubu nie trzeba było długo czekać, a stał za nią jego współwłaściciel, czyli Zbigniew Kałuża. Napisał on list otwarty, w którym zdaniem "Kaszy" pojawiły się kłamstwa brukające jego dobre imię. Imię, na które pracuje w Gliwicach od 1997 roku, stąd obrona w postaci publicznej odpowiedzi była tylko formalnością.


Udostępnij na Udostępnij na

Przed lekturą rozmowy z Jarkiem Kaszowskim zachęcamy do zapoznania się z artykułem, który zaznajamia z całą sytuacją od strony kulis. Zawarte w nim są: obszerny opis konfliktu, kluczowe cytaty, ważne wątki z przeszłości, punkt widzenia Jarka Kaszowskiego i (przede wszystkim) opinie człowieka z klubowych kuluarów, który postanowił wypowiedzieć się o niewygodnych kwestiach dla Zbigniewa Kałuży (treść jego listu tutaj) na łamach iGola.

Z jednej strony Jarek Kaszowski, z drugiej Zbigniew Kałuża. Odkrywamy kulisy konfliktu w Piaście Gliwice!

[Rozmowa została przeprowadzona tuż po publikacji listu przez Jarka Kaszowskiego (jego treść tutaj), 31 marca 2020 roku]

Rozumiem, że zewsząd otrzymał Pan teraz duże wsparcie?  

Powiem szczerze, że bardzo wiele osób (przyjaciół, piłkarzy) pisze teraz do mnie i mam problemy, żeby odpisać i oddzwonić. Czuję ogromne wsparcie. To, co dzisiaj usłyszałem… Nawet się tego nie spodziewałem. Wydaje mi się, że wiele osób zostało w pewnym sensie odblokowanych.  

A jaka była Pana pierwsza reakcja po zobaczeniu listu Zbigniewa Kałuży? 

Moja pierwsza reakcja… Zdziwienie. Zdziwienie, że takie rzeczy się w ogóle publikuje. I może pan Kałuża zrobił to dlatego, że ja o pewnych kwestiach wypowiadałem się w wywiadach, natomiast trochę inna jest moja rola. Ja jestem byłym piłkarzem, pracownikiem klubu i wydawało mi się, iż fakt, że jestem w tym światku obecny, dawał mi możliwość, że mogę tych kilku wywiadów udzielić, żeby powiedzieć, co myślę i czuję. Natomiast wydawało mi się, że w przypadku stanowiska mniejszościowego udziałowca klubu nie powinno się tak robić.

Zbyt dużo spraw zostało wywleczonych na światło dzienne. I kiedy ten list czytałem, nie tyle, że byłem zły, byłem po prostu zniesmaczony i może nawet bardziej zdumiony, że tak błahe sprawy pan Kałuża zaczął wyciągać. Co więcej, wiele z tych kwestii to było zwykłe mówienie nieprawdy – powiem delikatnie, bo inaczej nie chcę tego nazywać.  

NORBERT BARCZYK / PRESSFOCUS

A czy miał Pan w takim razie wrażenie, że pan Kałuża wyciągał błahe sprawy dlategoże nie posiada grubszych argumentów? Bo tak naprawdę ich po prostu w ogóle nie ma?  

Właśnie czekałem na mocne argumenty i się ich nie doczekałem. I chyba coś w tym jest. Bo jak ja mam przyjąć np. argument, że ja nic nie robiłem przez siedem lat? Skoro nic nie robiłem przez siedem lat, to dlaczego nie było dyscyplinarnego zwolnienia? Dlaczego tak długo byłem utrzymywany przez Piasta? To mnie dziwi. Tutaj chyba należy postawić kropkę.  

Pan Kałuża stwierdził, że Pańskie stanowisko było nieefektywne i niepotrzebne. W tym kontekście oba argumenty sobie zaprzeczają.  

Tak i o tym starałem się wspomnieć w moim liście. Ja wiem, ile osób chodziło na mecze Piasta. Wiem, jakie są statystyki. Wiem, jakie są statystyki w sektorze szkolnym, który próbowałem organizować od początku mojego pobytu w klubie. I wiem też, jak te statystyki zaczęły spadać w momencie, gdy pojawił się tutaj prezes Żelem i zamknął pewne sprawy. Trzeba nazwać to po imieniu.

Foremki z piaskownicy zostały zabrane, ale głosy typu „Jarek, musisz wciąż walczyć o te szkoły, tu i tu załatwiaj” zostały. Albo „tego i tego dać ci nie możemy, nagród dla nauczycieli i prezentów dla uczniów również nie”. W pewnym momencie zacząłem się wstydzić, że muszę jeździć do tych szkół i mówić, że coś obiecaliśmy, ale jednak tego nie będzie, bo nic nie mamy.  

Rozumiem, że umowy barterowe były ważne w tym kontekście.  

Jednej kwestii nie rozumiem: dlaczego umowa barterowa jest zła, jeśli klub mówi mi: „Słuchaj, Jarek, mamy dla ciebie np. umowę z parkiem rozrywki”. Albo z jakąś inną firmą… „Słuchaj, to jest w ramach barteru i masz kilkaset biletów dla przedszkoli jako nagrodę”. Albo “mamy vouchery na sprzęt sportowy, fajny pomysł, robimy to i przekazujemy szkołom i przedszkolom”. Natomiast nagle okazuje się, że ze strony klubu pojawia się czerwone światło…

Ja, gdybym myślał o tym, żeby np. pomagać dzieciom i żeby one zaczęły się utożsamiać z klubem, starałbym się robić wszystko, aby jak najwięcej tym dzieciom dać. Tym bardziej że tak naprawdę to nie dzieje się moim kosztem, bo firmy, które dawały coś od siebie, w zamian chciały jedynie reklamę na stadionie. Niestety to wszystko się pozamykało i doszliśmy do sytuacji, w której klub musiałby sam za to płacić. A klub nie chciał tego robić, nie chciał sięgać do własnej kieszeni i koło się zamykało.  

Czy zatem zgodziłby się Pan z tezą, może dość odważną, że władze Piasta się lekko zagubiły?  

Czy się zagubiły… Nie wiem, czy zagubiły czy to wszystko było przemyślane. Wydaje mi się jednak, że pojawiało się wiele sytuacji, które powinny były zostać rozwiązane inaczej.  

A co Pana zdaniem powinno z kolei funkcjonować lepiej w Piaście Gliwice? Pewnie trudno byłoby nie odnieść się do osób zarządzających w klubie i ich relacji z pracownikami?  

Tutaj nie ma mowy o żadnych relacjach. Ja pierwszy raz się z czymś takim spotkałem, że prezes klubu zamyka drzwi i nie pozwala do siebie wejść. I nie chodzi tutaj tylko o mnie, bo gdyby zadzwonił Pan do innych pracowników, usłyszałby Pan, że żadna z tych osób nie mogła dostać się na spotkanie z prezesem. Trzeba było długo czekać, przy czym niektórzy do dziś się nie doczekali. Między innymi ja.

Rok temu pan prezes zatrudnił dyrektora marketingu, który miał być łącznikiem, ale okazało się, że tak naprawdę pan dyrektor za bardzo nie może podejmować decyzji. Nie wiem, czy nie chce czy nie umie. On sam ich nie podejmował i z wszystkim musiał chodzić do prezesa. To był nasz taki jedyny łącznik, jednak z punktu widzenia pracownika sprawy, które były dla nas, pracowników, ważne, nie zostawały załatwione.  

Na koniec: co Pan czuje po napisaniu listu? Ulgę? Czy być może myśli, że za chwilę będzie trzeba przygotować kolejną gardę?  

Trzeba być przygotowanym na wszystko, ale tak, czuję przede wszystkim ulgę. Tak jak napisałem w liście – mam nadzieję, że był to mój ostatni list otwarty, bo nie może być tak, że klub, mistrz Polski, bawi się w wyciąganie brudów na zewnątrz. Ja sobie zdaję sprawę, że nie ma ligi i może nie ma o czym czytać, ale na miłość boską… To jest klub, mistrz Polski. Pod kątem marketingowym wygląda to fatalnie.

Wiem, że jestem już zwolniony z Piasta, ale nadal patrzę na niego przez pryzmat tego, co z nim w życiu przeszedłem. Tutaj nie ma przyzwolenia z mojej strony na to, żeby tak szargać imieniem klubu. Piast jako mistrz Polski nie zasługuje na to, żeby tak o nim teraz mówić. Od strony wizerunkowej to fatalna sprawa.  

Mam nadzieję, że na tym nasza polemika się zakończy, każdy postawi kropkę, pójdzie w swoją stronę i sprawa się rozejdzie. I że nie będą nagle się pojawiać jacyś „przyjaciele klubu” czy „dobrze poinformowane źródła”. Ja tego nie chcę. Odpowiedziałem na wszystkie sprawy, które dotyczyły mojej osoby w liście pana Kałuży, i chyba widać, że odpowiedziałem w sposób rzetelny i prawdziwy. Naprawdę, nie zamierzam po raz kolejny przez półtora dnia siedzieć i odpowiadać na jakieś wymyślane zarzuty, bo nie mam na to czasu i chęci. Cieszę się, bo pisałem to ja, od serca, i powiem po raz kolejny: na tym chciałbym zakończyć. 

Żeby tylko Pana konflikt i wymiana listów nie przerodziły się w walkę Dawida z Goliatem. 

Pamiętajmy: ja jestem tylko człowiekiem, po drugiej stronie jest machina. Tam są duże pieniądze, mistrz Polski z dużym budżetem… Natomiast jeśli patrzymy na wizerunek Piasta, on teraz leży. Klub powinien pomyśleć, co należy zrobić, gdy liga wróci, żeby bardziej zapełnić stadion. To w tym momencie jest dużym problemem i tego typu listy klubowi nie pomagają. 

Przykro mi, że rozmowa z Panem [Zbigniewem Kałużą, przyp. redakcja] po mojej ponad 20-letniej współpracy z klubem odbywa się w ten sposób. Źle to wpływa na wizerunek klubu, a nie o to powinno nam chodzić. Sam sposób zwolnienia mnie z pracy, bez rozmowy i słowa wyjaśnienia, pokazuje nowy styl działania władz klubu działających pod Pana dyktando. Fragment listu Jacka Kaszowskiego

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze