Jak triumfować i nie zwariować – mistrzowskie aspiracje Legii Warszawa


Zasiadająca obecnie na ligowym szczycie ekipa Aleksandara Vukovicia jest na najlepszej drodze do osiągnięcia krajowego mistrzostwa

20 maja 2020 Jak triumfować i nie zwariować – mistrzowskie aspiracje Legii Warszawa
Rafał Oleksiewicz / PressFocus

Ten sezon to bez wątpienia prawdziwa, mająca wiele nietuzinkowych zwrotów akcji huśtawka boiskowej formy w wykonaniu popularnych "Wojskowych". Legia zaczęła go średnio, by w perspektywie czasu osiągać coraz lepsze rezultaty, co dało jej możliwość zadomowienia się na prestiżowym fotelu lidera PKO BP Ekstraklasy. Jej aktualna punktowa przewaga pozwala z optymizmem patrzeć na najbliższą ligową przyszłość, a klubowe finanse, dzięki rozsądnym transferowym posunięciom, mają jeszcze większą wartość.


Udostępnij na Udostępnij na

Warto jednocześnie dodać, że to właśnie w szeregach Legii występuje najdrożej sprzedany piłkarz w historii ligi, który już niebawem zasili jedną z drużyn czołowych europejskich rozgrywek. Przywołany tutaj Radosław Majecki już tego lata przeniesie się do jednego z francuskich potentatów – AS Monaco, w którym gra aktualny reprezentant Polski, Kamil Glik. Na szczególną uwagę zasługują okazałe sezonowe nabytki, dzięki którym gra stołecznej drużyny wygląda znacznie lepiej, niż było to przed rokiem. Czy obecny wicemistrz ma wystarczająco dużą liczbę asów w swym rękawie, aby po rocznej przerwie podnieść ekstraklasowe trofeum?

Niewykorzystane okazje lubią się mścić – letnia odbudowa „Wojskowych”

Po kompromitującym, zakończonym druzgocącą dla warszawian klęską poprzednim ekstraklasowym sezonie przyszedł najwyższy czas, by na dobre zająć się fundamentalnym odrestaurowaniem ekipy z Łazienkowskiej. Mając na uwadze wieloletnie i konsekwentnie realizowane cele włodarzy stołecznego klubu, brak oczekiwanego mistrzostwa stał się najważniejszym z powodów rewolucji, której początki sięgają lata ubiegłego roku.

Słaba piłkarska dyspozycja, nieustanna presja kibiców, jak i nieprzyjemne trenerskie zawirowania to tylko niektóre z bolączek, jakie przytrafiły się Legii podczas zakończonego zdobyciem drugiego miejsca ubiegłego sezonu. Nie namyślając się długo, sprawnie i z pozytywnym skutkiem podjęto szereg zmian mających na celu przywrócenie jej dawnego blasku i zdobycie upragnionych trofeów.

https://twitter.com/zlazienkowskiej/status/1139838395222568960

Już w letnim oknie transferowym z klubem pożegnało się kilku legendarnych graczy, którzy jednak zdaniem trenera Vukovicia nie zasłużyli na bycie pełnoprawnymi legionistami. Byli to doświadczeni dawni klubowi gwiazdorzy, tacy jak Arkadiusz Malarz, Kasper Hamalainen, Michał Kucharczyk i Miroslav Radović. Z Legią pożegnali się także mający krótszy staż obcokrajowcy, po których spodziewano się znacznie lepszej gry od tej, którą pokazali. Do tego grona należy zaliczyć przede wszystkim byłego króla strzelców ekstraklasy, Carlosa Lopeza Huescę „Carlitosa” oraz młodego utalentowanego Chorwata, Sandro Kulenovicia.

Na półrocznym wypożyczeniu swój staż w wicemistrzu Polski także zakończył Portugalczyk Iuri Medeiros, którego na skutek kiepskiej dyspozycji postanowiono oddać do Sportingu. Nie skorzystano tutaj z jego możliwego transferu, który mógł zostać sfinalizowany po wpłacie ustalonej wcześniej kwoty 6 milionów euro.

– Zawsze marzyłem, że jak już będę odchodził z Legii, to będzie jakieś fajne pożegnanie, pełny stadion, będę mógł wyjść z rodziną do kibiców, pomachać im. To najbardziej boli, że nie pozwolono mi godnie się pożegnać. Wiele osób chciałoby, abym przez swoje rozgoryczenie uderzył teraz w klub. O nie. To mój klub, to moje miasto. Tak, mam żal o to pożegnanie i zawsze to we mnie zostanie. Chciałbym podziękować kibicom, pracownikom, każdemu, z kim miałem przyjemność współpracować – tak swoje początkowo niedoszłe pożegnanie wspominał skrzydłowy Miroslav Radović w rozmowie dla Legia.net

Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło

Pozostawiono natomiast na stanowisku trenera byłego wieloletniego asystenta – Serba Aleksandara Vukovicia, który już od kwietnia zeszłego roku sprawuje tę funkcję. Dostał od kierownictwa pełny kredyt zaufania, co jak się później okazało, było trafnym wyborem. Swoimi trenerskimi decyzjami znacznie ożywił grę warszawskiej drużyny, a także w dużym stopniu poprawił atmosferę w zespole, która jeszcze nie tak dawno była w opłakanym stanie za sprawą poprzedniego menedżera, Ricardo Sa Pinto. W miejsce niedawnych kadrowych ubytków nadeszły świeże boiskowe siły, które w krótkim czasie stały się pierwszymi trenerskimi wyborami, wnosząc przy tym dużo jakości i efektywności.

Na Łazienkowską zawitali m.in. wielokrotny reprezentant Litwy i były skrzydłowy Jagiellonii, Arvydas Novikovas, gruziński weteran środka pola i niedawny gracz Górnika, Valerian Gvilia, oraz doświadczony reprezentant Polski z zagraniczną przeszłością, napastnik Paweł Wszołek. Na uwagę zasługuje też pojawienie się w drużynie brazylijskiego skrzydłowego, Luquinhasa. W celu lepszej boiskowej przydatności z lewego skrzydła został on przesunięty na pozycję ofensywnego pomocnika.

Piłkarz ten z dorobkiem ośmiu asyst przewodzi klasyfikacji całej PKO BP Ekstraklasy. W dodatku coraz więcej czasu na grę zaczęli otrzymywać niedostrzegani przez dawnych szkoleniowców przedstawiciele akademii Legii Warszawa. Z ich grona najwięcej boiskowych minut zyskali tacy piłkarze jak Michał Karbownik, Mateusz Praszelik oraz Maciej Rosołek.

Europa jednak za mocna – nieudane pucharowe eliminacje

Nie bez echa odbiła się także ostatnia europejska pucharowa przygoda, która jednak mimo usilnych starań nie przyniosła pozytywnego skutku. Była to już trzecia z rzędu nieudana letnia potyczka o osiągnięcie grupowego szczebla wyczekiwanych rozgrywek (Liga Mistrzów, Liga Europy). Ta edycja została zakończona na ostatniej prostej w 4. rundzie kwalifikacyjnej Ligi Europejskiej po porażce z Glasgow Rangers (0:1).

Chociaż po drodze Legia zdołała wyeliminować aż trzech przeciwników, to prezentowany styl oraz końcowe rezultaty pozostawiały wiele do życzenia. O piłkarskiej słabości świadczyły m.in. dwa bezbramkowe wyjazdowe remisy z niżej notowanymi rywalami, takimi jak ekipy z Gibraltaru i Finlandii. Po pracowitym lecie było wiadomo, że Legia ma wiele do udowodnienia, ale (po raz kolejny) jedynie na krajowym podwórku.

Piłkarska jesień średniowiecza – trudne początki nowego sezonu

To, co złego przydarzyło się Legii kilka miesięcy wcześniej, zaczęło zaglądać w oczy także jakiś czas później. Mimo odważnych decyzji i kluczowych korekt jesienna ligowa sytuacja legionistów zaczęła do złudzenia przypominać tę z ubiegłej wiosny. Przebudowana latem Legia niezmiennie popełniała sporo defensywnych błędów, znajome wydawały się także liczne zmarnowane okazje oraz powolne, niestabilne tempo gry. Na domiar złego znacznym wahaniom ulegała lokata w tabeli, która w niektórych momentach sięgała nawet okolic jej środka. Było to spowodowane porażkami w kilku kluczowych meczach, które z perspektywy ligi znaczą bardzo wiele, wpływając istotnie na układ tabeli.

Szczególnie dużą wagę przykładano do wyjazdowej klęski „Wojskowych” w szlagierowym meczu z obecnym mistrzem Polski, Piastem Gliwice (0:2). Po tym właśnie spotkaniu o wyjątkowo mocny w słowach komentarz pokusił się sam kapitan przegranych, obrońca Artur Jędrzejczyk. Chluby nie przyniosła także wyjazdowa potyczka z Jagiellonią (0:0) oraz dwa nie najlepiej rozegrane spotkania z Pogonią Szczecin (1:2, 1:3). Nie brakowało wielu negatywnych komentarzy w kontekście postawy całego zespołu, na które to wielokrotnie na konferencjach prasowych odpowiadać musiał sam szkoleniowiec. Jak się niebawem okazało, warszawska Legia nie powiedziała wtedy ostatniego słowa.

Wsiąść do pociągu mistrzowskiego – powrót do właściwej formy

Choć pierwsze miesiące sezonu wprawiały włodarzy Legii w niemały zawrót głowy, z czasem zaczęło to ulegać coraz większym zmianom. Z meczu na mecz gra poprawiała się, za czym jednocześnie szły kolejne mniej lub bardziej efektowne zwycięstwa. Perspektywa patrzenia w przyszłość nie była już utrapieniem, a systematyczne klubowe cele stawały się bliższe do osiągnięcia. Sprowadzeni latem piłkarze rozkręcali się z meczu na mecz, o czym świadczy szereg odniesionych zwycięstw z rzędu na przełomie ostatnich miesięcy 2019 roku. Od października do połowy grudnia warszawski zespół nie poniósł żadnej domowej porażki, wygrywając przy tym wszystkie swoje spotkania przy Łazienkowskiej.

We wspomnianym czasie złotymi zgłoskami zapisana została rekordowa, najwyższa od 1972 roku, wygrana Legii w meczu z krakowską Wisłą (7:0). Podobnego wyczynu „Wojskowi” dokonali w Pucharze Zdobywców Pucharu 48 lat temu, pokonując islandzki Vikingur Reykjavik stosunkiem aż dziewięciu bramek. Triumf nad „Białą Gwiazdą” miał jeszcze jedno kluczowe znaczenie różnicą tylu bramek nie wygrał żaden ekstraklasowy zespół od 15 lat. Wtedy też pierwszy na polskich boiskach, jak również w całej dotychczasowej karierze hat-trick skompletował bramkostrzelny Gwinejczyk Jose Kante. Choć stanowił on ważne zespołowe ogniwo, największym beneficjentem nowego klubowego ładu stał się będący wówczas w życiowej formie Jarosław Niezgoda.

Pierwszy Jarosław ekstraklasy – sezonowa przygoda Jarosława Niezgody

Ubiegła jesień to niewątpliwie najlepszy w piłkarskim życiu sezonowy okres w wykonaniu wychowanka Wisły Puławy, wieloletniego zawodnika Legii, Jarosława Niezgody. Napastnik ten dzięki asyście oraz bramkom zyskał miano gracza miesiąca listopada, zapisując do klasyfikacji kanadyjskiej aż 5 punktów. Jego cztery trafienia w dużym stopniu pozwoliły mu zyskać miano lidera klasyfikacji strzelców ekstraklasy na koniec poprzedniego roku.

W ciągu 20 spotkań aż 14-krotnie było mu dane pokonywać bramkarzy rywali i z pewnością zrobiłby to jeszcze kilka razy. Nie umknęło to uwadze szkoleniowca stołecznego klubu, który w wyjątkowo pochlebnych słowach podczas wywiadu wypowiedział się na temat jego skuteczności. Trener Vuković zasugerował, że gdyby Niezgoda utrzymał formę i dalej tak strzelał, wówczas miałby szansę zostać „pierwszym Jarosławem w kraju”.

– Jarosław Niezgoda jest w coraz lepszej formie. Doskonale go znam, jak i wielu z państwa. Nie zawsze jest w pełni widoczny, ale ma coś, czego się nie kupi ani nie wytrenuje. Przychodzi moment, w którym potrafi to wykorzystać. Miał długą przerwę, ale to człowiek, na którego warto stawiać. Second most important Jarosław in the country (Drugi najważniejszy Jarosław w kraju) – powiedział szkoleniowiec Legii Aleksandar Vuković w wywiadzie dla portalu wPolityce.pl

Taki stan rzeczy sprawił, że młody napastnik stał się pierwszym transferowym celem jednego z amerykańskich potentatów. Występujący w MLS Portland Timbers nieustannie zabiegał o jego sprowadzenie, co zostało ostatecznie sfinalizowane w styczniu bieżącego roku. Po krótkich negocjacjach obie strony doszły do porozumienia, a sama transakcja wyniosła 3,8 miliona dolarów, czyli około 3,6 miliona euro. Biorąc pod uwagę potencjał i aktualne możliwości byłego gracza Ruchu, kwota ta mogła być znacznie wyższa od tej, którą zapłacono. Wystarczyło jedynie poczekać na dalszy rozwój wydarzeń oraz pozwolić mu dokończyć trwający obecnie sezon na polskich boiskach.

Podsumowanie ligowej jesieni

Po 20 kolejkach pierwszego sezonowego półrocza byli mistrzowie Polski zajmowali tak bardzo przez nich upragniony fotel lidera. Legia miała wówczas dwupunktową przewagę nad drugą w tabeli Cracovią oraz trzy punkty zaliczki nad trzecią Pogonią. W tamtym momencie warszawski zespół mógł się także poszczycić najlepszą bramkową skutecznością w przekroju całej ligi. Podopieczni Aleksandara Vukovicia aż 40-krotnie trafiali do siatki rywala, z czego lwią część, asystując lub strzelając, wykonał Niezgoda.

Patrząc na grę obecnych wicemistrzów Polski, z meczu na mecz ulegała ona coraz większym zmianom. Częściej grali oni na jeden kontakt, wywierali przybierający na sile pressing na rywalach, a tempo gry było szybsze od poprzedniego. Na szczególną uwagę zasługiwały występy Michała Karbownika, który na skutek kontuzji dwóch lewych obrońców musiał mierzyć się ze swoją nienaturalną pozycją. Ten młody środkowy pomocnik jako lewy defensor radził sobie doskonale, wnosząc przy tym wiele jakości, jeśli chodzi o szybkość, technikę i umiejętności. Znacznej korekcie uległa także gra defensywna, w której znaczący udział mieli wszechstronny obrońca Artur Jędrzejczyk oraz doświadczony pomocnik Domagoj Antolić.

Zmian ciąg dalszy – zimowe przygotowania oraz transferowe uzupełnienia

To, jak Legia prezentowała się pod koniec ubiegłego roku, dało jednoznaczny dowód, iż po dawnych problemach pozostały już tylko wspomnienia. Mając za sobą niezwykle udaną jesień, „Wojskowi” z jeszcze większym impetem wkroczyli w czekającą ich po zimowej przerwie rundę wiosenną. Przystąpili do niej bez najlepszego strzelca, Jarosława Niezgody, który w stosunkowo niedługim czasie doczekał się prawowitego następcy. Został nim doskonale znany Jose Kante, który w czasie jesiennego okresu wykreował wiele boiskowych sytuacji oraz zdobył kilka kluczowych goli. Choć początkowo pełnił rolę rezerwowego, niejednokrotnie wychodził do gry w pierwszym składzie, grając u boku sprzedanego do MLS snajpera.

Do piłkarskiej wiosny Legia przystąpiła po niezwykle pracowitym okresie przygotowawczym i z bagażem nowych, sprowadzonych zimą graczy. Nie oznaczało to jednak pozostawienia w swoich szeregach wszystkich dotychczasowych zawodników kilku z nich zdecydowano się sprzedać lub wypożyczyć. Legię opuścili m.in. wytransferowany do Olympiakosu Pireus portugalski pomocnik Jonathan Cafu oraz wypożyczony do Panathinaikosu węgierski skrzydłowy, Dominik Nagy.

Zespół zasilili znaczący dla swoich poprzednich ekip piłkarze, tacy jak Mateusz Cholewiak, Piotr Pyrdoł i Bartosz Slisz. Dodatkowo Legia zakontraktowała wielokrotnego reprezentanta Czech, Tomasa Pekharta, którego CV jak na polskie warunki może nieco zaskakiwać. Piłkarz ten w swojej wieloletniej karierze odwiedził już takie kluby jak Ingolstadt, Las Palmas czy Tottenham.

Autostrada do czempiona – wiosenna forma i przymusowy postój

Po pracowitym dla Legii zimowym okresie przygotowawczym nadszedł wyczekiwany czas powrotu na najlepsze ligowe boiska. Powrót ten, choć stosunkowo udany, z powodu nadejścia pandemii koronawirusa okazał się niezwykle krótki. W regulaminowym terminie rozegrano tylko sześć ligowych kolejek, w których warszawska Legia zdołała odnieść aż cztery ligowe zwycięstwa. Dało jej to solidną przewagę nad resztą stawki, dzięki czemu umocniła się na ligowym szczycie tabeli. Aktualnie wyprzedza ona o osiem punktów Piasta Gliwice oraz ma dziewięciopunktową przewagę nad Cracovią, Lechem i Śląskiem.

Dorobek ten został zdobyty przy sporym udziale nowego zespołowego lidera, którym na dzisiaj pozostaje Jose Kante. We wspomnianym czasie zdołał on zaliczyć cztery bramki i jest obecnie najlepszym aktywnym strzelcem „Wojskowych” w bieżących rozgrywkach. Na swoją debiutancką bramkę zapracował również nowy czeski napastnik, Tomas Pekhart, któremu wystarczył do tego zaledwie jeden kontakt z piłką. Gol z Jagiellonią (4:0) okazał się dopiero pierwszym, ale zapewne nie ostatnim akcentem jego boiskowych występów na polskich boiskach. Choć po jednym z meczów nabawił się lekkiej kontuzji, nie wykluczyło go to z dalszych sezonowych treningów i przygotowań. Swoją premierową bramkę, zdobytą w prestiżowym wygranym meczu z Lechią (2:0), zaliczył też były gracz Śląska, Mateusz Cholewiak.

W czasie niespodziewanej przerwy piłkarze warszawskiej Legii zostali poddani blisko miesięcznej domowej kwarantannie, trenując indywidualnie na bazie przygotowanych filmowych instrukcji. Po tym okresie przeszli testy na obecność koronawirusa, które u wszystkich zawodników dały wynik negatywny. Pozwoliło im to na wznowienie regularnych treningów, dzięki którym mogą z powodzeniem szykować się na planowane dokończenie rozgrywek.

Objawienie sezonu z transferowym rekordem – Bartosz Slisz w Legii

Śledząc uważnie ostatnie ligowe transfery, nie można przejść obojętnie wobec jednej z kluczowych transakcji stołecznego klubu. Jej uczestnik, Bartosz Slisz, został sprowadzony za 1,5 miliona euro, co jak na tak młodego gracza znaczy stosunkowo wiele. Były pomocnik Zagłębia Lubin odznacza się wyjątkowym piłkarskim talentem, a jego pracowitość i chęć do gry zostały należycie docenione. Na dodatek kwota, którą na niego wydano, stanowi klubowy rekord transferowy.

Slisz jest młodzieżowym reprezentantem Polski oraz adeptem akademii Zagłębia Lubin mającej w swoich szeregach kilku wartościowych, grających w ekstraklasie piłkarzy. Występuje on na pozycji defensywnego lub środkowego pomocnika, w trwającym sezonie był podstawowym graczem „Miedziowych”. Jak na razie w legijnych barwach zaliczył jedynie 17 minut, ale z perspektywy czasu zapewne będzie ich znacznie więcej. Co pokaże i jak potoczą się jego losy w stolicy na to przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać.

Być albo nie być – Legia o krok od mistrzostwa

Nie ulega wątpliwości, że wznowione pod koniec maja rozgrywki PKO BP Ekstraklasy dadzą nam odpowiedź na szereg nurtujących pytań. Jednym z nich jest rozstrzygnięcie mistrzowskich aspiracji Legii, która w tej kwestii ma niemal wszystko w swoich rękach. Prowadzi w tabeli, dysponuje szeroką i odpowiednio dobraną kadrą, a jej ostatnie występy dostarczały wielu emocji nawet prawdziwym koneserom futbolu. Jak pokazują jej ostatnie sprawozdania, zespół solidnie przepracował czas wymuszonej pandemią rozłąki i z niecierpliwością czeka na dalsze sezonowe rozstrzygnięcia.

Najważniejsze, co może zaburzyć legionistom spokój, to brak zachowania meczowego rytmu, spowodowany nagłym wybuchem pandemii COVID-19. Ich ostatni mecz rozegrany został na początku marca, tak więc trudno stwierdzić, jak poradzą sobie w obliczu nowej sytuacji. Warto również wspomnieć o nieustannej presji, jaką włodarze stołecznego klubu wywierają na swoich piłkarzy już od wielu lat. Gdy klub nie wygrywa, są oni narażeni na dotkliwe obniżki wynagrodzenia, utratę swojej dotychczasowej roli, a nawet zwolnienie.

Co przyniesie i jak zakończy się obecny ekstraklasowy sezon, dowiemy się o tym niebawem. Pewne jest natomiast, iż będąca na ligowym szczycie Legia do końca rozgrywek może z powodzeniem korzystać ze swojej najcenniejszej perełki. Sprzedany za rekordową sumę 7 milionów euro Radosław Majecki spędzi swoje ostatnie ligowe miesiące w ramach półrocznego wypożyczenia. Dopiero tego lata zasili niedawnego francuskiego potentata, AS Monaco, w którym od lat występuje wieloletni reprezentant Polski Kamil Glik.

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze