Na początku lipca ubiegłego roku Jakub Kuzdra spełnił swoje marzenie i wyjechał za granicę. Liga grecka i klub Volos wydawały się bardzo ciekawym kierunkiem, jednak lewy obrońca mocno się zawiódł. Od początku stycznia pozostaje bez klubu i teraz walczy o powrót do piłki. Z 24-latkiem porozmawialiśmy o nieudanej przygodzie za granicą, Warcie Poznań oraz planach na najbliższą przyszłość.
Jakub Kuzdra ma na pewno na swoich barkach ciężki bagaż doświadczeń po ostatniej przygodzie. Od stycznia oficjalnie jest bez klubu i pragnie, by ta sytuacja zmieniła się jak najszybciej.
Jak się czujesz i co teraz robisz? Trenujesz gdzieś?
Nie będę ukrywać. Za mną bardzo trudny okres. Dopiero teraz poczułem na własnej skórze, jak to jest być bez klubu przez prawie pół roku. Wielu zawodników przez to przechodziło i rozumiem, z czym tak naprawdę musieli się zmagać. Oczywiście cały czas staram się być w rytmie treningowym. Jeżdżę do kilku klubów na ćwiczenia. Co prawda to jedynie czwartoligowe zespoły, jednak jakikolwiek kontakt z piłką w tym momencie jest ważny. Grywam też z chłopakami z mojej wsi, którzy pomagają mi w wielu technicznych aspektach.
Co się stało w Volos? Dobry sezon w Warcie sugerował, że Jakub Kuzdra jest gotowy na krok w przód.
Zawsze chciałem wyjechać z Polski i byłem niezwykle podekscytowany możliwością gry dla Volos. Niestety, ale nie wyszło. Początkowo nie chciałem się tym z kimkolwiek dzielić, bo nie zależało mi na byciu ofiarą. Jednak zdaję sobie sprawę, że i tak nie zdołałbym uciec od tego tematu. Największym problemem i jednocześnie powodem rozstania były relacje z prezesem. Podczas podpisania kontraktu był na wakacjach i nie mieliśmy okazji się wtedy poznać. Praktycznie od samego początku coś mu we mnie nie pasowało i natychmiastowo chciał się mnie pozbyć. Próbowałem z nim rozmawiać i prosiłem o pół roku szansy na udowodnienie, że się nadaję. Dał mi okazję do pokazania się w pucharze Grecji, ale na pozycji prawego napastnika. Z oczywistych powódek nie byłem w stanie się dobrze zaprezentować, a tuż po meczu ów prezes dosyć mocno dał mi do zrozumienia, co myśli o mnie i o mojej grze. Ale nie tylko ja miałem takie problemy.
Co masz dokładnie na myśli?
Nie tylko ja nie spodobałem się prezesowi. Niech przykładem będzie to, że w tym momencie zostało tylko siedmiu chłopaków z poprzedniego sezonu. Trener miał zazwyczaj inne postrzeganie na piłkę i chciał mi dawać więcej minut, ale to prezes rządził i nie było z nim dyskusji. Tak to już jest w Grecji. Toksyczni włodarze, problemy z arbitrami, problemy z wypłacaniem pieniędzy — trochę jak w Polsce w latach 90.
Nie otrzymywałeś wynagrodzenia? Jak to się ma do Twoich doświadczeń z Polski?
W ekstraklasie zawsze wszystko było na czas i bez żadnych problemów. Natomiast w Grecji prezes wypłacał pensję tym, którzy na to „zasługiwali”. Przez ten cały konflikt oczywiście nie miałem szansy na otrzymanie pieniędzy. Naprawdę — Polska i Grecja w kwestii organizacji wszystkich spraw i szanowania zawodników to niebo a ziemia.
A wynagrodzenie w Grecji, przynajmniej na umowie, jest bardziej okazałe niż w Polsce?
Nie jest to jakaś ogromna różnica, ale tak. W Grecji pensja jest wyższa, tylko co z tego, skoro prezesi wypłacają te pieniądze, jak chcą.
Czyli tę przygodę można uznać za kompletną porażkę.
Ogólnie to tak. Jednak nie mogę narzekać na wszystko. Poznałem kilku wspaniałych ludzi i trenera, który próbował wydobyć ze mnie to, co najlepsze. Nawet bez gry w spotkaniach uważam, że zrobiłem spory postęp. Nauczyłem się inaczej rozgrywać, mocno rozwinąłem się też pod względem taktycznym. Szkoleniowiec Volos widział mnie na wahadle i bardzo chciał, żebym grał, jednak nie miał szans w dyskusji z prezesem. Nie mam do niego żadnego żalu, a wręcz przeciwnie — jestem wdzięczny. Do swojej waleczności dołożyłem też szczegółową analizę wydarzeń boiskowych i co najważniejsze — czuję się lepszym piłkarzem.
Jaki byłby kierunek, który spełniłby Twoje aspiracje dotyczące gry za granicą?
Zawsze gdzieś tliło się marzenie o Skandynawii. Poziom sportowy i cała otoczka związana z kibicami zawsze zapiera mi dech w piersiach. Na tym etapie droga do tego jest długa i chce się skupić najpierw na odbudowaniu swojej pozycji w piłce, ale gdzieś celem jest właśnie Europa Północna.
Zawsze mocno podkreślałeś, że marzysz o grze za granicą. Czy ta przygoda nie podłamała Ci skrzydeł?
Nie, w żadnym wypadku. Bardzo mi się tam podobało. To zupełnie inny klimat, inna szatnia i odmienne podejście do samej dyscypliny. Miałem kilka ofert od zagranicznych klubów, ale liczyłem na coś ciekawszego i mniej ryzykownego. Odzywały się kluby z Rumunii i z drugiej ligi greckiej. Ostatecznie zostałem bez żadnej umowy, jednak nie zamierzam się poddać i dalej będę walczył o swoje marzenia.
Słyszałem też, że Stomil Olsztyn się z Tobą kontaktował.
Tak, rozmawiałem z trenerem Adrianem Stawskim. Zadzwonił do mnie już w dzień rozwiązania kontraktu z Volos, zresztą podobnie jak działacze Warty Poznań oraz Arki Gdynia. Liczyłem jednak na coś innego. Z perspektywy czasu żałuję, gdyż cały czasy byłbym pod grą, ale czasu nie cofnę. Teraz wiem, że mogłem inaczej to rozwiązać. Bardzo tęsknie za piłką i brakuje mi jej. Nie mogę bez tego żyć.
A widziałbyś siebie ponownie w Warcie?
Jeśli mam być szczery, to już raczej nie. Nie chodzi tu nawet o kwestię czysto piłkarską, lecz po prostu chciałbym jednak spróbować czegoś innego. Oczywiście mocno jej kibicuje oraz wspieram ją, ale jestem takim człowiekiem, który cały czas potrzebuje nowych wyzwań.
Jeszcze będąc w temacie Warty. Co sądzisz o tym sezonie w jej wykonaniu?
Na to raczej trudno znaleźć jednoznaczną odpowiedź. Problemem z pewnością nie była atmosfera, bo dobrze pamiętam, jak to wyglądało w tamtym sezonie. Na początku nie szło nam najlepiej, a mimo to potrafiliśmy się zawsze wesprzeć i podnieść na duchu. Nie będę jednak ukrywał — oglądając mecze rundy jesiennej, sądziłem, że Warcie będzie trudno utrzymać się w ekstraklasie. Zielona rodzina potrafiła się jednak podnieść, oddała całe serce i osiągnęła swoje.
Jaki masz cel na najbliższy sezon?
Głównym celem na pewno jest powrót do regularnej gry. Jeśli będzie trzeba cofnąć się do poziomu 1. ligi, to nie będę się wahał i to zrobię. Muszę się odbudować, bo długo nie grałem i trudno mi powiedzieć, co mnie czeka. Ostatnio zmieniłem agenta i czekamy na jakieś oferty. Marzeniem bez wątpienia jest gra w Wiśle Kraków. Kocham ten klub od 5. roku życia, dziadek pokazał mi jej pierwszy mecz w Pucharze UEFA i serce się łamie, patrząc na aktualne wydarzenia. Chciałbym pomóc w powrocie do elity.