Masz dopiero co skończone 20 lat, grasz na najwyższym poziomie rozgrywkowym w kraju, w klubie, z którym jesteś związany od pierwszych lat życia oraz do którego czujesz coś znacznie więcej niż sentyment, i w jego barwach po raz pierwszy w karierze wyprowadzasz drużynę na boisko jako jej kapitan. Brzmi utopijnie, tyle że w meczu jesteś strzelcem jedynego gola – wpakowanego swojemu bramkarzowi, a do tego jest to drugie spotkanie, które kompletnie zawalasz, i niewykluczone, że twój klub znów zadomowi się w strefie spadkowej ligi. Parafrazując Zenona Martyniuka, przekorny jest los Janka Sobocińskiego, który z jednej strony jest jednym z najbardziej obiecujących stoperów młodego pokolenia w Polsce, z drugiej zaś dalej to postać o naturze tykającej bomby zegarowej w defensywie ŁKS-u, który w jednym meczu może zapewnić spokój i pewność w szeregach obronnych, a w następnym na przekór wszystkiemu prezentować rywalom raz po raz kolejne sytuacje bramkowe.
Niewielu po zawieszeniu Michała Kołby za doping jest w drużynie z alei Unii Lubelskiej 2 prawdziwych ełkaesiaków z krwi i kości, związanych z nią od najmłodszych lat. Jan Sobociński to jednak postać dla klubu wyjątkowa, wychowująca się w ŁKS-ie i znacząca dla niego bardzo wiele. Pod względem piłkarskim i wizerunkowym jest to zdecydowanie brylant, jego wartość rynkowa z pewnością przyniesie w przyszłości zyski klubowi.
Kalejdoskop formy
Tyle że ów diament sam sobie umniejsza swoją szczególność i wyjątkowość poprzez notoryczne wahania formy, w niektórych przypadkach wręcz skrajne. To, że Janek ma dziwną przypadłość do ciągu na własną bramkę, było już widoczne w I lidze. Trzy samobóje na przestrzeni sezonu to wynik dosyć nietypowy i jednak poniekąd dający do myślenia. Gdy ddamy do tego skalę absurdu chociażby przy „swojaku” z Wigrami Suwałki, to sytuacja jest tym bardziej dziwno-zabawna. Rzecz jasna z perspektywy osoby postronnej, bo Sobocińskiemu do śmiechu zapewne nie jest. W każdym razie, nawet mając na uwadze tę przytrafiającą się nieporadność w obronie, defensor ŁKS-u uchodził za jedną z rewelacji I ligi, a co za tym idzie – ciągnął za sobą bagaż z dużymi nadziejami na huczne pokazanie się ekstraklasie.
Jan Sobociński wielką nadzieją dla klubu i reprezentacji
Dobrą renomę wypracował sobie nie z przypadku, bo jego atutów wymienić by można sporo. Od niezłego przyśpieszenia, przez bardzo dobre wyprowadzenie piłki, aż po stające się znakiem firmowym wymierzone na centymetry przerzuty na kilkadziesiąt metrów. A do tego ponadprzeciętny strzał jak na standardy obrońców. Owe walory nie uszły także uwadze selekcjonerom reprezentacji młodzieżowych, Jacek Magiera postawił bowiem na mistrzostwach świata do lat 20 organizowanych w Polsce na duet stoperów Walukiewicz – Sobociński i to ten drugi mimo marnego występu całej drużyny pozostawił po sobie bardzo przyzwoite wrażenie i nadzieje na kolejne etapy rozwoju w lidze. I fakt faktem, póki ŁKS punktował w lidze, to z Jankiem wszystko było OK.
Wg mnie najlepsi Polacy w MŚ U-20:
1. Radosław Majecki
2. Bartosz Slisz
3. Sebastian Walukiewicz, Jan Sobociński.Odkrycie: Michał Skóraś.
— Mateusz Janiak (@eMJot23) June 2, 2019
Okrutna weryfikacja przez poziom ligi
Problem pojawił się wraz z upływem kolejek i wzrostem poziomu rozgrywanych spotkań. Tam już kolejni ofensywni piłkarze poszczególnych polskich klubów wytykali braki w obronie ŁKS-u, a co za tym idzie – obrywało się też Sobocińskiemu. Łódzka defensywa kolejka po kolejce była sprawdzana przez kolejnych zawodników, zawsze z tym samym skutkiem – dwa gole zaaplikowali jej kolejno Paweł Brożek, Jarosław Niezgoda i Davit Skhirtladze. Sobociński zatrzymał też ewentualny proces remontady w meczu z Zagłębiem Lubin, gdy przy wyniku 2:1 dla gospodarzy sprezentował gola Boharowi, który zadecydował o losach spotkania. Młodzieżowiec Łódzkiego Klubu Sportowego mimo wszystko do czasu zawieszenia za kartki grał w lidze wszystko od deski do deski. Mogła być to kwestia właśnie statusu młodzieżowca, który w ŁKS-ie posiada jeszcze Piotr Pyrdoł, ale w tamtym czasie nie był on eksploatowany przez Kazimierza Moskala.
Koniec. pic.twitter.com/VY3jWAPIdv
— ŁKS Łódź (@LKS_Lodz) November 8, 2019
Z drugiej jednak strony wątpliwa jest teoria, że gra łódzkiego klubu wyglądałaby lepiej z Kamilem Juraszkiem u boku Maksa Rozwandowicza. Zwyczajnie trener Moskal obdarzył wychowanka ŁKS-u dużym zaufaniem. Na korzyść decyzji o stawianiu na „Sobotę” przemawia jego gra u Czesława Michniewicza we wszystkich meczach eliminacyjnych w reprezentacji U-21 (de facto znów w parze na środku z Walukiewiczem). W ekstraklasie jednak w dalszym ciągu dobrze nie było i do dziś dobrze nie jest z grą Janka. Złe ustawienie przy pierwszym golu i fatalne wyprowadzenie akcji przy drugim w meczu z Jagiellonią obarczyły go winą za porażkę w 14. kolejce spotkań polskiej ligi. Do tego w debiutanckim meczu w roli kapitana ŁKS-u wracają stare demony i pakuje gola do własnej siatki, który decyduje o kolejnej porażce klubu, dla którego obecnie punkty mają nieocenioną wartość.
Sprawdzian piłkarskiej dojrzałości
Piłkarskie plagi egipskie spadły na Janka Sobocińskiego i niespecjalnie potrafi się on od nich opędzić. Otwarcie należy powiedzieć, że pierwszy poważny kryzys w dorosłej piłce właśnie nastał, a co za tym idzie – przyjdzie też czas na prawdziwą weryfikację możliwości nie tylko piłkarskich, ale może przede wszystkim mentalnych Janka. Kończącą się pierwszą część sezonu należy odkreślić grubą linią i zacząć rundę rewanżową jako tabula rasa, bo tylko odcinając się od przeszłych niepowodzeń, Jan Sobociński może wrócić do grania na poziomie, na który zdecydowanie go stać. A tenże poziom potrafi wykroczyć poza standardy naszej rodzimej ekstraklasy.