Jakub Kuczera: Moje marzenia wybiegają daleko poza polską ligę (WYWIAD)


Były zawodnik ROW-u opowiada o klubie i trenerze Jóźwiaku, udziale w Spodek Super Cup oraz przejściu do Unii Turza Śląska

24 stycznia 2024 Jakub Kuczera: Moje marzenia wybiegają daleko poza polską ligę (WYWIAD)
Zbigniew Harazim / zbyszkofoto.pl

Poznaliśmy go na turnieju Spodek Super Cup. Zrobił na nas duże wrażenie. Pisaliśmy nawet, że wkrótce zgłosi się po niego klub z wyższego szczebla. I mieliśmy rację. Kilka dni temu Jakub Kuczera zasilił szeregi trzecioligowej Unii Turza Śląska. Młody zawodnik mówi nam jednak, że jego marzenia sięgają daleko poza polskie rozgrywki.


Udostępnij na Udostępnij na

Jakub Kuczera pochodzi z Rybnika. Przygodę piłkarską zaczynał jako nastolatek w juniorach Odry Wodzisław Śląski. Jego serce należy jednak do ROW-u Rybnik. Tam poznał dorosły futbol, a pół roku temu wrócił pomóc klub0wi w czwartej lidze. Razem wywalczyli awans do finału okręgowego Pucharu Polski.

20-latek idzie jednak dalej. Kilka dni temu zasilił szeregi Unii Turza Śląska i ma wszystko, by w najbliższych latach rozwinąć się piłkarsko jeszcze bardziej. Postanowiliśmy go więc przepytać.

Urodziłeś się w Rybniku. Tam poniekąd zaczynałeś swoją przygodę z dorosłym futbolem. Po latach wróciłeś do ROW-u. Czy możesz powiedzieć, że Rybnik to Twoje miejsce na ziemi?

Tak, urodziłem się w Rybniku. Później wróciłem do niego drugi raz, gdzieś pół roku temu. Czy to jest moje miejsce na ziemi? To duże słowo. Ale lubię tu wracać, wpadać na treningi do chłopaków, których znam, zawsze jestem miło przyjęty, fajnie nam się rozmawia. Teraz jest w ROW-ie trener Dawid Jóźwiak, byłem ostatnio właśnie na treningu, też się pożegnać. I usłyszałem wiele ciepłych słów, podziękowania ze strony chłopaków i trenera.

Chciałbym w tym miejscu podziękować też kibicom. Zdecydowanie byli 12. zawodnikiem ROW-u, wspierali nas w każdym spotkaniu. Bez nich te mecze nie byłyby takie same.

Ale trudno stwierdzić, czy Rybnik to moje miejsce na ziemi, bo wciąż jestem młody, aż tak dużo jeszcze nie pograłem, ale lubię tu wracać, jak już mówiłem – sportowo i prywatnie, chciałbym jednak piąć się jak najwyżej, więc pogadamy o tym za kilka lat.

Wspomniałeś o trenerze Jóźwiaku. To bardzo młody trener. Jak oceniasz Waszą kilkumiesięczną współpracę?

Trener Dawid zaskoczył mnie swoim podejściem. Mimo czwartej ligi starał się wprowadzać ten profesjonalizm, oczywiście na tyle, na ile pozwalały mu środki. Bo nie oszukujmy się, w wielu klubach tego profesjonalizmu właśnie brakuje. Każdy trening w ROW-ie był przemyślany. Myślę, że tę współpracę mogę ocenić pozytywnie. Często rozmawiałem z trenerem – czy to prywatnie, czy na temat meczów i treningów. Choć był młodym szkoleniowcem, to nigdy się nie wymądrzał, nie patrzył na kogoś z góry, jak niektórzy mają dziś w zwyczaju. Zawsze dało się z nim o wszystkim porozmawiać. Kontaktowaliśmy się już przed moim przyjściem do Rybnika. Pytałem się: jak to będzie wyglądać? Nie obiecywał za dużo, a mimo to dał więcej, niż na początku miało być.

Kapitanem i jednocześnie grającym asystentem w ROW-ie jest Jan Janik. Czy to Twoim zdaniem jest taki prawdziwy lider?

Myślę, że nie mogło być lepszej osoby na to stanowisko. Z Jasiem znamy się już trochę, bo miałem 15 lat, gdy przychodziłem do ROW-u. Życzę każdemu, nie tylko na Śląsku, w szatni takiego lidera. Niewątpliwie jest to filar Rybnika od kilkunastu ładnych lat. Jak zaczynałem, to od razu go zauważyłem. Mam do niego ogromny szacunek, a prywatnie i na boisku jest to naprawdę świetny człowiek.

W ostatnich dniach zrobiło się głośno o transferze Bartosza Slisza do MLS. Pomocnik jest wychowankiem rybnickich drużyn, grał też pewien czas właśnie w ROW-ie. Czy reprezentant Polski jest dla Ciebie źródłem inspiracji? Marzysz o pójściu podobną drogą?

Rzeczywiście, ostatnio było głośno o transferze Bartka. Osobiście nigdy go nie poznałem. Nie mieliśmy też okazji razem grać w Rybniku z uwagi na różnicę wieku. Ale to na pewno duże wydarzenie dla miasta – najpierw debiut w reprezentacji, a teraz przenosiny do MLS. Czy stanowi dla mnie źródło inspiracji? Myślę, że w kwestii autorytetów spoglądam bardziej w stronę zagranicznej piłki. Ale na pewno transfer Bartka jest czymś dużym i każdy młody piłkarz marzy, by pójść podobną drogą.

No właśnie, jakie to zagraniczne inspiracje?

Od małego Luis Suarez. To taki typ napastnika, którego zawsze lubiłem obserwować, szczególnie za czasów gry w Liverpoolu, pazerny, z dużym ciągiem na bramkę. Na pewno też Leo Messi, idol do dziś. Myślę, że to takie dwie główne inspiracje. Był jeszcze jeden zawodnik, który imponował mi charakterem, a więc Zlatan Ibrahimović.

Będąc jeszcze zawodnikiem ROW-u, wziąłeś udział w turnieju Spodek Super Cup. Jak Twoje wrażenia? 

Bardzo duże wydarzenie, zwłaszcza dla fanów Górnika Zabrze, GKS-u Katowice, Banika Ostrawa i naszego ROW-u Rybnik. Kibicowsko wyglądało to fantastycznie, dla mnie to był zupełnie inny poziom. Nigdy nie miałem okazji grać przed taką publicznością. Spodek Super Cup to świetna inicjatywa i mam nadzieję, że będzie kontynuowana w następnych latach. Zrobiło to na mnie ogromne wrażenie, na tych młodszych chłopakach też, choć było widać po nich pewien stres. Myślę jednak, że zapamiętają to na długo.

Na turnieju miałeś okazję zagrać przeciwko GKS-owi Katowice, Podbeskidziu Bielsko-Biała czy słowackiej Podbrezovie. Kto zrobił na Tobie największe wrażenie? 

Wydaje mi się, że zwycięzca tego turnieju, czyli Podbrezova. Zaskoczyła mnie przygotowaniem fizycznym. Nie było tam zawodnika, który by o siebie nie dbał i nie wyglądał jak zwyczajny atleta, dobrze zbudowany fizycznie. Nie spodziewałem się, że tak to wygląda w tych drużynach, bo u Banika zauważyłem to samo. Wyglądali, jakby na co dzień grali na takiej hali, a nie na boisku.

Jakub Kuczera, ROW Rybnik, Spodek Super Cup
Zbigniew Harazim / zbyszkofoto.pl

Ale Ty chyba też możesz być zadowolony ze swojego występu. Strzeliłeś dwie bramki i byłeś wyróżniającą się postacią w drużynie ROW-u.

Raczej nie lubię sam siebie chwalić. Cieszę się, że ktoś inny twierdzi, że mój występ był poprawny czy dobry, bo to zawsze miłe. Dwie bramki albo tylko dwie bramki, bo mogłem ich strzelić więcej, zawsze wymagam od siebie dużo.

Zauważyłem, że na Spodek Super Cup swoją pracą często wspomagałeś defensora. Zdaję sobie sprawę, że warunki do gry były specyficzne i liczebność zespołów też inna. Ale to jakaś specjalna taktyka na ten turniej? 

To chyba wynikło bezpośrednio z gry. Nie ukrywam, że patrząc na te trybuny i liczbę kibiców, miałem ogromną ochotę do gry i do walki. Dało się zauważyć po przegranych meczach, że nie podoba mi się różnica, jaka była pomiędzy nami a innymi zespołami. Zabawa zabawą, ale zawsze taki turniej każdy by chciał wygrać i tak też do tego podchodziłem. Chciałem nastrzelać bramek, żebyśmy coś razem osiągnęli na tej imprezie. Niestety się nie udało. A ze wspomaganiem defensora to chyba przez uroki małego boiska, że każdy biega za każdym, i po prostu trzeba te kilka minut wybiegać na dużej intensywności.

Ta intensywność była większa niż na naturalnym boisku?

Trudno to ocenić przez hokejowe zmiany podczas gry. Boisko też było inne, pierwszy raz na takim grałem. Na normalnym się tak nie biega, że wracasz do obrony za każdym. I rzeczywiście mogła być ta intensywność większa, bo miało się już w głowie, że za chwilę dojdzie do zmiany. W rozgrywkach ligowych wygląda to zupełnie inaczej.

Ty możesz grać zarówno w ataku, jak i w środku pola. Gdzie czujesz się lepiej?

Zdecydowanie w ataku jako taka typowa „dziewiątka”. Mam ciąg na bramkę, uwielbiam to uczucie, gdy się strzeli. Wiadomo, na końcu najważniejsze są trzy punkty, ale mam swoje indywidualne cele, lubię mieć wpływ na mecz i poruszać się po polu karnym, by tych piłek jak najwięcej otrzymywać.

Grałeś już w trzeciej, a nawet drugiej lidze, ostatnio nieco niżej, ale teraz wracasz na czwarty poziom rozgrywkowy. Dostrzegasz dużą różnicę między kolejnymi szczeblami?

Różnica między drugą a trzecią ligą, przynajmniej tą naszą śląską (grupa trzecia – dop. redakcji), bo ją uważam za najmocniejszą, nie jest aż tak widoczna. Ale już między trzecią a czwartą ligą jest ona bardzo duża, czułem to teraz przez te pół roku w Rybniku.

Teraz przenosisz się do Unii Turza Śląska, która gra w trzeciej lidze. Dlaczego akurat Unia? Ciekawy projekt?

Jednym z głównych powodów był fakt, że znam trenera Kłusa, który był asystentem Jacka Trzeciaka w Wodzisławiu Śląskim. Cieszy mnie to, że zadzwonił, że pomyślał o mnie, bo nie spodziewałem się jego telefonu. Mówi się, że jeśli trener cię chce, to musisz iść do tego klubu, bo powinieneś grać. Wiadomo, trzeba dołożyć też ciężką pracę i udowadniać to, gdyż Unia na tej pozycji ma dobrych zawodników. Czekają mnie więc nowe wyzwania i ciekawa rywalizacja. To były główne powody. Ponadto odległość, bo z Rybnika do Turzy Śląskiej nie jest wcale daleko, a na tym mi też zależało.

Czyli przekonała Cię też wizja nowego trenera Unii? Bo Dariusz Kłus pracuje tam dopiero kilka tygodni. 

Tak. Znam dobrze trenera Kłusa, jego podejście do treningów, lubię go prywatnie, więc nic nie stało na przeszkodzie, by mu zaufać i przejść do Unii. A jak to wszystko wyjdzie? Przekonamy się za kilka miesięcy.

W trakcie zimowych przygotowań czeka Was sparing z ROW-em Rybnik. Co prawda to tylko mecz kontrolny, ale jednak zagrasz z byłym klubem i jednocześnie dużą częścią swojego piłkarskiego życia. Odbierasz to jako trudne doświadczenie czy bardziej okazję do pokazania się starym znajomym?

Do ROW-u podchodzę na luzie, cieszę się, że nastąpi takie spotkanie z chłopakami i trenerem, rozegramy sparing z dobrą krwią. Miałem już kiedyś okazję w Polonii Bytom grać przeciwko Rybnikowi i też to tak samo wyglądało. Na pewno też jeszcze szybciej chłopaków odwiedzę, żeby pogadać. Dla nich to będzie na pewno fajna przeprawa, bo przyjeżdża zespół z wyższej ligi. Na pewno będzie ciekawy mecz.

Podobne doświadczenia miałeś jesienią, kiedy jeszcze w barwach ROW-u mierzyłeś się z Odrą Wodzisław, swoim byłym klubem, w półfinale okręgowego Pucharu Polski. Strzeliłeś nawet bramkę. Jakie to uczucie?

Bardzo fajne, miałem sobie coś do udowodnienia. Też ten pierwszy ligowy mecz z Odrą, w którym musiałem opuścić boisko z powodu kontuzji, wykluczyła mnie ona na kilka spotkań.

Co do Odry – nie chcę się już z nikim drapać po czołach i przypominać pewnych sytuacji, bo moi najbliżsi wiedzą, jak wyglądała moja sytuacja w klubie. Szkoda tylko, że ktoś przedstawił wyłącznie jedną stronę, a zapomniał zapytać, jak to wyglądało z mojej. Więc ta bramka mnie na pewno ucieszyła, zresztą nie tylko mnie. To najlepsze podsumowanie.

Zbliża się piłkarska wiosna, choć do rywalizacji ligowej wracacie dość późno. Masz może jakieś cele indywidualne na resztę sezonu? Bo z drużynowych to na pewno utrzymanie Unii w lidze. 

Dokładnie, drużynowo na pewno utrzymanie, zrobimy wszystko, żeby utrzymać Unię w trzeciej lidze. A indywidualnie, jak już mówiłem wcześniej, strzelenie jak najwięcej bramek, na tym mi zawsze zależy, staram być się pazerny, oczywiście nie do przesady, to taki mój cel w każdym zespole i w każdym sezonie.

Czego zatem życzyć Ci na najbliższy czas? Bo bramek i utrzymania Unii to na pewno. Czego jeszcze?

Myślę, że zdrowia, bo tego nigdy nie ma za wiele, szczególnie w moim przypadku. Często ono u mnie szwankowało, jeśli chodzi o jakieś kontuzje, ale ostatnio jakoś sobie z tym chyba poradziłem. Na pewno też szczęścia, bo jest ono potrzebne i wierzę, że nie zabraknie go w trzeciej lidze.

Czujesz się gotowy na ten powrót?

Tak, ja cały czas szukałem klubu w trzeciej lidze, nawet pół roku temu. Gdzieś tam trenowałem na początku w Rybniku, by być w jak najlepszej formie. Byli chętni, ale ostatecznie zabrakło czasu i decyzji. Wtedy Jasiu (Janik – dop. redakcji) jako mój dobry przyjaciel spytał, czy nie chcę zostać i pomóc drużynie przez te pół roku, bo to na pewno byłoby dla niej duże wsparcie. I pomogłem, cieszę się z tej decyzji, zrobiłem dobrze. Przy okazji poznałem lepiej trenera Dawida Jóźwiaka i naprawdę mogę go polecić. Czuję się gotowy. Myślę, że kilka bramek wpadnie, zawsze jestem pewny siebie na boisku i poza nim, więc czuję, że cały czas byłem gotowy, tylko nie było szansy tego pokazać. Patrzę pozytywnie w przyszłość.

Czyli ROW wyciągnął do Ciebie pomocną dłoń. Rozumiem, że trzymasz kciuki za klub w finale okręgowego Pucharu Polski i jego utrzymanie w lidze? Pewne fundamenty postawiłeś jesienią. 

Tak, pół roku temu oboje wyciągnęliśmy do siebie pomocną dłoń. Zawsze będę trzymał kciuki za ROW, gdzieś mu prywatnie kibicował, bo tu się urodziłem i trochę czasu spędziłem w tej szatni, wchodząc do niej jako 15-letni chłopak, a wychodząc już jako mężczyzna, bo tam się wszystkiego nauczyłem z dorosłej piłki. Będę wpadał na mecze i wierzę, że te złe czasy klub ma już za sobą, utrzyma się i wygra finał, a potem już pójdzie wszystko z górki.

Teraz czas na małą abstrakcję. Wyobrażasz sobie powrót do ROW-u na koniec kariery i być może wtedy już grę pod wodzą trenera Janika? 

Trochę odległe pytanie, bo mam nadzieję, że jestem dopiero na początku tej kariery, bo na razie to była przygoda z piłką. Uważam, że karierę zaczyna się gdzieś na wyższych szczeblach. Ale też widzę kiedyś Jasia Janika w roli pierwszego trenera ROW-u Rybnik, bo to będzie najlepsza osoba na to miejsce. Wierzę, że gdy już wrócę, to już rzeczywiście będę spełniony w piłce i te marzenia niektóre będą już zrealizowane. Wtedy będzie można wspominać ten wywiad.

Tego Ci na pewno życzę. Czy wśród tych marzeń jest gra w ekstraklasie?

Oczywiście skupiam się na najbliższej przyszłości. Ale marzenia mam i wybiegają one ponad grę w polskiej lidze. Ktoś może powiedzieć, że jestem słaby i mi się nie uda, jednak ja takich ludzi nie słucham, bo uważam to za najgorsze, co można zrobić. Zawsze mam to w głowie. Nie jestem z tych, co by się poddali, mam duże ambicje, dużą pewność siebie, marzenia – mam je zamiar zrealizować!

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze