Trudno po meczach ze Szkocją i Portugalią szukać pozytywów. Reprezentacja Polski skompromitowała się w Porto tracąc 5 bramek. Następnie w kiepskim stylu uległa na Stadionie Narodowym reprezentacji Szkocji. Atmosfera wokół kadry jest zła. Wszyscy są świadomi tego, że pomysł Michała Probierza na reprezentację nie działa. Jest jednak w tym wszystkim promyk nadziei, że w kadrze może narodzić się nowy lider. Jakub Kamiński meczem ze Szkocją pokazał, że wraca do bardzo dobrej dyspozycji, z której znany był w Lechu Poznań. Czy może stać się lekarstwem na bolączki reprezentacji?
Przez ostatni rok Jakub Kamiński znajdował się poza polską drużyną narodową i przeżywał prawdopodobnie najgorszy okres w swojej piłkarskiej karierze. W poprzednim sezonie zagrał w 17 meczach Bundesligi, ale były to głównie krótkie epizody z ławki rezerwowych. Łącznie w całym sezonie uzbierał 465 minut. Trener Wolfsburga nie był fanem jego talentu. Nico Kovac bardzo rzadko na niego stawiał, a Kamiński nie pokazywał na boisku niczego, co mogłoby ten stan rzeczy zmienić. W swoim drugim sezonie w Wolfsburgu w niczym nie przypominał wielkiego talentu, który został kupiony za 10 milionów euro i miał podbić Bundesligę.
Nico Kovac nie wpuścił Jakuba Kamińskiego i przegrał w pucharze z Borussią Monchengladbach po golu w 120. minucie. pic.twitter.com/eOJjSppsyh
— Tomek Hatta (@Fyordung) December 5, 2023
W końcówce sezonu jego sytuacja nieco się poprawiła. Na ławkę trenerską Wolfsburga trafił Ralph Hassenhuttl i Kamiński otrzymał od nowego szkoleniowca czystą kartę. Wrócił na boiska Bundesligi w trzech ostatnich spotkaniach ligowych i zakończył sezon optymistycznym akcentem. Zanotował 2 asysty, które na koniec jego drugiego zagranicznego sezonu, okazały się być jedynymi liczbami Jakuba Kamińskiego. W sezonie 2023/2024 zagrał tylko jedno spotkanie w pełnym wymiarze czasowym. To było zdecydowanie za mało, by Michał Probierz mógł poważnie rozważyć jego kandydaturę w kontekście powołań na Euro 2024. Jeden z największych polskich talentów, nadzieja reprezentacji zaginęła na boiskach Bundesligi. Nie mógł w związku z tym wspomóc naszej drużyny na niemieckich boiskach, na których rozgrywany był tegoroczny europejski czempionat .
Najlepszy ze wszystkich
Sytuacja Jakuba Kamińskiego stała się w poprzednim sezonie bardzo trudna. W polskich mediach mówiło się o nim coraz mniej. Uciekał z radarów kibiców reprezentacji i wydawało się, że były zawodnik Lecha może podzielić losy wielu innych polskich talentów, które po wyjeździe za granicę stopniowo traciły swój blask. Było to bardzo zaskakujące, bowiem ze wszystkich wychowanków „Kolejorza”, którzy mieli zrobić wielką karierę, to właśnie Jakub Kamiński wydawał się być najbardziej obiecującym zawodnikiem. Urodzony w Rudzie Śląskiej skrzydłowy w chwili transferu wyglądał na gotowego na zagraniczne wojaże. Pod każdym aspektem piłkarskiego rzemiosła.
Do Ekstraklasy wchodził mając zaledwie 18 lat i niemal od razu stał się czołowym zawodnikiem „Kolejorza”. Do pierwszego zespołu świetnie wprowadził go Dariusz Żuraw, a Kamiński odpłacał się trenerowi świetną i przede wszystkim, skuteczną grą. Przez kilka sezonów w lidze zdołał wypracować sobie swoje firmowe zagranie: zejście z lewego skrzydła na prawą nogę i celny strzał na bramkę. Był poznańską, odwróconą, wersją Arjena Robbena, choć Kamińskiemu zdarzało się również asystować. W Lechu Poznań był liderem drużyny, która w 2022 roku zdobyła mistrzostwo Polski. Miał wówczas zaledwie 20 lat, a potrafił wziąć ciężar gry na siebie i był już doświadczonym zawodnikiem.
Kariera idealna
Mając 19 lat zadebiutował w seniorskiej reprezentacji Polski. Wcześniej był również kapitanem drużyny narodowej U-21. Przenosiny do Niemiec wyglądały na bardzo przemyślany manewr. Na dodatek Wolfsburg po transferze dał mu jeszcze pół roku w Poznaniu. Kamiński uczył się języka, był bardzo dobrze przygotowany do przeprowadzki również pod względem mentalnym. Wszystko w jego przypadku się zgadzało. Do pewnego momentu była to kariera niemal idealna.
Spośród nazwisk Kamila Jóźwiaka, Tymoteusza Puchacza, Dawida Kownackiego, Jakuba Modera czy Roberta Gumnego, to właśnie Jakub Kamiński miał zrobić największą karierę. Zagrał na mistrzostwach świata w Katarze, pierwszy rok za granicą dawał wiele powodów do optymizmu. W drugim sezonie w Bundeslidze coś poszło jednak nie tak. Polski skrzydłowy zmierzył się w sezonie 2023/2024 z bardzo poważnym kryzysem.
Nowy Jakub Kamiński
W wywiadzie dla „WP Sportowe Fakty” podkreślał, że w najtrudniejszym okresie w Wolfsburgu nie załamywał się i w ciszy dalej ciężko pracował. Zaznaczał, że trudna sytuacja w klubie wbrew pozorom wpłynęła na niego pozytywnie. Widać było po jego wypowiedziach, że buzowała w nim wola walki i chęć powrotu do formy, która predestynowałaby go do gry w reprezentacji Polski. Tłumaczył, że poprawił się pod względem zachowań na boisku, lecz również pewności siebie. Próbował usilnie pokazać, że mentalnie od zawsze był gotowy na grę pod presją wielkich oczekiwań.
„Neue Frisur, neuer Kuba”
Bardzo pozytywny arrtykuł o Kamyku na łamach Wolfsburger Allgemeine Zeitung
Kamiński:
– Tak, moja nowa fryzura to zewnętrzny sygnał, że wróciłem i zaatakuję 👊Poniżej najciekawsze fragmenty ⤵️ pic.twitter.com/IcZJsPAOKw
— Kuba Szlendak (@KubaSzlendak) July 25, 2024
Chciał w ten sposób rozpocząć nowy etap w swojej karierze, czego symbolem była nowa fryzura. Kamiński zmienił swój image ścianając włosy i farbując je na blond. Ale nowy etap rozpoczął przede wszystkim na boisku. Ralph Hasenhuttl chwalił go za pracę podczas okresu przygotowawczego. Polak uznawany był za największego wygranego przerwy między sezonami. Austriacki szkoleniowiec miał pomysł na wychowanka Lecha Poznań i od początku stawiał na niego na pozycji lewego wahadłowego. Niemiecka prasa sugerowała, że Kamińskiemu brakuje przebojowości typowej dla skrzydłowego. Wobec tego na lewą stronę defensywy miał pasować idealnie.
Powrót do gry
Rozpoczął sezon w pierwszym składzie i grał regularnie jako lewy wahadłowy Wolfsburga. W Bundeslidze na tym etapie sezonu zanotował już więcej minut niż w całej poprzedniej kampanii. Tylko jeden mecz przesiedział na ławce rezerwowych, ale spowodowane to było rekonwalescencją po złamaniu palca na jednym z treningów. Warto również dodać, że odegrał kluczową rolę w Pucharze Niemiec. W pierwszych dwóch rundach DFB Pokal zapisał na swoje konto 2 asysty. Miał swój udział przy wszystkich bramkach Wolfsburga w tych rozgrywkach.
Jakub Kamiński jest w świadomości polskich kibiców bardzo długo. Wielu zapomina przez to o tym, że ma on zaledwie 22 lata. Przyszłość wciąż należy do niego, a w Wolfsburgu robi wszystko, by ponownie coś znaczyć na europejskich piłkarskich salonach. Wrócił do regularnej gry w klubie, wrócił do formy i naturalny był również jego powrót do reprezentacji Polski. Z orzełkiem na piersi również intensywnie walczy o odzyskanie swojego statusu wielkiego talentu, na którym reprezentacja może opierać swoją grę.
Przeciętny powrót
Wobec powrotu do formy w Niemczech Michał Probierz zdecydował we wrześniu, że w końcu postawi na Kamińskiego. Na Euro na jego pozycji komplet minut rozegrał Przemysław Frankowski, a lewa strona boiska należała do Nicoli Zalewskiego, który wyrósł na lidera reprezentacji Polski. Wychowanek Lecha z Wolfsburga miał jednak coś do udowodnienia. Wracał do reprezentacji po niemal roku i chciał przekonać selekcjonera, że warto na niego stawiać. Wcześniej za kadencji Probierza zagrał tylko 19 minut w zremisowanym spotkaniu z Mołdawią. Później przestał grać w Wolfsburgu i wobec tego nie otrzymywał już powołań. Tej jesieni trener naszej kadry zdecydował, że rozgrywki Ligi Narodów podporządkuje testom, więc Kamiński swoją szansę również otrzymał.
Sprawdziłem jak Kozubal i jego 20 lat wyglądają na tle innych debiutantów w kadrze z Lecha. 🇵🇱
Nieznacznie młodsi byli Robert Lewandowski oraz Jarek Araszkiewicz.
19 lat mieli Jacek Bąk, Marcin Kamiński i Kuba Kamiński.
Jednak mniej niż 19 mieli Mirek Okoński i Karol Linetty.— Mateusz Jarmusz (@Jarmo_87) November 18, 2024
Wrócił do gry w narodowych barwach w wyjazdowym spotkaniu z Chorwacją. Zdecydowanie nie był to udany powrót, ale ten mecz był ogólnie bardzo zły dla całej drużyny Michała Probierza. To nieco ratowało ocenę występu Jakuba Kamińskiego. Piłkarz Wolfsburga był dosyć elektryczny w defensywie i kilkukrotnie prokurował zagrożenie pod bramką Łukasza Skorupskiego. Nie potrafił też pokazać się w ofensywie i był zdecydowanie mniej aktywny od Nicoli Zalewskiego. Próbował, ale nie skończyło się to niczym konkretnym. Kamiński po prostu utrzymał status quo na prawym wahadle reprezentacji Polski. Podobnie jak Przemysław Frankowski – był anonimowy z przodu i niepewny na własnej połowie. Nie przekonał wówczas nikogo, że warto na niego stawiać, ale jednocześnie nie przekreślił ostatecznie swojego nazwiska z listy kandydatów.
Pozytywne sygnały
Kolejną szansę otrzymał w domowym spotkaniu z Chorwacją i pokazał się z nieco lepszej strony. Wreszcie kibice reprezentacji mogli zobaczyć prawego wahadłowego w akcjach ofensywnych. Swobodnie poruszał się między formacjami Chorwatów, a raz znalazł się nawet sam na sam z Dominikiem Livakoviciem. Nie strzelił bramki, nie zanotował asysty, ale dał sygnał, że może w kadrze znaczyć coś więcej.
Mimo pozytywnych sygnałów było widać, że Kamiński w klubie regularnie gra na lewej stronie boiska. Na prawe wahadło był tylko opcją doraźną. Frankowski zawodził, ale Michał Probierz nie sprawdził jeszcze jednego polskiego prawego obrońcy występującego regularnie w Aston Villi.
Przełom ze Szkocją
Występu Kamińskiego z Portugalią w Porto lepiej nie komentować. Wszedł na boisko w 30 minucie spotkania po urazie Bartosza Bereszyńskiego i dostosował się poziomem do reszty swoich partnerów z defensywy. Portugalczycy regularnie go objeżdżali, ale w tamten piątkowy wieczór żaden z polskich piłkarzy nie potrafił zatrzymać Rafaela Leao i jego kolegów. Nie zrobił też różnicy w ofensywie, ale też żaden z reprezentantów Polski nie był w stanie tego w Porto dokonać. Występ Kamińskiego po prostu obnażył polskie oczywiste problemy na pozycji prawego wahadłowego. I ten stan rzeczy nie uległ zmianie. Prawa flanka w reprezentacji Michała Probierza wciąż kuleje. Jednak Jakub Kamiński odmienił swój wizerunek w kadrze meczem ze Szkocją.
To jest TEN Jakub Kamiński. Musieliśmy czekać na niego 2 lata, ale czekaliśmy właśnie na niego. #POLSCO pic.twitter.com/LQLEGEMtoi
— Maciej Klaczyński (@mklaczynskii) November 18, 2024
W poniedziałkowy wieczór na Stadionie Narodowym w Warszawie wyszedł w pierwszym składzie i od początku pokazywał się z dobrej strony. Gdy Szkoci atakowali – robili to po stronie Jakuba Kiwiora i Nicoli Zalewskiego, a Kamiński był w defensywie solidny i świetnie asekurował go Kamil Piątkowski. Najważniejsza zmiana w grze wahadłowego Wolfsburga nastąpiła w ofensywie. Był jednym z motorów napędowych drużyny Michała Probierza. Szukał swoich kolegów podaniami, nie bał się dryblingu i momentami widzieliśmy na Stadionie Narodowym „Kamyka”, który zachwycał kibiców Lecha w sezonie, w którym „Kolejorz” zdobywał mistrzostwo Polski.
Często zamieniał się stronami z Nicolą Zalewskim i szukał zejścia z lewego skrzydła na swoją prawą nogę. Już pod koniec pierwszej części spotkania zdecydowanie częściej przebywał na lewej flance i tak również rozpoczął drugą połowę. Zdecydowanie lepiej wyglądał na swojej nominalnej pozycji z Wolfsburga, a to znowu obnaża polski problem na prawym wahadle. Kamiński wreszcie grał przebojowo, ale niestety musiał zejść w 63 minucie z powodu urazu. Był to bezdyskusyjnie najlepszy mecz rozegrany w narodowych barwach.
Szkoda urazu Kuby, bo zagrał dzisiaj chyba najlepszy mecz w reprezentacji.#POLSCO https://t.co/0Mtndoqo5K
— Antek Malinowski (@AntMalinowski_) November 18, 2024
Ktoś będzie ofiarą?
Dwa najlepsze punkty polskiej ofensywy w spotkaniu ze Szkocją, czyli Nicola Zalewski oraz właśnie Jakub Kamiński najlepiej spisują się grając na lewym wahadle. Oni kreowali sytuacje kolegom i sami stwarzali zagrożenie pod bramką Szkotów. Michał Probierz musi więc poszukać innego pomysłu, na któregoś z tych piłkarzy. Nicola Zalewski to ogromna wartość dodana dla polskiej ofensywy, ale nie jest wirtuozem gry w obronie. Nie gra w klubie, ale na lewej stronie czuje się naturalnie. Natomiast Kamiński jest w stanie pokazać pełnię swoich możliwości również na stronie Zalewskiego.
Liga Narodów miała pokazać, że reprezentacja Polski pod batutą Michała Probierza idzie w dobrym kierunku. Jesień 2024 miała rozjaśnić sytuację na placu budowy selekcjonera, ale nawet ostatni mecz zapewnił trenerowi kolejne powody do rozważań nad składem personalnym reprezentacji. Nasza drużyna wciąż cierpi na wakat na prawym wahadle – Przemysław Frankowski po prostu zawodzi. Natomiast na lewej stronie boiska Polska cierpi na kryzys urodzaju.
Jakub Kamiński meczem ze Szkocją pokazał, że on również może stanowić o piękniejszej i ofensywnej twarzy naszej reprezentacji. Ten fakt na pewno cieszy, bowiem poprzedni sezon mógł nieco zaburzyć postrzeganie wychowanka Lecha przez kibiców reprezentacji. A to wciąż jest młody piłkarz o ogromnym potencjale. Michał Probierz musi zauważyć to, że „Kamyk” regularnie gra w klubie, a w reprezentacji wysyła mu pozytywne sygnały.